Eurosklerotyczni socjaliści chcieliby stworzyć Dolinę Krzemową za państwowe pieniądze. Pogratulować wiary i nadziei!
W ramach ekumenicznej wspólnoty felietonistów podchwytuję pomysł Krzysztofa Skiby, kolegi z ostatniej strony, żeby sprzedać komuś Pałac Kultury i namówić tego kogoś, by urządził tam muzeum głupoty europejskiej. Ze względu na wysoką aktualność przedsięwzięcia uważam pomysł za znakomity. Ponadto zdobycie wysokiej klasy obrazów, rzeźb czy starodruków - aby stworzyć cenną kolekcję - wymaga wiele czasu i jeszcze więcej pieniędzy. Tymczasem kolekcję przykładów porażającej wręcz głupoty można zebrać niemal mimochodem - i to minimalnym kosztem (materialnym, nie psychicznym; ten ostatni jest wcale wysoki!).
Zrzyna się od prymusa, a nie od matoła!
Tak przekonywał - i słusznie - Jacek Fedorowicz w 1981 r., kierując tę dość oczywistą prawdę do tumanów rządzących wówczas Polską. Z perspektywy głupoty rządów komunistycznych było wiadomo, od kogo zrzynać. Tyle że mityczny wtedy Zachód wydawał się większości Polaków znacznie bardziej jednorodny - i w tej jednorodności skuteczny - niż tak było w rzeczywistości.
W latach 80. Stany Zjednoczone i inne kraje anglosaskie, które przeszły wolnorynkową kontrrewolucję, "odjechały" kontynentalnej Europie. Sygnalizowałem to niedawno w felietonie o dwóch prędkościach. W USA, Anglii, Nowej Zelandii (i Australii, która doszlusowała do poprzednich ze swoją liberalną kontrrewolucją w latach 90.) wzrost PKB jest wyższy, a bezrobocie radykalnie niższe. I jeśli się komuś trafi, to trwa średnio kilkakrotnie krócej niż we Francji, Niemczech czy Belgii (że nie wyjdę poza tzw. twarde jądro sklerotycznej Europy).
Strategia lizbońska
Już w latach wczesnego komunizmu krążył w Polsce, a zapewne też i w innych krajach "erwupegu", dowcip o ćwiczeniach wojskowych, w których brał udział m.in. pewien oficer rezerwy, w cywilu wysoki aparatczyk komisji planowania. Otóż dowodząc oddziałem, zabłądził i doszedł pod wieczór do głębokiej rzeki. Tymczasem o szóstej rano powinien się rozpocząć atak po jej drugiej stronie, w którym miał wziąć udział także kierowany przez niego oddział. Bez cienia konfuzji dał rozkaz zbiórki o 5.30 po drugiej stronie i położył się spać.
Wiara w siłę rozkazu komunistycznych planistów wcale nie była dużo większa niż wiara w siłę własnych decyzji dzisiejszych kandydatów do muzeum głupoty europejskiej. Ci ostatni też pełni są radosnej wiary naiwniaków wszelkich odcieni socjalizmu. Wydaje im się, że wystarczy coś zadekretować i dodać do tego sumę z dużą liczbą zer, aby zrealizować obiecywaną "świetlaną przyszłość".
Eurosklerotyczni socjaliści widzą oczywiście, że jest źle; widzą też, które gospodarki rozwijają się szybciej, kto przoduje technologicznie na świecie. Ale przywiązani są do swej socjalistycznej sklerozy, do degeneracji moralnej wywoływanej przez państwo opiekuńcze, do wszechobecnej i we wszystko wsadzającej nos biurokracji. Za żadne skarby jednak nie chcą zrzynać od prymusa, szukając socjalistycznych pomysłów. Do ich realizacji Unia Europejska nadaje się wręcz znakomicie. I dlatego uchwala się różne "strategie lizbońskie", czyli jak obgonitđ i pieriegonitđ Stany Zjednoczone pod względem technologicznym. Jak? Oczywiście, zrzynając od matoła, nie od prymusa, czyli budując różne biurokratyczne "ramowe programy". Inaczej mówiąc, starając się stworzyć Dolinę Krzemową za państwowe pieniądze. Pogratulować wiary i nadziei, Kameraden!
