Przed stu laty triumfy w Europie swięciła czarna pedagogika
Jedną z rzeczy, która wstrząsnęła Alexisem de Tocqueville'em podczas podróży po USA, były stosunki panujące w amerykańskiej rodzinie. Francuski arystokrata nie mógł się nadziwić, że "ojciec sprawuje tam domową dyktaturę nad dziećmi tylko w ciągu kilku pierwszych lat ich życia. Ledwie kończy się dzieciństwo (...), więzy synowskiego posłuszeństwa rozluźniają się z każdym dniem. (...) Te same zwyczaje i te same zasady, które popychają syna ku pełnej niezależności, skłaniają ojca do uznania jej za niezaprzeczalne prawo". W tym samym czasie w niemieckim poradniku o wychowywaniu dzieci nakłaniano do czegoś zupełnie odwrotnego: "Nieposłuszeństwo syna znaczy tyle, co wypowiedzenie wam wojny. On chce wam wyrwać władzę, a wy winniście odpowiedzieć na przemoc przemocą, by potwierdzić wasz autorytet, bez którego nie ma wychowania. Chłosta zaś, jaką mu wymierzycie, (...) ma go przekonać, że to wy jesteście panem".
Tak z nieposłuszeństwa leczę!
Tocqueville trafnie oceniał sposób, w jaki demokracja wpłynie na obyczaje w rodzinie. Nie przewidział jednak, że zanim to nastąpi, umocni się na kilka dobrych pokoleń pedagogika strachu. Jej istotą nie była chłosta, lecz straszenie dzieci za pomocą opowiastek, w których kara za brak posłuszeństwa była zaskakująco okrutna. Typowa bajka tego nurtu opowiada o chłopcu, który nieustannie ssał kciuk. Robił to, chociaż kochająca mama napominała: - Wychodzę do sklepu, nie ssij kciuków, bo przyjdzie krawiec i je poobcina. Ledwo drzwi się zamykają, a kciuk już w buzi.
Wtem ktoś z trzaskiem drzwi otwiera,/ wpada krawiec jak pantera,/ I do Julka skoczy żywo,/ Nożycami w lewo, w prawo,/ Uciął palec jeden, drugi,/ Aż krew trysła we dwie strugi./ Julek w krzyk, a krawiec rzecze:/ Tak z nieposłuszeństwa leczę!
Bajka o krawcu wyszła spod pióra Heinricha Hoffmanna (1809-1894), psychiatry z Frankfurtu. Prawdopodobnie pierwsza edycja jego utworów była oparta na wierszykach napisanych dla własnego syna. Hoffmann - nie znalazłszy dobrego prezentu gwiazdkowego - kupił zeszyt, ołówek i wziął się do pisania. Wydane na Boże Narodzenie 1845 r. bajki mogły się stać prezentem pod choinkę dla innych dzieci, a dwa lata później ich rozbudowane wznowienie przyniosło autorowi sławę. W sumie Hoffmann wydał kilka zbiorów poezji dla dzieci. W jego utworach dziewczynka, która mimo napomnień mamy bawiła się zapałkami, spłonęła żywcem. Z kolei chłopczyk, który lubił się gapić w niebo, wpadł do kanału, a inny został porwany przez wichurę, gdy mimo zakazu wyszedł z domu w złą pogodę.
Utwory frankfurckiego lekarza doczekały się około pięciuset wydań w krajach niemieckojęzycznych, a także licznych tłumaczeń. Bajki Hoffmanna odznaczały się dobrym rytmem, prostotą, obrazowością, a wydawca dokonał przełomu, drukując je w dużym formacie, z ciekawymi ilustracjami, jak ulał pasującymi do tekstu. Nie wszystkie opowiastki miały okrutny finał, ale właśnie te najtwardsze stały się wyróżnikiem stylu, którego myślą przewodnią było: kto nie słucha ojca, matki, niani, ten ciężko choruje albo umiera.
