Mam zaledwie 35 lat, a moje zęby już lądują w koszu. Czasem czuję się jak stary dziadek – żali się Marek, inżynier z Wrocławia. Dentysta wyrwał mu dolną szóstkę, a potem zaproponował implant. Marek odmówił. Tak zaczęła się jego przykra historia, przestroga dla tych, którzy na lekceważeniu wizyt u dentysty zjedli zęby. Dwa lata temu Marek poszedł do stomatologa. Rentgen pokazał stan zapalny dziąsła, trzeba było leczyć kanałowo. Dentysta przeczyścił korzenie zęba, założył wypełnienie i odesłał pacjenta do domu. Ale po miesiącu Marek znów siedział na fotelu, bo ból wrócił i stał się nie do wytrzymania. Znowu rentgen i wyrok: rozległy stan zapalny, ząb do ekstrakcji. Czyli wyrwania. Dentysta zaproponował w to miejsce implant w cenie 4 tys. zł. – Po wyrwaniu czułem się lepiej, a tak duży wydatek wcale mi się nie uśmiechał – relacjonuje Marek. – Dlatego odłożyłem sprawę na później.
WĘDRÓWKI TRZONOWCÓW
– To był błąd – mówi dr Jarosław Koza, stomatolog z Gdyni. – Gdy pacjent traci ząb, cały układ zębów powoli się adaptuje do nowej sytuacji. W praktyce oznacza to, że układ sił w szczęce lub żuchwie powoduje stopniowe przesuwanie się zębów, które poluzowują się i zaczynają nachodzić na szczelinę po tym wyrwanym. W efekcie trzeba iść do ortodonty, który podejmie się żmudnego prostowania wędrujących w dziąsłach zębów.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.