Doktor rynek oducza palenia
Rząd Kanady rozważa możliwość obniżenia podatków osobom, które rzucą palenie. W niektórych przedsiębiorstwach w USA uruchomiono fundusze premiowe dla osób zrywających z nałogiem - za rzucenie palenia otrzymują one 400-500 dolarów. - Firmom to się opłaca, ponieważ palacze są dużo droższymi pracownikami niż osoby niepalące. Rocznie każdy z nich spędza aż 18 dni na papierosowych przerwach w pracy - mówi prof. Monica Belcourt, specjalista w dziedzinie zarządzania zasobami ludzkimi na Uniwersytecie York w Wielkiej Brytanii.
Już kilka lat temu firma Philips Lighting Poland w Pile zorganizowała miesięczną akcję dla pracowników chcących rzucić palenie. Rozdawano gumę Nicorette, zatrudniono psychologów, którzy tłumaczyli, jak sobie radzić z uzależnieniem. Na zakończenie przeprowadzono ankietę, w której jedna czwarta palących zadeklarowała zerwanie z nałogiem. Do rzucenia palenia nawoływano też w PKO BP. Andrzej Widerszpil, prezes Optimusa, przestał palić, chcąc zachęcić swoich pracowników do zerwania z nałogiem.
Coraz częściej pracodawcy zastanawiają się, czy osoba nie umiejąca zapanować nad uzależnieniem od palenia tytoniu może być dobrym pracownikiem. Czy ktoś, kto świadomie szkodzi swemu zdrowiu, będzie potrafił twardo bronić interesów firmy? Czy osoba niezdolna odmówić sobie błahej przyjemności będzie umiała się oprzeć znacznie silniejszym pokusom, którymi konkurenci mogą próbować ją przekupić?
Wojny nikotynowe
Od początku 2004 r. w Norwegii ma obowiązywać zakaz palenia w restauracjach, barach, nocnych klubach, hotelach oraz kawiarniach. Zostaną zlikwidowane nawet wydzielone strefy dla palaczy. Od kilku lat podobne regulacje obowiązują w Kalifornii, a od grudnia ubiegłego roku również w Nowym Jorku. Burmistrz Michael Bloomberg uznał, że skoro on mógł przestać palić, może to zrobić każdy. Ograniczenia dla palaczy wprowadzono niedawno w Grecji, Irlandii, Nowej Zelandii oraz w Pakistanie. W Tokio obowiązuje już zakaz palenia na głównych ulicach: od listopada 2002 r. złamanie tego przepisu kosztuje 20 tys. jenów (650 zł). W hrabstwie Montgomery w amerykańskim stanie Maryland palacz może zostać ukarany grzywną do 750 USD (3 tys. zł), jeśli dym z papierosa dotrze do nozdrzy osoby postronnej.
W Polsce w miejscach pracy wolno palić tylko w wydzielonych pomieszczeniach, a w wielu firmach obowiązuje całkowity zakaz palenia. W Mokotów Business Park, gdzie pracuje 9 tys. osób, zatrudnieni w większości korporacji mogą palić jedynie przed budynkami. Podobne restrykcje wprowadzono na większości polskich uczelni oraz na lotniskach, dworcach i w pociągach. W pubach i restauracjach palenie jest dozwolone tylko w wyznaczonych salach lub w ogóle jest zakazane.
Twardzi palacze
W 1950 r. prof. Richard Doll z uniwersytetu w Oksfordzie opublikował artykuł, w którym opisał zależność między paleniem tytoniu oraz ryzykiem zachorowania na raka płuc. Od tej pory liczba palaczy stale maleje. W połowie lat 70. w kampanię antynikotynową zaangażował się brytyjski rząd, a w następnych 20 latach liczba palaczy na wyspach zmniejszyła się o 20 proc. Podobnie działo się w Polsce: w latach 70. paliło 80 proc. mężczyzn, obecnie po papierosa sięga niespełna 50 proc. W większości państw europejskich palacze wciąż stanowią co najmniej trzecią część społeczeństwa.
