Po 1 maja szokiem będzie to, że nie będzie żadnego szoku
Po 1 maja 20 mln hektarów polskiej ziemi trafi w obce ręce, ceny podstawowych dóbr wzrosną dwukrotnie, upadnie większość firm, a co drugi Polak stanie się bezrobotny. Tym straszą nas Andrzej Lepper, Roman Giertych, Bogdan Pęk, Zygmunt Wrzodak i Zdzisław Podkański. Choroba czy pobyt w szpitalu będzie ogromnym ryzykiem, bowiem placówki te będą się zajmować głównie przymusową aborcją i eutanazją. Zniknie świadomość narodowa, Polacy rzucą ziemię skąd ich ród, Wanda będzie chciała Niemca, by dzieci jej germanił. To scenariusz paranoiczny. Ale absurdalne były też obietnice pierwszych rządów III RP o powszechnym dobrobycie tuż po naszym wejściu do unii.
Polska nie jest pierwszym krajem, w którym politycy z ugrupowań opozycyjnych usiłowali zbić kapitał na straszeniu integracją. Wszędzie scenariusze grozy miały wspólne elementy: utrata suwerenności i tożsamości narodowej, negatywne konsekwencje ekonomiczne - zalew towarów zagranicznych, wzrost bezrobocia i inflacji (jak łatwo zauważyć, równoczesne powiększenie podaży i wzrost cen są niemożliwe) oraz wzmożony napływ imigrantów z krajów biedniejszych, co "zepsuje rynek pracy". Obok elementów wspólnych występowały też straszaki lokalne. Znani z zamiłowania do higieny Szwedzi byli straszeni powszechnymi zatruciami związanymi z napływem niezdrowej żywności. W Szwecji, Austrii i Grecji szczególne silne były obawy przed wzmożonym wykupem oraz wzrostem cen ziemi i nieruchomości. Tymczasem żaden z przyjmowanych do unii krajów nie poniósł w związku z tym żadnych strat.
Czym straszono Szwedów?
Szwedów straszono masowymi zatruciami pokarmowymi (nawet w publicznej telewizji i renomowanym "Dagens Nyheter"), do których miało dojść wskutek rozbicia lokalnych monopoli mięsnych. Przed 1995 r. szczególnie droga była żywność - z powodu restrykcji importowych dla ochrony własnego rynku, subsydiów dla rolników i wysokiego VAT. Ochrona własnych producentów doprowadziła do tego, że rynek mięsny i warzywny był sterowany przez dużych producentów, z pełnym przyzwoleniem państwa. Lobby szwedzkich producentów prowadziło politykę strachu, ostrzegając przed niekontrolowanym napływem podejrzanych pasztetów i wędlin z Danii i Niemiec.
Dzisiaj w szwedzkich sklepach można kupić francuskie i hiszpańskie wędliny, niemieckie i duńskie pasztety, a miejscowi producenci wytwarzają nawet tak poszukiwane przez Szwedów delikatesy, jak kiełbasa krakowska czy toruńska według polskich receptur (w przeliczeniu kosztuje 35 zł za kilogram).
Znacznie staniały w Szwecji samochody - z powodu zniesienia cła i akcyzy. Uwolniony import używanych aut spotkał się z protestem dealerów, którzy wręcz odmawiali napraw aut z importu. Dzisiaj samochody nowe także staniały, a prywatny import jest tak ułatwiony, że kupując używany samochód w Niemczech, Szwed musi się jedynie stawić na pierwszy przegląd techniczny.
Straszono Szwedów rozpiciem społeczeństwa wskutek obniżenia cen alkoholu oraz wprowadzenia go do sklepów spożywczych. Szwecja wynegocjowana pięcioletni okres ochronny, lecz po dziewięciu latach, pomimo protestów UE, nadal sprzedaje alkohol powyżej 3,5 proc. w państwowych sklepach Systembolaget.
O tym, ile Szwedzi zyskali, można się przekonać po tym, co robią Norwegowie, którzy powiedzieli unii "nie". Tam ceny żywności są dwu- i trzykrotnie wyższe. Na pierwszej stronie największego norweskiego dziennika "Verdens Gang" mieszkaniec Oslo mówił: "Co tydzień jeżdżę do Szwecji po żeberka dla swojego psa, bo najtańsza karma w Norwegii kosztuje dwa razy tyle".
