Kiedy upadł rząd Leszka Millera, rozpadła się postkomunistyczna formacja oraz załamały notowania SLD, miał nastąpić kres prastarej wojny między postkomuną i postsolidarnością. Postkomuna poległa, postsolidarność zapomniała o swojej kolebce, a na scenie pojawili się nowi koryfeusze: Samoobrona i Liga Polskich Rodzin. To między nimi a historyczną solidarnościową prawicą miała się toczyć bitwa o kształt Polski. Spierać się miano już nie o historię, lecz o miejsce Polski w Europie. Takie założenie, choć efektowne, zawierało jeden poważny błąd. Identyfikowało wpływy postkomunistów z politycznym ramieniem tego środowiska, czyli z SLD.
Sojusz Lewicy Demokratycznej to jedynie wierzchołek postkomunistycznej góry. Przewaga postkomunistów nad postsolidaruchami polegała na bezwarunkowej lojalności PRL-owskiego aparatu państwowego. Ilekroć do władzy dochodził SLD, kadra urzędnicza witała zwycięzców z radością. Powracało naturalne środowisko, w którym państwowe kadry dojrzewały i rozkwitały. Teoretycznie bezpartyjne, mentalnie i duchowo związane z ludźmi byłej PZPR.
Saper Dworak
Oczywiście, po 1989 r. proporcje w aparacie państwowym stopniowo się zmieniały. Dochodzili ludzie z nowego naboru, przychodzili cenni absolwenci Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, ale ten roztwór nie zmieniał swoich właściwości. Pierwiastek III RP rozcieńczał się w oceanie PRL, tworząc substancję o raczej czerwonym odcieniu. Tak było i w ministerstwach, i w administracji państwowej, i w służbach specjalnych, i w telewizji publicznej. Warto zwrócić uwagę, jak szybko po dojściu do władzy postkomuniści odzyskiwali kontrolę nad administracją czy telewizją.
Przejmowanie kontroli nad telewizją Kwiatkowskiego przypomina precyzyjne oczyszczanie pola minowego. Saper Dworak stąpa powoli i ostrożnie, bo wokół roi się od min i pułapek. Bo mentalnie cała telewizja jest "ich". Kilku saperów na górze nie zmienia tego faktu.
Jeden z dziennikarzy świętej pamięci "Pulsu Dnia" opowiadał, jak wracał kiedyś z ekipą ze zdjęć w willi generała Jaruzelskiego. W pewnej chwili operator warknął: "Ja temu Jaruzelskiemu nigdy nie wybaczę". Po czym dokończył: "Że tak późno wprowadził stan wojenny".
Ich państwo
W Polsce jesteśmy świadkami dziwnego paradoksu: formacje postsolidarnościowe wytyczyły kierunki rozwoju państwa. Mazowieckiemu i Balcerowiczowi zawdzięczamy wolny rynek, Olszewskiemu, Kaczyńskiemu i Geremkowi - wejście do NATO, Wałęsie i Buzkowi - umoszczenie się w Europie. Lewica podnosiła jedynie tematy rozpoczęte przez prawicę. Tak było z linią polityki zagranicznej, którą Kwaśniewski i Miller po prostu odziedziczyli po poprzednikach.
Naszą teraźniejszość i przyszłość wymyślili ludzie dawnej Solidarności. Ale to ludzie nieboszczki PZPR są rzeczywistymi właścicielami państwa. To nie oni wytyczyli kurs, ale oni sprawowali i sprawują kontrolę nad nawą, którą płyniemy. Co więcej, może być tak dalej nawet po nadchodzącej wielkimi krokami klęsce postkomunistów w najbliższych wyborach. Zwycięska prawica znowu znajdzie się w sytuacji okupanta, który nie może w pełni ufać aparatowi państwowemu. I staje przed ważnym pytaniem: jak temu zaradzić? A jeszcze ważniejsze jest to, jak przejąć pełnię kontroli nad państwem.
