Eutanazizm
Przeciwnicy ustawy o eutanazji, podobnie jak przeciwnicy ustawy o legalizacji aborcji, zawsze będą się posługiwać przykładami nadużywania ustawy ("Eutanazizm", nr 13). Jak świat światem wszelkie prawa regulujące normy życia społecznego były, są i będą łamane bądź nadużywane przez pewne jednostki, ale nie wolno tego faktu generalizować, twierdząc, że pod płaszczykiem eutanazji dokonuje się zwykłych zabójstw. Prawne uregulowanie kwestii eutanazji w Holandii było konieczne, aby zalegalizować tzw. czynność aktywnego kończenia życia przez lekarza na życzenie pacjenta, i miało na celu umożliwić lekarzowi zadośćuczynienie takiej prośbie bez konieczności wejścia w kolizję z prawem. Należy tu nadmienić, że nie wszyscy lekarze - z uwagi na konflikt sumienia bądź zasady etyki lekarskiej - decydują się na przeprowadzenie eutanazji.
W przeważającej większości wypadków eutanazja przeprowadzana jest w sposób zgodny z prawem, z zachowaniem wszystkich ustalonych prawnie wymogów. Prośba samego chorego (często w formie pisemnej) nie wystarcza, a lekarz podejmujący się eutanazji ma obowiązek skonsultować swą decyzję z innym kolegą po fachu, nie związanym bezpośrednio z osobą chorego, zasięgając tzw. drugiej opinii. Poza tym każdy przypadek eutanazji podlega obowiązkowi meldowania go specjalnej komisji ds. eutanazji, do której należy zbadanie, czy eutanazja została przeprowadzona z zachowaniem przepisów prawnych, a w razie wątpliwości - przekazanie sprawy do prokuratury. Właśnie dzięki ustawie legalizującej eutanazję przeprowadzanie tzw. eutanazji aktywnej odbywa się sumiennie i pod kontrolą.
JOLANTA GOEDHART-PIEKAŁKIEWICZ
Spijkenisse, Holandia
Drapieżny pingwin
Artykuł Krzysztofa Trębskiego ("Drapieżny pingwin", nr 14) sugeruje, że oto stajemy w obliczu kolejnej rewolucji w świecie komputerów. Nie wdając się w odwieczne wojny między zwolennikami obu systemów, pragnę zauważyć, że najlepszym sprawdzianem jakości i popularności oprogramowania jest... rynek. Po kilkunastu latach rozwoju Linuksa nie sposób już twierdzić, że Microsoft, wielcy producenci software'u i media sprzysięgły się przeciw środowisku wolnego oprogramowania i pozarynkowymi metodami próbują je unicestwić. To rynek, te setki milionów użytkowników komputerów decydują ostatecznie, że lepiej im się pracuje w Windows. I nietrudno to uzasadnić, bo oferta popularnego oprogramowania dla domowych komputerów jest w tym systemie nieporównanie bogatsza, a w znacznej większości kategorii - po prostu lepsza. Rodzynki w postaci wyśmienitych OpenOffice czy Mozilli nie są w stanie przeważyć szali, bo inaczej świat przestawiałby się gremialnie na Linuksa - jakiż byłby bowiem sens korzystać z płatnego i gorszego oprogramowania dla Windows. Także programiści uznali najwidoczniej, że sławę i pieniądze zdobywa się w środowisku zaoferowanym przez Microsoft, czego dowodzi fakt, że codziennie w serwisach z sharewarem pojawia się dziesięć razy więcej aplikacji dla Windows niż dla Linuksa.
Bez dwóch zdań Linux jest fenomenem na rynku oprogramowania. Im lepiej mu się dzieje, tym bardziej Microsoft musi pracować nad jakością swojego systemu. Chwała i sława wolnemu oprogramowaniu, ale trudno o stały i szybki rozwój świata komputerów bez solidnej podstawy ekonomicznej, jaką jest tak nielubiana przez niektórych "komercja". Wbrew nadtytułowi artykułu w dającej się przewidzieć przyszłości dzieło Thorvaldsa nie zdetronizuje Windows - i będzie to suwerenna decyzja rynku, a nie spisek. Nie sympatie i antypatie powinny decydować o ocenie, lecz widoczne gołym okiem fakty.