Prof. Wojciech Drygas, ekspert Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), nazywa tę grupę twardymi palaczami.
Aż 80 proc. palaczy deklaruje, że choć raz starali się rzucić palenie. Udało się tylko trzem osobom na sto. Na krótką metę dobre wyniki w walce z paleniem przynosi podniesienie cen papierosów. Według danych WHO, w krajach rozwiniętych wzrost ceny wyrobów tytoniowych o 10 proc. powoduje spadek ich konsumpcji o 4 proc., a w państwach biednych o 8 proc. Na dłuższą metę podnoszenie cen powoduje jednak wzrost przemytu, co potwierdza przykład Stanów Zjednoczonych, dokąd w latach 70. na ogromną skalę szmuglowano papierosy z Kanady.
Zły przykład
Najgorsze efekty zwalczanie nikotynowego nałogu przynosi wśród nastolatków i dwudziestolatków, którzy palą dwukrotnie częściej niż przedstawiciele innych grup wiekowych. Według badań WHO, aż 80 proc. nastolatków sięga po papierosa, widząc, jak palą ich idole. W 1989 r. amerykańska branża filmowa wprowadziła zakaz promowania palenia na ekranie. Na niewiele się to jednak zdało, bo koncerny tytoniowe coraz więcej płaciły producentom za to, by papierosy pojawiały się w ustach gwiazd. W efekcie w latach 2000-2001 liczba scen filmowych, w których główny bohater palił, wzrosła o połowę w stosunku do lat 1996-1997. Papierosy paliły na ekranie największe hollywoodzkie gwiazdy, m.in. Sharon Stone, Julia Roberts, Robert De Niro, Brad Pitt, Kevin Costner, Nicolas Cage i Leonardo DiCaprio. Podobnie było w Polsce - na ekranie z papierosem pojawiali się m.in. Krystyna Janda, Grażyna Szapołowska, Bogusław Linda, Marek Kondrat, Janusz Gajos oraz Cezary Pazura.
Papierosy przed sądem
Już w latach 60. przedmiotem antynikotynowej krucjaty stały się koncerny tytoniowe. Wówczas pozwy przeciwko nim kierował John F. Banzhaf III, amerykański prawnik, który zaangażował się w kampanię na rzecz usunięcia reklam tytoniu z telewizji, wprowadzenia zakazu palenia w samolotach, pociągach i autobusach. W latach 90. przez amerykańskie sądy przetoczyła się fala procesów, w których palacze żądali od koncernów tytoniowych pieniędzy za utratę zdrowia wskutek palenia. W 2001 r. sąd w Kalifornii nakazał firmie Philip Morris wypłacenie Richardowi Boekenowi 3 mld USD odszkodowania. Ostatecznie sąd wyższej instancji zmniejszył tę sumę do 100 mln dolarów. 57-letni Boeken zmarł, zanim dostał choć dolara z tej sumy.
W Polsce pierwsza sprawa przeciw producentowi papierosów zakończyła się dwa lata temu przegraną powoda. Sąd oddalił pozew Sławomira Lubicza, który domagał się od dwóch firm tytoniowych 10 mln zł odszkodowania za to, że produkowane przez nie papierosy przyczyniły się do śmierci jego matki. Sprawę sądową wygrał natomiast Mirosław Chmiel, górnik pracujący w kopalni Morcinek. Był on biernym palaczem - przebywał w jednym pomieszczeniu z górnikami palącymi tuż przed zjazdem pod ziemię. Chmiel otrzymał 5 tys. zł odszkodowania, tyle że nie od producentów papierosów, lecz od kopalni, w której był zatrudniony.