Czym straszono Hiszpanów?
Hiszpanów straszono, że wykup ziemi pogorszy sytuację rolników i ograniczy dochody z turystyki. Jest wręcz przeciwnie: Hiszpanie cieszą się, że bogaci biznesmeni i emeryci z całej Europy fundują sobie domy letniskowe w ich kraju, dając znaczące dochody budżetowi i poprawiając bilans płatniczy. Szacuje się, że już prawie 10 proc. tzw. nieruchomości wypoczynkowych znajduje się w rękach cudzoziemców. I Hiszpania na tym wygrywa. Nie można tego powiedzieć o krajach, które stosują restrykcje przy zakupie ziemi, na przykład o Danii, gdzie zyski z turystyki nie rosną, choć za miedzą żyje najczęściej chyba podróżujący naród na świecie, czyli Niemcy.
Hiszpania, która przystąpiła do unii w 1996 r., na akcesji tylko zyskała: osiąga wzrost gospodarczy na poziomie 4 proc., co we Francji czy Niemczech jest jedynie marzeniem. O hiszpańskim sukcesie świadczy też wzrost liczby miejsc pracy. Prawie 700 tys. nowych miejsc pracy w tym kraju to połowa wszystkich posad oferowanych w unii. Wprawdzie ceny w Hiszpanii nieznacznie rosną, jednak jest to rekompensowane przez równoczesny wzrost zarobków. Nie sprawdziły się przewidywania, że ubożsi Hiszpanie czy Portugalczycy ruszą na wschód kontynentu, by zalać rynki pracy. Wręcz przeciwnie, to do Hiszpanii przyjeżdżają pracować obcokrajowcy. Hiszpanie, których straszono zalewem francuskiej dotowanej żywności, sami zaczęli zalewać sąsiadów własnymi produktami.
"Unia jest zdominowana przez protestantów z Północy, więc zniszczy waszą katolicką wiarę" - przestrzegał Hiszpanów francuski arcybiskup Marcel LefŻbvre. Nic z tego: odpływ wiernych z Kościoła katolickiego jest w Hiszpanii znacznie słabszy niż w innych krajach.
Czym straszono Austriaków?
Austriaków, którzy przystępowali do unii w 1996 r., straszono głównie mówiącymi tym samym językiem Niemcami. Okazało się, że napięcie, jakie rzekomo przetrwało wskutek rywalizacji między Prusami a monarchią austro-węgierską, to mit. Jörg Haider, szef Partii Wolnościowej, przestrzegał swoich rodaków przed masowym napływem cudzoziemców. "Czy chcecie, żeby waszym dzieciom gangsterzy z Południa sprzedawali w szkołach narkotyki. Nie chcemy tutaj włoskiej mafii!" - wołał Haider. Jego przewidywania okazały się bzdurą: o Sycylijczykach czatujących z działką heroiny na austriackie dzieci nie słychać.
Rok po integracji wzrosły jednak w Austrii nastroje antyeuropejskie. Jak wskazywały sondaże z maja 1996 r., proporcje zwolenników i przeciwników unii odwróciły się: za UE opowiadała się jedna trzecia obywateli. Na fali tego niezadowolenia partia Haidera uzyskała najlepszy wynik w historii - oddano na nią co czwarty głos. Potem Haider zaczął tracić zwolenników - wprost proporcjonalnie do korzyści z członkostwa w unii. Bo austriacki eksport wzrósł aż o 30 proc., inflacja spadła poniżej 2 proc., a inwestycje zagraniczne wzrosły o 8 proc.
Co się wydarzy w Polsce po 1 maja?
Po 1 maja w Polsce nie nastąpią masowe podwyżki cen. Wprawdzie istnieje wiele czynników proinflacyjnych: nowe cła na towary spoza unii czy dokonywana pod pretekstem "wymogów unijnych" podwyżka podatków. Równocześnie jednak pojawią się czynniki działające w odwrotnym kierunku: znikną cła i ograniczenia wwozowe w odniesieniu do artykułów wewnątrzunijnych (potanieje zboże), znikną bariery w dostępie do tańszych używanych dóbr trwałych (samochody, maszyny rolnicze, sprzęt elektroniczny), konkurencja zagraniczna wymusi obniżki akcyzy.