PAWEŁ WIMMER
redaktor "PC World Komputer"
Nie czytam, więc piszę
Lektura artykułu "Nie czytam, więc piszę" (nr 12) może doprowadzić do postawienia zbyt radykalnej tezy: wszystko, co jest tworzone przez ludzi i dla ludzi poniżej trzydziestki, jest bezwartościowe, banalne i infantylne. Nie jest chyba jednak aż tak źle.
O ile między młodością a niedoświadczeniem można postawić znak równości, o tyle nie można utożsamiać jej z grafomanią. Od młodego pokolenia oczekuje się, że dokona rewolucji na rynku wydawniczym, detronizując starych wyjadaczy, a jednocześnie pozbawia się je szansy na tę rewolucję. Od małoletnich autorów oczekuje się, że będą patrzeć na świat oczami "kobiety po przejściach, mężczyzny z przeszłością", tak samo jak od świeżo upieczonego absolwenta wyższej uczelni wymaga się wieloletniego doświadczenia na kierowniczym stanowisku. Nie można z góry zakładać, że ktoś, kto nie ma jeszcze dowodu osobistego, nie ma nic do powiedzenia.
Oczywiste jest jednak przy tym, że weryfikacja jakości tych młodzieńczych prób literackich powinna dokonywać się na poziomie wydawnictwa, a nie dopiero wtedy, gdy trafią one w ręce czytelników. Firmowanie swoim znakiem kontrowersyjnej książki jakiegoś "młodego gniewnego" jest z pewnością dobrym chwytem reklamowym dla wydawnictwa, przy czym jej wartość stanowi sprawę drugorzędną. A postępowanie w myśl zasady: im młodszy autor, tym większy skandal nie do końca da się usprawiedliwić prawami wolnego rynku.
AGATA STĘPIEŃ
Spadamy z Polski!
Po przeczytaniu artykułu "Spadamy z Polski!" (nr 10) postanowiłem napisać o sobie i swoich znajomych. Jesteśmy czwórką przyjaciół. Wszyscy skończyliśmy nie najgorsze uniwersytety. Każdy z nas co najmniej rok studiów zaliczył na zagranicznej uczelni. Po studiach byliśmy na rocznych praktykach w USA. Pracowaliśmy w polskich oddziałach zachodnich firm, ale i nas dotknęły redukcje, gdyż z powodu niskiej sprzedaży i rentowności pracodawcy nasi redukowali personel lub wręcz zamykali swe oddziały w Polsce. Próbowaliśmy także brać sprawy w swoje ręce i zakładać własne firmy. Nasze przedsiębiorstwa utrzymały się na rynku, ale z powodu powszechnego bezrobocia i ubóstwa społeczeństwa nie mogły przynieść nam dochodów adekwatnych do pracy, jaką włożyliśmy.
W chwili obecnej jeden z nas jest już na stałe w USA, a drugi w Australii. Trzeci wyjeżdża do Anglii w połowie maja. Ja daję sobie (i temu krajowi) jeszcze rok. Jeżeli nic się nie zmieni, to także... spadam z Polski.
NAZWISKO ZNANE REDAKCJI
Rosja kontra Orlen
W artykule "Rosja kontra Orlen" (nr 17) popełniłem błąd, pisząc, że Krzysztof Kluzek stracił stanowisko w radzie nadzorczej PKN Orlen. Za pomyłkę zainteresowanego i Czytelników przepraszam.
Jan Piński
Jaś niemodny
W notce "Jaś niemodny" (Skaner, nr 15) znalazła się informacja, że Vesna jest imieniem popularnym na całych Bałkanach i oznacza wiosnę. Otóż faktycznie jest to popularne imię, ale w żadnym z bałkańskich języków nie oznacza pory roku. Po słoweńsku "wiosna" to "pomlad", po serbsku/chorwacku "prol(j)eće", a po bułgarsku "prolet".
