Dla polskich kibiców początek eliminacji piłkarskich mistrzostw świata 2006 będzie jednocześnie ich końcem Mamy boską drużynę, bo jedynie Pan Bóg wie, kto i dlaczego w niej gra - twierdzi Jan Tomaszewski, bramkarz słynnej jedenastki Górskiego, obecnie znany komentator. Tomaszewski, i nie tylko on, nie wierzy w awans Polski do mistrzostw świata, bo nie ma po temu żadnych podstaw. Nasza reprezentacja piłkarska niewiele się zresztą różni od reprezentacji olimpijskiej, która poniosła klęskę. Kadra Pawła Janasa nie ma po prostu prawa (i szans) wygrać z Anglią, Irlandią Północną, Austrią i Walią, tak jak maluch nie wygra w rajdzie z subaru impreza. Dla polskich kibiców początek eliminacji piłkarskich mistrzostw świata 2006 będzie jednocześnie ich końcem. Spodziewany falstart, podobnie jak w ostatnich kwalifikacjach do mistrzostw Europy, przekreśli nasze szanse na udział w turnieju w Niemczech za dwa lata. Nie ma się co łudzić, że zdarzy się cud, bo może się on zdarzyć w jednym meczu, ale nie w ośmiu.
Nikt nic nie wie
Od dwóch lat piłkarska reprezentacja Polski daje nam powody do wstydu i rozpaczy. Nasza drużyna należy do innej epoki - niemal do epoki pary, gdzie każdy ruch robi się z mozołem, nie liczy się czas reakcji i wszystko dzieje się niczym na zwolnionym filmie. Tymczasem współczesny futbol to siła, szybkość, kombinatoryka i pomysłowość. Żeby tak grać, trzeba tak myśleć, a tego w polskim futbolu najbardziej brakuje - tak piłkarzom, jak trenerom.
Czy można się dziwić, że piłkarzami z epoki pary interesuje się coraz mniej widzów? Ostatnią towarzyską grę z Danią, określaną jako próbą generalną przed eliminacjami, obejrzało w Poznaniu zaledwie 3 tys. widzów, chociaż na mecze ligowe Lecha przychodzi tam zwykle 20 tys. osób. Tłumaczenie niskiej frekwencji wakacjami czy wysokimi cenami biletów to mydlenie oczu. Kibice odwrócili się od reprezentacji, bo nie otrzymują produktu, za który warto płacić. Sporadyczne zwycięstwa w grach kontrolnych - nawet nad Włochami, Serbią i Czarnogórą czy późniejszym mistrzem Europy - Grecją niczego nie zmieniają, bo te drużyny przegrywają mecze kontrolne, ale nie zawody mistrzowskie. - Piłkarska reprezentacja Polski wciąż kręci film pod tytułem "Nikt nic nie wie" - ironizuje Tomaszewski. - Macie nawet niezłych piłkarzy, ale nie macie zespołu, nie liczycie się jako wspólnota świadoma celu - zauważa Morten Olsen, trener reprezentacji Danii.
Zasada chaosu
Trener Janas przez półtora roku prowadzenia kadry przetestował ponad 60 zawodników. I choć pobił w ten sposób światowy rekord, nie udało mu się wyselekcjonować właściwej jedenastki. Trener błądzi nie tylko, jeśli chodzi o nazwiska, ale także w sprawach ustawienia, taktyki czy metod treningu. Przedstawiony dwa tygodnie temu w Wydziale Szkolenia PZPN plan przygotowań kadry do meczów z Irlandią Północną i Anglią to dokument satyryczny. Strategia selekcjonera sprowadza się do tak odkrywczych stwierdzeń, jak "potrzebna jest współpraca w grze defensywnej wszystkich formacji" czy "trzeba zawężać i skracać pole gry". Takich rewelacji nie piszą nawet w sprawdzianach studenci akademii wychowania fizycznego.
