Opera Narodowa podbiła Londyn - szkoda, że tylko na kilka dni
Publiczność tupała nogami i piszczała niczym na koncercie rockowym. A na sali słynnego londyńskiego teatru Sadler's Wells (na 1600 miejsc) siedzieli m.in. książę Kentu Edward, arystokraci, członkowie parlamentu. Tak przyjęto mazura z finału "Strasznego dworu" Stanisława Moniuszki. Po raz pierwszy w dziejach warszawski Teatr Wielki wystąpił nad Tamizą (20-25 kwietnia), pokazując obok opery Moniuszki "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego i "Ubu króla" Krzysztofa Pendereckiego. Występy Teatru Wielkiego były sukcesem artystycznym i organizacyjnym. Pokazane przedstawienia prezentowały światowy poziom, wszystkie trzy uzupełniono nagraniami płytowymi. Starannie i przez lata przygotowywana wizyta Opery Narodowej w Londynie nie doszłaby do skutku, gdyby nie lobbing lady Camilli Panufnik, wdowy po naszym wielkim kompozytorze, sir Andrzeju Panufniku, wielkiej przyjaciółki Polski i Polaków. To jej zaangażowanie umożliwiło nagranie i wydanie "Strasznego dworu" przez EMI Classic, a potem sprowadzenie zespołu warszawskiej opery do Wielkiej Brytanii. Pomogły też świetne kontakty dyrektora Jacka Kaspszyka.
- Przeciętnemu Anglikowi Polska kojarzyła się z papieżem, Lechem Wałęsą i Holocaustem, teraz może się zacząć kojarzyć z dobrą muzyką i świetnym zespołem Opery Narodowej - mówi Richard Berkeley, brytyjski krytyk, entuzjasta polskiej kultury. Sukces Teatru Wielkiego jest o tyle godny podkreślenia, że w Londynie w każdy weekend są do wyboru dziesiątki imprez kulturalnych. Występ Opery Narodowej szybko będzie jednak zapomniany, jeśli brytyjskich melomanów, chętnie jeżdżących na ważne wydarzenia, nie zachęcimy do kulturalnej turystyki do Polski. Na razie w Londynie nie ma ani jednego naszego biura organizującego takie wojaże.
Moniuszko z księciem Kentu
Patronat nad występami Opery Narodowej w Londynie objęli m.in. książę Kentu, ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce Charles Crawford oraz sir Simon Rattle, jeden z najwybitniejszych współczesnych dyrygentów. Nic więc dziwnego, że uroczystą premierę "Strasznego dworu" zaszczyciła cała londyńska śmietanka. Bankiet po spektaklu, na który zaproszono 200 osób, zgromadził polską i brytyjską arystokrację, ludzi kultury i biznesu. Przybyli m.in. wielki sympatyk Polski książę Kentu, wdowa po generale Władysławie Andersie Irena Anders oraz księżna Tarnowska. Podczas imprezy odbyła się dyskretna aukcja, z której pieniądze przeznaczono na rozwój warszawskiego Teatru Wielkiego. Sprzedano niemal wszystko, m.in. projekty scenograficzne Zofii de Ines, wycieczkę do Polski oraz szal sióstr Kruszyńskich - nie znanych w Polsce projektantek, mających klientów pośród brytyjskiej arystokracji. O ile na pierwszym przedstawieniu ("Straszny dwór") byli głównie Polacy i Polonusi, o tyle następne (ponownie "Straszny dwór", a potem "Król Roger" i "Ubu król") zdominowali Brytyjczycy. Kolorowy, lekki i dowcipny spektakl Mikołaja Grabowskiego spełnił wyśrubowane oczekiwania brytyjskiej publiczności, zwłaszcza że i soliści, z Adamem Kruszewskim w roli Miecznika, wypadli znakomicie. Wyjątkowo spodobała się aria Macieja "Ten zegar stary" - największy moniuszkowski hit. Teraz Brytyjczycy będą go mieli na płytach. Nagranie firmy EMI czekało na swą londyńską premierę do wizyty warszawskiego teatru. Nagranie "Strasznego dworu", podobnie jak przedstawienia, błyskotliwie i energicznie poprowadził Jacek Kaspszyk. Nie do przecenienia jest fakt, że Kaspszyk jest w Wielkiej Brytanii dobrze znany. Od lat mieszka na przemian w Londynie i Warszawie. Dyrygował z sukcesami najlepszymi brytyjskimi orkiestrami symfonicznymi, m.in. w English National Opera, Royal Scottish Opera i Opera North w Leeds. To m.in. dzięki marce Kaspszyka Opera Narodowa wystąpiła na scenie Sadler's Wells, gdzie akustyka jest taka, o jakiej nasz Teatr Wielki może tylko marzyć.
