Zapanowała moda na zakup ziemi rolnej. W Polsce już za 1000 zł można kupić spory kawałek gruntu. Rośnie grono niedzielnych ziemian.
Aktor Michał Żebrowski kupił ziemię na Podhalu. Jego grunty sąsiadują z polami należącymi do kierowcy rajdowego Janusza Kuliga oraz piosenkarza Zbigniewa Wodeckiego. Piosenkarka Kora Jackowska ma kawałek ziemi na Warmii. Mieczysław Nowicki, prezes UKFiS w rządzie Jerzego Buzka, kupił ponad 2 hektary nad jeziorem Mamry, w miejscowości Trygort (niedaleko Węgorzewa). W sąsiedztwie działkę ma Jerzy Dziewulski, poseł SLD. Grunty na Mazurach nabyli też biznesmen Rudolf Skowroński oraz minister skarbu Wiesław Kaczmarek. Stefan Niesiołowski jest posiadaczem 2000 m2 ziemi w pobliżu Łodzi. Marek Balicki ma kilka hektarów z kawałkiem lasu. Już pół miliona mieszkańców miast kupiło ziemię, bo obecnie ich na to stać - hektar ziemi rolnej kosztuje 2-5 tys. zł.
To druga fala zainteresowania kupnem ziemi w III RP - pierwsza przypadła na połowę lat 90. Wtedy najwięcej kupowali mieszkańcy Warszawy - najczęściej na Mazurach oraz nad Zalewem Zegrzyńskim, w okolicach Wilgi, Zalesia i Nadarzyna. Obecnie popytem cieszą się działki wokół Białej Podlaskiej, na Pojezierzu Drawskim, w okolicach Kościerzyny, Nowego Sącza i Zamościa oraz nad jeziorami Otmuchowskim i Srebrnym.
Kto kupuje ziemię?
Ziemię najczęściej kupują przedsiębiorcy i przedstawiciele wolnych zawodów (lekarze, adwokaci, aktorzy, filmowcy). Najczęściej kupowane są dwuhektarowe działki wraz z domem. Ziemię sprzedaje przede wszystkim Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa: w 2000 r. - 120 tys. hektarów, w 2001 r. - 147 tys. hektarów, zaś w 2002 r. - 180 tys. hektarów. W 1992 r., kiedy lubelski oddział Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa rozpoczynał działalność, sprzedał 310 hektarów, osiem lat później - już 9114 hektarów. W Olsztyńskiem AWRSP w 1999 r. sprzedała 25 tys. hektarów, dwa lata później - ponad 36 tys. hektarów. Właścicielem kawałka ziemi z domkiem letniskowym w lesie lub nad jeziorem można się stać już za 30--40 tys. zł (na Mazurach cena jest dwukrotnie wyższa). Hektar nieużytków z kawałkiem lasu i w pobliżu jeziora we wschodnich województwach można kupić za 1,5-2 tys. zł. Za 3 tys. zł można nabyć 3 hektary łąki na Polesiu, w okolicach Suwałk lub w Bieszczadach.
Na Węgrzech w ciągu ostatnich dziesięciu lat sprzedano 80 proc. należącej do państwa ziemi rolnej. Z tego prawie 30 proc. kupili mieszkańcy miast (w postaci kilkuhektarowych działek). W Czechach ponad 90 proc. gruntów rolnych sprywatyzowano zaraz po 1989 r. Boom na zakup działek dawno już tam minął. We wschodnich Niemczech wciąż można kupić ziemię - nabywcami są głównie mieszkańcy zachodnich landów. Hektar na wschodzie Niemiec kosztuje obecnie 4 tys. euro, podczas gdy na zachodzie - 9 tys. euro.
Dlaczego Polacy kupują ziemię?
Rudolf Skowroński, prezes firmy Intercommerce, jako jeden z pierwszych zaczął w III RP skupować ziemię. Obecnie posiada kilka tysięcy hektarów, głównie na Mazurach. Część stanowią grunty rolne, reszta to pastwiska. Na swoich terenach Skowroński wybudował dom, hoduje konie i uprawia zboże. Z kolei były skoczek wzwyż Artur Partyka kupno ziemi uznał za sposób na dywersyfikację inwestycji kapitałowych, podobnie jak Janusz Kulig, były mistrz Polski w rajdach samochodowych. Kulig kupił ziemię dwa lata temu i od razu ją wydzierżawił.
Zbigniew Wodecki kupił 2 hektary niedaleko Krakowa. Ziemia na wsi to dla niego symbol wolnego trybu życia. Dla Kory Jackowskiej, wokalistki zespołu Maanam, a także dla aktora Michała Żebrowskiego kawałek własnego gruntu bądź lasu ma znaczenie wręcz magiczne. Kora zamierza dokupić jeszcze ziemię w górach. Dla Wiesława Kaczmarka, ministra skarbu, własna ziemia jest azylem, gdzie może zregenerować siły po pracy na pełnych obrotach. Należąca do niego działka (3,5 ha) przylega do jeziora. Minister jest zapalonym żeglarzem, więc kiedy przebywa na swoich mazurskich włościach, zawsze pływa. Marek Balicki uprawia ziemię, bo uważa, że praca fizyczna to świetna terapia.
