Piotrusiu! TY wystawiałeś swe dostojne oblicze na pierwsze powiewy wiosny, przechadzałeś się godnie uliczkami Kazimierza i - jak Cię znam - kombinowałeś, co by tu jeszcze wymyślić z ryby maślanej, fenomenalnego butterfisha, przeboju ostatnich miesięcy, a mnie w tym czasie zupełnie inne wiatry wiały.
Najczęściej nadchodziły od strony Azji, marszcząc Bosfor i przynosząc dźwięk modłów muezina, zapach pieczonej jagnięciny i duszonych w oliwie bakłażanów. Orient był przez przeszło dwa tygodnie mym chlebem powszednim. Świetlisty Istambuł pokazywał mi swoje wdzięczne, a przede wszystkim pyszne oblicze.
Zawsze twierdziłem, że kuchnia turecka jest jednym z tych fundamentów - jak kuchnie francuska, włoska czy chińska - na których kulinarny świat stoi. Popatrz tylko: północna Afryka, spory fragment Azji, Bałkany, a nawet Europa Środkowa - wszędzie tam można dostrzec wpływy tureckie, niekiedy wierne kopie tureckich dań. Bardzo mi to odpowiada. Uwielbiam pilawy. Kocham prawdziwe kebaby, przepadam za koefte - pieczonymi na ruszcie klopsikami z mielonego mięsa, które uczniowie Kemala Paszy przyrządzają z niezrównaną maestrią. Wielbię smak tamtejszych jogurtów, kozich i owczych serów, odpowiada mi zamiłowanie do dań, w których dominują jarzyny, a mięso jagnięce pełni w nich jedynie funkcję kontrapunktu. Cenię wreszcie to, iż mimo przebywania w kraju islamskim nie ma kłopotów z nabyciem alkoholu.
Powiadam Ci, dla azjatyckich sąsiadów Turcja to prawdziwy azyl wolności i tolerancji. Obserwowałem zakutane po uszy wycieczki irańskich kobiet, które zaraz po przybyciu do hotelu zdejmowały czadory, wkładały mini i z mocnym makijażem oraz wyrazem szczęścia na twarzach spacerowały po ulicach.
Widząc ich błogostan, myślałem o francuskich muzułmankach gotowych strajkować w obronie prawa do zakrywania twarzy w szkołach i urzędach. Jednak takie konstatacje wcale nie odbierały mi apetytu. I - co być może wyda Ci się wieścią najważniejszą - jeszcze nie zdążyłem zjeść całego zapasu przywiezionej chałwy.
Twój RM
Drogi Przyjacielu!
Oczywiście, też uwielbiam kuchnię turecką i zaliczyłbym ją do najważniejszych w Europie - obok włoskiej i chińskiej (nie, nie, to żaden lapsus, wszak chińska kuchnia jest mocno obecna w każdym kraju naszego kontynentu i mało który Europejczyk wyobraża sobie świat bez chińskich smaków). O ile jednak same Chiny są dość daleko, o tyle Turcja leży jak najbardziej w Europie i koniecznie trzeba ją przyjąć do Unii Europejskiej, by budować pomosty z kulturą islamu. Kuchni do unii nie trzeba przyjmować, bo już tam jest za sprawą przedsiębiorczych emigrantów.
A propos unii, to dziennikarze "Życia Warszawy" puścili niezłą kaczkę, którą wymyślili podobno ich koledzy z Czech, że po wejściu do UE nie będzie można w żadnej restauracji zjeść bigosu, bo normy unijne zakazują podawania potraw wielokrotnie podgrzewanych. Telefony rozdzwoniły się, żurnaliści wpadli w panikę, a to przecież kompletna bzdura. Takiego prawa nie ma i nie będzie, bo przecież nie można zakazać podawania zup, nie można zabronić Alzatczykom choucrute (ichniego bigosu) ani Hiszpanom ryżowej paelli, ani nikomu tureckiego pilawu.
Pozostaję więc absolutnie spokojny o nieuchronną europejską karierę polskiego bigosu i flaków.
Bikont Wielokrotnie Podgrzewany
PS Co się tyczy butterfisha, to dowiedziałem się, że jedzony w nadmiernych ilościach może powodować sensacje żołądkowe - nie, by był niezdrowy, absolutnie nie, ale zawiera specyficzny oleisty tłuszcz. Mnie się to nie przytrafiło, choć sporo z butterfishem ucztowałem, ale znajomemu poecie i owszem.