Hucpa socjaleuropejska
Ostatnio mieliśmy do czynienia z bardzo ciekawymi wydarzeniami, które w Polsce - zrzynającej w ostatnich latach niestety bardziej od matoła niż od prymusa - przeszły prawie bez echa. A szkoda, bo nie tylko nadają się do muzeum głupoty europejskiej, ale być może ujawniają też przyszłość Unii Europejskiej. Jeszcze farba nie obeschła na moim felietonie o dwóch prędkościach i zawartych w nim apelach, by zastanowić się, jakiej chcemy unii (jeśli sprawnej, szybko rozwijającej się, to musimy szukać sojuszników przeciw eurosklerotycznym Francji, Niemcom i podobnym "hamulcowym"), a już potwierdziły się moje przewidywania. W tygodniu, w którym ukazał się mój felieton, nie kto inny jak kanclerz Gerhard Schröder pogroził tłustym, socjaldemokratycznym paluchem krajom, które wprowadziły niskie podatki i dlatego mają 3-4 razy wyższe tempo wzrostu niż rządzone przez niego Niemcy. To nieprzyzwoite, żeby mieć takie niskie podatki, bo to sprawia kłopoty innym krajom!
Kraje szybko rozwijające się przyciągają znacznie więcej inwestycji, tam też pracodawcy przenoszą pracochłonne operacje z krajów ogarniętych regulacyjną i socjalną eurosklerozą. Ale co zrobić, by tak nie było, wiadomo od dawna - patrz recepta Jacka Fedorowicza. No, a jeśli się nie chce zrzynać od prymusa? To trzeba postraszyć tych, którzy właśnie zrzynają. Jak? A tak, że zabierze się im pomoc gospodarczą, rozmaite fundusze strukturalne i inne, które wprawdzie efektów ekonomicznych nie przyniosą, ale ładnie wyglądają i cieszą zwolenników opcji żebraczo-roszczeniowej, których w krajach postkomunistycznych nie brakuje.
"A jak poszedł Szwed na wojnę... ...śmiały się zeń hufce rojne". Tak zdaje się pisała Maria Konopnicka, ale było to dawno i mam prawo nie pamiętać dokładnie. Szkolne wersy przypomniały mi się po innym równie interesującym oświadczeniu socjalistycznego unijnego polityka, które przeszło w Polsce zupełnie nie zauważone. A było to oświadczenie wręcz kuriozalne! Otóż premier Szwecji Göran Persson oświadczył, że kraje skandynawskie "nie będą tolerować" sytuacji, w której nowe państwa członkowskie okładają zbyt niskimi podatkami lepiej zarabiających obywateli!
O treści za chwilę, bo jest ona jasna dla każdego. Najpierw o formie. Co to znaczy, że Szwecja "nie będzie tolerować"? Wojnę wypowie na przykład Estonii? Mimo różnicy potencjału gospodarczego nie popierałbym tego, bo ostatnie szwedzkie sukcesy wojenne zdarzały się jeszcze dawniej niż francuskie. Można zresztą wątpić, czy szwedzki żołnierz, wyrwany alarmem bojowym ze snu (najczęściej narkotycznego!), będzie pamiętał, którą stronę karabinu przycisnąć należy do ramienia...
Bo sedno sprawy jest jasne dla każdego. Oto kolejny socjalistyczny eurosklerotyk straszy nowe państwa członkowskie w interesie wszystkich pasożytów swego kraju (i jak wynika z wypowiedzi, także pasożytów innych krajów nordyckich). Wiadomo, że podatek liniowy (bo o to tutaj chodzi) jest ważnym źródłem szybkiego wzrostu. W latach 2000-2003 PKB Szwecji rósł odpowiednio o 2,7 proc., 0,4 proc., 1,4 proc. i 2,3 proc. Tymczasem PKB Estonii wzrastał w tych latach o 6 proc., 7 proc., 5,7 proc. i 5,7 proc. Wystarczy? Wystarczy!
Dlaczego do unii?
Po tym wszystkim, co napisałem, ktoś może zapytać, pamiętając moje wcześniejsze wystąpienia, dlaczego właściwie mamy "wdepnąć w egzekutywę", według znanego góralskiego dowcipu sprzed lat. Odpowiedzi są dwie. Po pierwsze, najważniejsze jest bezpieczeństwo, czyli podwójny rygiel NATO - UE od Wschodu. W wywiadzie sprzed ponad roku odpowiedziałem, że mimo wszystko "wolę zachodnie zidiocenie od wschodniego zbydlęcenia". I podtrzymuję to stwierdzenie. Po drugie, 60 proc. naszego eksportu idzie do unii, a tylko 3 proc. do USA. Gdyby udało się dokonać podwójnego przemieszczenia: Polski na miejsce Kuby i Kuby na miejsce Polski, pierwszy poparłbym przystąpienie do Północnoamerykańskiego Porozumienia o Wolnym Handlu - NAFTA.
