Współczesna sztuka przejadła się seksem.
Wyzwolenie seksualne to największa zdobycz XX wieku, może nawet większa niż loty w kosmos czy klonowanie" - twierdzi James Petersen, autor "Stulecia seksu". "Nie ma wielkiej sztuki bez przekraczania granic, bez łamania tabu, a więc i bez seksu" - dodaje pisarz Milan Kundera. Tylko reżyser Martin Scorsese tęskni za czasami, gdy "szczytem perwersji była scena, w której podmuch powietrza podnosi sukienkę Marilyn Monroe". Rewolucja obyczajowa nie zaczęła się w latach sześćdziesiątych XX wieku, lecz w czasach I wojny światowej. Sto lat temu Anthony Comstock, założyciel Nowojorskiego Towarzystwa Poskramiania Rozpusty oraz Legionu Przyzwoitości, wygłaszał apele "przeciw sprośności", uważając seks za dzieło szatana.
Kino seksualnego niepokoju
Przełomowym wydarzeniem było przekształcenie przez Williama Foxa nowojorskiej sali koncertowej Haymarket w kino. Pokazany tam w 1914 r. film "Kąpiące się piękności", w którym panie obnażały nogi, pobił kasowe rekordy. Kilkanaście lat później do kontrataku przystąpił Will Hays, fanatyk moralnej odnowy. W 1930 r. sporządził kodeks zakazujący m.in. pokazywania na ekranie namiętnych scen miłosnych, atrakcyjnego przedstawiania cudzołóstwa, pocałunków dłuższych niż 1,5 sekundy, wzmianek o ciąży i porodach. W niektórych filmach dzieci spadały więc z nieba (dosłownie) - choćby w "Tarzanie" (1932 r.). Ofiarą cenzury padła nawet Scarlett O'Hara - z "Przeminęło z wiatrem" wycięto scenę, w której Vivien Leigh oblizuje wargi po nocy spędzonej z Rhettem Butlerem.
Hollywood stosowało się do kodeksu Haysa według zasady: sześć rolek grzechu, jedna potępienia. Seksualne wyuzdanie sięgnęło szczytu, gdy Marlena Dietrich w "Maroku" (ubrana w smoking) całowała kobietę. W"Gildzie" Rita Hayworth zdejmuje rękawiczkę w tak zmysłowy sposób, jakby się cała rozbierała. Dziesięć lat później Brigitte Bardot pokazała się naga w filmie "I Bóg stworzył kobietę" (1956 r.). W tym czasie w Ameryce młodziutka Marilyn Mon-roe pozowała nago na okładce "Playboya". Stąd był już krok do wolnej miłości spopularyzowanej przez hipisów i filmy pornograficzne, które zaczęto kręcić w Skandynawii. W oficjalnym kinie pojawili się wtedy seksualnie wyzwoleni bohaterowie, na przykład w "John i Mary" Petera Yatesa. W "Absolwencie" Mike'a Nicholsa student (grany przez Dustina Hoffmana) romansował z matką i córką.
"Ostatnie tango w Paryżu" (1972 r.) Bernarda Bertolucciego opowiadało o destrukcyjnej sile seksu. Jeszcze dalej posunęli się twórcy "Emanuelle", każąc się oddawać bohaterce z hedonistycznym zacięciem seksowi grupowemu. Potem był amerykański "Nagi instynkt", który bulwersował śmiałością scen erotycznych. Z perspektywy niedawno nakręconej "Intymności" Patrice'a Chéreau (z bohaterami uprawiającymi seks oralny) czy "Pianistki" Michaela Haneke (z mieszanką perwersji i pornograficznej wulgarności) były to niewinne igraszki. O tym, że we współczes-nym kinie granice zostały już przekroczone, świadczy film "Irreversible" ("Nieodwracalny"), w którym szaleniec przez dwadzieścia minut gwałci Monicę Bellucci.
