Przypadek Mordechaja Vanunu, czyli fałszywego dalajlamy i biskupa Tutu w jednej osobie
Izrael jest szóstym mocarstwem atomowym na świecie. Od dwudziestu lat w tajnym ośrodku na pustyni Negev produkuje głowice atomowe. Tajemnice podziemnych laboratoriów, w których Izrael produkuje pluton, zdradził nam Mordechaj Vanunu, technik, który przepracował tam dziesięć lat" - te informacje 5 października 1986 r. znalazły się na czołówce "Sunday Times". Nikt nie mógł wtedy przypuszczać, że niecodzienne zwierzenia młodego Izraelczyka poszukującego kupca na najbardziej strzeżone tajemnice swojego kraju dadzą początek aferze, która wstrząśnie Państwem Izrael.
W ciągu 18 lat od tamtej rozmowy w redakcji londyńskiego pisma nazwisko szpiega atomowego często trafiało na pierwsze strony gazet. Życie Mordechaja Vanunu to materiał na dobry thriller, który na razie nie ma zakończenia. W ubiegłym tygodniu, po 6374 dniach spędzonych w więzieniu w Aszkelonie, Vanunu wyszedł na wolność. Być może pojawi się zakończenie.
Obrona konieczna
Pomysł, by zdobyć własną broń atomową, zrodził się w Izraelu już na początku lat 50. Świat arabski nie ukrywał, że jego celem strategicznym jest zlikwidowanie państwa żydowskiego i zepchnięcie go do morza. Było jasne, że jedynie broń atomowa będzie w stanie odstraszyć Arabów. Ta koncepcja aktualna jest do dziś. "O naszym życiu czy zagładzie decyduje to, co mamy w Dimonie" - pisał niedawno na łamach "Yediyot Aharonot" Ejtan Haber, najbliższy współpracownik Icchaka Rabina.
Według źródeł zagranicznych (m.in. cenionego Jane's Defence Report), Izrael ma 200 bomb atomowych i wodorowych, kilkaset głowic atomowych zainstalowanych w rakietach Jerycho i kilkadziesiąt głowic rakietowych na okrętach podwodnych. Według danych opublikowanych kilka lat temu przez londyński Instytut Badań Strategicznych, Izrael umieścił na granicy z Syrią, na wzgórzach Golan, tajny system min atomowych, który stanowi przeszkodę nie do pokonania. Dane te nigdy nie zostały oficjalnie potwierdzone przez władze izraelskie. W latach 70. Izrael zawarł z administracją Nixona niepisaną umowę: Izrael nigdy się nie przyzna, że ma broń atomową, a USA nigdy nie będą o to pytać. W ten sposób narodziła się polityka nazwana "nuklearną dwuznacznością". Przez ponad 40 lat wszystkie rządy w Izraelu odmawiają odpowiedzi na "pytanie atomowe".
Według informacji z zachodnioeuropejskich i amerykańskich źródeł wywiadowczych, Izrael co najmniej dwa razy był bliski użycia broni atomowej. Po raz pierwszy - na początku wojny Jom Kippur w 1973 r., gdy został zaskoczony przez armię egipską i syryjską. Po raz drugi w czasie pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, gdy podejrzewano, że spadające na Tel Awiw rakiety Saddama mogą zostać uzbrojone w głowice chemiczne.
Zwabiony przez Cindy
Wiadomość o zdradzie Vanunu wywołała panikę w miasteczku rządowym Givat Ram. Jeszcze tego samego dnia premier Szymon Peres wezwał redaktorów naczelnych wszystkich gazet, prosząc ich, by zablokowali każdą wzmiankę o Vanunu. Było już jednak za późno. Rewelacyjne zeznania, ilustrowane zdjęciami, mapami i wykresami, stały się na świecie sensacją dnia.