Ubica Beger
"Praktycznie nie ma słabego ogniwa w obsadzie tej inscenizacji" - napisał o "Ubu królu" Pendereckiego znany brytyjski krytyk muzyczny John Allison. Oceniając "Straszny dwór", chwalił "szelmowski humor" tej opery. Oba przedstawienia dzieli estetyczna i historyczna przepaść. Sielski, szlachecki obrazek Moniuszki mocno kontrastuje ze zjadliwą polityczną groteską Pendereckiego. W ostrym, rozbuchanym spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego straszna Ubica jako żywo przypomina posłankę Samoobrony Renatę Beger.
Świetnie się stało, że Brytyjczycy mogli poznać oba oblicza polskiej sceny, a właściwie trzy oblicza, bo także modernistycznego "Króla Rogera". Dyrektor Kaspszyk wyjaśnił malkontentom, dlaczego Polacy wystąpili w Sadler's Wells, a nie w Covent Garden: legendarna sala bywa wolna jedynie w środku lata, gdy Londyn jest na wakacjach, a ci, którzy pozostają w mieście, uczestniczą w niezwykle popularnych dorocznych koncertach "Proms". W Covent Garden znalazł się jednak nasz młody tenor Piotr Beczała, który właśnie debiutował na tej scenie w operze Straussa "Kawaler z różą". Jego występ krytycy ocenili bardzo wysoko.
Polski straszny dwór?
Dzieła Moniuszki czy Pendereckiego to rzeczy niszowe, jak prawie cała muzyka poważna. Ewentualna popularność "Arii z kurantem" tak naprawdę nie otwiera drzwi przed polską kulturą. Wciąż jesteśmy dla Europy "strasznym dworem", któremu udało się raz pokazać światowy poziom. Teraz wypadałoby udowodnić, że Polacy piszą dobre książki, kręcą ciekawe filmy, malują warte oglądania obrazy. Tyle że nie bardzo mamy co pokazać, bo zdecydowana większość wytworów polskiej kultury jest produkowana na autarkiczny, krajowy rynek. Nie jest prawdą, że na Zachodzie nie ma popytu na polską kulturę, prawdą jest natomiast, że nie ma popytu na złą polską kulturę.
- Przeciętnemu Anglikowi Polska kojarzyła się z papieżem, Lechem Wałęsą i Holocaustem, teraz może się zacząć kojarzyć z dobrą muzyką i świetnym zespołem Opery Narodowej - mówi Richard Berkeley, brytyjski krytyk, entuzjasta polskiej kultury. Sukces Teatru Wielkiego jest o tyle godny podkreślenia, że w Londynie w każdy weekend są do wyboru dziesiątki imprez kulturalnych. Występ Opery Narodowej szybko będzie jednak zapomniany, jeśli brytyjskich melomanów, chętnie jeżdżących na ważne wydarzenia, nie zachęcimy do kulturalnej turystyki do Polski. Na razie w Londynie nie ma ani jednego naszego biura organizującego takie wojaże.