Nauka nazizmu?
Wojciech Eichelberger pisał: "Słynna czarna pruska pedagogika, to rytualne bicie dzieci dyscypliną i upokarzanie ich obowiązujące przez wiele pokoleń, musiało w końcu zaowocować przerażającym okrucieństwem w tych wszystkich dzieciach, które poszły zabijać pod sztandarem ze swastyką. (...) Mogły oddać". Trudno jednak uznać za wychowawcę nazistów nobliwego Hoffmanna, którego bajki uczyły - wprawdzie za pomocą terapii szokowej - nie tylko posłuszeństwa wobec starszych, ale i tolerancji. Oto w jego wierszyku trzech chłopców wyśmiewa się z małego Murzyna, wtem pojawia się ogromny czarodziej z kałamarza: Czyż Murzyn winien,czy wam zaszkodził,/ Że się czarniejszym od was urodził? (...)/ Chwyta wszystkich trzech za włosy/ I choć wrzeszczą wniebogłosy,/ Olbrzym na to nie uważa/ Wszystkich buch! Do kałamarza. (...)/ Tak się wszystkim malcom stanie/ Za niesłuszne wyśmiewanie.
Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło
"Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku" - tak zaczyna się jedna z najbardziej znanych polskich bajek. Jej autorem jest Stanisław Jachowicz, niekiedy wymieniany jednym tchem z Hoffmannem. Jachowicz był wybitnym polskim nauczycielem i uczestnikiem powstania listopadowego. Przede wszystkim był jednak pedagogiem, organizatorem szkół dla młodzieży rzemieślniczej. Adoptował też kilkoro dzieci i opiekował się wieloma innymi.
W większości swoich utworów Jachowicz zamieszczał wychowawcze morały. Dzieciak zakrada się do spiżarni, ale omyłkowo zjada mydło i go mdli. Inny stoi za blisko kominka i wpada mu za kołnierz rozżarzony węgielek. Jeszcze inny, nie zważając na przestrogi, biega po domu, ale "kiedyż kto dobrze wyszedł na swawoli? Padł, potłukł się i główka go boli". Tadeuszka, który zamykał muszki w butelce, tata zwabia piernikiem do pokoju, a potem podstępnie zamyka: Siedział dzień cały. To go nauczyło/ Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło.
Jachowicz nie był jednak typowym reprezentantem czarnej pedagogiki. W wielu bajkach straszył i napominał, ale konsekwencje pozostawały w zrozumiałej proporcji do czynu. Jego bohaterowie nie płoną, nie toną, nie giną. Pan kotek pożera "szynki i sadło" zamiast pożywnych myszek i ponosi za to srogą karę - musi przestrzegać... diety.
Nie wiadomo, dlaczego postępujący w XIX wieku proces demokratyzacji szedł w parze z popularnością czarnej pedagogiki. Nie jest też jasne, z jakich powodów w pewnych krajach (przede wszystkim niemieckich) ten nurt był bardzo silny, a w innych słabszy. Zapewne jego zwolennikom sprzyjała kombinacja różnych czynników: surowej protestanckiej etyki, intelektualnej mody, wreszcie wzrastającego lęku samych rodziców przed otaczającą ich rzeczywistością. Burzliwe przemiany gospodarcze związane z kapitalizmem i emancypacją kolejnych grup społecznych wywoływały pragnienie, żeby przynajmniej we własnej rodzinie sprawy szły "jak trzeba".
Tak z nieposłuszeństwa leczę!
Tocqueville trafnie oceniał sposób, w jaki demokracja wpłynie na obyczaje w rodzinie. Nie przewidział jednak, że zanim to nastąpi, umocni się na kilka dobrych pokoleń pedagogika strachu. Jej istotą nie była chłosta, lecz straszenie dzieci za pomocą opowiastek, w których kara za brak posłuszeństwa była zaskakująco okrutna. Typowa bajka tego nurtu opowiada o chłopcu, który nieustannie ssał kciuk. Robił to, chociaż kochająca mama napominała: - Wychodzę do sklepu, nie ssij kciuków, bo przyjdzie krawiec i je poobcina. Ledwo drzwi się zamykają, a kciuk już w buzi.