JACEK DUDA
Przeciwnicy ustawy o eutanazji, podobnie jak przeciwnicy ustawy o legalizacji aborcji, zawsze będą się posługiwać przykładami nadużywania ustawy ("Eutanazizm", nr 13). Jak świat światem wszelkie prawa regulujące normy życia społecznego były, są i będą łamane bądź nadużywane przez pewne jednostki, ale nie wolno tego faktu generalizować, twierdząc, że pod płaszczykiem eutanazji dokonuje się zwykłych zabójstw. Prawne uregulowanie kwestii eutanazji w Holandii było konieczne, aby zalegalizować tzw. czynność aktywnego kończenia życia przez lekarza na życzenie pacjenta, i miało na celu umożliwić lekarzowi zadośćuczynienie takiej prośbie bez konieczności wejścia w kolizję z prawem. Należy tu nadmienić, że nie wszyscy lekarze - z uwagi na konflikt sumienia bądź zasady etyki lekarskiej - decydują się na przeprowadzenie eutanazji.
W przeważającej większości wypadków eutanazja przeprowadzana jest w sposób zgodny z prawem, z zachowaniem wszystkich ustalonych prawnie wymogów. Prośba samego chorego (często w formie pisemnej) nie wystarcza, a lekarz podejmujący się eutanazji ma obowiązek skonsultować swą decyzję z innym kolegą po fachu, nie związanym bezpośrednio z osobą chorego, zasięgając tzw. drugiej opinii. Poza tym każdy przypadek eutanazji podlega obowiązkowi meldowania go specjalnej komisji ds. eutanazji, do której należy zbadanie, czy eutanazja została przeprowadzona z zachowaniem przepisów prawnych, a w razie wątpliwości - przekazanie sprawy do prokuratury. Właśnie dzięki ustawie legalizującej eutanazję przeprowadzanie tzw. eutanazji aktywnej odbywa się sumiennie i pod kontrolą.
JOLANTA GOEDHART-PIEKAŁKIEWICZ
Spijkenisse, Holandia
Drapieżny pingwin
Artykuł Krzysztofa Trębskiego ("Drapieżny pingwin", nr 14) sugeruje, że oto stajemy w obliczu kolejnej rewolucji w świecie komputerów. Nie wdając się w odwieczne wojny między zwolennikami obu systemów, pragnę zauważyć, że najlepszym sprawdzianem jakości i popularności oprogramowania jest... rynek. Po kilkunastu latach rozwoju Linuksa nie sposób już twierdzić, że Microsoft, wielcy producenci software'u i media sprzysięgły się przeciw środowisku wolnego oprogramowania i pozarynkowymi metodami próbują je unicestwić. To rynek, te setki milionów użytkowników komputerów decydują ostatecznie, że lepiej im się pracuje w Windows. I nietrudno to uzasadnić, bo oferta popularnego oprogramowania dla domowych komputerów jest w tym systemie nieporównanie bogatsza, a w znacznej większości kategorii - po prostu lepsza. Rodzynki w postaci wyśmienitych OpenOffice czy Mozilli nie są w stanie przeważyć szali, bo inaczej świat przestawiałby się gremialnie na Linuksa - jakiż byłby bowiem sens korzystać z płatnego i gorszego oprogramowania dla Windows. Także programiści uznali najwidoczniej, że sławę i pieniądze zdobywa się w środowisku zaoferowanym przez Microsoft, czego dowodzi fakt, że codziennie w serwisach z sharewarem pojawia się dziesięć razy więcej aplikacji dla Windows niż dla Linuksa.
Bez dwóch zdań Linux jest fenomenem na rynku oprogramowania. Im lepiej mu się dzieje, tym bardziej Microsoft musi pracować nad jakością swojego systemu. Chwała i sława wolnemu oprogramowaniu, ale trudno o stały i szybki rozwój świata komputerów bez solidnej podstawy ekonomicznej, jaką jest tak nielubiana przez niektórych "komercja". Wbrew nadtytułowi artykułu w dającej się przewidzieć przyszłości dzieło Thorvaldsa nie zdetronizuje Windows - i będzie to suwerenna decyzja rynku, a nie spisek. Nie sympatie i antypatie powinny decydować o ocenie, lecz widoczne gołym okiem fakty.