Piłkarze nie mają pojęcia, dlaczego raz nie ma ich w kadrze, a za chwilę otrzymują powołanie. - Myślałem, że nie będę potrzebny na eliminacje, bo na mecz z Danią nie dostałem powołania. Teraz jestem piątym w kolejce zawodnikiem do reprezentacyjnego ataku - dziwi się napastnik Legii Piotr Włodarczyk. Tomasz Zdebel, gracz niemieckiego VfL Bochum, który szkolił się i występował głównie w klubach zagranicznych, widząc co się dzieje na zgrupowaniach, zrezygnował z występów w kadrze. Zdebel ma na tyle silną pozycję w klubie Bundesligi, że mógłby odgrywać rolę reżysera w reprezentacji Polski. Nie chce, bo odstręcza go chaos wokół reprezentacji.
Maciek, jedziesz!
Janas dawno przestał być szanowany przez zawodników. Kilku z nich opowiada, jak niedawno w USA na śniadanie trener zszedł tylko po dwie "bomby" do baru. Po remisie z Amerykanami, co przy rezerwowym składzie Polaków było sporym sukcesem, nie powiedział do piłkarzy ani słowa. Ostatnio odprawy przedmeczowe wyglądają tak samo. Janas mówi tylko: "Maciek, jedziesz!". Oznacza to, że zamiast selekcjonera, reprezentantami zajmuje się Maciej Skorża, asystent Janasa, szkoleniowiec Amiki Wronki.
Nic dziwnego, że gdy trener nie interesuje się piłkarzami, oni interesują się wszystkim prócz gry. W Świerklańcu, przed meczem z Węgrami, reporter "Przeglądu Sportowego" zobaczył jak w nocy do piłkarzy wchodzą prostytutki. Tak uczczono urodziny jednego z reprezentantów. Przed meczem z Grecją w Szczecinie zabawa była równie huczna: wówczas jeden z reprezentantów z Wisły Kraków zajął się dziewczyną znanego biznesmena, co doprowadziło do awantury.
Reprezentacji brakuje przywódcy - piłkarza, który pokierowałby kolegami na boisku i poza nim. W tej roli obsadzano grającego w Niemczech Tomasza Hajto, który ma poklask wśród kolegów. Hajto jest jednak zawieszony przez FIFA za czerwoną kartkę i nie może grać w dwóch pierwszych meczach eliminacyjnych reprezentacji. W Niemczech musi zapłacić 50 tys. euro grzywny za przechowywanie szmuglowanych papierosów. Będzie obecny na zgrupowaniu kadry, bo podobno potrafi robić atmosferę.
Obrona zaścianka
Na prowadzeniu reprezentacji negatywnie odbija się przywiązanie Janasa do Amiki Wronki - klubu, który urlopował go na czas pracy z kadrą. Selekcjoner mieszka we Wronkach, skąd rzadko rusza w Polskę, by sprawdzić dyspozycję zawodników w ligowych meczach. Nic dziwnego, że kadra Janasa spotyka się w hotelu Olimp przy stadionie Amiki. Choć może nie jest to najlepsza w Polsce baza dla reprezentacji, a przejazd stamtąd na mecze nie należy do najwygodniejszych, trener ani myśli zmieniać przyzwyczajeń.
Częste powołania do kadry piłkarzy Amiki budzą uzasadnione podejrzenia o forowanie swoich byłych i przyszłych pracowników, bo przecież Janas po rozstaniu z reprezentacją wróci na posadę wiceprezesa we wronieckim klubie. Trener powołał na przykład Dariusza Dudkę z Amiki, który rok temu zabił przechodnia, prowadząc samochód pod wpływem alkoholu. - Teraz jest idealny moment, by mieszać mnie z błotem, i wszyscy z tego skwapliwie korzystają. Plują na mnie byli selekcjonerzy, którzy nie mieli lepszych wyników ode mnie - jeden z nich przegrał w Poznaniu z Francją 1:5, tak jak ja teraz z Danią. Inny wysyła swoje CV do Bahrajnu, bo nikt go w kraju nie chce - odgryza się Janas w rozmowie z "Wprost". Jednocześnie deklaruje, że zrezygnuje, gdy nie będzie sukcesu w dwóch pierwszych meczach eliminacji mistrzostw świata. - Nie mogę go krytykować po jednej wysokiej porażce - mówi "Wprost" Michał Listkiewicz, prezes PZPN.