Wtem ktoś z trzaskiem drzwi otwiera,/ wpada krawiec jak pantera,/ I do Julka skoczy żywo,/ Nożycami w lewo, w prawo,/ Uciął palec jeden, drugi,/ Aż krew trysła we dwie strugi./ Julek w krzyk, a krawiec rzecze:/ Tak z nieposłuszeństwa leczę!
Bajka o krawcu wyszła spod pióra Heinricha Hoffmanna (1809-1894), psychiatry z Frankfurtu. Prawdopodobnie pierwsza edycja jego utworów była oparta na wierszykach napisanych dla własnego syna. Hoffmann - nie znalazłszy dobrego prezentu gwiazdkowego - kupił zeszyt, ołówek i wziął się do pisania. Wydane na Boże Narodzenie 1845 r. bajki mogły się stać prezentem pod choinkę dla innych dzieci, a dwa lata później ich rozbudowane wznowienie przyniosło autorowi sławę. W sumie Hoffmann wydał kilka zbiorów poezji dla dzieci. W jego utworach dziewczynka, która mimo napomnień mamy bawiła się zapałkami, spłonęła żywcem. Z kolei chłopczyk, który lubił się gapić w niebo, wpadł do kanału, a inny został porwany przez wichurę, gdy mimo zakazu wyszedł z domu w złą pogodę.
Utwory frankfurckiego lekarza doczekały się około pięciuset wydań w krajach niemieckojęzycznych, a także licznych tłumaczeń. Bajki Hoffmanna odznaczały się dobrym rytmem, prostotą, obrazowością, a wydawca dokonał przełomu, drukując je w dużym formacie, z ciekawymi ilustracjami, jak ulał pasującymi do tekstu. Nie wszystkie opowiastki miały okrutny finał, ale właśnie te najtwardsze stały się wyróżnikiem stylu, którego myślą przewodnią było: kto nie słucha ojca, matki, niani, ten ciężko choruje albo umiera.
Nauka nazizmu?
Wojciech Eichelberger pisał: "Słynna czarna pruska pedagogika, to rytualne bicie dzieci dyscypliną i upokarzanie ich obowiązujące przez wiele pokoleń, musiało w końcu zaowocować przerażającym okrucieństwem w tych wszystkich dzieciach, które poszły zabijać pod sztandarem ze swastyką. (...) Mogły oddać". Trudno jednak uznać za wychowawcę nazistów nobliwego Hoffmanna, którego bajki uczyły - wprawdzie za pomocą terapii szokowej - nie tylko posłuszeństwa wobec starszych, ale i tolerancji. Oto w jego wierszyku trzech chłopców wyśmiewa się z małego Murzyna, wtem pojawia się ogromny czarodziej z kałamarza: Czyż Murzyn winien,czy wam zaszkodził,/ Że się czarniejszym od was urodził? (...)/ Chwyta wszystkich trzech za włosy/ I choć wrzeszczą wniebogłosy,/ Olbrzym na to nie uważa/ Wszystkich buch! Do kałamarza. (...)/ Tak się wszystkim malcom stanie/ Za niesłuszne wyśmiewanie.
Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło
"Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku" - tak zaczyna się jedna z najbardziej znanych polskich bajek. Jej autorem jest Stanisław Jachowicz, niekiedy wymieniany jednym tchem z Hoffmannem. Jachowicz był wybitnym polskim nauczycielem i uczestnikiem powstania listopadowego. Przede wszystkim był jednak pedagogiem, organizatorem szkół dla młodzieży rzemieślniczej. Adoptował też kilkoro dzieci i opiekował się wieloma innymi.
