Mój przyjaciel, szef oddziału neurochirurgii w jednej z berlińskich klinik, mawia, że w medycynie, jak w miłości, nie powinno się używać słów „zawsze” i „nigdy”. Bo zdarzają się takie sytuacje, gdy... No właśnie, co? Najbezpieczniej byłoby powiedzieć, że przy obecnym stanie wiedzy nie potrafimy wyjaśnić przebiegu choroby. Nigdy zresztą my, lekarze, nie posiądziemy pełnej wiedzy o człowieku, a do tego powinniśmy podchodzić z pokorą.
Na przykład glejaki, mówiąc fachowo: glejopochodne guzy nowotworowe o wysokim stopniu złośliwości, czyli rodzaj śmiertelnych nowotworów — te na pewno uczą pokory. Pacjenci nieleczeni żyją średnio trzy, cztery miesiące; leczeni wszelkimi dostępnymi metodami — około roku. Mam jednak pacjenta, który żyje już osiem lat. To starszy ksiądz, bardzo pobożny, kustosz jednego z sanktuariów maryjnych, w którego remont był niesłychanie zaangażowany. Wydawało się, że ma przed sobą najwyżej dwa lata życia. Ktoś głęboko wierzący mógłby uznać, że widać taka była wola boska — dwa lata to w sam raz, by skończyć odnawianie sanktuarium. Tyle że remont już dawno się skończył, a mój pacjent żyje i ma się dobrze.
Więcej możesz przeczytać w 19/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.