Co zyskują właściciele ziemi?
W ostatnich miesiącach popyt nakręcało zbliżające się członkostwo Polski w Unii Europejskiej. Polacy kupują, bo spodziewają się, że po przyjęciu naszego kraju do UE ziemia podrożeje na tyle, że nie będzie ich stać na jej zakup. W rzeczywistości nie będzie znacznych podwyżek, bo nic nie wskazuje, by zwiększył się popyt. Już teraz w zachodniej Polsce ziemia jest tylko dwa razy tańsza niż we wschodnich Niemczech. Skoro tam popyt jest niewielki, dlaczego w Polsce miałoby być inaczej?
Motywacją są też przygotowane przez rząd (na wniosek PSL) ograniczenia w zakupie ziemi rolnej. Jeśli wejdą w życie, obrót ziemią będzie trudniejszy niż w czasach stalinowskich. - Projekt ustawy zakłada, że Polacy zainteresowani kupnem ziemi rolnej będą musieli przedstawić świadectwo ukończenia co najmniej zawodowej szkoły rolniczej albo udowodnić, że przez pięć lat pracowali na roli - mówi Jan Bielański, dyrektor Departamentu Gospodarki Ziemią i Infrastrukturą Wsi w Ministerstwie Rolnictwa. Jest paradoksem, że ustawa najbardziej zaszkodzi samym rolnikom.
- Jeśli nowe przepisy doprowadzą do tego, że ziemia będzie leżała odłogiem, to nie mają one najmniejszego sensu. Teraz ludzie z miast nie tylko coś na niej robią, ale dają też zarobić chłopom, na przykład przy budowie domu - opowiada Edward Piwoński ze wsi Hniszów w pobliżu Chełma. W 2002 r. w Hniszowie kupiono ponad 50 hektarów.
Posiadanie własnej ziemi umożliwia płacenie mniejszej składki ubezpieczenia społecznego. Wystarczy, że przeznaczy się ją pod zalesienie, by płacić składkę na KRUS (Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego), która w 94 proc. jest dofinansowywana z budżetu. W ubiegłym roku kwartalna składka na KRUS wynosiła 159 zł. Płacąc składki na ZUS, trzeba było wydać 1800 zł. Osoba dobrze zarabiająca, płacąc na KRUS zamiast na ZUS, może zaoszczędzić rocznie nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Zdaniem analityków, boom na ziemię może potrwać jeszcze kilka lat. Chyba że wejdzie w życie ustawa przygotowana przez PSL. Wówczas do kasy Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa nie wpłyną pieniądze od niedzielnych ziemian, a setki tysięcy hektarów ziemi rolnej, której jest w Polsce za dużo, nadal będą leżały odłogiem. Na zasadzie: sam nie skorzystam, ale drugiemu nie dam.
To druga fala zainteresowania kupnem ziemi w III RP - pierwsza przypadła na połowę lat 90. Wtedy najwięcej kupowali mieszkańcy Warszawy - najczęściej na Mazurach oraz nad Zalewem Zegrzyńskim, w okolicach Wilgi, Zalesia i Nadarzyna. Obecnie popytem cieszą się działki wokół Białej Podlaskiej, na Pojezierzu Drawskim, w okolicach Kościerzyny, Nowego Sącza i Zamościa oraz nad jeziorami Otmuchowskim i Srebrnym.
Kto kupuje ziemię?
Ziemię najczęściej kupują przedsiębiorcy i przedstawiciele wolnych zawodów (lekarze, adwokaci, aktorzy, filmowcy). Najczęściej kupowane są dwuhektarowe działki wraz z domem. Ziemię sprzedaje przede wszystkim Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa: w 2000 r. - 120 tys. hektarów, w 2001 r. - 147 tys. hektarów, zaś w 2002 r. - 180 tys. hektarów. W 1992 r., kiedy lubelski oddział Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa rozpoczynał działalność, sprzedał 310 hektarów, osiem lat później - już 9114 hektarów. W Olsztyńskiem AWRSP w 1999 r. sprzedała 25 tys. hektarów, dwa lata później - ponad 36 tys. hektarów. Właścicielem kawałka ziemi z domkiem letniskowym w lesie lub nad jeziorem można się stać już za 30--40 tys. zł (na Mazurach cena jest dwukrotnie wyższa). Hektar nieużytków z kawałkiem lasu i w pobliżu jeziora we wschodnich województwach można kupić za 1,5-2 tys. zł. Za 3 tys. zł można nabyć 3 hektary łąki na Polesiu, w okolicach Suwałk lub w Bieszczadach.
