Jak wyliczył specjalista od historii konklawe, ks. Przemysław Śliwiński, jedynie 4 proc. tych, którzy wchodzili na konklawe jako faworyci, wychodziło zeń jako nowi papieże. Gdy kardynałowie ogłoszą termin wyboru Ojca Świętego, karuzela nazwisk ruszy z prędkością światła. Od przerzucania się nazwiskami ważniejsze wydaje się jednak ustalenie, z jakimi problemami będzie się musiał zmierzyć nowy papież, później próba stworzenia katalogu cech, jakie powinno się mieć, aby im sprostać. Nazwiska powinny wejść do gry na końcu.
W tym tygodniu w Watykanie będą się odbywać kardynalskie zebrania (biorą w nich udział zarówno elektorzy, jak i ci, którzy skończyli już 80 lat), na których każdy z purpuratów dostanie kilka minut, by przedstawić swoją ocenę sytuacji. Popołudniami debaty są zwykle kontynuowane w podgrupach, w narodowych kolegiach rozsianych po Rzymie, gdzie kardynałowie zatrzymują się, zanim zostaną skoszarowani w Domu Świętej Marty i poddani rygorom konklawe.
Ciekawe, czy w tym roku, gdy proces zmiany władzy na papieskim tronie nieco się odmistycznił, dyskusje będą gorętsze, głośniejsze. Tego, jak kardynałowie jako gremium widzą współczesny świat, nie dowiemy się, wyłącznie patrząc na to, kogo wytypowali do ukazania się w bieli na zabytkowym balkonie.
Benedykt XVI precyzyjnie zdiagnozował kłopoty, z którymi boryka się dziś chrześcijaństwo. Gdy systemy etyczne, na których stoi współczesny świat, zdają się wpadać w stan, który w kardiologii nazywa się migotaniem komór (gdy serce kurczy się gwałtownie, acz bezładnie, nie jest więc w stanie pompować krwi do obiegu), chrześcijaństwo musi wrócić do korzeni, iść w głąb. Wierzący muszą się otrząsnąć z rozdyskutowania, rozemocjonowania albo przeciwnie – zasiedzenia i zadać sobie pytanie: nie w co wierzą, ale komu wierzą. Jasne, że do stanowczego rozstrzygnięcia są sprawy działających w Kościele przestępców (seksualnych czy finansowych), do natychmiastowej i gruntownej reformy nadaje się niewydolna i zdemoralizowana władzą Kuria Rzymska. Podstawowe pytanie, na które powinien więc znać odpowiedź przyszły papież, brzmi: jak odnowić dziś w chrześcijanach ich tożsamość? Jak spowodować, by „jestem chrześcijaninem” padało przed wszystkimi innymi możliwymi społecznymi opisami?
Następna kwestia – czy w Kolegium Kardynałów, wciąż zdominowanym przez Europejczyków i innych przedstawicieli bogatej Północy, przebiją się spostrzeżenia spoza Starego Kontynentu? Północ koncentruje się dziś na etycznych wyborach jednostek, najczęściej związanych z rewolucjami obyczajową i medyczną: jak powinni odnajdywać się chrześcijanie w świecie, w którym normą stają się małżeństwa gejów czy sztuczne rozmnażanie? Na Południu akcenty rozkładają się inaczej, tu – zanim pójdziemy w bioetykę i zaczniemy rozmawiać, co zrobić, żeby człowiek żył zgodnie z prawem bożym – najpierw musimy zrobić coś, żeby w ogóle przeżył. Jakie miejsce ma więc zająć chrześcijaństwo w świecie, w którym ktoś ma wszystko, a ktoś inny nie ma nic? Co pogrążony w parowaniu publicystycznych lewackich argumentów albo wysubtelnianiu teologicznej refleksji Kościół Północy ma do zaoferowania braciom z brazylijskiego stanu Bahia, gdzie ksiądz pojawia się ze mszą świętą raz na dwa- -trzy miesiące, więc teren szybko przejmują pseudoprotestanccy szarlatani, albo co może dać 20 dzieciakom, które w tym miesiącu trafiły do „mojego” sierocińca w Zambii i walczą o życie z AIDS, gruźlicą i swoją przeszłością, o której nam w Europie po prostu się nie śniło?
