Jestem na komisariacie. Zaraz będę przesłuchiwana – słyszę jej niepewny, cichutki głos. Co się stało? Przecież jeszcze kilka dni wcześniej była roześmiana, otwierała swoją wystawę, mówiła, że czuje się wolna, niezależna i że w końcu wyswobodziła się od człowieka, który przez ponad dwa lata znęcał się nad nią psychicznie, pomiatał nią, krzyczał, robił awantury, twierdził, że jego partnerka nie nadaje się do niczego, że jest beznadziejna. A przy tym pił i w tym swoim pijanym świecie próbował ją niszczyć. – Uciekłam z tego strasznego domu w piątym miesiącu ciąży ze świadomością, że nigdy tam nie wrócę – wspomina kobieta. Gustaw urodził się niespełna półtora roku temu. Od tamtej pory przeprowadzał się z mamą kilkakrotnie. – Bałam się, że ojciec będzie chciał porwać dziecko. Porwać, bo nie ma do Gucia żadnych praw, nie uznał ojcostwa. Kiedy chodziłam ulicami, ciągle odwracałam głowę i sprawdzałam, czy za mną nie idzie, czy gdzieś się nie czai.
Jakiś czas temu to na szczęście minęło. Poczułam się pewniej. Niestety, ostatnio strach powrócił. Na komisariat Maja Wolna trafiła we wtorek wieczorem, tego samego dnia, kiedy ukazał się „Wprost” z nią na okładce. Powód? Dyrektorka żłobka dostała facebookowe zaproszenie od… Gucia. Zdziwiła się, że 15-miesięczny chłopczyk ma swój profil na Facebooku. Opatrzony zdjęciami właściciela, które każdy może obejrzeć. Zareagowała natychmiast. Telefon do Mai Wolnej, że ojciec najprawdopodobniej szuka chłopca i wysyła zaproszenia z Facebooka do przedszkoli i żłobków w Warszawie. Metodą prób i błędów, bo przecież istnieje szansa, że to przedszkole, które zostanie internetowym znajomym mężczyzny podszywającego się pod Gustawa, będzie miejscem, w którym chłopczyk przebywa podczas pracy matki. – Nie wiem, do ilu przedszkoli wysłał zaproszenie. Mam tylko nadzieję, że profil mojego syna na Facebooku zniknie, zostanie zablokowany.Nie będzie narzędziem do śledzenia mnie i synka. Na policji byłam również w tej sprawie.
Poza tym skoro mój były – jak to mówią w sądzie – konkubent namierzył przedszkole Gucia, to może namierzyć także nasze mieszkanie, może próbować nas nachodzić, a mnie zrobić krzywdę. Wiem z doświadczenia, że może się posunąć bardzo daleko – opowiada Maja. Już zgłosiła do administracji serwisu społecznościowego prośbę o usunięcie tego profilu. Poprosiła też policję o pomoc w tej sprawie. Jednak kiedy zaglądam do internetu, profil chłopczyka jest nadal aktywny, a w zasadzie aktywny jest na nim mężczyzna, który w internecie podaje się za tatę Gucia. Według prawa podszywanie się pod kogoś innego jest karalne. Zamieszczanie w internecie zdjęć dziecka bez zgody jego rodzica bądź opiekuna też.
Tuż po naszej publikacji mężczyzna zamieścił długi list. Nie jako Gucio, tylko tata Gucia. „Kochany synku, dziś ukazał się artykuł w poczytnym tygodniku, w którym twoja mama opowiada niedobre i fałszywe rzeczy o twoim ojcu, czyli o mnie”. I dalej: „Mama mówi w artykule i na rozprawach, że pracuje bardzo dużo, praktycznie całymi dniami i nocami, by cię utrzymać. Mówiła nawet, że w dwóch odległych o 300 km miastach, w związku z tym ma mało czasu dla ciebie i jesteś albo u niani, albo w żłobku, albo jacyś dobrzy ludzie się tobą zajmują. Ja mógłbym się o ciebie troszczyć, w czasie gdy mama będzie zajęta”. – Nie, nie czytałam tego. I mam nadzieję, że mój syn nigdy nie będzie miał szansy tego czytać – mówi Wolna. Nie oglądała też filmów, które raz w miesiącu, w miesięcznicę urodzin chłopca, nagrywa mężczyzna. – Niestety, ten profil to też forma przemocy psychicznej. Mam nadzieję, że już niedługo się od tego uwolnię – dodaje. A my czekamy na reakcję organów ścigania.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.