Moniuszko z księciem Kentu
Patronat nad występami Opery Narodowej w Londynie objęli m.in. książę Kentu, ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce Charles Crawford oraz sir Simon Rattle, jeden z najwybitniejszych współczesnych dyrygentów. Nic więc dziwnego, że uroczystą premierę "Strasznego dworu" zaszczyciła cała londyńska śmietanka. Bankiet po spektaklu, na który zaproszono 200 osób, zgromadził polską i brytyjską arystokrację, ludzi kultury i biznesu. Przybyli m.in. wielki sympatyk Polski książę Kentu, wdowa po generale Władysławie Andersie Irena Anders oraz księżna Tarnowska. Podczas imprezy odbyła się dyskretna aukcja, z której pieniądze przeznaczono na rozwój warszawskiego Teatru Wielkiego. Sprzedano niemal wszystko, m.in. projekty scenograficzne Zofii de Ines, wycieczkę do Polski oraz szal sióstr Kruszyńskich - nie znanych w Polsce projektantek, mających klientów pośród brytyjskiej arystokracji. O ile na pierwszym przedstawieniu ("Straszny dwór") byli głównie Polacy i Polonusi, o tyle następne (ponownie "Straszny dwór", a potem "Król Roger" i "Ubu król") zdominowali Brytyjczycy. Kolorowy, lekki i dowcipny spektakl Mikołaja Grabowskiego spełnił wyśrubowane oczekiwania brytyjskiej publiczności, zwłaszcza że i soliści, z Adamem Kruszewskim w roli Miecznika, wypadli znakomicie. Wyjątkowo spodobała się aria Macieja "Ten zegar stary" - największy moniuszkowski hit. Teraz Brytyjczycy będą go mieli na płytach. Nagranie firmy EMI czekało na swą londyńską premierę do wizyty warszawskiego teatru. Nagranie "Strasznego dworu", podobnie jak przedstawienia, błyskotliwie i energicznie poprowadził Jacek Kaspszyk. Nie do przecenienia jest fakt, że Kaspszyk jest w Wielkiej Brytanii dobrze znany. Od lat mieszka na przemian w Londynie i Warszawie. Dyrygował z sukcesami najlepszymi brytyjskimi orkiestrami symfonicznymi, m.in. w English National Opera, Royal Scottish Opera i Opera North w Leeds. To m.in. dzięki marce Kaspszyka Opera Narodowa wystąpiła na scenie Sadler's Wells, gdzie akustyka jest taka, o jakiej nasz Teatr Wielki może tylko marzyć.
Ubica Beger
"Praktycznie nie ma słabego ogniwa w obsadzie tej inscenizacji" - napisał o "Ubu królu" Pendereckiego znany brytyjski krytyk muzyczny John Allison. Oceniając "Straszny dwór", chwalił "szelmowski humor" tej opery. Oba przedstawienia dzieli estetyczna i historyczna przepaść. Sielski, szlachecki obrazek Moniuszki mocno kontrastuje ze zjadliwą polityczną groteską Pendereckiego. W ostrym, rozbuchanym spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego straszna Ubica jako żywo przypomina posłankę Samoobrony Renatę Beger.
Świetnie się stało, że Brytyjczycy mogli poznać oba oblicza polskiej sceny, a właściwie trzy oblicza, bo także modernistycznego "Króla Rogera". Dyrektor Kaspszyk wyjaśnił malkontentom, dlaczego Polacy wystąpili w Sadler's Wells, a nie w Covent Garden: legendarna sala bywa wolna jedynie w środku lata, gdy Londyn jest na wakacjach, a ci, którzy pozostają w mieście, uczestniczą w niezwykle popularnych dorocznych koncertach "Proms". W Covent Garden znalazł się jednak nasz młody tenor Piotr Beczała, który właśnie debiutował na tej scenie w operze Straussa "Kawaler z różą". Jego występ krytycy ocenili bardzo wysoko.
Polski straszny dwór?
Dzieła Moniuszki czy Pendereckiego to rzeczy niszowe, jak prawie cała muzyka poważna. Ewentualna popularność "Arii z kurantem" tak naprawdę nie otwiera drzwi przed polską kulturą. Wciąż jesteśmy dla Europy "strasznym dworem", któremu udało się raz pokazać światowy poziom. Teraz wypadałoby udowodnić, że Polacy piszą dobre książki, kręcą ciekawe filmy, malują warte oglądania obrazy. Tyle że nie bardzo mamy co pokazać, bo zdecydowana większość wytworów polskiej kultury jest produkowana na autarkiczny, krajowy rynek. Nie jest prawdą, że na Zachodzie nie ma popytu na polską kulturę, prawdą jest natomiast, że nie ma popytu na złą polską kulturę.
Więcej możesz przeczytać w 18/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.