PAWEŁ WIMMER
redaktor "PC World Komputer"
Nie czytam, więc piszę
Lektura artykułu "Nie czytam, więc piszę" (nr 12) może doprowadzić do postawienia zbyt radykalnej tezy: wszystko, co jest tworzone przez ludzi i dla ludzi poniżej trzydziestki, jest bezwartościowe, banalne i infantylne. Nie jest chyba jednak aż tak źle.
O ile między młodością a niedoświadczeniem można postawić znak równości, o tyle nie można utożsamiać jej z grafomanią. Od młodego pokolenia oczekuje się, że dokona rewolucji na rynku wydawniczym, detronizując starych wyjadaczy, a jednocześnie pozbawia się je szansy na tę rewolucję. Od małoletnich autorów oczekuje się, że będą patrzeć na świat oczami "kobiety po przejściach, mężczyzny z przeszłością", tak samo jak od świeżo upieczonego absolwenta wyższej uczelni wymaga się wieloletniego doświadczenia na kierowniczym stanowisku. Nie można z góry zakładać, że ktoś, kto nie ma jeszcze dowodu osobistego, nie ma nic do powiedzenia.
Oczywiste jest jednak przy tym, że weryfikacja jakości tych młodzieńczych prób literackich powinna dokonywać się na poziomie wydawnictwa, a nie dopiero wtedy, gdy trafią one w ręce czytelników. Firmowanie swoim znakiem kontrowersyjnej książki jakiegoś "młodego gniewnego" jest z pewnością dobrym chwytem reklamowym dla wydawnictwa, przy czym jej wartość stanowi sprawę drugorzędną. A postępowanie w myśl zasady: im młodszy autor, tym większy skandal nie do końca da się usprawiedliwić prawami wolnego rynku.
AGATA STĘPIEŃ
Spadamy z Polski!
Po przeczytaniu artykułu "Spadamy z Polski!" (nr 10) postanowiłem napisać o sobie i swoich znajomych. Jesteśmy czwórką przyjaciół. Wszyscy skończyliśmy nie najgorsze uniwersytety. Każdy z nas co najmniej rok studiów zaliczył na zagranicznej uczelni. Po studiach byliśmy na rocznych praktykach w USA. Pracowaliśmy w polskich oddziałach zachodnich firm, ale i nas dotknęły redukcje, gdyż z powodu niskiej sprzedaży i rentowności pracodawcy nasi redukowali personel lub wręcz zamykali swe oddziały w Polsce. Próbowaliśmy także brać sprawy w swoje ręce i zakładać własne firmy. Nasze przedsiębiorstwa utrzymały się na rynku, ale z powodu powszechnego bezrobocia i ubóstwa społeczeństwa nie mogły przynieść nam dochodów adekwatnych do pracy, jaką włożyliśmy.
W chwili obecnej jeden z nas jest już na stałe w USA, a drugi w Australii. Trzeci wyjeżdża do Anglii w połowie maja. Ja daję sobie (i temu krajowi) jeszcze rok. Jeżeli nic się nie zmieni, to także... spadam z Polski.
NAZWISKO ZNANE REDAKCJI
Rosja kontra Orlen
W artykule "Rosja kontra Orlen" (nr 17) popełniłem błąd, pisząc, że Krzysztof Kluzek stracił stanowisko w radzie nadzorczej PKN Orlen. Za pomyłkę zainteresowanego i Czytelników przepraszam.
Jan Piński
Jaś niemodny
W notce "Jaś niemodny" (Skaner, nr 15) znalazła się informacja, że Vesna jest imieniem popularnym na całych Bałkanach i oznacza wiosnę. Otóż faktycznie jest to popularne imię, ale w żadnym z bałkańskich języków nie oznacza pory roku. Po słoweńsku "wiosna" to "pomlad", po serbsku/chorwacku "prol(j)eće", a po bułgarsku "prolet".
JACEK DUDA
Więcej możesz przeczytać w 18/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.