Bardzo łatwa jest odpowiedź na pytanie, o ile wzrosną ceny. Wzrosną w takim samym stopniu jak podaż pieniądza i dochody, bo - cudów nie ma - tylko taką podwyżkę zaaprobuje rynek. Jeżeli zatem NBP dalej będzie prowadził rozważną politykę pieniężną, a SLD na odchodnym nie zacznie rozrzucać pieniędzy z helikopterów, ceny wzrosną średnio o 1,5-3,5 proc. Obecna prognoza
Polska nie jest pierwszym krajem, w którym politycy z ugrupowań opozycyjnych usiłowali zbić kapitał na straszeniu integracją. Wszędzie scenariusze grozy miały wspólne elementy: utrata suwerenności i tożsamości narodowej, negatywne konsekwencje ekonomiczne - zalew towarów zagranicznych, wzrost bezrobocia i inflacji (jak łatwo zauważyć, równoczesne powiększenie podaży i wzrost cen są niemożliwe) oraz wzmożony napływ imigrantów z krajów biedniejszych, co "zepsuje rynek pracy". Obok elementów wspólnych występowały też straszaki lokalne. Znani z zamiłowania do higieny Szwedzi byli straszeni powszechnymi zatruciami związanymi z napływem niezdrowej żywności. W Szwecji, Austrii i Grecji szczególne silne były obawy przed wzmożonym wykupem oraz wzrostem cen ziemi i nieruchomości. Tymczasem żaden z przyjmowanych do unii krajów nie poniósł w związku z tym żadnych strat.
Czym straszono Szwedów?
Szwedów straszono masowymi zatruciami pokarmowymi (nawet w publicznej telewizji i renomowanym "Dagens Nyheter"), do których miało dojść wskutek rozbicia lokalnych monopoli mięsnych. Przed 1995 r. szczególnie droga była żywność - z powodu restrykcji importowych dla ochrony własnego rynku, subsydiów dla rolników i wysokiego VAT. Ochrona własnych producentów doprowadziła do tego, że rynek mięsny i warzywny był sterowany przez dużych producentów, z pełnym przyzwoleniem państwa. Lobby szwedzkich producentów prowadziło politykę strachu, ostrzegając przed niekontrolowanym napływem podejrzanych pasztetów i wędlin z Danii i Niemiec.
Dzisiaj w szwedzkich sklepach można kupić francuskie i hiszpańskie wędliny, niemieckie i duńskie pasztety, a miejscowi producenci wytwarzają nawet tak poszukiwane przez Szwedów delikatesy, jak kiełbasa krakowska czy toruńska według polskich receptur (w przeliczeniu kosztuje 35 zł za kilogram).
Znacznie staniały w Szwecji samochody - z powodu zniesienia cła i akcyzy. Uwolniony import używanych aut spotkał się z protestem dealerów, którzy wręcz odmawiali napraw aut z importu. Dzisiaj samochody nowe także staniały, a prywatny import jest tak ułatwiony, że kupując używany samochód w Niemczech, Szwed musi się jedynie stawić na pierwszy przegląd techniczny.
Straszono Szwedów rozpiciem społeczeństwa wskutek obniżenia cen alkoholu oraz wprowadzenia go do sklepów spożywczych. Szwecja wynegocjowana pięcioletni okres ochronny, lecz po dziewięciu latach, pomimo protestów UE, nadal sprzedaje alkohol powyżej 3,5 proc. w państwowych sklepach Systembolaget.
O tym, ile Szwedzi zyskali, można się przekonać po tym, co robią Norwegowie, którzy powiedzieli unii "nie". Tam ceny żywności są dwu- i trzykrotnie wyższe. Na pierwszej stronie największego norweskiego dziennika "Verdens Gang" mieszkaniec Oslo mówił: "Co tydzień jeżdżę do Szwecji po żeberka dla swojego psa, bo najtańsza karma w Norwegii kosztuje dwa razy tyle".
Czym straszono Hiszpanów?
Hiszpanów straszono, że wykup ziemi pogorszy sytuację rolników i ograniczy dochody z turystyki. Jest wręcz przeciwnie: Hiszpanie cieszą się, że bogaci biznesmeni i emeryci z całej Europy fundują sobie domy letniskowe w ich kraju, dając znaczące dochody budżetowi i poprawiając bilans płatniczy. Szacuje się, że już prawie 10 proc. tzw. nieruchomości wypoczynkowych znajduje się w rękach cudzoziemców. I Hiszpania na tym wygrywa. Nie można tego powiedzieć o krajach, które stosują restrykcje przy zakupie ziemi, na przykład o Danii, gdzie zyski z turystyki nie rosną, choć za miedzą żyje najczęściej chyba podróżujący naród na świecie, czyli Niemcy.
