Cesarstwo rzymskie założyli Kaszubi, a tablicę Mendelejewa skonstruował Adam Słodowy Żyjemy w niepewnym świecie, w którym nie ma oczywistych prawd. Nagle to, co do tej pory uważaliśmy wszyscy za fakt znany i udokumentowany, w świetle nowych teorii może się okazać przekłamaniem. Prawdy, które przez lata wbijano nam do głowy w szkole, okazują się po jakimś czasie stekiem bzdur. Prawda przestała być ponadczasowa. Coś, co zwykle przyjęliśmy określać mianem prawdy, jest prawdą tylko w danym momencie. Za pięć minut może się okazać fikcją.
Życie byłoby nudne, gdyby nie odkrywano nowych prawd. Zdaniem filozofów, obalenie czyjejś teorii jest bardziej podniecające niż obalenie pół litra. Odkryciu prawdy zawsze towarzyszą emocje. Jakże zaskoczeni musieli być lekarze, którzy badając ciało zastrzelonej przedwojennej polskiej lekkoatletki Stanisławy Walasiewiczówny, odkryli, że zasłużona dla sportu biegaczka, wielokrotna rekordzistka świata i mistrzyni olimpijska jest facetem i ma fiuta. Bywa, że niektóre prawdy podobnie jak prezerwatywy są naciągane. Żyjąc w Polsce, przyzwyczailiśmy się, że prawd tak samo jak bakterii może być wiele.
To normalne, że naukowcy co chwila odkrywają coś nowego. Jedni odkryją nową nieznaną planetę, inni ciekawą chorobę, na którą zapadł ich własny kot, a jeszcze inni potrafią odkryć własną żonę z listonoszem. Obecnie przeżywamy prawdziwy zalew nowych prawd, głównie historycznych. Nagle odkryto, że II wojna światowa wybuchła pięć minut wcześniej. Okazało się więc, że wojna nie zaczęła się ostrzałem polskiej jednostki na Westerplatte, tylko bombardowaniem Wielunia. Co więcej, podobno obroną Westerplatte nie kierował major Henryk Sucharski, tylko kapitan Franciszek Dąbrowski. Tak twierdzą Mariusz Wójtowicz-Podhorski i Krzysztof Wyrzykowski, którzy postanowili zrobić o tym komiks. Jedna z gazet odkryła, że przywódcą strajku w sierpniu Ő80 w Stoczni Gdańskiej nie był wcale Lech Wałęsa, tylko niejaki Piotr Maliszewski, dziś bezrobotny. W świetle ostatnich informacji o sponsorowaniu młodziutkich przystojnych ministrantów w parafii św. Brygidy może się okazać, że to nie miłość do ojczyzny kazała pobiec księdzu Jankowskiemu do strajkującej stoczni, ale platoniczna miłość do młodych stoczniowców (już w tym zdaniu zawarte jest kłamstwo, bo - jak wiadomo - ksiądz nie pobiegł do stoczni, tylko pojechał mercedesem).
Nowych prawd przybywa niczym świętych krów w Indiach i problemów w Iraku. W opinii Eriki Steinbach to nie Polacy byli prześladowani przez hitlerowców, ale odwrotnie. Zdaniem Dana Browna, Jezus wcale nie był kawalerem. Miał żonę i dzieci. Żoną była Maria Magdalena, a dzieci dały dyla do Francji. Pewien teolog skandynawski udowodnił w swej książce, że to Judasz był Jezusem. Profesor polonista z Krakowa odkrył, że noblista Czesław Miłosz nie znał się na literaturze, bo był z wykształcenia prawnikiem, a nie polonistą. Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Stanisław Stefan Paszczyk, odpowiedzialny za błazenadę polskich sportowców w Atenach, odkrył, że kompromitacja to tylko nowoczesna odmiana sukcesu. Poseł Witold Hatka z Ligi Prorosyjskich Rodzin odkrył, że Jan Nowak-Jeziorański to agent CIA (zdaniem psychologów, takie rozumowanie posła dowodzi, że żadna tam z niego miła Hatka na Mazurach, a co najwyżej zmurszały barak na Kamczatce).