Janas i Listkiewicz, podobnie jak cała polska piłka, boją się zmian. Gdyby reprezentację objął dobry trener z zagranicy (klasy Rehchagela, który doprowadził przeciętnych Greków do mistrzostwa Europy), do trenera musiałaby się dostosować nie tylko reprezentacja i jej zaplecze, ale też nasza pseudozawodowa liga oraz Polski Związek Piłki Nożnej. Tylko, że wtedy okazałoby się, że król jest nagi.
Od dwóch lat piłkarska reprezentacja Polski daje nam powody do wstydu i rozpaczy. Nasza drużyna należy do innej epoki - niemal do epoki pary, gdzie każdy ruch robi się z mozołem, nie liczy się czas reakcji i wszystko dzieje się niczym na zwolnionym filmie. Tymczasem współczesny futbol to siła, szybkość, kombinatoryka i pomysłowość. Żeby tak grać, trzeba tak myśleć, a tego w polskim futbolu najbardziej brakuje - tak piłkarzom, jak trenerom.
Czy można się dziwić, że piłkarzami z epoki pary interesuje się coraz mniej widzów? Ostatnią towarzyską grę z Danią, określaną jako próbą generalną przed eliminacjami, obejrzało w Poznaniu zaledwie 3 tys. widzów, chociaż na mecze ligowe Lecha przychodzi tam zwykle 20 tys. osób. Tłumaczenie niskiej frekwencji wakacjami czy wysokimi cenami biletów to mydlenie oczu. Kibice odwrócili się od reprezentacji, bo nie otrzymują produktu, za który warto płacić. Sporadyczne zwycięstwa w grach kontrolnych - nawet nad Włochami, Serbią i Czarnogórą czy późniejszym mistrzem Europy - Grecją niczego nie zmieniają, bo te drużyny przegrywają mecze kontrolne, ale nie zawody mistrzowskie. - Piłkarska reprezentacja Polski wciąż kręci film pod tytułem "Nikt nic nie wie" - ironizuje Tomaszewski. - Macie nawet niezłych piłkarzy, ale nie macie zespołu, nie liczycie się jako wspólnota świadoma celu - zauważa Morten Olsen, trener reprezentacji Danii.
Zasada chaosu
Trener Janas przez półtora roku prowadzenia kadry przetestował ponad 60 zawodników. I choć pobił w ten sposób światowy rekord, nie udało mu się wyselekcjonować właściwej jedenastki. Trener błądzi nie tylko, jeśli chodzi o nazwiska, ale także w sprawach ustawienia, taktyki czy metod treningu. Przedstawiony dwa tygodnie temu w Wydziale Szkolenia PZPN plan przygotowań kadry do meczów z Irlandią Północną i Anglią to dokument satyryczny. Strategia selekcjonera sprowadza się do tak odkrywczych stwierdzeń, jak "potrzebna jest współpraca w grze defensywnej wszystkich formacji" czy "trzeba zawężać i skracać pole gry". Takich rewelacji nie piszą nawet w sprawdzianach studenci akademii wychowania fizycznego.
Piłkarze nie mają pojęcia, dlaczego raz nie ma ich w kadrze, a za chwilę otrzymują powołanie. - Myślałem, że nie będę potrzebny na eliminacje, bo na mecz z Danią nie dostałem powołania. Teraz jestem piątym w kolejce zawodnikiem do reprezentacyjnego ataku - dziwi się napastnik Legii Piotr Włodarczyk. Tomasz Zdebel, gracz niemieckiego VfL Bochum, który szkolił się i występował głównie w klubach zagranicznych, widząc co się dzieje na zgrupowaniach, zrezygnował z występów w kadrze. Zdebel ma na tyle silną pozycję w klubie Bundesligi, że mógłby odgrywać rolę reżysera w reprezentacji Polski. Nie chce, bo odstręcza go chaos wokół reprezentacji.
Maciek, jedziesz!