Kosztowna wolność palenia
Milton Friedman, laureat Nagrody Nobla z ekonomii, jest zagorzałym przeciwnikiem administracyjnego zwalczania nałogu palenia (podobnie zresztą jak narkomanii). Uważa on, że osoba, która chce sobie szkodzić, ma do tego pełne prawo. Jednocześnie nie powinna mieć prawa do leczenia w publicznej służbie zdrowia chorób spowodowanych nałogiem. Mogłaby też być pozywana do sądu przez osoby narażone na bierne palenie. Pracodawcy mieliby z kolei pełne prawo odmówić zatrudnienia palacza (tak jak i narkomana) lub go zwolnić. Friedman opowiada się więc za pełną wolnością palenia, tyle że byłaby to wolność wyjątkowo kosztowna.
Już kilka lat temu firma Philips Lighting Poland w Pile zorganizowała miesięczną akcję dla pracowników chcących rzucić palenie. Rozdawano gumę Nicorette, zatrudniono psychologów, którzy tłumaczyli, jak sobie radzić z uzależnieniem. Na zakończenie przeprowadzono ankietę, w której jedna czwarta palących zadeklarowała zerwanie z nałogiem. Do rzucenia palenia nawoływano też w PKO BP. Andrzej Widerszpil, prezes Optimusa, przestał palić, chcąc zachęcić swoich pracowników do zerwania z nałogiem.
Coraz częściej pracodawcy zastanawiają się, czy osoba nie umiejąca zapanować nad uzależnieniem od palenia tytoniu może być dobrym pracownikiem. Czy ktoś, kto świadomie szkodzi swemu zdrowiu, będzie potrafił twardo bronić interesów firmy? Czy osoba niezdolna odmówić sobie błahej przyjemności będzie umiała się oprzeć znacznie silniejszym pokusom, którymi konkurenci mogą próbować ją przekupić?
Wojny nikotynowe
Od początku 2004 r. w Norwegii ma obowiązywać zakaz palenia w restauracjach, barach, nocnych klubach, hotelach oraz kawiarniach. Zostaną zlikwidowane nawet wydzielone strefy dla palaczy. Od kilku lat podobne regulacje obowiązują w Kalifornii, a od grudnia ubiegłego roku również w Nowym Jorku. Burmistrz Michael Bloomberg uznał, że skoro on mógł przestać palić, może to zrobić każdy. Ograniczenia dla palaczy wprowadzono niedawno w Grecji, Irlandii, Nowej Zelandii oraz w Pakistanie. W Tokio obowiązuje już zakaz palenia na głównych ulicach: od listopada 2002 r. złamanie tego przepisu kosztuje 20 tys. jenów (650 zł). W hrabstwie Montgomery w amerykańskim stanie Maryland palacz może zostać ukarany grzywną do 750 USD (3 tys. zł), jeśli dym z papierosa dotrze do nozdrzy osoby postronnej.
W Polsce w miejscach pracy wolno palić tylko w wydzielonych pomieszczeniach, a w wielu firmach obowiązuje całkowity zakaz palenia. W Mokotów Business Park, gdzie pracuje 9 tys. osób, zatrudnieni w większości korporacji mogą palić jedynie przed budynkami. Podobne restrykcje wprowadzono na większości polskich uczelni oraz na lotniskach, dworcach i w pociągach. W pubach i restauracjach palenie jest dozwolone tylko w wyznaczonych salach lub w ogóle jest zakazane.
Twardzi palacze
W 1950 r. prof. Richard Doll z uniwersytetu w Oksfordzie opublikował artykuł, w którym opisał zależność między paleniem tytoniu oraz ryzykiem zachorowania na raka płuc. Od tej pory liczba palaczy stale maleje. W połowie lat 70. w kampanię antynikotynową zaangażował się brytyjski rząd, a w następnych 20 latach liczba palaczy na wyspach zmniejszyła się o 20 proc. Podobnie działo się w Polsce: w latach 70. paliło 80 proc. mężczyzn, obecnie po papierosa sięga niespełna 50 proc. W większości państw europejskich palacze wciąż stanowią co najmniej trzecią część społeczeństwa.
Prof. Wojciech Drygas, ekspert Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), nazywa tę grupę twardymi palaczami.
