How to spin, how to win” – mówi niczym Max Kolonko Dick Dobrowolski. To fikcyjna postać, specjalista od marketingu politycznego, w którego wcielił się znany raper Liroy na potrzeby kampanii Instytutu Spraw Obywatelskich. Co to takiego spin i jak dzięki niemu wygrać wybory? Mister Dick wyjaśnia to jednym zdaniem: „To nic więcej jak opowiadanie ciekawych historii i odpowiednie manipulowanie faktami”.
Ta krótka definicja dobrze oddaje zachowanie polityków podczas kampanii wyborczych. Niczym wędkarze biorący do ręki spinning i zarzucający sztuczną błyszczącą przynętę udającą rybę politycy łapią wyborców na swoje wymyślone i odpowiednio przygotowane opowieści. Nie ma żadnych zasad ani ograniczeń, liczy się tylko skuteczność. Dlatego wielu przeciera oczy ze zdumienia, słuchając Michała Kamińskiego wychwalającego Platformę Obywatelską i broniącego rząd Tuska przed Jarosławem Kaczyńskim. Zresztą lider PiS też przechodzi wyborczą metamorfozę, bo kto by pomyślał, że będzie musiał tonować premiera, który straszy Polaków III wojną światową. Z tego straszenia tak naprawdę niewiele wyszło. Najbardziej rozczarowane będą dzieciaki, którym w pamięci pozostało tylko, że być może 1 września nie pójdą do szkoły.
Donald Tusk na naszych oczach z gołąbka zmienił się w jastrzębia. Momentami wręcz „mówi PiS-em”. Oczywiście nie jest tak, że Tusk i Kaczyński zamienili się rolami, są rzeczy niezmienne. Jedną z nich jest tzw. wątek niemiecki. Pojawił się on ostatnio przy okazji deklaracji złożonych przez premiera i ministra spraw zagranicznych. Panowie chcą, by w Polsce stacjonowały dwie ciężkie brygady NATO. Ma to uczynić Radosława Sikorskiego szczęśliwym, a Donalda Tuska spokojnym. Na tak daleko idące oświadczenia zareagować musiał i zareagował Jarosław Kaczyński, który jest przekonany, że w przyszłym roku znowu wprowadzi się do gabinetu szefa rządu. Usłyszeliśmy, że prezes jest za, ale pod pewnym warunkiem. Na polskiej ziemi nie może stanąć noga niemieckiego żołnierza. Baza NATO w naszym kraju tak, ale bez Niemców. „Przynajmniej siedem pokoleń musi minąć, zanim to będzie dopuszczalne” – powiedział prezes Kaczyński.
Lider PiS może być jednak spokojny, bo wygląda na to, że Niemcy postanowili spełnić jego życzenie i nie spieszą się z wysyłaniem wojsk do obrony naszej wschodniej granicy. Jak stwierdził szef niemieckiego MSZ, „stoi to w sprzeczności z porozumieniami zawartymi między NATO a Rosją”. Mówiąc wprost, lepiej nie prowokować Kremla. Taka deklaracja niepokoi bardziej niż obawy, że Bundeswehra w Polsce skojarzy się komuś z Wehrmachtem wykraczającym do naszego kraju w 1939 r. Tym bardziej że, jak zauważył Radosław Sikorski, niemieccy żołnierze służą już w Polsce w ramach natowskiej współpracy. Jak by tego było mało, to polscy czołgiści uzbrajani są w niemieckie leopardy, które mają stać się głównym czołgiem naszej armii. Ciekawe, co na to prezes, wszak nie po to czterej pancerni zdobywali Berlin, żeby teraz polska armia uzależniała się od niemieckich firm zbrojeniowych.
Co do naszych zachodnich sąsiadów, którzy są przy okazji naszym największym partnerem gospodarczym i handlowym, nieufność Jarosława Kaczyńskiego jest niezmienna. Trzeba przyznać, że w kwestii niemieckiej prezes i jego partia są konsekwentni. Straszenie Niemcem to już wyborczy rytuał. Zaczęło się od dziadka z Wehrmachtu, później była obrona Szczecina przed wydumaną niemiecką aneksją i niejasne sugestie co do agenturalnej przeszłościkanclerz Merkel. Nie można oczywiście zapomnieć o widmie Eriki Steinbach krążącym nad Polską, w czym swój wielki udział ma Michał Kamiński. To on na potrzeby kampanii prezydenckiej Mariana Krzaklewskiego wynalazł szefową Związku Wypędzonych, by roztoczyć przed wyborcami wizję Niemców, którzy przyjdą i zabiorą to, co zostawili po II wojnie światowej.
Dziś były spin doktor PiS Niemcami już nie straszy, cóż, każdy ma prawo zmienić poglądy. Jarosław Kaczyński na przykład nie obiecuje już, że w Warszawie będziemy mieli drugi Budapeszt. Po tym jak idol naszej rodzimej prawicy Viktor Orbán sprzedał się Władimirowi Putinowi za 10 mld euro, jakoś nie wypada już budować mu pomników w Polsce. Trzeba będzie znaleźć jakąś inną opowieść, mniejsza o to, czy prawdziwą. Sztaby wyborcze pracują pełną parą. Jak mówi Dick Dobrowolski, i tak za wszystko zapłacą obywatele. ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.