Łódź końca XIX wieku i początków wieku XX była miastem praktycznie wolnym od ksenofobii Zapamiętałem Łódź jako miasto tolerancji, miasto różnych kultur, różnych narodów, które obok siebie żyły. Wyrośliśmy tu na Europejczyków! Nie było mnie potem stać ani na patriotyzm, ani na nacjonalizm, ani na religijne zaścianki" - napisał znany łodzianin, niemiecki tłumacz i popularyzator literatury polskiej Karl Dedecius. Na przełomie XIX i XX wieku różne religie i narodowości były w Łodzi wręcz skazane na współistnienie. Nic zatem dziwnego, że we współczesny łódzki kalendarz kulturalny bez kłopotów wpisał się Festiwal Dialogu Czterech Kultur. Bo te kultury zawsze tu były obecne, nawet wtedy, gdy zabrakło tworzących je narodowości. Na miano tygla kultur Łódź pracowała wiele lat, począwszy od uruchomienia pierwszych warsztatów w latach 20. XIX wieku. Zanim jednak doszło do rewolucji przemysłowej w tej biedniej, mało komu znanej osadzie, mieszkali tam głównie Polacy. W 1820 r. Łódź miała 767 mieszkańców, z czego do gminy żydowskiej należało 259 osób. Szybko zaczęła też wzrastać liczba osadników z ziem niemieckich: w pewnym okresie stanowili oni nawet większość ludności Łodzi. Dokładne dane pochodzą jednak dopiero z końca XIX wieku: wtedy Polacy w Łodzi stanowili ponad 46 proc. ludności (145 tys.), Niemcy ponad 29 proc. (92 tys.), Żydzi ponad 21 proc. (67 tys.), a Rosjanie 2,5 proc. (około 7 tys.). Po odzyskaniu niepodległości (dane z 1921 r.) Niemcy byli już znacznie mniej liczni - 7 proc. (31 tys.), Polacy stanowili 62 proc. społeczności (280 tys.), zaś Żydzi 30 proc. (139 tys.).
Żydzi, obrońcy polskości
Trzy główne grupy narodowościowe kultywowały własne tradycje, zakładając zespoły śpiewacze i teatry czy obchodząc święta narodowe. Gdy któraś grupa narodowościowa przesadzała z uderzaniem w nacjonalistyczne tony, ironicznie piętnowała to miejscowa prasa. W największym stopniu taką skłonność wykazywali Niemcy - chcieli na przykład, by w miejskiej straży pożarnej, złożonej z przedstawicieli różnych narodowości, komendy wydawano wyłącznie w języku niemieckim. To, że zarząd Łódzkiego Chrześcijańskiego Towarzystwa Dobroczynności zdominowany był przez Niemców, nie przeszkadzało jednak w zgodnej współpracy z Żydami przy organizowaniu akcji charytatywnych.
Życie kulturalne Łodzi to przykład harmonijnej współpracy albo uzupełniania się ofert poszczególnych grup narodowościowych. Trudno jednak mówić o wielkiej ofercie kulturalnej w mieście o naprawdę nielicznej klasie średniej - w Łodzi byli głównie milionerzy i biedota. Teatry istniały dzięki kilku zapaleńcom, frekwencja była chimeryczna, często trudno było zapełnić sale. Na początku XX wieku dyrekcję teatru miejskiego w Łodzi (polskiego) objął młody Aleksander Zelwerowicz i choć działał zaledwie przez kilka lat, udało mu się wystawić najcenniejsze dzieła polskiej klasyki: "Dziady", "Klątwę", "Irydiona" i "Wesele". Polskiej scenie pomagali przetrwać przemysłowcy żydowscy, natomiast Niemcy wspierali własny teatr. Korespondent "Izraelity" donosił z Łodzi: "Jeśli kto w tym mieście popiera ojczystą [polską] scenę, miejscowe talenta, to właśnie tylko Żydzi". I na dowód przytaczał fakt, iż kiedy chciano za wszelką cenę utrzymać w Łodzi polski teatr i postanowiono wprowadzić abonament, trzy czwarte biletów abonamentowych kupiły rodziny żydowskie. Były one najczęściej już zasymilowane albo znajdowały się na drodze do asymilacji.
Rywalizacja mecenasów
Rywalizacja mecenasów kultury z różnych narodowości powodowała, że do Łodzi zjeżdżali głośni artyści. Występowała tam na przykład Helena Modrzejewska. Ignacego Paderewskiego sprowadził przemysłowiec Henryk Grohman. Grohman sam grał na skrzypcach, występował nawet na scenie w kwartecie wykonującym utwory Schumanna, Mozarta i Beethovena. Organizował on publiczne koncerty, na które zapraszał znanych wykonawców.