Aż 80 proc. palaczy deklaruje, że choć raz starali się rzucić palenie. Udało się tylko trzem osobom na sto. Na krótką metę dobre wyniki w walce z paleniem przynosi podniesienie cen papierosów. Według danych WHO, w krajach rozwiniętych wzrost ceny wyrobów tytoniowych o 10 proc. powoduje spadek ich konsumpcji o 4 proc., a w państwach biednych o 8 proc. Na dłuższą metę podnoszenie cen powoduje jednak wzrost przemytu, co potwierdza przykład Stanów Zjednoczonych, dokąd w latach 70. na ogromną skalę szmuglowano papierosy z Kanady.
Zły przykład
Najgorsze efekty zwalczanie nikotynowego nałogu przynosi wśród nastolatków i dwudziestolatków, którzy palą dwukrotnie częściej niż przedstawiciele innych grup wiekowych. Według badań WHO, aż 80 proc. nastolatków sięga po papierosa, widząc, jak palą ich idole. W 1989 r. amerykańska branża filmowa wprowadziła zakaz promowania palenia na ekranie. Na niewiele się to jednak zdało, bo koncerny tytoniowe coraz więcej płaciły producentom za to, by papierosy pojawiały się w ustach gwiazd. W efekcie w latach 2000-2001 liczba scen filmowych, w których główny bohater palił, wzrosła o połowę w stosunku do lat 1996-1997. Papierosy paliły na ekranie największe hollywoodzkie gwiazdy, m.in. Sharon Stone, Julia Roberts, Robert De Niro, Brad Pitt, Kevin Costner, Nicolas Cage i Leonardo DiCaprio. Podobnie było w Polsce - na ekranie z papierosem pojawiali się m.in. Krystyna Janda, Grażyna Szapołowska, Bogusław Linda, Marek Kondrat, Janusz Gajos oraz Cezary Pazura.
Papierosy przed sądem
Już w latach 60. przedmiotem antynikotynowej krucjaty stały się koncerny tytoniowe. Wówczas pozwy przeciwko nim kierował John F. Banzhaf III, amerykański prawnik, który zaangażował się w kampanię na rzecz usunięcia reklam tytoniu z telewizji, wprowadzenia zakazu palenia w samolotach, pociągach i autobusach. W latach 90. przez amerykańskie sądy przetoczyła się fala procesów, w których palacze żądali od koncernów tytoniowych pieniędzy za utratę zdrowia wskutek palenia. W 2001 r. sąd w Kalifornii nakazał firmie Philip Morris wypłacenie Richardowi Boekenowi 3 mld USD odszkodowania. Ostatecznie sąd wyższej instancji zmniejszył tę sumę do 100 mln dolarów. 57-letni Boeken zmarł, zanim dostał choć dolara z tej sumy.
W Polsce pierwsza sprawa przeciw producentowi papierosów zakończyła się dwa lata temu przegraną powoda. Sąd oddalił pozew Sławomira Lubicza, który domagał się od dwóch firm tytoniowych 10 mln zł odszkodowania za to, że produkowane przez nie papierosy przyczyniły się do śmierci jego matki. Sprawę sądową wygrał natomiast Mirosław Chmiel, górnik pracujący w kopalni Morcinek. Był on biernym palaczem - przebywał w jednym pomieszczeniu z górnikami palącymi tuż przed zjazdem pod ziemię. Chmiel otrzymał 5 tys. zł odszkodowania, tyle że nie od producentów papierosów, lecz od kopalni, w której był zatrudniony.
Kosztowna wolność palenia
Milton Friedman, laureat Nagrody Nobla z ekonomii, jest zagorzałym przeciwnikiem administracyjnego zwalczania nałogu palenia (podobnie zresztą jak narkomanii). Uważa on, że osoba, która chce sobie szkodzić, ma do tego pełne prawo. Jednocześnie nie powinna mieć prawa do leczenia w publicznej służbie zdrowia chorób spowodowanych nałogiem. Mogłaby też być pozywana do sądu przez osoby narażone na bierne palenie. Pracodawcy mieliby z kolei pełne prawo odmówić zatrudnienia palacza (tak jak i narkomana) lub go zwolnić. Friedman opowiada się więc za pełną wolnością palenia, tyle że byłaby to wolność wyjątkowo kosztowna.
