Piętnowany przez peerelowską propagandę "prywaciarz" lub "badylarz" był faktycznym panem na wygłodniałym, odciętym od świata rynku - łagodził rozpaczliwą niewydolność "gospodarki braku".
Godzina powszechnej przedsiębiorczości wybiła wraz z wprowadzeniem w życie śmiałej ustawy z roku 1988. Wyzwoliła się energia, widoczna wcześniej na szlakach handlowych - od dworca Keleti w Budapeszcie po Indie i Tajlandię. Do kapitalistycznego wyścigu stanęła zarówno dawna nomenklatura, nie czekając na oficjalne wyprowadzenie sztandaru PZPR, jak i pokolenie "Solidarności". Było to pospolite ruszenie, które zmieniło Polskę. Dwie trzecie ogółu zatrudnionych przeniosło się do sektora prywatnego. Dlaczego zatem, skoro wówczas było tak dobrze, dynamicznie, dziś mówimy o społecznej apatii?
Szkoła przetrwania
Problemem jest to, że miodowy miesiąc wolności gospodarczej w Polsce już dawno się skończył. Wraz z dekoniunkturą przyszedł czas próby. Od pewnego czasu więcej firm znika z rejestru, niż jest zakładanych. W kraju pełnym sloganów o zielonym świetle dla przedsiębiorczości codzienność biznesu jest drogą przez mękę. Rynek kredytowy jest wciąż rachityczny, a rynek kapitałowy mało dostępny dla małych i średnich firm. W efekcie polski sektor prywatny w 70 proc. finansuje się ze środków własnych, co jest anomalią na tle Europy. Fiskus i prawo pracy dorzucają kolejne ciężary i zobowiązania. Nie brakuje specprogramów adresowanych do przedsiębiorców, ale uparcie rozmijają się one z oczekiwaniami zainteresowanych, którzy - pytani, co ich gnębi - od lat mówią to samo: podatki i wynalazki podatkopodobne oraz traktowanie per noga przez urzędy - od celnego po skarbowy. Nieprzyjazny system zachęca do ucieczki w szarą strefę. Psuje etos przedsiębiorczości i jej publiczny wizerunek. Oficjalnie hołubiony polski przedsiębiorca hartuje się w prawdziwej szkole przetrwania niczym zdobywcy Dzikiego Zachodu!
Cztery procent szans
Polski przedsiębiorca jest spóźnionym uczestnikiem globalizacji. Skoczył na głęboką wodę w epoce umiędzynarodowienia gospodarki. Jego oferta musi się obronić w codziennej konfrontacji z potęgą kapitałową, technologiczną i marketingową Zachodu oraz cenową konkurencją Dalekiego Wschodu. Polskie małe i średnie firmy lokują 75 proc. sprzedaży na rynku lokalnym, 21 proc. na rynku ogólnokrajowym i zaledwie 4 proc. za granicą. Te 4 proc. należy jednak potraktować jako ogromną szansę, jako ważny przyczółek światowych rynków. Nowa ekonomia odnowiła wiarę w sukces szarych komórek. Od czasu Doliny Krzemowej wiemy, że w gospodarce XXI wieku jest miejsce zarówno na przedsięwzięcia na wielką skalę, jak i na "garażowy kapitalizm". Brakuje może romantyzmu wynalazców z epoki Edisona, lecz źródłem ekonomicznego sukcesu pozostaje innowacyjność wsparta konsekwencją. Stąd właśnie biorą się krzepiące przykłady międzynarodowej kariery polskiej przedsiębiorczości. Można je znaleźć w każdym zakątku Polski.
Przodownicy pracy kapitalistycznej
Jak pomóc tym najbardziej przedsiębiorczym teraz, gdy szczyt w Kopenhadze zwiastuje jednoczenie się Europy? Unijna przyszłość wiąże się z dobrymi i złymi wiadomościami. Obiecuje wspólny rynek i lepszy dostęp do zewnętrznego finansowania. Zarazem unijna opiekuńczość oznacza regulacje i biurokrację. Tłumiąc wolność i inicjatywę, Stary Kontynent przegrywa wyścig z liberalną Ameryką. Polski biznes znalazł się więc na szlaku od krajowego fiskalizmu do unijnej biurokracji, czyli między młotem a kowadłem. Jego pozycję wyjściową można poprawić przez ponowne oswobodzenie z niepotrzebnych więzów. W Polsce musi wrócić, i to szybko, sprawa uproszczenia podatków. Przedsiębiorczość wspomaga się najlepiej, uwalniając energię, a przy tym inwestując w infrastrukturę i edukację.