Josi Melman, autor kilku ważnych książek o Mossadzie, pisał niedawno w najpoważniejszej izraelskiej gazecie "Haaretz", że służby specjalne, dowiedziawszy się o zdradzie (pomogła im w tym publikacja "Sunday Mirror", który napisał, że do jednej z londyńskich redakcji przyszedł "izraelski atomowy kawalarz"), zastanawiały się nad likwidacją Vanunu, ale politycy nie dopuszczali nawet myśli, że można zabić obywatela izraelskiego. Po konsultacjach postanowiono go porwać za granicą i sprowadzić do Izraela. Kiedy "Sunday Times" drukował rewelacje Vanunu, główny bohater tych zdarzeń znajdował się już na statku, gdzie pod czujnym okiem agentów Mossadu płynął do Izraela.
Wiele wskazuje na to, że akcją porwania kierowała młoda kobieta, agentka Mossadu (niektóre źródła twierdzą, że była również agentką CIA), która nie miała trudności z poderwaniem samotnego Izraelczyka. Amerykanka Cindy zrobiła na nim ogromne wrażenie. Dalej wszystko potoczyło się według planu. Vanunu zgodził się na propozycję "spędzenia kilku dni w mieszkaniu siostry Cindy w Rzymie". Zaraz po tym, jak wspólnie przekroczyli próg tegoż mieszkania, Vanunu został obezwładniony, odurzony narkotykami i przetransportowany na statek płynący do Izraela. Jak wspomina Vanunu, kiedy dotarł do kraju, oficer pokazał mu nagłówek "Sunday Times". "Zobacz, ile szkód narobiłeś" - warknął. Vanunu stanął przed sądem i został skazany na 18 lat więzienia.
Biznes zdrajcy
Suzanna York, znana aktorka i członkini międzynarodowego komitetu na rzecz Vanunu, chciałaby zrobić o nim film. Już teraz wiadomo, że Vanunu zainkasuje kilka milionów dolarów za książkę, wspomnienia i wywiady. Koszulki z jego podobizną będą produkowane przez pewnego przedsiębiorczego wytwórcę z Brukseli, który przez cały czas czatował na Vanunu, żeby podpisać z nim umowę na wyłączność.
- W jakimś sensie jesteśmy masochistami. Znam kilka demokratycznych państw, w których ktoś taki jak Vanunu zginąłby w wypadku samochodowym. W innych stanąłby przed plutonem egzekucyjnym. Taka jest kara za zdradę państwa będącego w stanie wojny. I tylko u nas facet kpi sobie ze wszystkiego w żywe oczy i odstawia dalajlamę i biskupa Tutu - mówi "Wprost" funkcjonariusz służby bezpieczeństwa Izraela.
W oczach Izraelczyków Vanunu był i pozostał zdrajcą. Z ostatnich sondaży przeprowadzonych na zlecenie dwóch czołowych dzienników telawiwskich wynika, że większość respondentów sprzeciwia się wypuszczeniu go na wolność. Aż 37 proc. badanych opowiedziało się za zastosowaniem dodatkowego aresztu prewencyjnego, opartego na jurysdykcji z okresu mandatu brytyjskiego w Palestynie, a 33 proc. wyraziło obawę, że Vanunu zechce teraz ujawnić dodatkowe tajemnice, których nie zdążył sprzedać 18 lat temu.
Vanunu show
Czy Vanunu jest wciąż niebezpieczny? On sam twierdzi, że powiedział już wszystko, co wiedział, i nie chce więcej zaszkodzić Izraelowi. Jednocześnie jednak przekonuje, że Izrael jest niepotrzebnym i sztucznym tworem na Bliskim Wschodzie i że najlepiej będzie, jeśli Żydzi staną się obywatelami arabskiej Palestyny. - Vanunu jest niebezpieczny i może jeszcze dotkliwie ugodzić w żywotne interesy państwa - uważa szef służb bezpieczeństwa Avi Dichter. Podobną opinię można dzisiaj usłyszeć nie tylko w służbach specjalnych, ale również w Izraelskim Komitecie Energii Atomowej.
Zaimprowizowana konferencja prasowa Vanunu przed więzieniem w Aszkelonie miała w sobie coś surrealistycznego. Demonstracja tupetu liczącego na bezkarność człowieka była wręcz wyjątkowa. Pokaz był transmitowany przez największe stacje telewizyjne na świecie. Niektóre z nich przeprowadziły nawet sondaż, pytając widzów, co myślą o Vanunu. Aż 65 proc. telewidzów Sky uznało go za więźnia sumienia.