Hiszpania, która przystąpiła do unii w 1996 r., na akcesji tylko zyskała: osiąga wzrost gospodarczy na poziomie 4 proc., co we Francji czy Niemczech jest jedynie marzeniem. O hiszpańskim sukcesie świadczy też wzrost liczby miejsc pracy. Prawie 700 tys. nowych miejsc pracy w tym kraju to połowa wszystkich posad oferowanych w unii. Wprawdzie ceny w Hiszpanii nieznacznie rosną, jednak jest to rekompensowane przez równoczesny wzrost zarobków. Nie sprawdziły się przewidywania, że ubożsi Hiszpanie czy Portugalczycy ruszą na wschód kontynentu, by zalać rynki pracy. Wręcz przeciwnie, to do Hiszpanii przyjeżdżają pracować obcokrajowcy. Hiszpanie, których straszono zalewem francuskiej dotowanej żywności, sami zaczęli zalewać sąsiadów własnymi produktami.
"Unia jest zdominowana przez protestantów z Północy, więc zniszczy waszą katolicką wiarę" - przestrzegał Hiszpanów francuski arcybiskup Marcel LefŻbvre. Nic z tego: odpływ wiernych z Kościoła katolickiego jest w Hiszpanii znacznie słabszy niż w innych krajach.
Czym straszono Austriaków?
Austriaków, którzy przystępowali do unii w 1996 r., straszono głównie mówiącymi tym samym językiem Niemcami. Okazało się, że napięcie, jakie rzekomo przetrwało wskutek rywalizacji między Prusami a monarchią austro-węgierską, to mit. Jörg Haider, szef Partii Wolnościowej, przestrzegał swoich rodaków przed masowym napływem cudzoziemców. "Czy chcecie, żeby waszym dzieciom gangsterzy z Południa sprzedawali w szkołach narkotyki. Nie chcemy tutaj włoskiej mafii!" - wołał Haider. Jego przewidywania okazały się bzdurą: o Sycylijczykach czatujących z działką heroiny na austriackie dzieci nie słychać.
Rok po integracji wzrosły jednak w Austrii nastroje antyeuropejskie. Jak wskazywały sondaże z maja 1996 r., proporcje zwolenników i przeciwników unii odwróciły się: za UE opowiadała się jedna trzecia obywateli. Na fali tego niezadowolenia partia Haidera uzyskała najlepszy wynik w historii - oddano na nią co czwarty głos. Potem Haider zaczął tracić zwolenników - wprost proporcjonalnie do korzyści z członkostwa w unii. Bo austriacki eksport wzrósł aż o 30 proc., inflacja spadła poniżej 2 proc., a inwestycje zagraniczne wzrosły o 8 proc.
Co się wydarzy w Polsce po 1 maja?
Po 1 maja w Polsce nie nastąpią masowe podwyżki cen. Wprawdzie istnieje wiele czynników proinflacyjnych: nowe cła na towary spoza unii czy dokonywana pod pretekstem "wymogów unijnych" podwyżka podatków. Równocześnie jednak pojawią się czynniki działające w odwrotnym kierunku: znikną cła i ograniczenia wwozowe w odniesieniu do artykułów wewnątrzunijnych (potanieje zboże), znikną bariery w dostępie do tańszych używanych dóbr trwałych (samochody, maszyny rolnicze, sprzęt elektroniczny), konkurencja zagraniczna wymusi obniżki akcyzy.
Bardzo łatwa jest odpowiedź na pytanie, o ile wzrosną ceny. Wzrosną w takim samym stopniu jak podaż pieniądza i dochody, bo - cudów nie ma - tylko taką podwyżkę zaaprobuje rynek. Jeżeli zatem NBP dalej będzie prowadził rozważną politykę pieniężną, a SLD na odchodnym nie zacznie rozrzucać pieniędzy z helikopterów, ceny wzrosną średnio o 1,5-3,5 proc. Obecna prognoza
Więcej możesz przeczytać w 18/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.