W większości swoich utworów Jachowicz zamieszczał wychowawcze morały. Dzieciak zakrada się do spiżarni, ale omyłkowo zjada mydło i go mdli. Inny stoi za blisko kominka i wpada mu za kołnierz rozżarzony węgielek. Jeszcze inny, nie zważając na przestrogi, biega po domu, ale "kiedyż kto dobrze wyszedł na swawoli? Padł, potłukł się i główka go boli". Tadeuszka, który zamykał muszki w butelce, tata zwabia piernikiem do pokoju, a potem podstępnie zamyka: Siedział dzień cały. To go nauczyło/ Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło.
Jachowicz nie był jednak typowym reprezentantem czarnej pedagogiki. W wielu bajkach straszył i napominał, ale konsekwencje pozostawały w zrozumiałej proporcji do czynu. Jego bohaterowie nie płoną, nie toną, nie giną. Pan kotek pożera "szynki i sadło" zamiast pożywnych myszek i ponosi za to srogą karę - musi przestrzegać... diety.
Nie wiadomo, dlaczego postępujący w XIX wieku proces demokratyzacji szedł w parze z popularnością czarnej pedagogiki. Nie jest też jasne, z jakich powodów w pewnych krajach (przede wszystkim niemieckich) ten nurt był bardzo silny, a w innych słabszy. Zapewne jego zwolennikom sprzyjała kombinacja różnych czynników: surowej protestanckiej etyki, intelektualnej mody, wreszcie wzrastającego lęku samych rodziców przed otaczającą ich rzeczywistością. Burzliwe przemiany gospodarcze związane z kapitalizmem i emancypacją kolejnych grup społecznych wywoływały pragnienie, żeby przynajmniej we własnej rodzinie sprawy szły "jak trzeba".
Historia Jima |
---|
Mark Twain, który tłumaczył bajki Heinricha Hoffmanna na angielski, tak parodiował ich wymowę w "Dziejach niegrzecznego chłopca": "Razu pewnego Jim wlazł na jabłoń farmera Acrone'a po to, aby kraść jabłka; gałąź załamała się, to prawda, ale Jim nie spadł i nie złamał sobie ręki, nie pogryzł go zły brytan farmera i Jim nie przeleżał kilku tygodni w łóżku; nie wpadł w skruchę i nie stał się grzecznym chłopczykiem. O nie! Nakradł jabłek, ile wlazło, po czym najspokojniej w świecie zlazł z drzewa; z psem, który nadbiegł, aby go rozszarpać, dał sobie doskonale radę cisnąwszy weń z całej siły cegłą. (...) Wreszcie wyrósł i ożenił się, spłodził chmarę dzieci i raz w nocy zmiażdżył im wszystkim głowy siekierą; następnie wzbogacił się na swoich łajdactwach i oszustwach, dziś jest najohydniejszym łotrem w swojej wsi rodzinnej, cieszy się ogólnym poważaniem i został wybrany do Kongresu". |
O niegrzecznym Michasiu |
---|
Michaś był tłusty, zdrów najzupełniej Z buzią okrągłą jak księżyc w pełni, Jędrną jak orzech, śliczną rumianą Jadł i pił wszystko, co na stół dano. Raz gdy mu zupę stawia służąca, On stąd ni zowąd talerz odtrąca. Mama go łaje, a Michaś w sprzeczki "Nie chcę i nie chcę ani łyżeczki". Nazajutrz Michaś tak schudł niebożę, że go nikt w domu poznać nie może (...) Nie słuchać starszych rzecz bardzo brzydka W czwartym dniu Michaś wychudł jak nitka W piątym coś w piersiach i w gardle dusi, Kto nie je zupy, ten umrzeć musi. Tak też z Michasiem, był zdrów i tłusty Pięć dni grymasił, umarł na szósty. Z tomu "Złota różdżka" |
Więcej możesz przeczytać w 2/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.