W sądzie matka jest święta, a ojciec to żywy bankomat. Ma dawać alimenty i milczeć – uważa Paweł Woźniak, ojciec trzyipółrocznego Rafała. – Nie znam żadnego innego miejsca, w którym dyskryminacja dokonywałaby się tak jawnie i z takim społecznym przyzwoleniem jak w polskich sądach rodzinnych. Jestem dopiero na początku tej drogi, ale znam facetów, którzy walczą od lat. Z byłymi partnerkami, które traktują dziecko jako narzędzie zemsty, z psychologami, którzy często wypisują bzdurne opinie krzywdzące ojców, i z sądami, które orzekają na nie do końca jasnych zasadach, właściwie uznaniowo. Kobiety wiedzą, że sąd im sprzyja, i korzystają z tego. Mogą pomawiać, kłamać, oskarżać, odcinać dziecko od ojca, bo wierzą, że nikt im nic nie zrobi – opowiada Woźniak.
On alimenty płaci sumiennie, 2 tys. zł miesięcznie, ale milczeć nie ma zamiaru. – GUS podaje, że w Polsce jest 1,2 mln samotnych matek. Zakładając, że połowa ojców ich dzieci to dranie, 200 tys. ojców nie żyje, to zostaje jeszcze 400 tys. ojców traktowanych jak maszynka do produkcji pieniędzy. Bo przecież po co ratować związek albo zgodzić się na opiekę zrównoważoną, skoro po rozwodzie można mieć wszystko: i dziecko, i kasę? – ironicznie pyta Woźniak. – Machina zaczyna się nakręcać: kurator, policja, kolejne rozprawy. W tej walce zapomina się, że nie chodzi o to, kto kogo rzuci na kolana, ale że tu chodzi o dobro dziecka – podkreśla. Jest przekonany, że dla dobra syna powinien być blisko niego.
Ojciec trzy razy w tygodniu
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.