Gdybym zareagował szybciej, to ja przyjąłbym trzeci, śmiertelny pocisk – powiedział w 1975 r. w telewizji CBS były agent Tajnej Służby (Secret Service) Clint Hill. Dwanaście lat po zamachu na prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy’ego miliony Amerykanów zasiadły przed telewizorami, żeby usłyszeć, co powie człowiek, który tamtego dnia sekundę po strzałach wskoczył na tylną maskę prezydenckiego lincolna i zaciągnął z powrotem do środka próbującą wyskoczyć z auta żonę JFK Jackie.
Widzowie doznali szoku. We wstępie prowadzący program mówił o dzielnych „agentach bez twarzy, poświęcających życie jednemu zadaniu”. Tymczasem Hill okazał się zwykłym gościem siedzącym ze spuszczoną głową u boku zwykłej żony na zwykłej kanapie, nerwowo palącym papierosa, zaciskającym dłonie i z trudem powstrzymującym się od łez. Powiedział rodakom, że mógł ocalić prezydenta. Wyznał, że wykańcza go poczucie winy, że lekarze zasugerowali mu przejście na emeryturę i że leczy się psychiatrycznie. Tamta rozmowa pozostaje najbardziej wstrząsającym spotkaniem z agentem Tajnej Służby, jakie mieli okazję przeżyć Amerykanie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.