Na powitanie Vanunu przyjechały liczne delegacje zagraniczne, w tym z Polski. Na tle "narodowych pacyfistów", przedstawicieli radykalnej lewicy i różnych nawiedzonych wyróżniała się kilkuosobowa grupa mieszkańców Hiroszimy: - Nie znamy waszych problemów, ale nie chcemy, żeby nad światem znów wyrósł grzyb atomowy - mówiła młoda dziewczyna o imieniu Suki, której rodzice do dziś cierpią na chorobę popromienną.
Vanunu sądził, że ujawnienie tajemnic Dimony spowoduje zmasowaną presję na Jerozolimę, co zmusi Izrael do zamknięcia reaktora i zniszczenia tego, co zawierały podziemne bunkry. Okazało się jednak, że po 20 latach izraelski projekt atomowy stał się częścią szeroko rozumianej zachodniej strategii obronnej. Państwa, które jeszcze kilka lat temu spoglądały na Dimonę krzywym okiem, ze zrozumieniem obserwują projekt atomowy Izraela, zdając sobie sprawę, że stanowi on swoistą polisę ubezpieczeniową małego kraju we wrogiej rzeczywistości. Najdobitniej dał temu niedawno wyraz Donald Rumsfeld, amerykański sekretarz obrony: "Izrael nie miał wyjścia i podjął kroki w celu samoobrony".
Izrael ze zrozumiałych względów odmawia podpisania międzynarodowej konwencji o zakazie rozprzestrzeniania broni jądrowej. W odróżnieniu od Indii i Pakistanu Jerozolima jednak od lat zachowuje tzw. ciszę atomową, nie przeprowadzając prób. Wszystko wskazuje na to, że oprócz państw arabskich świat zaakceptował politykę, zgodnie z którą Izrael przystąpi do konwencji dopiero po zawarciu ostatecznego i całkowitego pokoju na Bliskim Wschodzie.
Podczas niedawnych rozmów Szarona w Białym Domu prezydent Bush zapewniał, że USA jeszcze bardziej wzmocnią "potencjał odstraszający Izraela". Stanowisko to znalazło później wyraz w oficjalnym liście przesłanym do premiera. W Jerozolimie interpretuje się powyższe stwierdzenie w sposób jednoznaczny: również w przyszłości bezpieczeństwo Izraela będzie oparte głównie na potencjale atomowym.
Henryk Szafir
Współpraca: Grzegorz Sadowski
W ciągu 18 lat od tamtej rozmowy w redakcji londyńskiego pisma nazwisko szpiega atomowego często trafiało na pierwsze strony gazet. Życie Mordechaja Vanunu to materiał na dobry thriller, który na razie nie ma zakończenia. W ubiegłym tygodniu, po 6374 dniach spędzonych w więzieniu w Aszkelonie, Vanunu wyszedł na wolność. Być może pojawi się zakończenie.
Obrona konieczna
Pomysł, by zdobyć własną broń atomową, zrodził się w Izraelu już na początku lat 50. Świat arabski nie ukrywał, że jego celem strategicznym jest zlikwidowanie państwa żydowskiego i zepchnięcie go do morza. Było jasne, że jedynie broń atomowa będzie w stanie odstraszyć Arabów. Ta koncepcja aktualna jest do dziś. "O naszym życiu czy zagładzie decyduje to, co mamy w Dimonie" - pisał niedawno na łamach "Yediyot Aharonot" Ejtan Haber, najbliższy współpracownik Icchaka Rabina.
Według źródeł zagranicznych (m.in. cenionego Jane's Defence Report), Izrael ma 200 bomb atomowych i wodorowych, kilkaset głowic atomowych zainstalowanych w rakietach Jerycho i kilkadziesiąt głowic rakietowych na okrętach podwodnych. Według danych opublikowanych kilka lat temu przez londyński Instytut Badań Strategicznych, Izrael umieścił na granicy z Syrią, na wzgórzach Golan, tajny system min atomowych, który stanowi przeszkodę nie do pokonania. Dane te nigdy nie zostały oficjalnie potwierdzone przez władze izraelskie. W latach 70. Izrael zawarł z administracją Nixona niepisaną umowę: Izrael nigdy się nie przyzna, że ma broń atomową, a USA nigdy nie będą o to pytać. W ten sposób narodziła się polityka nazwana "nuklearną dwuznacznością". Przez ponad 40 lat wszystkie rządy w Izraelu odmawiają odpowiedzi na "pytanie atomowe".