Na Węgrzech w ciągu ostatnich dziesięciu lat sprzedano 80 proc. należącej do państwa ziemi rolnej. Z tego prawie 30 proc. kupili mieszkańcy miast (w postaci kilkuhektarowych działek). W Czechach ponad 90 proc. gruntów rolnych sprywatyzowano zaraz po 1989 r. Boom na zakup działek dawno już tam minął. We wschodnich Niemczech wciąż można kupić ziemię - nabywcami są głównie mieszkańcy zachodnich landów. Hektar na wschodzie Niemiec kosztuje obecnie 4 tys. euro, podczas gdy na zachodzie - 9 tys. euro.
Dlaczego Polacy kupują ziemię?
Rudolf Skowroński, prezes firmy Intercommerce, jako jeden z pierwszych zaczął w III RP skupować ziemię. Obecnie posiada kilka tysięcy hektarów, głównie na Mazurach. Część stanowią grunty rolne, reszta to pastwiska. Na swoich terenach Skowroński wybudował dom, hoduje konie i uprawia zboże. Z kolei były skoczek wzwyż Artur Partyka kupno ziemi uznał za sposób na dywersyfikację inwestycji kapitałowych, podobnie jak Janusz Kulig, były mistrz Polski w rajdach samochodowych. Kulig kupił ziemię dwa lata temu i od razu ją wydzierżawił.
Zbigniew Wodecki kupił 2 hektary niedaleko Krakowa. Ziemia na wsi to dla niego symbol wolnego trybu życia. Dla Kory Jackowskiej, wokalistki zespołu Maanam, a także dla aktora Michała Żebrowskiego kawałek własnego gruntu bądź lasu ma znaczenie wręcz magiczne. Kora zamierza dokupić jeszcze ziemię w górach. Dla Wiesława Kaczmarka, ministra skarbu, własna ziemia jest azylem, gdzie może zregenerować siły po pracy na pełnych obrotach. Należąca do niego działka (3,5 ha) przylega do jeziora. Minister jest zapalonym żeglarzem, więc kiedy przebywa na swoich mazurskich włościach, zawsze pływa. Marek Balicki uprawia ziemię, bo uważa, że praca fizyczna to świetna terapia.
Co zyskują właściciele ziemi?
W ostatnich miesiącach popyt nakręcało zbliżające się członkostwo Polski w Unii Europejskiej. Polacy kupują, bo spodziewają się, że po przyjęciu naszego kraju do UE ziemia podrożeje na tyle, że nie będzie ich stać na jej zakup. W rzeczywistości nie będzie znacznych podwyżek, bo nic nie wskazuje, by zwiększył się popyt. Już teraz w zachodniej Polsce ziemia jest tylko dwa razy tańsza niż we wschodnich Niemczech. Skoro tam popyt jest niewielki, dlaczego w Polsce miałoby być inaczej?
Motywacją są też przygotowane przez rząd (na wniosek PSL) ograniczenia w zakupie ziemi rolnej. Jeśli wejdą w życie, obrót ziemią będzie trudniejszy niż w czasach stalinowskich. - Projekt ustawy zakłada, że Polacy zainteresowani kupnem ziemi rolnej będą musieli przedstawić świadectwo ukończenia co najmniej zawodowej szkoły rolniczej albo udowodnić, że przez pięć lat pracowali na roli - mówi Jan Bielański, dyrektor Departamentu Gospodarki Ziemią i Infrastrukturą Wsi w Ministerstwie Rolnictwa. Jest paradoksem, że ustawa najbardziej zaszkodzi samym rolnikom.
- Jeśli nowe przepisy doprowadzą do tego, że ziemia będzie leżała odłogiem, to nie mają one najmniejszego sensu. Teraz ludzie z miast nie tylko coś na niej robią, ale dają też zarobić chłopom, na przykład przy budowie domu - opowiada Edward Piwoński ze wsi Hniszów w pobliżu Chełma. W 2002 r. w Hniszowie kupiono ponad 50 hektarów.
Posiadanie własnej ziemi umożliwia płacenie mniejszej składki ubezpieczenia społecznego. Wystarczy, że przeznaczy się ją pod zalesienie, by płacić składkę na KRUS (Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego), która w 94 proc. jest dofinansowywana z budżetu. W ubiegłym roku kwartalna składka na KRUS wynosiła 159 zł. Płacąc składki na ZUS, trzeba było wydać 1800 zł. Osoba dobrze zarabiająca, płacąc na KRUS zamiast na ZUS, może zaoszczędzić rocznie nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Zdaniem analityków, boom na ziemię może potrwać jeszcze kilka lat. Chyba że wejdzie w życie ustawa przygotowana przez PSL. Wówczas do kasy Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa nie wpłyną pieniądze od niedzielnych ziemian, a setki tysięcy hektarów ziemi rolnej, której jest w Polsce za dużo, nadal będą leżały odłogiem. Na zasadzie: sam nie skorzystam, ale drugiemu nie dam.
Ziemia dla rolników |
---|
Fragmenty rządowego projektu ustawy o kształtowaniu ustroju rolnego państwa
|
Więcej możesz przeczytać w 2/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.