W ostatnich kilkunastu tygodniach w Polsce oglądaliśmy żenujące widowisko - paradę pseudoekspertów opowiadających rozmaite historie o tzw. biopaliwach i konsekwencjach ich stosowania.
W ostatnich kilkunastu tygodniach w Polsce oglądaliśmy żenujące widowisko - paradę pseudoekspertów opowiadających rozmaite historie o tzw. biopaliwach i konsekwencjach ich stosowania. Wyróżniał się ekspert PZMot, który nie był w stanie poprawnie sformułować ani jednego zdania na temat opisywanego przez siebie zjawiska - nic, co powiedział, nie miało sensu. Nieco wcześniej finansowi eksperci rządu przekonywali nas o zgodności ustawy abolicyjno-rewizyjnej ministra Kołodki ze wszystkim: od Koranu po Talmud. Zapomnieli jakoś biedacy o naszej konstytucji. Teraz mamy urodzaj uczonych opowieści o zaletach i wadach wymyślonego przez profesora (a jakże) medycyny (i już eksministra) programu modyfikacji systemu opieki zdrowotnej w Polsce. Jedni mówią, że wszystko się rozleci, inni - że będzie dobrze. Komu ma wierzyć przeciętny obywatel? Ba, skąd rząd ma brać niezależne ekspertyzy?
Uniwersytety ekspertów
W bajce Or-Ota o bazyliszku strwożony lud Warszawy nie szukał ratunku na zamku czy w katedrze, lecz u mieszkającego w wieży miejskiej mędrca. Lud potrzebował naukowej ekspertyzy. Nauka jest bowiem jedynym dostarczycielem bezpiecznej prawdy dla społeczeństwa. Dlatego badania naukowe, a tylko nie pozorowane badania umożliwiają wykształcenie kompetentnych ekspertów, muszą być w swej zasadniczej części prowadzone w niezależnych instytucjach. Takimi instytucjami są uniwersytety.
Amerykańskie uniwersytety są niezależne i dlatego, gdy jakakolwiek instytucja społeczna czy rządowa chce zasięgnąć opinii, nie ma problemu z uzyskaniem wyczerpującej odpowiedzi. Inna sprawa, czy ta instytucja z niej skorzysta. Amerykańskie społeczeństwo ma pełną możliwość zapoznania się z opiniami ekspertów. W epoce Internetu każdy, kto chce, może przeczytać raporty komisji powołanych przez amerykańskie Narodowe Akademie (trzy rodzaje: nauk, nauk inżynieryjnych i medycznych), by odpowiedzieć na zadane im istotne pytania. Jeżeli komuś to nie wystarcza, może zajrzeć na strony innych eksperckich instytucji. Sam korzystam ze stron Instytutu George'a Marshalla w Waszyngtonie, gdzie można znaleźć na przykład niezależne opinie na temat globalnego ocieplenia. Intelektualna Ameryka stworzyła odpowiednie instytucje i metody pozwalające korzystać z niezależnych opinii potrzebnych jak powietrze i woda - nie tyle rządowi, ile społeczeństwu.
Politycy kontra eksperci
Spadające na prerię Teksasu szczątki promu kosmicznego Columbia raz jeszcze uświadomiły nam, że program załogowych lotów kosmicznych, a także wiele dziedzin naszego życia, jest podatny na jedną z najgorszych chorób cywilizacyjnych - krótkowzroczność i małostkowość polityków. Od lat niezależne ośrodki naukowe zwracały uwagę, że kontynuowanie programu badań kosmicznych, koniecznego dla rozwoju naszej cywilizacji, nie może się odbywać na poziomie technologicznym sprzed niemal ćwierćwiecza. Niecałe dwa lata temu NASA miała poważny problem ze znalezieniem odpowiedniego zapasu procesorów komputerowych z czasów pierwszych pecetów. Takie procesory są bowiem instalowane w wielu urządzeniach promów. W licznych raportach wskazywano na konieczność zrewidowania programów kosmicznych, bo najważniejsze osiągnięcia naukowe i technologiczne są wynikiem lotów bezzałogowych. Postulowano podporządkowanie programów nowym, bardziej ambitnym wyzwaniom - zgodnie z ideą Johna F. Kennedy'ego, który stwierdził: "Nie dlatego chcemy dotrzeć na Księżyc, że jest to łatwe, ale dlatego, że jest to trudne".
