– Nie prowadziłem śledztwa, nie znam akt sprawy – wzruszył ramionami niedawny przewodniczący SLD.
Skąd ma wiedzieć? Generał Czesław Kiszczak zapewniał przecież, że milicjanci nie mają z pobiciem nic wspólnego. I w zasadzie miał rację, bo po roku przyznali się do tego sanitariusze pogotowia. W zasadzie, bo po 1989 r. odwołali zeznania. Twierdzili, że bezpieka straszyła ich, że wymorduje im rodziny, jeśli nie wezmą winy na siebie. To prawda, że przez kolejne 24 lata udało się skazać tylko jednego milicjanta. Drugi z powodu przedawnienia wykręcił się od kary. Tak samo jak Kiszczak i funkcjonariusze SB i MO, którzy niszczyli dowody, zacierali ślady i zastraszali świadków. Wie o tym każdy, kto czyta gazety.
Gdyby Napieralski zajrzał do jakiejkolwiek książki na ten temat, dowiedziałby się, kto i dlaczego bił Przemyka na komisariacie przy Jezuickiej. Dowiedziałby się też, jakich sił i środków użyto, żeby zrzucić winę na kogoś innego. Ile powstało programów i artykułów, by zamieszać ludziom w głowie. Jak te działania okazały się skuteczne, wskazuje przykład Napieralskiego. 30 lat po śmierci Przemyka wciąż gada Urbanem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.