Wielu przemysłowców chciało być mecenasami sztuki, popierać twórców. Łódzki malarz Samuel Hirszenberg otrzymał od Izraela Poznańskiego stypendium na studia malarskie za granicą. Artysta odpracował później stypendium, dekorując wnętrza pałacu fabrykanta. Wspólnie urządzano wystawy i organizowano dla malarzy plenery w podłódzkich posiadłościach (np. Teresa Silberstein w Lisowicach). Obrazy składające się na ekspozycje pokazywane w mieście pochodziły z prywatnych zbiorów fabrykantów. Jedną z najgłośniejszych wystaw była ta zorganizowana w 1916 r. w ramach Wielkiej Kwesty Ogólnokrajowej Ratujcie Dzieci. Złożyły się na nią dzieła artystów francuskich, szwajcarskich, angielskich i niemieckich, m.in. Renoira, Sisleya, Achenbacha, Degasa. Polską sztukę reprezentowali Matejko, Malczewski, Chełmoński, Pankiewicz, Brandt i Gierymscy.
Porozumienie ponad religiami
Standardem w Łodzi były wspólne wystąpienia przedstawicieli trzech społeczności w sprawach ważnych dla miasta. Zgodnym wysiłkiem przemysłowców ruszyły w Łodzi pierwsze na terenie Królestwa Polskiego elektryczne tramwaje. Powstawały szpitale, przytułki, przychodnie, szkoły i świątynie. Komitety założycielskie budowy świątyń grupowały reprezentantów trzech narodowości, bez względu na to, jakie wyznanie miała reprezentować budowla. Budowę kościołów katolickich często wspierali ewangelicy, na przykład Scheibler, Herbst czy Geyer. Scheiblerowie przekazali 50 tys. rubli na budowę katolickiego kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, współfinansowali też, wraz z rodziną Herbstów, budowę kościoła św. Stanisława Kostki, czyli dzisiejszej archikatedry w Łodzi.
Jedna z najwspanialszych świątyń Łodzi, tzw. synagoga postępowa, stanęła przy ówczesnej Promenadzie (dziś nie ma po niej śladu, bo zniszczyli ją na początku wojny hitlerowcy). Niektórzy członkowie zarządu synagogi żądali, by rabin wygłaszał kazania po polsku. Nie był to jednak kurtuazyjny ukłon wobec większości mieszkańców miasta, ale efekt postępującej asymilacji. Ten proces najlepiej widać na przykładzie rodziny Poznańskich, w której już w drugim pokoleniu zaczęły się pojawiać typowo polskie imiona: Mieczysław, Stanisław, Kazimierz.
Łódź bez ksenofobii
Łódź sprzed lat była miastem praktycznie wolnym od ksenofobii. Zgodne współistnienie różnych grup narodowościowych nie wypływało z idealizmu. Mieszkańcy Łodzi jechali po prostu na tym samym wózku. Jednym chodziło o zyski, innym o pracę i obie te sprawy mogły mieć trwałe podstawy tylko wtedy, gdy panował spokój.
Nic dziwnego, że w Łodzi, mogącej się poszczycić wielkimi osiągnięciami we współpracy narodów i kultur, powstała idea organizowania Festiwalu Dialogu Czterech Kultur (tegoroczny jest trzecim z kolei). Przy okazji pojawia się pytanie: dlaczego jest to impreza czterech, a nie trzech kultur? Jakie miejsce w tym dialogu ma zajmować rosyjski zaborca? Jeśli jednak rozejrzeć się po Łodzi, napotkamy niejeden pozytywny ślad rosyjskiej obecności. To nie tylko cerkwie, ale także szpitale, o które zabiegał Rosyjski Czerwony Krzyż, oraz banki, jak ten przy alei Kościuszki, wybudowany w latach 1905-1907 (dziś mieści się tu siedziba NBP). W istocie w Łodzi mieliśmy dialog czterech kultur. Przypomnienie tego czwartego składnika ma o tyle sens, że dzięki temu organizatorzy nie mają problemów z zapraszaniem wielkich gwiazd rosyjskiej kultury, na przykład Teatru Bolszoj z Moskwy (w ubiegłym roku). Dialog czterech kultur był siłą Łodzi i jest szansa na to, że nadal będzie.