Racjonalny stałby się powrót do lotów na Księżyc, bo baza na naszym naturalnym satelicie byłaby pod względem naukowym o wiele cenniejsza i bezpieczniejsza niż stacja orbitalna. Wyznaczenie nowych celów w programach kosmicznych zmusiłoby NASA do porzucenia starej technologii lotów i zapoczątkowania epoki wykorzystującej te osiągnięcia techniki, które wbudowane są choćby w ostatnie modele Playstation 2. Pomimo powstania wielu takich ekspertyz, a także studiów dotyczących zawodności promów typu Columbia, politycy odpowiedzialni za programy kosmiczne uważali za stosowne przeprowadzenie cięć budżetowych uniemożliwiających ich unowocześnienie. To tak jakbyśmy chcieli badania oceanograficzne prowadzić dziś z pokładów hiszpańskich galeonów.
Przez lata politycy ignorowali opinie ekspertów, a teraz nagle zaczęli ich słuchać. Trzy niezależne grupy eksperckie badają przyczyny katastrofy Columbii. Po katastrofie promu Challenger administracja prezydenta Ronalda Reagana nie miała trudności ze znalezieniem odpowiedniego zespołu ludzi do przeprowadzenia analizy przyczyn wypadku. W tamtej komisji główną rolę odegrał genialny fizyk Richard Feynman. Rząd USA przełknął gorzką pigułkę raportu (warto go przeczytać, aby wiedzieć, jak bolesny był to cios). Ta nauczka wystarczyła na kilkanaście lat. Dzisiaj rząd USA znowu jest gotów powołać niezależne zespoły. Gotów jest też zasięgnąć opinii w innych ważnych cywilizacyjnie sprawach.
Krótkowzroczność władzy
W Polsce zadbano o to, aby nie było żadnej budzącej publiczne zaufanie instytucji, do której można by się zwrócić o taką opinię. Nie potrafi tego zrobić Polska Akademia Nauk - a właśnie to powinno być jej zadaniem - bo nie jest w stanie za pierwszym razem i po miesiącach przygotowań wybrać własnego prezesa. Poza tym wszelkie ekspertyzy akademii przywodzą na myśl sławne raporty komitetów PAN z czasów stanu wojennego, gdy przewidywano znaczne zwiększenie popytu na węgiel oraz niedobór rąk do pracy (pamiętają państwo ustawę o pasożytach?).
Oczywiście, w Polsce są wybitni eksperci naukowcy niemal w każdej dziedzinie. Niestety, dzisiaj w żadnej ważnej sprawie nie wystarczy opinia jednego człowieka. Zorganizowanie grupy ekspertów, skoordynowanie ich pracy wymaga wiedzy, środków i struktury organizacyjnej, która takie zespoły może powołać, a potem ich wyniki spożytkować. Instytucją taką mogłaby być samorządowa część dzisiejszego Komitetu Badań Naukowych. Niestety, nie pełni ona tej funkcji. Projekt nowej ustawy o Ministerstwie Nauki likwidujący samorządność środowiska naukowego nie poprawi sytuacji. Bez samorządnej organizacji środowiska naukowego, takiej jak wspomniane Narodowe Akademie USA czy Niemieckie Stowarzyszenie Badawcze (DFG), niezależne ekspertyzy nigdy w Polsce nie będą powstawały na czas i zawsze będą kwestionowane przez społeczeństwo. Tragikomiczne sytuacje towarzyszące kilka lat temu aferze żelatynowej czy biopaliwowy taniec absurdu staną się normą.
Polityka wobec nauki i błędy samego środowiska naukowego doprowadziły do zmniejszania się grupy osób mogących być dla całego społeczeństwa, a nie tylko dla lobbystów takiego czy innego przemysłu, dostarczycielami bezpiecznej prawdy. Za kilka lat nie będzie już po prostu kogo zapytać. Naturalna selekcja wieku wyłączy starzejącą się dziś kadrę, a nowych ekspertów nie wykształcimy lub stracimy, ponieważ znajdą lepszą pracę poza krajem.
