Ochrona konsumentów i kształtowanie polityki antymonopolowej są w Polsce zajęciami tyleż fascynującymi, co żmudnymi.
Trudno wyobrazić sobie instytucję publiczną, wobec której kierowano by tak wiele tak sprzecznych oczekiwań, jak wobec Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Zgoda na fuzję dokonywaną z udziałem firm zagranicznych powoduje oskarżenia o sprzyjanie wyprzedaży majątku obcemu kapitałowi; brak takiej zgody - zarzuty rzucania potencjalnym inwestorom kłód pod nogi. Gdy produkt jest tani, otrzymujemy skargi na stosowanie cen dumpingowych; gdy inny drożeje - do urzędu wpływają żądania, by regulować ceny. W moim przekonaniu ów napływ często sprzecznych żądań jest kosztem wynikającym z tego, że w swojej czternastoletniej historii UOKiK rozwijał się wraz z polskim rynkiem, przyjmując na siebie wciąż nowe zadania. Kosztem, który - dodajmy od razu - warto było ponieść, by znaleźć się w obecnym punkcie. Połączenie w jednym urzędzie polityki konsumenckiej i antymonopolowej pozwala bowiem prowadzić każdą z nich z szerszej perspektywy, z uwzględnieniem wpływu decyzji z jednego obszaru na drugi i wykorzystaniem efektu synergii. O tym, że ta droga jest słuszna, świadczą nie tylko głosy aprobaty, płynące choćby z OECD, lecz również utworzenie niedawno w Dyrekcji Generalnej KE ds. Konkurencji stanowiska głównego ekonomisty, do którego zadań należy przekładanie decyzji antymonopolowych na język ochrony konsumentów.
Sytuacji nie poprawia jednak fakt, że materia prawa odnoszącego się do funkcjonowania UOKiK jest bardzo skomplikowana, a jej społeczne zrozumienie wciąż zbyt małe. Nawet w mediach. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że dziennikarz ("IDA majowa", "Wprost" nr 15) żąda od UOKiK zajęcia się akcyzą na piwo, podczas gdy prawo zabrania urzędowi wchodzenia w kompetencje innych organów administracji?
Ceny nie wzrosną
Rację ma autor artykułu Michał Zieliński, gdy pisze, że w żadnym z krajów przystępujących do UE w historii jej istnienia akcesja nie spowodowała znaczącego wzrostu cen. Identyczne stwierdzenia zawiera zresztą analiza przygotowana przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Narodowy Bank Polski, wskazująca, że CPI (Consumer Price Index - wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych) po 1 maja nie wzrośnie bardziej niż o 0,9 proc. A przecież szacunki te odnoszą się wyłącznie do przyczyn bezpośrednich. Tymczasem na ustalenie się poziomu cen po akcesji wpłynie również liberalizacja kolejnych sektorów gospodarki (zapisana w strategii lizbońskiej) oraz bardziej nasilona (i przejrzysta) konkurencja na jednolitym rynku.
Podobnie rację ma każdy, kto widząc dwie drużyny wychodzące na boisko, wierzy, że wygra lepsza. Co jednak robić, kiedy przeciwnicy, zamiast walczyć, unikają się nawzajem, ewidentnie grając na remis? Albo - wracając do interesującego nas tematu - co uczynić, gdy okaże się, że ceny niektórych towarów lub na niektórych rynkach, wbrew przewidywaniom ekonomistów, nie tylko nie spadają, lecz rosną?
Nie psucie, lecz ochrona rynku
UOKiK nie jest urzędem do spraw regulacji cen - nie ma ani możliwości prawnych, ani ochoty, by ingerować w rynek w jakikolwiek sposób. Wręcz przeciwnie. Nieprzypadkowo bowiem Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów jest niemal rówieśnikiem gospodarki rynkowej w Polsce. U jego podstaw legło przekonanie, że dla wolnego rynku nie ma alternatywy; przekonanie, któremu (podobnie jak w innych krajach europejskich) towarzyszyła konstatacja, że wolność obrotu gospodarczego nie jest dana raz na zawsze. Wymaga ona ciągłej ochrony przed zagrożeniami, z których najpoważniejsze stanowią zmowy (w tym cenowe) wymierzone w konkurencję. Do ich zwalczania nie wystarczy sądowa droga rozstrzygania sporów między przedsiębiorcami, podobnie jak - by pozostać przy wcześniejszym porównaniu - sędzia sprawnie radzący sobie z graczami łamiącymi reguły na boisku pozostaje bezradny wobec zawieranych przez nich potajemnie, nielegalnych porozumień.
