Aż trudno uwierzyć, że ten gitarzysta, ikona brytyjskiego indie rocka, dopiero teraz wydaje swój naprawdę solowy debiut. Gitarowy, kłaniający się jego klasycznym dokonaniom z przeszłości, ale bez zadęcia na dzieło życia, chociażby z uwagi na decyzje o samodzielnym śpiewaniu. Po eksperymentach tak różnych jak praca z Modest Mouse i muzyka filmowa z Hansem
Zimmerem Marr wrócił do swoich nowofalowych korzeni. Być może zainspirowany pracą nad nowym, definitywnym wydaniem całego katalogu The Smiths. Bliżej nowej płyty tego zespołu pewnie już nigdy nie będziemy – wystarczy wyobrazić sobie na „The Messenger” wokal Morrisseya.
Piotr Metz Johnny Marr, „The Messenger”, Warner
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.