Zagrożenia cywilizacyjne związane z wprowadzaniem biopaliw lub zaniechaniem tego pomysłu to drobna sprawa wobec skali problemów, które mogą się pojawić za kilka miesięcy lub lat. Kolejne rządy w Polsce, m.in. ograniczając nakłady na badania, powoli i systematycznie pozbawiają społeczeństwo dostępu do obiektywnej prawdy o cywilizacyjnych zagrożeniach i możliwościach ich usunięcia. Jeżeli jest to tylko konsekwencja krótkowzroczności kolejnych ekip, to może taniej będzie kupić im okulary?
Uniwersytety ekspertów
W bajce Or-Ota o bazyliszku strwożony lud Warszawy nie szukał ratunku na zamku czy w katedrze, lecz u mieszkającego w wieży miejskiej mędrca. Lud potrzebował naukowej ekspertyzy. Nauka jest bowiem jedynym dostarczycielem bezpiecznej prawdy dla społeczeństwa. Dlatego badania naukowe, a tylko nie pozorowane badania umożliwiają wykształcenie kompetentnych ekspertów, muszą być w swej zasadniczej części prowadzone w niezależnych instytucjach. Takimi instytucjami są uniwersytety.
Amerykańskie uniwersytety są niezależne i dlatego, gdy jakakolwiek instytucja społeczna czy rządowa chce zasięgnąć opinii, nie ma problemu z uzyskaniem wyczerpującej odpowiedzi. Inna sprawa, czy ta instytucja z niej skorzysta. Amerykańskie społeczeństwo ma pełną możliwość zapoznania się z opiniami ekspertów. W epoce Internetu każdy, kto chce, może przeczytać raporty komisji powołanych przez amerykańskie Narodowe Akademie (trzy rodzaje: nauk, nauk inżynieryjnych i medycznych), by odpowiedzieć na zadane im istotne pytania. Jeżeli komuś to nie wystarcza, może zajrzeć na strony innych eksperckich instytucji. Sam korzystam ze stron Instytutu George'a Marshalla w Waszyngtonie, gdzie można znaleźć na przykład niezależne opinie na temat globalnego ocieplenia. Intelektualna Ameryka stworzyła odpowiednie instytucje i metody pozwalające korzystać z niezależnych opinii potrzebnych jak powietrze i woda - nie tyle rządowi, ile społeczeństwu.
Politycy kontra eksperci
Spadające na prerię Teksasu szczątki promu kosmicznego Columbia raz jeszcze uświadomiły nam, że program załogowych lotów kosmicznych, a także wiele dziedzin naszego życia, jest podatny na jedną z najgorszych chorób cywilizacyjnych - krótkowzroczność i małostkowość polityków. Od lat niezależne ośrodki naukowe zwracały uwagę, że kontynuowanie programu badań kosmicznych, koniecznego dla rozwoju naszej cywilizacji, nie może się odbywać na poziomie technologicznym sprzed niemal ćwierćwiecza. Niecałe dwa lata temu NASA miała poważny problem ze znalezieniem odpowiedniego zapasu procesorów komputerowych z czasów pierwszych pecetów. Takie procesory są bowiem instalowane w wielu urządzeniach promów. W licznych raportach wskazywano na konieczność zrewidowania programów kosmicznych, bo najważniejsze osiągnięcia naukowe i technologiczne są wynikiem lotów bezzałogowych. Postulowano podporządkowanie programów nowym, bardziej ambitnym wyzwaniom - zgodnie z ideą Johna F. Kennedy'ego, który stwierdził: "Nie dlatego chcemy dotrzeć na Księżyc, że jest to łatwe, ale dlatego, że jest to trudne".
Racjonalny stałby się powrót do lotów na Księżyc, bo baza na naszym naturalnym satelicie byłaby pod względem naukowym o wiele cenniejsza i bezpieczniejsza niż stacja orbitalna. Wyznaczenie nowych celów w programach kosmicznych zmusiłoby NASA do porzucenia starej technologii lotów i zapoczątkowania epoki wykorzystującej te osiągnięcia techniki, które wbudowane są choćby w ostatnie modele Playstation 2. Pomimo powstania wielu takich ekspertyz, a także studiów dotyczących zawodności promów typu Columbia, politycy odpowiedzialni za programy kosmiczne uważali za stosowne przeprowadzenie cięć budżetowych uniemożliwiających ich unowocześnienie. To tak jakbyśmy chcieli badania oceanograficzne prowadzić dziś z pokładów hiszpańskich galeonów.