Nie regulujemy i nie będziemy regulować cen. Skutecznie dokona tego rynek i to, co stanowi o jego istocie: gra popytu i podaży oraz wolna konkurencja. Urząd będzie ingerować tylko w wypadku nieuczciwych praktyk i nielegalnych porozumień wymierzonych w te reguły. Droga do ich wykrycia i wyeliminowania prowadzi przez stałą obserwację tego, co dzieje się na rynku i reagowania na wszystkie niepokojące sygnały z niego płynące. Do pomocy przy realizacji tego właśnie celu zaprosiliśmy NBP oraz media.
Czytaj także: IDA Majowa
Sytuacji nie poprawia jednak fakt, że materia prawa odnoszącego się do funkcjonowania UOKiK jest bardzo skomplikowana, a jej społeczne zrozumienie wciąż zbyt małe. Nawet w mediach. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że dziennikarz ("IDA majowa", "Wprost" nr 15) żąda od UOKiK zajęcia się akcyzą na piwo, podczas gdy prawo zabrania urzędowi wchodzenia w kompetencje innych organów administracji?
Ceny nie wzrosną
Rację ma autor artykułu Michał Zieliński, gdy pisze, że w żadnym z krajów przystępujących do UE w historii jej istnienia akcesja nie spowodowała znaczącego wzrostu cen. Identyczne stwierdzenia zawiera zresztą analiza przygotowana przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Narodowy Bank Polski, wskazująca, że CPI (Consumer Price Index - wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych) po 1 maja nie wzrośnie bardziej niż o 0,9 proc. A przecież szacunki te odnoszą się wyłącznie do przyczyn bezpośrednich. Tymczasem na ustalenie się poziomu cen po akcesji wpłynie również liberalizacja kolejnych sektorów gospodarki (zapisana w strategii lizbońskiej) oraz bardziej nasilona (i przejrzysta) konkurencja na jednolitym rynku.
Podobnie rację ma każdy, kto widząc dwie drużyny wychodzące na boisko, wierzy, że wygra lepsza. Co jednak robić, kiedy przeciwnicy, zamiast walczyć, unikają się nawzajem, ewidentnie grając na remis? Albo - wracając do interesującego nas tematu - co uczynić, gdy okaże się, że ceny niektórych towarów lub na niektórych rynkach, wbrew przewidywaniom ekonomistów, nie tylko nie spadają, lecz rosną?
Nie psucie, lecz ochrona rynku
UOKiK nie jest urzędem do spraw regulacji cen - nie ma ani możliwości prawnych, ani ochoty, by ingerować w rynek w jakikolwiek sposób. Wręcz przeciwnie. Nieprzypadkowo bowiem Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów jest niemal rówieśnikiem gospodarki rynkowej w Polsce. U jego podstaw legło przekonanie, że dla wolnego rynku nie ma alternatywy; przekonanie, któremu (podobnie jak w innych krajach europejskich) towarzyszyła konstatacja, że wolność obrotu gospodarczego nie jest dana raz na zawsze. Wymaga ona ciągłej ochrony przed zagrożeniami, z których najpoważniejsze stanowią zmowy (w tym cenowe) wymierzone w konkurencję. Do ich zwalczania nie wystarczy sądowa droga rozstrzygania sporów między przedsiębiorcami, podobnie jak - by pozostać przy wcześniejszym porównaniu - sędzia sprawnie radzący sobie z graczami łamiącymi reguły na boisku pozostaje bezradny wobec zawieranych przez nich potajemnie, nielegalnych porozumień.
Nie regulujemy i nie będziemy regulować cen. Skutecznie dokona tego rynek i to, co stanowi o jego istocie: gra popytu i podaży oraz wolna konkurencja. Urząd będzie ingerować tylko w wypadku nieuczciwych praktyk i nielegalnych porozumień wymierzonych w te reguły. Droga do ich wykrycia i wyeliminowania prowadzi przez stałą obserwację tego, co dzieje się na rynku i reagowania na wszystkie niepokojące sygnały z niego płynące. Do pomocy przy realizacji tego właśnie celu zaprosiliśmy NBP oraz media.
Czytaj także: IDA Majowa
Więcej możesz przeczytać w 18/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.