Janas dawno przestał być szanowany przez zawodników. Kilku z nich opowiada, jak niedawno w USA na śniadanie trener zszedł tylko po dwie "bomby" do baru. Po remisie z Amerykanami, co przy rezerwowym składzie Polaków było sporym sukcesem, nie powiedział do piłkarzy ani słowa. Ostatnio odprawy przedmeczowe wyglądają tak samo. Janas mówi tylko: "Maciek, jedziesz!". Oznacza to, że zamiast selekcjonera, reprezentantami zajmuje się Maciej Skorża, asystent Janasa, szkoleniowiec Amiki Wronki.
Nic dziwnego, że gdy trener nie interesuje się piłkarzami, oni interesują się wszystkim prócz gry. W Świerklańcu, przed meczem z Węgrami, reporter "Przeglądu Sportowego" zobaczył jak w nocy do piłkarzy wchodzą prostytutki. Tak uczczono urodziny jednego z reprezentantów. Przed meczem z Grecją w Szczecinie zabawa była równie huczna: wówczas jeden z reprezentantów z Wisły Kraków zajął się dziewczyną znanego biznesmena, co doprowadziło do awantury.
Reprezentacji brakuje przywódcy - piłkarza, który pokierowałby kolegami na boisku i poza nim. W tej roli obsadzano grającego w Niemczech Tomasza Hajto, który ma poklask wśród kolegów. Hajto jest jednak zawieszony przez FIFA za czerwoną kartkę i nie może grać w dwóch pierwszych meczach eliminacyjnych reprezentacji. W Niemczech musi zapłacić 50 tys. euro grzywny za przechowywanie szmuglowanych papierosów. Będzie obecny na zgrupowaniu kadry, bo podobno potrafi robić atmosferę.
Obrona zaścianka
Na prowadzeniu reprezentacji negatywnie odbija się przywiązanie Janasa do Amiki Wronki - klubu, który urlopował go na czas pracy z kadrą. Selekcjoner mieszka we Wronkach, skąd rzadko rusza w Polskę, by sprawdzić dyspozycję zawodników w ligowych meczach. Nic dziwnego, że kadra Janasa spotyka się w hotelu Olimp przy stadionie Amiki. Choć może nie jest to najlepsza w Polsce baza dla reprezentacji, a przejazd stamtąd na mecze nie należy do najwygodniejszych, trener ani myśli zmieniać przyzwyczajeń.
Częste powołania do kadry piłkarzy Amiki budzą uzasadnione podejrzenia o forowanie swoich byłych i przyszłych pracowników, bo przecież Janas po rozstaniu z reprezentacją wróci na posadę wiceprezesa we wronieckim klubie. Trener powołał na przykład Dariusza Dudkę z Amiki, który rok temu zabił przechodnia, prowadząc samochód pod wpływem alkoholu. - Teraz jest idealny moment, by mieszać mnie z błotem, i wszyscy z tego skwapliwie korzystają. Plują na mnie byli selekcjonerzy, którzy nie mieli lepszych wyników ode mnie - jeden z nich przegrał w Poznaniu z Francją 1:5, tak jak ja teraz z Danią. Inny wysyła swoje CV do Bahrajnu, bo nikt go w kraju nie chce - odgryza się Janas w rozmowie z "Wprost". Jednocześnie deklaruje, że zrezygnuje, gdy nie będzie sukcesu w dwóch pierwszych meczach eliminacji mistrzostw świata. - Nie mogę go krytykować po jednej wysokiej porażce - mówi "Wprost" Michał Listkiewicz, prezes PZPN.
Janas i Listkiewicz, podobnie jak cała polska piłka, boją się zmian. Gdyby reprezentację objął dobry trener z zagranicy (klasy Rehchagela, który doprowadził przeciętnych Greków do mistrzostwa Europy), do trenera musiałaby się dostosować nie tylko reprezentacja i jej zaplecze, ale też nasza pseudozawodowa liga oraz Polski Związek Piłki Nożnej. Tylko, że wtedy okazałoby się, że król jest nagi.
Więcej możesz przeczytać w 37/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.