Seks z wątróbką
Kiedy w 1914 r. w "Kąpiących się pięknościach" kobiety bezwstydnie obnażały łydki, młody Francis Scott Fitzgerald w "Pięknych i przeklętych" pokazał kobiety uwodzące i romansujące. Jego żona zapewniała: "Lubię tylko mężczyzn, dla których pocałunek to środek do osiągnięcia celu".
W "Kochanku lady Chatterley" D.H. Lawrence naturalistycznie opisał romans arystokratki i gajowego. Książka została zakazana w USA, a w Europie zrobiła furorę. Podobnie jak "Życie seksualne dzikich" polskiego etnologa Bronisława Malinowskiego, który głosił wyższość instynktów w prymitywnych kulturach nad zachodnim kodeksem moralnym. "Kłamliwa to ewangelia, według której seks jest czymś uwłaczającym" - twierdził Henry Miller. Swoje śmiałe powieści pisał i publikował w Paryżu, bo w Ameryce były zakazane (jeszcze w latach sześćdziesiątych). W "Sexusie" i "Zwrotniku Raka", a potem "Zwrotniku Koziorożca" Miller przywracał literaturze bohaterów mających prócz duszy także ciało. Zachęcał do seksu jako afirmacji życia. Millera przebił dopiero Philip Roth, który w "Kompleksie Portnoya" opisywał seks nastolatka z kawałkiem wieprzowej wątróbki czy z udziałem muchy pozbawionej skrzydeł.
Kochajcie się, zamiast walczyć!
Za obyczajowy przewrót w latach sześćdziesiątych współodpowiedzialni są Beatlesi. Dziewczyny pytane przez londyńskie radio: "Czemu za nimi szalejecie?", odpowiadały: "Bo są tacy seksowni". O ile Beatlesi byli seksualnie poprawni, o tyle Rolling Stonesi proponowali bez ogródek: "Spędźmy razem noc". Śpiewali też o niemożności osiąg-nięcia seksualnej satysfakcji. Potem były ekscesy Jima Morrisona, lidera The Doors, który w narkotycznych transach obnażał się na scenie. Podczas festiwalu Woodstock pokolenie dzieci-kwiatów odkryło swój raj pod hasłem: "Make love, not war". Momentami festiwal zamieniał się w wielką orgię. Gdy w latach osiemdziesiątych Madonna rozbierała się na scenie i na oczach widowni symulowała uprawianie seksu (także z kobietami), była to już wykalkulowana gra producentów, który zauważyli, że muzyka opakowana w seks lepiej się sprzedaje.
Seks po polsku
W Polsce seks w sztuce wzbudzał emocje już na początku XX wieku. Stanisława Przybyszewskiego nazywano seksualnym degeneratem. Dla autora "Homo sapiens" seks był "elementarną siłą kosmiczną". Tadeusza Boya-Żeleńskiego nazywano "pornografem, bezbożnikiem, bolszewikiem, zboczeńcem". Seksem emanowała też twórczość Emila Zegadłowicza (motyw onanizowania się na cmentarzu pojawił się w "Zmorach" - 1930 r.).
Przez większą część PRL seks był wstydliwie ze sztuki wypierany. Nawet niewinna wystawa fotograficznych aktów w Krakowie została uznana za niepoprawną. Władysław Gomułka zabronił pod koniec lat sześćdziesiątych pokazywać w telewizji Kalinę Jędrusik, bo jej głębokie dekolty raniły socjalistyczną moralność. Dopiero w epoce Gierka reżyserzy śmielej zaczęli pokazywać rozbierane sceny (także twórcy kina moralnego niepokoju). Sprowadzona z Francji specjalistka od momentów Christine Paul epatowała golizną w "Barwach ochronnych" i "Kontrakcie" Krzysztofa Zanussiego. Potem zastąpiła ją Grażyna Szapołowska, na przykład w "Wielkim Szu" Sylwestra Chęcińskiego. W latach osiemdziesiątych golizna pojawiała się niemal w każdym filmie, a już wyjątkowo obficie w "Widziadle" Marka Nowickiego czy "Thais" Ryszarda Bera. Niemal w każdym filmie z tamtych czasów rozbierała się Maria Probosz.