Zrzyna się od prymusa, a nie od matoła!
Tak przekonywał - i słusznie - Jacek Fedorowicz w 1981 r., kierując tę dość oczywistą prawdę do tumanów rządzących wówczas Polską. Z perspektywy głupoty rządów komunistycznych było wiadomo, od kogo zrzynać. Tyle że mityczny wtedy Zachód wydawał się większości Polaków znacznie bardziej jednorodny - i w tej jednorodności skuteczny - niż tak było w rzeczywistości.
W latach 80. Stany Zjednoczone i inne kraje anglosaskie, które przeszły wolnorynkową kontrrewolucję, "odjechały" kontynentalnej Europie. Sygnalizowałem to niedawno w felietonie o dwóch prędkościach. W USA, Anglii, Nowej Zelandii (i Australii, która doszlusowała do poprzednich ze swoją liberalną kontrrewolucją w latach 90.) wzrost PKB jest wyższy, a bezrobocie radykalnie niższe. I jeśli się komuś trafi, to trwa średnio kilkakrotnie krócej niż we Francji, Niemczech czy Belgii (że nie wyjdę poza tzw. twarde jądro sklerotycznej Europy).
Strategia lizbońska
Już w latach wczesnego komunizmu krążył w Polsce, a zapewne też i w innych krajach "erwupegu", dowcip o ćwiczeniach wojskowych, w których brał udział m.in. pewien oficer rezerwy, w cywilu wysoki aparatczyk komisji planowania. Otóż dowodząc oddziałem, zabłądził i doszedł pod wieczór do głębokiej rzeki. Tymczasem o szóstej rano powinien się rozpocząć atak po jej drugiej stronie, w którym miał wziąć udział także kierowany przez niego oddział. Bez cienia konfuzji dał rozkaz zbiórki o 5.30 po drugiej stronie i położył się spać.
Wiara w siłę rozkazu komunistycznych planistów wcale nie była dużo większa niż wiara w siłę własnych decyzji dzisiejszych kandydatów do muzeum głupoty europejskiej. Ci ostatni też pełni są radosnej wiary naiwniaków wszelkich odcieni socjalizmu. Wydaje im się, że wystarczy coś zadekretować i dodać do tego sumę z dużą liczbą zer, aby zrealizować obiecywaną "świetlaną przyszłość".
Eurosklerotyczni socjaliści widzą oczywiście, że jest źle; widzą też, które gospodarki rozwijają się szybciej, kto przoduje technologicznie na świecie. Ale przywiązani są do swej socjalistycznej sklerozy, do degeneracji moralnej wywoływanej przez państwo opiekuńcze, do wszechobecnej i we wszystko wsadzającej nos biurokracji. Za żadne skarby jednak nie chcą zrzynać od prymusa, szukając socjalistycznych pomysłów. Do ich realizacji Unia Europejska nadaje się wręcz znakomicie. I dlatego uchwala się różne "strategie lizbońskie", czyli jak obgonitđ i pieriegonitđ Stany Zjednoczone pod względem technologicznym. Jak? Oczywiście, zrzynając od matoła, nie od prymusa, czyli budując różne biurokratyczne "ramowe programy". Inaczej mówiąc, starając się stworzyć Dolinę Krzemową za państwowe pieniądze. Pogratulować wiary i nadziei, Kameraden!
Hucpa socjaleuropejska
Ostatnio mieliśmy do czynienia z bardzo ciekawymi wydarzeniami, które w Polsce - zrzynającej w ostatnich latach niestety bardziej od matoła niż od prymusa - przeszły prawie bez echa. A szkoda, bo nie tylko nadają się do muzeum głupoty europejskiej, ale być może ujawniają też przyszłość Unii Europejskiej. Jeszcze farba nie obeschła na moim felietonie o dwóch prędkościach i zawartych w nim apelach, by zastanowić się, jakiej chcemy unii (jeśli sprawnej, szybko rozwijającej się, to musimy szukać sojuszników przeciw eurosklerotycznym Francji, Niemcom i podobnym "hamulcowym"), a już potwierdziły się moje przewidywania. W tygodniu, w którym ukazał się mój felieton, nie kto inny jak kanclerz Gerhard Schröder pogroził tłustym, socjaldemokratycznym paluchem krajom, które wprowadziły niskie podatki i dlatego mają 3-4 razy wyższe tempo wzrostu niż rządzone przez niego Niemcy. To nieprzyzwoite, żeby mieć takie niskie podatki, bo to sprawia kłopoty innym krajom!