Epoka prawicy
Prawica, czyli Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość, muszą rządzić Polską minimum dwie, a najlepiej trzy kadencje. Muszą stworzyć własną epokę, a to oznacza również długotrwałe ulokowanie się w pałacu prezydenckim. Wieloletnie odcięcie lewicy od jakiegokolwiek organu władzy państwowej to jedyne antidotum na PRL-owskie skażenie państwa. Wtedy więzy lojalności kadry urzędniczej wobec postkomunistów rozluźnią się, a w końcu rozwiążą. Co więcej, w tym czasie można dokonać wielkiej operacji wymiany aparatu państwowego na nowy. Nowy, czyli lepiej wykształcony, znający języki, bardziej przyjazny dla obywateli. Oczywiście, byłby to aparat apartyjny, ale mentalnie z zupełnie innych rejonów niż jego poprzednik.
O ile prawica nie dokona harakiri w stylu AWS, ma realne szanse na własną epokę. Sprzyja jej rozwój sytuacji. Lewica nie zdoła się zjednoczyć przed wyborami, a Marek Belka nie ma zadatków na kolejnego po Aleksandrze Kwaśniewskim Mojżesza. Nie widać też wśród postkomunistów kandydata na objęcie schedy po prezydencie. Postkomuniści są słabsi niż kiedykolwiek. Nie lepiej jest u innych rywali.
Najpoważniejszym przeciwnikiem postsolidarnościowej prawicy może być Liga Polskich Rodzin, dyskontująca eurosceptyczne nastroje społeczeństwa. Ale łatwiej jej to robić, gdy na czele rządu stoi Belka. Premier Rokita to już inna bajka. To w końcu on jest autorem hasła "Nicea albo śmierć", a zarówno PO, jak i PiS nie zamierzają padać Brukseli do kolan.
Poważnym atutem LPR może być w przyszłości jedynie sprawa wojny w Iraku. Mimo histerii rozpętanej przez brukowce i inicjatywy PSL (zbieranie podpisów w sprawie wycofania naszych wojsk), kwestia ta pozostaje drugorzędna. Czy stanie się paląca, zależy od rozwoju sytuacji w Iraku oraz rozmiarów ewentualnych strat. Jeśli straty będą duże, antywojenna liga dostanie mocny atut w starciu z proamerykańskimi PiS i PO.
Polski koniec historii
Zarówno LPR, jak i Samoobrona wciąż mogą się okazać formacjami sezonowymi. Nie mają tego wszystkiego, co przesądza o długotrwałej potędze SLD. Nie mają majątku, biznesowych kontaktów, zaufanych ludzi w aparacie państwowym i w służbach specjalnych. Nie mają tysięcy sympatyków postawionych wysoko w różnych obszarach państwa. To wciąż postkomunistyczna lewica jest głównym rywalem prącej po władzę prawicy. - Pamiętam, kiedy ta partia miała w sondażach 3 proc. - powiedział kiedyś Krzysztof Janik, pytany, czy wierzy w odrodzenie SLD pod swym przewodnictwem. Faktycznie, i SdRP, i SLD charakteryzowały się dużą łatwością regeneracji. By pozbawić lewicę tej cechy, trzeba odciąć ją od gleby, z której wyrasta. Tą glebą jest państwo. Dopiero po dogłębnym jego odzyskaniu, nastąpi polski koniec historii.
- Prawo i Sprawiedliwość
- zaostrzenie kar
- wprowadzenie kary śmierci za najcięższe zbrodnie
- utworzenie Urzędu Antykorupcyjnego
- likwidacja immunitetu parlamentarnego
- wprowadzenie pełnej jawności majątkowej osób sprawujących urzędy publiczne
- ograniczenie prawa funkcjonariuszy publicznych do działalności gospodarczej
- wprowadzenie pełnej jawności życia publicznego
- ograniczenie roli samorządu i wzmocnienie administracji rządowej
- wzmocnienie Najwyższej Izby Kontroli
- osłabienie korporacji prawniczych
- Platforma Obywatelska
- wprowadzenie podatku liniowego
- obniżenie i ujednolicenie podatku VAT
- reprywatyzacja
- wprowadzenie większościowego systemu wyborczego (do wygrania jeden mandat w jednym okręgu)
- likwidacja Senatu
- likwidacja immunitetu parlamentarnego
- zmniejszenie Sejmu o połowę, czyli o 230 posłów
- unowocześnienie kodeksu pracy
- zniesienie finansowania partii z budżetu państwa
- zmniejszenie wydatków państwa, m.in. przez likwidację pozabudżetowych funduszy
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.