Po tym, co i jakim językiem mówi o seksie w swoich sztukach Sarah Kane, można dojść do wniosku, że wszelkie tabu zostało przekroczone. Seks w sztuce staje się obojętny, bo został pozbawiony tajemnicy. Czyżby w XXI wieku potrzebny był nowy Comstock i nowy Legion Moralności, by zakazany owoc znów zaczął budzić ciekawość?
Kino seksualnego niepokoju
Przełomowym wydarzeniem było przekształcenie przez Williama Foxa nowojorskiej sali koncertowej Haymarket w kino. Pokazany tam w 1914 r. film "Kąpiące się piękności", w którym panie obnażały nogi, pobił kasowe rekordy. Kilkanaście lat później do kontrataku przystąpił Will Hays, fanatyk moralnej odnowy. W 1930 r. sporządził kodeks zakazujący m.in. pokazywania na ekranie namiętnych scen miłosnych, atrakcyjnego przedstawiania cudzołóstwa, pocałunków dłuższych niż 1,5 sekundy, wzmianek o ciąży i porodach. W niektórych filmach dzieci spadały więc z nieba (dosłownie) - choćby w "Tarzanie" (1932 r.). Ofiarą cenzury padła nawet Scarlett O'Hara - z "Przeminęło z wiatrem" wycięto scenę, w której Vivien Leigh oblizuje wargi po nocy spędzonej z Rhettem Butlerem.
Hollywood stosowało się do kodeksu Haysa według zasady: sześć rolek grzechu, jedna potępienia. Seksualne wyuzdanie sięgnęło szczytu, gdy Marlena Dietrich w "Maroku" (ubrana w smoking) całowała kobietę. W"Gildzie" Rita Hayworth zdejmuje rękawiczkę w tak zmysłowy sposób, jakby się cała rozbierała. Dziesięć lat później Brigitte Bardot pokazała się naga w filmie "I Bóg stworzył kobietę" (1956 r.). W tym czasie w Ameryce młodziutka Marilyn Mon-roe pozowała nago na okładce "Playboya". Stąd był już krok do wolnej miłości spopularyzowanej przez hipisów i filmy pornograficzne, które zaczęto kręcić w Skandynawii. W oficjalnym kinie pojawili się wtedy seksualnie wyzwoleni bohaterowie, na przykład w "John i Mary" Petera Yatesa. W "Absolwencie" Mike'a Nicholsa student (grany przez Dustina Hoffmana) romansował z matką i córką.
"Ostatnie tango w Paryżu" (1972 r.) Bernarda Bertolucciego opowiadało o destrukcyjnej sile seksu. Jeszcze dalej posunęli się twórcy "Emanuelle", każąc się oddawać bohaterce z hedonistycznym zacięciem seksowi grupowemu. Potem był amerykański "Nagi instynkt", który bulwersował śmiałością scen erotycznych. Z perspektywy niedawno nakręconej "Intymności" Patrice'a Chéreau (z bohaterami uprawiającymi seks oralny) czy "Pianistki" Michaela Haneke (z mieszanką perwersji i pornograficznej wulgarności) były to niewinne igraszki. O tym, że we współczes-nym kinie granice zostały już przekroczone, świadczy film "Irreversible" ("Nieodwracalny"), w którym szaleniec przez dwadzieścia minut gwałci Monicę Bellucci.
Seks z wątróbką
Kiedy w 1914 r. w "Kąpiących się pięknościach" kobiety bezwstydnie obnażały łydki, młody Francis Scott Fitzgerald w "Pięknych i przeklętych" pokazał kobiety uwodzące i romansujące. Jego żona zapewniała: "Lubię tylko mężczyzn, dla których pocałunek to środek do osiągnięcia celu".