Przez lata politycy ignorowali opinie ekspertów, a teraz nagle zaczęli ich słuchać. Trzy niezależne grupy eksperckie badają przyczyny katastrofy Columbii. Po katastrofie promu Challenger administracja prezydenta Ronalda Reagana nie miała trudności ze znalezieniem odpowiedniego zespołu ludzi do przeprowadzenia analizy przyczyn wypadku. W tamtej komisji główną rolę odegrał genialny fizyk Richard Feynman. Rząd USA przełknął gorzką pigułkę raportu (warto go przeczytać, aby wiedzieć, jak bolesny był to cios). Ta nauczka wystarczyła na kilkanaście lat. Dzisiaj rząd USA znowu jest gotów powołać niezależne zespoły. Gotów jest też zasięgnąć opinii w innych ważnych cywilizacyjnie sprawach.
Krótkowzroczność władzy
W Polsce zadbano o to, aby nie było żadnej budzącej publiczne zaufanie instytucji, do której można by się zwrócić o taką opinię. Nie potrafi tego zrobić Polska Akademia Nauk - a właśnie to powinno być jej zadaniem - bo nie jest w stanie za pierwszym razem i po miesiącach przygotowań wybrać własnego prezesa. Poza tym wszelkie ekspertyzy akademii przywodzą na myśl sławne raporty komitetów PAN z czasów stanu wojennego, gdy przewidywano znaczne zwiększenie popytu na węgiel oraz niedobór rąk do pracy (pamiętają państwo ustawę o pasożytach?).
Oczywiście, w Polsce są wybitni eksperci naukowcy niemal w każdej dziedzinie. Niestety, dzisiaj w żadnej ważnej sprawie nie wystarczy opinia jednego człowieka. Zorganizowanie grupy ekspertów, skoordynowanie ich pracy wymaga wiedzy, środków i struktury organizacyjnej, która takie zespoły może powołać, a potem ich wyniki spożytkować. Instytucją taką mogłaby być samorządowa część dzisiejszego Komitetu Badań Naukowych. Niestety, nie pełni ona tej funkcji. Projekt nowej ustawy o Ministerstwie Nauki likwidujący samorządność środowiska naukowego nie poprawi sytuacji. Bez samorządnej organizacji środowiska naukowego, takiej jak wspomniane Narodowe Akademie USA czy Niemieckie Stowarzyszenie Badawcze (DFG), niezależne ekspertyzy nigdy w Polsce nie będą powstawały na czas i zawsze będą kwestionowane przez społeczeństwo. Tragikomiczne sytuacje towarzyszące kilka lat temu aferze żelatynowej czy biopaliwowy taniec absurdu staną się normą.
Polityka wobec nauki i błędy samego środowiska naukowego doprowadziły do zmniejszania się grupy osób mogących być dla całego społeczeństwa, a nie tylko dla lobbystów takiego czy innego przemysłu, dostarczycielami bezpiecznej prawdy. Za kilka lat nie będzie już po prostu kogo zapytać. Naturalna selekcja wieku wyłączy starzejącą się dziś kadrę, a nowych ekspertów nie wykształcimy lub stracimy, ponieważ znajdą lepszą pracę poza krajem.
Zagrożenia cywilizacyjne związane z wprowadzaniem biopaliw lub zaniechaniem tego pomysłu to drobna sprawa wobec skali problemów, które mogą się pojawić za kilka miesięcy lub lat. Kolejne rządy w Polsce, m.in. ograniczając nakłady na badania, powoli i systematycznie pozbawiają społeczeństwo dostępu do obiektywnej prawdy o cywilizacyjnych zagrożeniach i możliwościach ich usunięcia. Jeżeli jest to tylko konsekwencja krótkowzroczności kolejnych ekip, to może taniej będzie kupić im okulary?
Mózgi do wynajęcia
|
Artykuł został opublikowany w 11/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.