Mikołaj za 50 zł to usługa dla całej rodziny. Dzieci ciągną Mikołaja za brodę, a tatuś ciągnie Śnieżynkę do sypialni
Koniec roku zawsze obfituje w wydarzenia ekstremalne. Dzieci więźniów odsiadujących wyroki w łódzkim więzieniu otrzymały od Mikołaja gwiazdkowe prezenty. W paczkach były między innymi takie zabawki, jak pistolet, ręczny granat i kajdanki. W zeszłym roku w paczkach dla dzieci znalazły się policyjne radiowozy. Szkoda, że zapomniano o wyrzutniach rakietowych, minach przeciwpiechotnych czy bombach odpalanych drogą radiową. Pistolety i granaty to naturalne narzędzia pracy ich tatusiów i mam. Niech się więc dzieci uczą! Niech się przyzwyczajają. W opinii psychologów w podarowanych zestawach brakowało do kompletu dziecięcych pasiaków więziennych. Polska młodzież nie od dziś jest słabo uzbrojona. Wręcz bezbronna. Zwróćmy uwagę, jaką nędzną bronią posługują się na co dzień nasze pociechy. Kije bejsbolowe, cegłówki, proce. Przecież to arsenał z epoki kamienia łupanego! Dobrze, że w łódzkim więzieniu dozbrojono smarkaczy na Gwiazdkę pod hasłem "Karabinek wyborowy pod choinkę jest gotowy".
Z kolei Violetta Villas, gwiazda polskiej estrady, otrzymała w prezencie gwiazdkowym 600 kg karmy dla psów i kotów. Nie jestem fanem twórczości pani Villas, ale uważam, że to zbyt brutalna recenzja jej dorobku artystycznego. To tak, jakby Andrzej Wajda po premierze swojego filmu dostał od kogoś dwa litry moczu hipopotama. To tak, jakby Alicja Janosz po wydaniu swojej płyty dostała przez Internet piętnaście kilogramów zasuszonego łajna lamy.
Ten okrutny zwyczaj recenzowania czyjejś działalności przez przesyłanie dziwnych prezentów od dawna funkcjonuje w polityce. Podobno premier Leszek Miller po jednym ze swoich przemówień w Sejmie otrzymał zamrożone kozie bob-ki, a minister Kołodko - skrystalizowany pot jelenia. Tajemnicą środowiska sportowego jest fakt, że po kolejnym przegranym meczu naszej reprezentacji w piłce kopanej na adres byłego selekcjonera nadesłano 16 uncji sprasowanego żelazkiem wysokogatunkowego łupieżu Davida Beckhama.
Prosty i skuteczny sposób na złodziei choinek zastosowała Dolnośląska Dyrekcja Lasów Państwowych. Drzewka polewane były cuchnącymi preparatami o zapachu padliny. Oleis-tej substancji nie dawało się usunąć z igliwia, a w temperaturze pokojowej zapach stawał się nie do zniesienia. Była kiedyś książka "Kanada pachnąca żywicą", teraz niektórzy mogą napisać książkę "Święta pachnące padliną". W dobie powszech-nego złodziejstwa polewanie potencjalnych obiektów kradzieży czymś śmierdzącym niewątpliwie ma przyszłość. Pewnie już niebawem pojawią się firmy oblewające nasze mieszkania gnojowicą. Usługi takie można by reklamować hasłem "Gnojowica broni domu jak lwica".
W Szczecinie listonosze tuż przed świętami przebrali się za świętych Mikołajów. Udający Mikołajów listonosze roznosili nadane wcześniej paczki z prezentami. Wprowadzenie takiej nowatorskiej usługi było - zdaniem pomysłodawców - nową formą promocji. Poczta powinna pójść za ciosem i w karnawale przebierać swych pracowników za gwiazdy estrady. Listonosze zrobieni na Krzysztofa Krawczyka czy Edytę Górniak z pewnością zrobiliby dobre wrażenie. W święto zakochanych, czyli w walentynki, pracownicy roznoszący listy powinni być przebrani za Romea i Julię, a 11 listopada, w Święto Niepodległości, każdy listonosz powinien się ucharakteryzować na Józefa Piłsudskiego, a listonoszka na starą armatę.