Według informacji z zachodnioeuropejskich i amerykańskich źródeł wywiadowczych, Izrael co najmniej dwa razy był bliski użycia broni atomowej. Po raz pierwszy - na początku wojny Jom Kippur w 1973 r., gdy został zaskoczony przez armię egipską i syryjską. Po raz drugi w czasie pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, gdy podejrzewano, że spadające na Tel Awiw rakiety Saddama mogą zostać uzbrojone w głowice chemiczne.
Zwabiony przez Cindy
Wiadomość o zdradzie Vanunu wywołała panikę w miasteczku rządowym Givat Ram. Jeszcze tego samego dnia premier Szymon Peres wezwał redaktorów naczelnych wszystkich gazet, prosząc ich, by zablokowali każdą wzmiankę o Vanunu. Było już jednak za późno. Rewelacyjne zeznania, ilustrowane zdjęciami, mapami i wykresami, stały się na świecie sensacją dnia.
Josi Melman, autor kilku ważnych książek o Mossadzie, pisał niedawno w najpoważniejszej izraelskiej gazecie "Haaretz", że służby specjalne, dowiedziawszy się o zdradzie (pomogła im w tym publikacja "Sunday Mirror", który napisał, że do jednej z londyńskich redakcji przyszedł "izraelski atomowy kawalarz"), zastanawiały się nad likwidacją Vanunu, ale politycy nie dopuszczali nawet myśli, że można zabić obywatela izraelskiego. Po konsultacjach postanowiono go porwać za granicą i sprowadzić do Izraela. Kiedy "Sunday Times" drukował rewelacje Vanunu, główny bohater tych zdarzeń znajdował się już na statku, gdzie pod czujnym okiem agentów Mossadu płynął do Izraela.
Wiele wskazuje na to, że akcją porwania kierowała młoda kobieta, agentka Mossadu (niektóre źródła twierdzą, że była również agentką CIA), która nie miała trudności z poderwaniem samotnego Izraelczyka. Amerykanka Cindy zrobiła na nim ogromne wrażenie. Dalej wszystko potoczyło się według planu. Vanunu zgodził się na propozycję "spędzenia kilku dni w mieszkaniu siostry Cindy w Rzymie". Zaraz po tym, jak wspólnie przekroczyli próg tegoż mieszkania, Vanunu został obezwładniony, odurzony narkotykami i przetransportowany na statek płynący do Izraela. Jak wspomina Vanunu, kiedy dotarł do kraju, oficer pokazał mu nagłówek "Sunday Times". "Zobacz, ile szkód narobiłeś" - warknął. Vanunu stanął przed sądem i został skazany na 18 lat więzienia.
Biznes zdrajcy
Suzanna York, znana aktorka i członkini międzynarodowego komitetu na rzecz Vanunu, chciałaby zrobić o nim film. Już teraz wiadomo, że Vanunu zainkasuje kilka milionów dolarów za książkę, wspomnienia i wywiady. Koszulki z jego podobizną będą produkowane przez pewnego przedsiębiorczego wytwórcę z Brukseli, który przez cały czas czatował na Vanunu, żeby podpisać z nim umowę na wyłączność.
- W jakimś sensie jesteśmy masochistami. Znam kilka demokratycznych państw, w których ktoś taki jak Vanunu zginąłby w wypadku samochodowym. W innych stanąłby przed plutonem egzekucyjnym. Taka jest kara za zdradę państwa będącego w stanie wojny. I tylko u nas facet kpi sobie ze wszystkiego w żywe oczy i odstawia dalajlamę i biskupa Tutu - mówi "Wprost" funkcjonariusz służby bezpieczeństwa Izraela.