W świetle tych nowych, wspaniałych prawd historycznych nic nie jest w stanie już nas zaskoczyć. Być może niebawem okaże się, że cesarstwo rzymskie założyli Kaszubi, bitwę pod Cedynią wygrali Duńczycy (przy aktywnym wsparciu ekipy Rutkowski Patrol), tablicę Mendelejewa skonstruował Adam Słodowy, a maszynę parową na swoje własne podobieństwo szefowa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek. Być może już wkrótce dowiemy się, że cesarz Napoleon Bonaparte był rastamanem z Jamajki i jarał jointy, Józef Oleksy nie był nigdy w wywiadzie i nie pisał donosów, choć miał pseudonim Hanka, a Marek Belka, powszechnie kojarzony jako premier, tak naprawdę nigdy nie był ani profesorem, ani politykiem, lecz jedynie aktorem pierwszego na świecie sitcomu dla niesłyszących pingwinów pod tytułem "Gdyby baba była Billem Clintonem, to Monica Lewiński nazywałaby się Stefan".
To normalne, że naukowcy co chwila odkrywają coś nowego. Jedni odkryją nową nieznaną planetę, inni ciekawą chorobę, na którą zapadł ich własny kot, a jeszcze inni potrafią odkryć własną żonę z listonoszem. Obecnie przeżywamy prawdziwy zalew nowych prawd, głównie historycznych. Nagle odkryto, że II wojna światowa wybuchła pięć minut wcześniej. Okazało się więc, że wojna nie zaczęła się ostrzałem polskiej jednostki na Westerplatte, tylko bombardowaniem Wielunia. Co więcej, podobno obroną Westerplatte nie kierował major Henryk Sucharski, tylko kapitan Franciszek Dąbrowski. Tak twierdzą Mariusz Wójtowicz-Podhorski i Krzysztof Wyrzykowski, którzy postanowili zrobić o tym komiks. Jedna z gazet odkryła, że przywódcą strajku w sierpniu Ő80 w Stoczni Gdańskiej nie był wcale Lech Wałęsa, tylko niejaki Piotr Maliszewski, dziś bezrobotny. W świetle ostatnich informacji o sponsorowaniu młodziutkich przystojnych ministrantów w parafii św. Brygidy może się okazać, że to nie miłość do ojczyzny kazała pobiec księdzu Jankowskiemu do strajkującej stoczni, ale platoniczna miłość do młodych stoczniowców (już w tym zdaniu zawarte jest kłamstwo, bo - jak wiadomo - ksiądz nie pobiegł do stoczni, tylko pojechał mercedesem).
Nowych prawd przybywa niczym świętych krów w Indiach i problemów w Iraku. W opinii Eriki Steinbach to nie Polacy byli prześladowani przez hitlerowców, ale odwrotnie. Zdaniem Dana Browna, Jezus wcale nie był kawalerem. Miał żonę i dzieci. Żoną była Maria Magdalena, a dzieci dały dyla do Francji. Pewien teolog skandynawski udowodnił w swej książce, że to Judasz był Jezusem. Profesor polonista z Krakowa odkrył, że noblista Czesław Miłosz nie znał się na literaturze, bo był z wykształcenia prawnikiem, a nie polonistą. Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Stanisław Stefan Paszczyk, odpowiedzialny za błazenadę polskich sportowców w Atenach, odkrył, że kompromitacja to tylko nowoczesna odmiana sukcesu. Poseł Witold Hatka z Ligi Prorosyjskich Rodzin odkrył, że Jan Nowak-Jeziorański to agent CIA (zdaniem psychologów, takie rozumowanie posła dowodzi, że żadna tam z niego miła Hatka na Mazurach, a co najwyżej zmurszały barak na Kamczatce).
W świetle tych nowych, wspaniałych prawd historycznych nic nie jest w stanie już nas zaskoczyć. Być może niebawem okaże się, że cesarstwo rzymskie założyli Kaszubi, bitwę pod Cedynią wygrali Duńczycy (przy aktywnym wsparciu ekipy Rutkowski Patrol), tablicę Mendelejewa skonstruował Adam Słodowy, a maszynę parową na swoje własne podobieństwo szefowa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Danuta Waniek. Być może już wkrótce dowiemy się, że cesarz Napoleon Bonaparte był rastamanem z Jamajki i jarał jointy, Józef Oleksy nie był nigdy w wywiadzie i nie pisał donosów, choć miał pseudonim Hanka, a Marek Belka, powszechnie kojarzony jako premier, tak naprawdę nigdy nie był ani profesorem, ani politykiem, lecz jedynie aktorem pierwszego na świecie sitcomu dla niesłyszących pingwinów pod tytułem "Gdyby baba była Billem Clintonem, to Monica Lewiński nazywałaby się Stefan".
Więcej możesz przeczytać w 37/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.