Kraje szybko rozwijające się przyciągają znacznie więcej inwestycji, tam też pracodawcy przenoszą pracochłonne operacje z krajów ogarniętych regulacyjną i socjalną eurosklerozą. Ale co zrobić, by tak nie było, wiadomo od dawna - patrz recepta Jacka Fedorowicza. No, a jeśli się nie chce zrzynać od prymusa? To trzeba postraszyć tych, którzy właśnie zrzynają. Jak? A tak, że zabierze się im pomoc gospodarczą, rozmaite fundusze strukturalne i inne, które wprawdzie efektów ekonomicznych nie przyniosą, ale ładnie wyglądają i cieszą zwolenników opcji żebraczo-roszczeniowej, których w krajach postkomunistycznych nie brakuje.
"A jak poszedł Szwed na wojnę... ...śmiały się zeń hufce rojne". Tak zdaje się pisała Maria Konopnicka, ale było to dawno i mam prawo nie pamiętać dokładnie. Szkolne wersy przypomniały mi się po innym równie interesującym oświadczeniu socjalistycznego unijnego polityka, które przeszło w Polsce zupełnie nie zauważone. A było to oświadczenie wręcz kuriozalne! Otóż premier Szwecji Göran Persson oświadczył, że kraje skandynawskie "nie będą tolerować" sytuacji, w której nowe państwa członkowskie okładają zbyt niskimi podatkami lepiej zarabiających obywateli!
O treści za chwilę, bo jest ona jasna dla każdego. Najpierw o formie. Co to znaczy, że Szwecja "nie będzie tolerować"? Wojnę wypowie na przykład Estonii? Mimo różnicy potencjału gospodarczego nie popierałbym tego, bo ostatnie szwedzkie sukcesy wojenne zdarzały się jeszcze dawniej niż francuskie. Można zresztą wątpić, czy szwedzki żołnierz, wyrwany alarmem bojowym ze snu (najczęściej narkotycznego!), będzie pamiętał, którą stronę karabinu przycisnąć należy do ramienia...
Bo sedno sprawy jest jasne dla każdego. Oto kolejny socjalistyczny eurosklerotyk straszy nowe państwa członkowskie w interesie wszystkich pasożytów swego kraju (i jak wynika z wypowiedzi, także pasożytów innych krajów nordyckich). Wiadomo, że podatek liniowy (bo o to tutaj chodzi) jest ważnym źródłem szybkiego wzrostu. W latach 2000-2003 PKB Szwecji rósł odpowiednio o 2,7 proc., 0,4 proc., 1,4 proc. i 2,3 proc. Tymczasem PKB Estonii wzrastał w tych latach o 6 proc., 7 proc., 5,7 proc. i 5,7 proc. Wystarczy? Wystarczy!
Dlaczego do unii?
Po tym wszystkim, co napisałem, ktoś może zapytać, pamiętając moje wcześniejsze wystąpienia, dlaczego właściwie mamy "wdepnąć w egzekutywę", według znanego góralskiego dowcipu sprzed lat. Odpowiedzi są dwie. Po pierwsze, najważniejsze jest bezpieczeństwo, czyli podwójny rygiel NATO - UE od Wschodu. W wywiadzie sprzed ponad roku odpowiedziałem, że mimo wszystko "wolę zachodnie zidiocenie od wschodniego zbydlęcenia". I podtrzymuję to stwierdzenie. Po drugie, 60 proc. naszego eksportu idzie do unii, a tylko 3 proc. do USA. Gdyby udało się dokonać podwójnego przemieszczenia: Polski na miejsce Kuby i Kuby na miejsce Polski, pierwszy poparłbym przystąpienie do Północnoamerykańskiego Porozumienia o Wolnym Handlu - NAFTA.
Więcej możesz przeczytać w 18/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.