Niepoprawni palacze |
---|
Małgorzata II, duńska królowa, to najbardziej znana na świecie osoba paląca papierosy publicznie, na przykład na spotkaniach z dyplomatami. Publicznie z papierosem pokazywała się też nieżyjąca już brytyjska księżniczka Małgorzata. Dużo pali również Camilla Parker Bowles, towarzyszka życia księcia Karola, następcy tronu Wielkiej Brytanii. Liberalne przepisy dotyczące palenia obowiązują w Niemczech. Nie wprowadzono tam ustawy antynikotynowej, a papierosy można kupić w automatach. Podobnie jest w krajach dawnego ZSRR oraz w państwach Bliskiego Wschodu. Tureckie linie lotnicze jako jedne z nielicznych pozwalają palić na pokładzie swoich samolotów. |
Richard Doll |
---|
profesor uniwersytetu w Oksfordzie, pionier badań nad rakiem płuc wywołanym paleniem Gdy w 1950 r. opublikowałem pierwszy na świecie naukowy artykuł wykazujący zależności między paleniem i rakiem płuc, w Wielkiej Brytanii paliło około 80 proc. dorosłych mężczyzn. Nikt wtedy nie miał świadomości, że regularne sięganie po papierosa szkodzi. Palili nawet lekarze. Dopiero dzięki opracowaniu najlepszego na świecie programu profilaktyki antynikotynowej w ciągu 30 lat liczba palaczy w Wielkiej Brytanii zmalała o połowę. W tym czasie udało nam się wytłumaczyć Brytyjczykom, że osoby palące dwa razy częściej niż inni umierają przedwcześnie. Poza tym uzależnionych od nikotyny traktowaliśmy jak chorych - powstały więc kliniki specjalizujące się w leczeniu najcięższych przypadków, a rząd dotuje lekarstwa pomagające zerwać z nałogiem. |
Czy zakazać palenia w miejscach publicznych? | |
---|---|
NIE | TAK |
Zbigniew Religa kardiolog W miejscach publicznych powinny być wyznaczone - tak jak obecnie - sale dla palących oraz niepalących. Jeśli ktoś ma spotkanie w restauracji trwające trzy godziny, to trudno, by co chwila je przerywał i wychodził zapalić. Osób palących jest w Polsce bardzo dużo i powinno się to uwzględniać, przyjmując rozwiązania prawne. | Marek MikuŚkiewicz właściciel sieci handlowej MarcPol Jestem nie tylko za wprowadzeniem całkowitego zakazu palenia, ale wręcz za dyskryminacją palaczy. Nałóg ten jest bardzo uciążliwy dla osób niepalących. Wprowadzenie restrykcyjnych przepisów leży także w interesie palaczy. Tylko dzięki takim utrudnieniom można ograniczyć ich liczbę, czyli pomóc im zerwać z nałogiem. |
Jacek Cygan autor tekstów piosenek Nie powinno się zakazywać palenia w miejscach publicznych, wystarczy samoograniczenie palaczy. Jeśli pali się w holu z wysokim sufitem, dym papierosowy nikomu nie przeszkadza, natomiast w przedziale pociągu bardzo przeszkadza. Czasami palenie narusza czyjąś wolność czy prywatność. Ale to samo mogą powiedzieć palacze, którym zabrania się palenia. Im również ogranicza się wolność. | PaweŁ Piskorski poseł Platformy Obywatelskiej Jeśli jako miejsce publiczne rozumiemy zamknięte pomieszczenie, to palenie tam powinno być zakazane. Nie mam za to nic przeciwko tym, którzy palą np. w parkach. Palenie to przyjemność dla osoby palącej, ale uciążliwość dla niepalącego. Jest to klasyczny przykład, w którym wolność jednostki musi być ograniczona, gdyż w przeciwnym razie ogranicza się wolność innej jednostki. |
Więcej możesz przeczytać w 2/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.