Co siedemnaście lat, statystycznie rzecz ujmując, ludzie odmładzają swoje łóżka - usłyszałam od szefa jednego z koncernów produkujących materace. Czemu akurat co siedemnaście? Zdziwiłam się, ale i sam prezes nie był przekonany, czy to z oszczędności, czy też z nieznajomości faktu, że materac jest najlepszym przyjacielem kręgosłupa. Bez względu na płeć. I jak się ludziom znudzą miłosne harce, zwłaszcza po siedemnastu latach, to przypominają sobie starą prawdę, że jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz.
Przyznam, iż te nieco przyziemne argumenty mnie nie przekonały, a kobieca intuicja podpowiadała, że każda statystyka musi mieć w sobie jakąś metafizykę. Nie bez przyczyny Winston Churchill mawiał, że generalnie wierzy statystyce, ale tylko tej, którą sam manipuluje. Postanowiłam więc i ja pomanipulować w liczbach dotyczących relacji dwojga ludzi - i to tak intymnych jak wspólne leżenie na materacu. To tam ludzie się kochają, wysypiają, czytają książki, płodzą dzieci, nudzą i umierają. Zanim jednak do tego dojdzie, zakochują się w sobie na śmierć i życie. Gdyby zawierzyć statystyce, to według amerykańskiego psychologa ewolucji Davida Bussa, mężczyźni zakochują się od pierwszego wejrzenia częściej niż kobiety. Te do sprawy podchodzą z większą rezerwą. Chcą wiedzieć, czy facet ma już żonę i dzieci, czy byłyby w stanie w imię nowej miłości ten stan rzeczy zmienić. Dopiero wtedy mogą się zakochać od pierwszego wejrzenia. Tyle statystyka, bo jest jeszcze drugie dno. Otóż mężczyźni równie szybko się zakochują, co tracą zainteresowanie miłością od pierwszego wejrzenia. Kobiety w niezauważaniu tego stanu rzeczy są bardziej pasywne.
Co więc statystycznie łączy z sobą ludzi poza tym, że gdy już są rodziną z dwojgiem dzieci, każdego roku zmywają 5078 talerzy, 1825 garnków i odkurzają 30 000 tys. m2 podłogi? Miłość - powie ktoś spontanicznie. No cóż, oparta na feromonach trwa średnio cztery i pół roku. Nawet ta od pierwszego wejrzenia, bowiem - jak twierdzą eksperci od biochemii mózgu - po tym okresie znikają romantyczne uniesienia. Zostają talerze do umycia. No i seks - doda ktoś.
Robert T. Michael z Uniwersytetu Chicago badał seksualne relacje między kobietą a mężczyzną. Przepytał w tym celu ponad 3,5 tys. ludzi między 18. a 59. rokiem życia. Chciał się dowiedzieć, jak często chodzą z sobą do łóżka. Okazało się, że dwa, trzy razy w tygodniu sypia z sobą 36 proc. małżonków i 40 proc. kochanków stanu wolnego. Przy okazji ciekawostka - kobiety bez wyższego wykształcenia uprawiają seks z taką samą częstotliwością jak te z dyplomem. Pełna demokracja.
Wydawałoby się, że przynajmniej seks statystycznie trzyma się mocno. Nic z tego! Co siedem lat każdy związek wchodzi w smugę cienia. Na nic statystyka, zaczynają się białe noce. Małżonkowie muszą spojrzeć prawdzie w oczy. Nic nie jest już takie jak dawniej i - co gorsza - już nigdy nie będzie. Statystycznej frustracji zaczyna towarzyszyć potrzeba zdefiniowania związku na nowo. Czy jeszcze chcemy z sobą być, czy mamy sobie coś do zaproponowania, czy chcemy z sobą sypiać? Według Helen Fisher, antropolog, która przebadała 61 kultur, pierwsze smugi na małżeńskim niebie zaczynają się pojawiać już po czterech latach. Dzieje się tak zarówno w plemieniu Yanomamo w dorzeczach Amazonii, w Ameryce, czy w Finlandii. Fisher dowodzi, że ludzie po raz pierwszy postanawiają się rozstać, gdy ich wspólne dziecko ma pięć lat. Dlaczego? Statystycznie czy metafizycznie?
A może dlatego, że prawda o małżeństwie, jak napisał Henry Miller, wygląda tak, iż jest to jedno wielkie rozczarowanie... Już po trzech dniach małżeńskiej sielanki mężczyźnie otwierają się oczy. Pozostaje tylko problem: odczekamy siedem statystycznych lat, czy też wytrwamy do momentu, w którym andropauza sprawi, że mężczyzna będzie szukać ratunku w ramionach młodszej kobiety? W tym wypadku w statystyce zaczyna mieszać wirus niezależności. Kobiety nie czekają już na usankcjonowany biologią mężowski skok w bok, ale same zaczynają zdradzać. W ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba kobiet między 30. a 45. rokiem życia, które zdradzają swoich partnerów, wzrosła czterokrotnie. Ta okropna statystyka, ale i próba jej wytłumaczenia przez socjolog Anette Lawson, dowodzi, że kobietom udaje się zakamuflować zdradę, ponieważ ich partnerzy są przekonani, że wystarcza im jeden mężczyzna. Oczywiście, statystycznie. Gwoździem do trumny w tej sprawie są analizy amerykańskiego seksuologa Robina Bakera, który w ciągu 25 lat przebadał 10 tys. rodzin w Europie i w Ameryce. Okazuje się, że co dziesiąte dziecko nie jest zrodzone z mężczyzny, który uważa się za jego ojca. Czy dlatego dziś na świecie statystycznie rozwodzi się co trzecia para? Czy dlatego ci, którzy wbrew statystyce postanawiają zostać razem i nie chcąc cierpieć na bezsenność, wyrzucają stary i kupują nowy materac? Statystycznie co siedemnaście lat? Metafizyka.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.