Stanowczy kardynał Ouellet? Błyskotliwy Scola? Genialny Ravasi? Rubaszny (i mądry) Dolan? Pistoletowy Pell? Emocjonalny Tagle? Pracoholik Scherer? Niezależnie od tego, jakie nazwisko padnie z ust najstarszego z „najmłodszych” rangą kardynałów (tzw. kardynałów diakonów), którym przypada przywilej wygłoszenia formuły „Habemus papam”, następca Benedykta XVI będzie się musiał mocno starać, by pękający na naszych oczach świat nie zarysował nam Kościoła. By jedność przy stole Jezusa nie była tylko doktrynalnym uzgodnieniem, ale budowaniem autentycznej wspólnoty, w której jedni karmią drugich we wszystkich wymiarach ludzkiego życia. Pogłębiamy świadomość tego, że nikt nie ma wszystkiego, ale każdy ma przecież coś, co może z siebie dać.
Ciekawe, czy w tym roku, gdy proces zmiany władzy na papieskim tronie nieco się odmistycznił, dyskusje będą gorętsze, głośniejsze. Tego, jak kardynałowie jako gremium widzą współczesny świat, nie dowiemy się, wyłącznie patrząc na to, kogo wytypowali do ukazania się w bieli na zabytkowym balkonie.
Benedykt XVI precyzyjnie zdiagnozował kłopoty, z którymi boryka się dziś chrześcijaństwo. Gdy systemy etyczne, na których stoi współczesny świat, zdają się wpadać w stan, który w kardiologii nazywa się migotaniem komór (gdy serce kurczy się gwałtownie, acz bezładnie, nie jest więc w stanie pompować krwi do obiegu), chrześcijaństwo musi wrócić do korzeni, iść w głąb. Wierzący muszą się otrząsnąć z rozdyskutowania, rozemocjonowania albo przeciwnie – zasiedzenia i zadać sobie pytanie: nie w co wierzą, ale komu wierzą. Jasne, że do stanowczego rozstrzygnięcia są sprawy działających w Kościele przestępców (seksualnych czy finansowych), do natychmiastowej i gruntownej reformy nadaje się niewydolna i zdemoralizowana władzą Kuria Rzymska. Podstawowe pytanie, na które powinien więc znać odpowiedź przyszły papież, brzmi: jak odnowić dziś w chrześcijanach ich tożsamość? Jak spowodować, by „jestem chrześcijaninem” padało przed wszystkimi innymi możliwymi społecznymi opisami?
Następna kwestia – czy w Kolegium Kardynałów, wciąż zdominowanym przez Europejczyków i innych przedstawicieli bogatej Północy, przebiją się spostrzeżenia spoza Starego Kontynentu? Północ koncentruje się dziś na etycznych wyborach jednostek, najczęściej związanych z rewolucjami obyczajową i medyczną: jak powinni odnajdywać się chrześcijanie w świecie, w którym normą stają się małżeństwa gejów czy sztuczne rozmnażanie? Na Południu akcenty rozkładają się inaczej, tu – zanim pójdziemy w bioetykę i zaczniemy rozmawiać, co zrobić, żeby człowiek żył zgodnie z prawem bożym – najpierw musimy zrobić coś, żeby w ogóle przeżył. Jakie miejsce ma więc zająć chrześcijaństwo w świecie, w którym ktoś ma wszystko, a ktoś inny nie ma nic? Co pogrążony w parowaniu publicystycznych lewackich argumentów albo wysubtelnianiu teologicznej refleksji Kościół Północy ma do zaoferowania braciom z brazylijskiego stanu Bahia, gdzie ksiądz pojawia się ze mszą świętą raz na dwa- -trzy miesiące, więc teren szybko przejmują pseudoprotestanccy szarlatani, albo co może dać 20 dzieciakom, które w tym miesiącu trafiły do „mojego” sierocińca w Zambii i walczą o życie z AIDS, gruźlicą i swoją przeszłością, o której nam w Europie po prostu się nie śniło?
Stanowczy kardynał Ouellet? Błyskotliwy Scola? Genialny Ravasi? Rubaszny (i mądry) Dolan? Pistoletowy Pell? Emocjonalny Tagle? Pracoholik Scherer? Niezależnie od tego, jakie nazwisko padnie z ust najstarszego z „najmłodszych” rangą kardynałów (tzw. kardynałów diakonów), którym przypada przywilej wygłoszenia formuły „Habemus papam”, następca Benedykta XVI będzie się musiał mocno starać, by pękający na naszych oczach świat nie zarysował nam Kościoła. By jedność przy stole Jezusa nie była tylko doktrynalnym uzgodnieniem, ale budowaniem autentycznej wspólnoty, w której jedni karmią drugich we wszystkich wymiarach ludzkiego życia. Pogłębiamy świadomość tego, że nikt nie ma wszystkiego, ale każdy ma przecież coś, co może z siebie dać.
Więcej możesz przeczytać w 10/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.