W "Kochanku lady Chatterley" D.H. Lawrence naturalistycznie opisał romans arystokratki i gajowego. Książka została zakazana w USA, a w Europie zrobiła furorę. Podobnie jak "Życie seksualne dzikich" polskiego etnologa Bronisława Malinowskiego, który głosił wyższość instynktów w prymitywnych kulturach nad zachodnim kodeksem moralnym. "Kłamliwa to ewangelia, według której seks jest czymś uwłaczającym" - twierdził Henry Miller. Swoje śmiałe powieści pisał i publikował w Paryżu, bo w Ameryce były zakazane (jeszcze w latach sześćdziesiątych). W "Sexusie" i "Zwrotniku Raka", a potem "Zwrotniku Koziorożca" Miller przywracał literaturze bohaterów mających prócz duszy także ciało. Zachęcał do seksu jako afirmacji życia. Millera przebił dopiero Philip Roth, który w "Kompleksie Portnoya" opisywał seks nastolatka z kawałkiem wieprzowej wątróbki czy z udziałem muchy pozbawionej skrzydeł.
Kochajcie się, zamiast walczyć!
Za obyczajowy przewrót w latach sześćdziesiątych współodpowiedzialni są Beatlesi. Dziewczyny pytane przez londyńskie radio: "Czemu za nimi szalejecie?", odpowiadały: "Bo są tacy seksowni". O ile Beatlesi byli seksualnie poprawni, o tyle Rolling Stonesi proponowali bez ogródek: "Spędźmy razem noc". Śpiewali też o niemożności osiąg-nięcia seksualnej satysfakcji. Potem były ekscesy Jima Morrisona, lidera The Doors, który w narkotycznych transach obnażał się na scenie. Podczas festiwalu Woodstock pokolenie dzieci-kwiatów odkryło swój raj pod hasłem: "Make love, not war". Momentami festiwal zamieniał się w wielką orgię. Gdy w latach osiemdziesiątych Madonna rozbierała się na scenie i na oczach widowni symulowała uprawianie seksu (także z kobietami), była to już wykalkulowana gra producentów, który zauważyli, że muzyka opakowana w seks lepiej się sprzedaje.
Seks po polsku
W Polsce seks w sztuce wzbudzał emocje już na początku XX wieku. Stanisława Przybyszewskiego nazywano seksualnym degeneratem. Dla autora "Homo sapiens" seks był "elementarną siłą kosmiczną". Tadeusza Boya-Żeleńskiego nazywano "pornografem, bezbożnikiem, bolszewikiem, zboczeńcem". Seksem emanowała też twórczość Emila Zegadłowicza (motyw onanizowania się na cmentarzu pojawił się w "Zmorach" - 1930 r.).
Przez większą część PRL seks był wstydliwie ze sztuki wypierany. Nawet niewinna wystawa fotograficznych aktów w Krakowie została uznana za niepoprawną. Władysław Gomułka zabronił pod koniec lat sześćdziesiątych pokazywać w telewizji Kalinę Jędrusik, bo jej głębokie dekolty raniły socjalistyczną moralność. Dopiero w epoce Gierka reżyserzy śmielej zaczęli pokazywać rozbierane sceny (także twórcy kina moralnego niepokoju). Sprowadzona z Francji specjalistka od momentów Christine Paul epatowała golizną w "Barwach ochronnych" i "Kontrakcie" Krzysztofa Zanussiego. Potem zastąpiła ją Grażyna Szapołowska, na przykład w "Wielkim Szu" Sylwestra Chęcińskiego. W latach osiemdziesiątych golizna pojawiała się niemal w każdym filmie, a już wyjątkowo obficie w "Widziadle" Marka Nowickiego czy "Thais" Ryszarda Bera. Niemal w każdym filmie z tamtych czasów rozbierała się Maria Probosz.
Po tym, co i jakim językiem mówi o seksie w swoich sztukach Sarah Kane, można dojść do wniosku, że wszelkie tabu zostało przekroczone. Seks w sztuce staje się obojętny, bo został pozbawiony tajemnicy. Czyżby w XXI wieku potrzebny był nowy Comstock i nowy Legion Moralności, by zakazany owoc znów zaczął budzić ciekawość?
Erotyczne przełomy |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 2/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.