W oczach Izraelczyków Vanunu był i pozostał zdrajcą. Z ostatnich sondaży przeprowadzonych na zlecenie dwóch czołowych dzienników telawiwskich wynika, że większość respondentów sprzeciwia się wypuszczeniu go na wolność. Aż 37 proc. badanych opowiedziało się za zastosowaniem dodatkowego aresztu prewencyjnego, opartego na jurysdykcji z okresu mandatu brytyjskiego w Palestynie, a 33 proc. wyraziło obawę, że Vanunu zechce teraz ujawnić dodatkowe tajemnice, których nie zdążył sprzedać 18 lat temu.
Vanunu show
Czy Vanunu jest wciąż niebezpieczny? On sam twierdzi, że powiedział już wszystko, co wiedział, i nie chce więcej zaszkodzić Izraelowi. Jednocześnie jednak przekonuje, że Izrael jest niepotrzebnym i sztucznym tworem na Bliskim Wschodzie i że najlepiej będzie, jeśli Żydzi staną się obywatelami arabskiej Palestyny. - Vanunu jest niebezpieczny i może jeszcze dotkliwie ugodzić w żywotne interesy państwa - uważa szef służb bezpieczeństwa Avi Dichter. Podobną opinię można dzisiaj usłyszeć nie tylko w służbach specjalnych, ale również w Izraelskim Komitecie Energii Atomowej.
Zaimprowizowana konferencja prasowa Vanunu przed więzieniem w Aszkelonie miała w sobie coś surrealistycznego. Demonstracja tupetu liczącego na bezkarność człowieka była wręcz wyjątkowa. Pokaz był transmitowany przez największe stacje telewizyjne na świecie. Niektóre z nich przeprowadziły nawet sondaż, pytając widzów, co myślą o Vanunu. Aż 65 proc. telewidzów Sky uznało go za więźnia sumienia.
Na powitanie Vanunu przyjechały liczne delegacje zagraniczne, w tym z Polski. Na tle "narodowych pacyfistów", przedstawicieli radykalnej lewicy i różnych nawiedzonych wyróżniała się kilkuosobowa grupa mieszkańców Hiroszimy: - Nie znamy waszych problemów, ale nie chcemy, żeby nad światem znów wyrósł grzyb atomowy - mówiła młoda dziewczyna o imieniu Suki, której rodzice do dziś cierpią na chorobę popromienną.
Vanunu sądził, że ujawnienie tajemnic Dimony spowoduje zmasowaną presję na Jerozolimę, co zmusi Izrael do zamknięcia reaktora i zniszczenia tego, co zawierały podziemne bunkry. Okazało się jednak, że po 20 latach izraelski projekt atomowy stał się częścią szeroko rozumianej zachodniej strategii obronnej. Państwa, które jeszcze kilka lat temu spoglądały na Dimonę krzywym okiem, ze zrozumieniem obserwują projekt atomowy Izraela, zdając sobie sprawę, że stanowi on swoistą polisę ubezpieczeniową małego kraju we wrogiej rzeczywistości. Najdobitniej dał temu niedawno wyraz Donald Rumsfeld, amerykański sekretarz obrony: "Izrael nie miał wyjścia i podjął kroki w celu samoobrony".
Izrael ze zrozumiałych względów odmawia podpisania międzynarodowej konwencji o zakazie rozprzestrzeniania broni jądrowej. W odróżnieniu od Indii i Pakistanu Jerozolima jednak od lat zachowuje tzw. ciszę atomową, nie przeprowadzając prób. Wszystko wskazuje na to, że oprócz państw arabskich świat zaakceptował politykę, zgodnie z którą Izrael przystąpi do konwencji dopiero po zawarciu ostatecznego i całkowitego pokoju na Bliskim Wschodzie.
Podczas niedawnych rozmów Szarona w Białym Domu prezydent Bush zapewniał, że USA jeszcze bardziej wzmocnią "potencjał odstraszający Izraela". Stanowisko to znalazło później wyraz w oficjalnym liście przesłanym do premiera. W Jerozolimie interpretuje się powyższe stwierdzenie w sposób jednoznaczny: również w przyszłości bezpieczeństwo Izraela będzie oparte głównie na potencjale atomowym.
Henryk Szafir
Współpraca: Grzegorz Sadowski
Więcej możesz przeczytać w 18/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.