Tuż przed świętami w Internecie pojawiła się reklama domowego św. Mikołaja, który za 50 zł pojawia się w naszym mieszkaniu i wręcza prezenty. Mikołaj nie pracuje sam. Towarzyszy mu miła Śnieżynka, która "ładnie się uśmiecha i ma cudne nogi". Jednym słowem usługa dla całej rodziny. Mikołaj zabawia dzieci, a tatuś, który za to wszystko płaci, zabawia się ze Śnieżynką. Dzieci ciągną Mikołaja za brodę, a ojciec ciągnie Śnieżynkę za rączkę do sypialni i robi sobie ze Śnieżynki gorącą pierzynkę. Przy takich mrozach to bardzo zdrowe podejście do tradycji świątecznej, tylko po co wówczas nazywać Mikołaja Mikołajem? Nie lepiej tak jak dotychczas, czyli alfonsem?
Z kolei Violetta Villas, gwiazda polskiej estrady, otrzymała w prezencie gwiazdkowym 600 kg karmy dla psów i kotów. Nie jestem fanem twórczości pani Villas, ale uważam, że to zbyt brutalna recenzja jej dorobku artystycznego. To tak, jakby Andrzej Wajda po premierze swojego filmu dostał od kogoś dwa litry moczu hipopotama. To tak, jakby Alicja Janosz po wydaniu swojej płyty dostała przez Internet piętnaście kilogramów zasuszonego łajna lamy.
Ten okrutny zwyczaj recenzowania czyjejś działalności przez przesyłanie dziwnych prezentów od dawna funkcjonuje w polityce. Podobno premier Leszek Miller po jednym ze swoich przemówień w Sejmie otrzymał zamrożone kozie bob-ki, a minister Kołodko - skrystalizowany pot jelenia. Tajemnicą środowiska sportowego jest fakt, że po kolejnym przegranym meczu naszej reprezentacji w piłce kopanej na adres byłego selekcjonera nadesłano 16 uncji sprasowanego żelazkiem wysokogatunkowego łupieżu Davida Beckhama.
Prosty i skuteczny sposób na złodziei choinek zastosowała Dolnośląska Dyrekcja Lasów Państwowych. Drzewka polewane były cuchnącymi preparatami o zapachu padliny. Oleis-tej substancji nie dawało się usunąć z igliwia, a w temperaturze pokojowej zapach stawał się nie do zniesienia. Była kiedyś książka "Kanada pachnąca żywicą", teraz niektórzy mogą napisać książkę "Święta pachnące padliną". W dobie powszech-nego złodziejstwa polewanie potencjalnych obiektów kradzieży czymś śmierdzącym niewątpliwie ma przyszłość. Pewnie już niebawem pojawią się firmy oblewające nasze mieszkania gnojowicą. Usługi takie można by reklamować hasłem "Gnojowica broni domu jak lwica".
W Szczecinie listonosze tuż przed świętami przebrali się za świętych Mikołajów. Udający Mikołajów listonosze roznosili nadane wcześniej paczki z prezentami. Wprowadzenie takiej nowatorskiej usługi było - zdaniem pomysłodawców - nową formą promocji. Poczta powinna pójść za ciosem i w karnawale przebierać swych pracowników za gwiazdy estrady. Listonosze zrobieni na Krzysztofa Krawczyka czy Edytę Górniak z pewnością zrobiliby dobre wrażenie. W święto zakochanych, czyli w walentynki, pracownicy roznoszący listy powinni być przebrani za Romea i Julię, a 11 listopada, w Święto Niepodległości, każdy listonosz powinien się ucharakteryzować na Józefa Piłsudskiego, a listonoszka na starą armatę.
Tuż przed świętami w Internecie pojawiła się reklama domowego św. Mikołaja, który za 50 zł pojawia się w naszym mieszkaniu i wręcza prezenty. Mikołaj nie pracuje sam. Towarzyszy mu miła Śnieżynka, która "ładnie się uśmiecha i ma cudne nogi". Jednym słowem usługa dla całej rodziny. Mikołaj zabawia dzieci, a tatuś, który za to wszystko płaci, zabawia się ze Śnieżynką. Dzieci ciągną Mikołaja za brodę, a ojciec ciągnie Śnieżynkę za rączkę do sypialni i robi sobie ze Śnieżynki gorącą pierzynkę. Przy takich mrozach to bardzo zdrowe podejście do tradycji świątecznej, tylko po co wówczas nazywać Mikołaja Mikołajem? Nie lepiej tak jak dotychczas, czyli alfonsem?
Więcej możesz przeczytać w 2/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.