Zawsze twierdziłem, że kuchnia turecka jest jednym z tych fundamentów - jak kuchnie francuska, włoska czy chińska - na których kulinarny świat stoi. Popatrz tylko: północna Afryka, spory fragment Azji, Bałkany, a nawet Europa Środkowa - wszędzie tam można dostrzec wpływy tureckie, niekiedy wierne kopie tureckich dań. Bardzo mi to odpowiada. Uwielbiam pilawy. Kocham prawdziwe kebaby, przepadam za koefte - pieczonymi na ruszcie klopsikami z mielonego mięsa, które uczniowie Kemala Paszy przyrządzają z niezrównaną maestrią. Wielbię smak tamtejszych jogurtów, kozich i owczych serów, odpowiada mi zamiłowanie do dań, w których dominują jarzyny, a mięso jagnięce pełni w nich jedynie funkcję kontrapunktu. Cenię wreszcie to, iż mimo przebywania w kraju islamskim nie ma kłopotów z nabyciem alkoholu.
Powiadam Ci, dla azjatyckich sąsiadów Turcja to prawdziwy azyl wolności i tolerancji. Obserwowałem zakutane po uszy wycieczki irańskich kobiet, które zaraz po przybyciu do hotelu zdejmowały czadory, wkładały mini i z mocnym makijażem oraz wyrazem szczęścia na twarzach spacerowały po ulicach.
Widząc ich błogostan, myślałem o francuskich muzułmankach gotowych strajkować w obronie prawa do zakrywania twarzy w szkołach i urzędach. Jednak takie konstatacje wcale nie odbierały mi apetytu. I - co być może wyda Ci się wieścią najważniejszą - jeszcze nie zdążyłem zjeść całego zapasu przywiezionej chałwy.
Twój RM
Drogi Przyjacielu!
Oczywiście, też uwielbiam kuchnię turecką i zaliczyłbym ją do najważniejszych w Europie - obok włoskiej i chińskiej (nie, nie, to żaden lapsus, wszak chińska kuchnia jest mocno obecna w każdym kraju naszego kontynentu i mało który Europejczyk wyobraża sobie świat bez chińskich smaków). O ile jednak same Chiny są dość daleko, o tyle Turcja leży jak najbardziej w Europie i koniecznie trzeba ją przyjąć do Unii Europejskiej, by budować pomosty z kulturą islamu. Kuchni do unii nie trzeba przyjmować, bo już tam jest za sprawą przedsiębiorczych emigrantów.
A propos unii, to dziennikarze "Życia Warszawy" puścili niezłą kaczkę, którą wymyślili podobno ich koledzy z Czech, że po wejściu do UE nie będzie można w żadnej restauracji zjeść bigosu, bo normy unijne zakazują podawania potraw wielokrotnie podgrzewanych. Telefony rozdzwoniły się, żurnaliści wpadli w panikę, a to przecież kompletna bzdura. Takiego prawa nie ma i nie będzie, bo przecież nie można zakazać podawania zup, nie można zabronić Alzatczykom choucrute (ichniego bigosu) ani Hiszpanom ryżowej paelli, ani nikomu tureckiego pilawu.
Pozostaję więc absolutnie spokojny o nieuchronną europejską karierę polskiego bigosu i flaków.
Bikont Wielokrotnie Podgrzewany
PS Co się tyczy butterfisha, to dowiedziałem się, że jedzony w nadmiernych ilościach może powodować sensacje żołądkowe - nie, by był niezdrowy, absolutnie nie, ale zawiera specyficzny oleisty tłuszcz. Mnie się to nie przytrafiło, choć sporo z butterfishem ucztowałem, ale znajomemu poecie i owszem.
Szisz kebab (podaje Robert Makłowicz) |
---|
Cebule zetrzeć, do miski odcisnąć cebulowy sok przez gęste sito lub gazę. Dodać oliwę, jogurt i świeżo zmielony czarny pieprz. Wymieszać, dołożyć mięso pokrojone w sporą kostkę, odstawić w chłodne miejsce na kilka godzin. Nadziewać na szpadki, przekładając kawałki mięsa kawałkami papryki i ćwiartkami pomidorów. Piec na węglu drzewnym po kilka minut z każdej strony, posolić i natychmiast podawać, najlepiej z ryżem, sałatką z pomidorów, oliwy, soku z cytryny i pietruszki. |
Więcej możesz przeczytać w 18/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.