Co jeszcze? Oczywiście - prestiż społeczny przedsiębiorcy. Nobilitacja ludzi gospodarczego sukcesu nie jest łatwa w tradycyjnie katolickim kraju, który przeżył epokę socjalistycznej urawniłowki, ale jest konieczna. Każdy czas ma swoich bohaterów. Dzisiejszy patriotyzm nie wymaga heroicznych czynów, lecz wyraża się w codziennej pracy na rzecz cywilizacyjnego awansu kraju. Mamy tysiące lokalnych przodowników pracy. Najlepsi nie mogą pozostać bezimienni. W kraju, który cierpi na niedostatek pozytywnego myślenia, muszą zarażać sukcesem młode pokolenie!
Szkoła przetrwania
Problemem jest to, że miodowy miesiąc wolności gospodarczej w Polsce już dawno się skończył. Wraz z dekoniunkturą przyszedł czas próby. Od pewnego czasu więcej firm znika z rejestru, niż jest zakładanych. W kraju pełnym sloganów o zielonym świetle dla przedsiębiorczości codzienność biznesu jest drogą przez mękę. Rynek kredytowy jest wciąż rachityczny, a rynek kapitałowy mało dostępny dla małych i średnich firm. W efekcie polski sektor prywatny w 70 proc. finansuje się ze środków własnych, co jest anomalią na tle Europy. Fiskus i prawo pracy dorzucają kolejne ciężary i zobowiązania. Nie brakuje specprogramów adresowanych do przedsiębiorców, ale uparcie rozmijają się one z oczekiwaniami zainteresowanych, którzy - pytani, co ich gnębi - od lat mówią to samo: podatki i wynalazki podatkopodobne oraz traktowanie per noga przez urzędy - od celnego po skarbowy. Nieprzyjazny system zachęca do ucieczki w szarą strefę. Psuje etos przedsiębiorczości i jej publiczny wizerunek. Oficjalnie hołubiony polski przedsiębiorca hartuje się w prawdziwej szkole przetrwania niczym zdobywcy Dzikiego Zachodu!
Cztery procent szans
Polski przedsiębiorca jest spóźnionym uczestnikiem globalizacji. Skoczył na głęboką wodę w epoce umiędzynarodowienia gospodarki. Jego oferta musi się obronić w codziennej konfrontacji z potęgą kapitałową, technologiczną i marketingową Zachodu oraz cenową konkurencją Dalekiego Wschodu. Polskie małe i średnie firmy lokują 75 proc. sprzedaży na rynku lokalnym, 21 proc. na rynku ogólnokrajowym i zaledwie 4 proc. za granicą. Te 4 proc. należy jednak potraktować jako ogromną szansę, jako ważny przyczółek światowych rynków. Nowa ekonomia odnowiła wiarę w sukces szarych komórek. Od czasu Doliny Krzemowej wiemy, że w gospodarce XXI wieku jest miejsce zarówno na przedsięwzięcia na wielką skalę, jak i na "garażowy kapitalizm". Brakuje może romantyzmu wynalazców z epoki Edisona, lecz źródłem ekonomicznego sukcesu pozostaje innowacyjność wsparta konsekwencją. Stąd właśnie biorą się krzepiące przykłady międzynarodowej kariery polskiej przedsiębiorczości. Można je znaleźć w każdym zakątku Polski.
Przodownicy pracy kapitalistycznej
Jak pomóc tym najbardziej przedsiębiorczym teraz, gdy szczyt w Kopenhadze zwiastuje jednoczenie się Europy? Unijna przyszłość wiąże się z dobrymi i złymi wiadomościami. Obiecuje wspólny rynek i lepszy dostęp do zewnętrznego finansowania. Zarazem unijna opiekuńczość oznacza regulacje i biurokrację. Tłumiąc wolność i inicjatywę, Stary Kontynent przegrywa wyścig z liberalną Ameryką. Polski biznes znalazł się więc na szlaku od krajowego fiskalizmu do unijnej biurokracji, czyli między młotem a kowadłem. Jego pozycję wyjściową można poprawić przez ponowne oswobodzenie z niepotrzebnych więzów. W Polsce musi wrócić, i to szybko, sprawa uproszczenia podatków. Przedsiębiorczość wspomaga się najlepiej, uwalniając energię, a przy tym inwestując w infrastrukturę i edukację.
Co jeszcze? Oczywiście - prestiż społeczny przedsiębiorcy. Nobilitacja ludzi gospodarczego sukcesu nie jest łatwa w tradycyjnie katolickim kraju, który przeżył epokę socjalistycznej urawniłowki, ale jest konieczna. Każdy czas ma swoich bohaterów. Dzisiejszy patriotyzm nie wymaga heroicznych czynów, lecz wyraża się w codziennej pracy na rzecz cywilizacyjnego awansu kraju. Mamy tysiące lokalnych przodowników pracy. Najlepsi nie mogą pozostać bezimienni. W kraju, który cierpi na niedostatek pozytywnego myślenia, muszą zarażać sukcesem młode pokolenie!
Więcej możesz przeczytać w 2/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.