Trzy główne grupy narodowościowe kultywowały własne tradycje, zakładając zespoły śpiewacze i teatry czy obchodząc święta narodowe. Gdy któraś grupa narodowościowa przesadzała z uderzaniem w nacjonalistyczne tony, ironicznie piętnowała to miejscowa prasa. W największym stopniu taką skłonność wykazywali Niemcy - chcieli na przykład, by w miejskiej straży pożarnej, złożonej z przedstawicieli różnych narodowości, komendy wydawano wyłącznie w języku niemieckim. To, że zarząd Łódzkiego Chrześcijańskiego Towarzystwa Dobroczynności zdominowany był przez Niemców, nie przeszkadzało jednak w zgodnej współpracy z Żydami przy organizowaniu akcji charytatywnych.
Życie kulturalne Łodzi to przykład harmonijnej współpracy albo uzupełniania się ofert poszczególnych grup narodowościowych. Trudno jednak mówić o wielkiej ofercie kulturalnej w mieście o naprawdę nielicznej klasie średniej - w Łodzi byli głównie milionerzy i biedota. Teatry istniały dzięki kilku zapaleńcom, frekwencja była chimeryczna, często trudno było zapełnić sale. Na początku XX wieku dyrekcję teatru miejskiego w Łodzi (polskiego) objął młody Aleksander Zelwerowicz i choć działał zaledwie przez kilka lat, udało mu się wystawić najcenniejsze dzieła polskiej klasyki: "Dziady", "Klątwę", "Irydiona" i "Wesele". Polskiej scenie pomagali przetrwać przemysłowcy żydowscy, natomiast Niemcy wspierali własny teatr. Korespondent "Izraelity" donosił z Łodzi: "Jeśli kto w tym mieście popiera ojczystą [polską] scenę, miejscowe talenta, to właśnie tylko Żydzi". I na dowód przytaczał fakt, iż kiedy chciano za wszelką cenę utrzymać w Łodzi polski teatr i postanowiono wprowadzić abonament, trzy czwarte biletów abonamentowych kupiły rodziny żydowskie. Były one najczęściej już zasymilowane albo znajdowały się na drodze do asymilacji.
Rywalizacja mecenasów
Rywalizacja mecenasów kultury z różnych narodowości powodowała, że do Łodzi zjeżdżali głośni artyści. Występowała tam na przykład Helena Modrzejewska. Ignacego Paderewskiego sprowadził przemysłowiec Henryk Grohman. Grohman sam grał na skrzypcach, występował nawet na scenie w kwartecie wykonującym utwory Schumanna, Mozarta i Beethovena. Organizował on publiczne koncerty, na które zapraszał znanych wykonawców.
Wielu przemysłowców chciało być mecenasami sztuki, popierać twórców. Łódzki malarz Samuel Hirszenberg otrzymał od Izraela Poznańskiego stypendium na studia malarskie za granicą. Artysta odpracował później stypendium, dekorując wnętrza pałacu fabrykanta. Wspólnie urządzano wystawy i organizowano dla malarzy plenery w podłódzkich posiadłościach (np. Teresa Silberstein w Lisowicach). Obrazy składające się na ekspozycje pokazywane w mieście pochodziły z prywatnych zbiorów fabrykantów. Jedną z najgłośniejszych wystaw była ta zorganizowana w 1916 r. w ramach Wielkiej Kwesty Ogólnokrajowej Ratujcie Dzieci. Złożyły się na nią dzieła artystów francuskich, szwajcarskich, angielskich i niemieckich, m.in. Renoira, Sisleya, Achenbacha, Degasa. Polską sztukę reprezentowali Matejko, Malczewski, Chełmoński, Pankiewicz, Brandt i Gierymscy.
Porozumienie ponad religiami
Standardem w Łodzi były wspólne wystąpienia przedstawicieli trzech społeczności w sprawach ważnych dla miasta. Zgodnym wysiłkiem przemysłowców ruszyły w Łodzi pierwsze na terenie Królestwa Polskiego elektryczne tramwaje. Powstawały szpitale, przytułki, przychodnie, szkoły i świątynie. Komitety założycielskie budowy świątyń grupowały reprezentantów trzech narodowości, bez względu na to, jakie wyznanie miała reprezentować budowla. Budowę kościołów katolickich często wspierali ewangelicy, na przykład Scheibler, Herbst czy Geyer. Scheiblerowie przekazali 50 tys. rubli na budowę katolickiego kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, współfinansowali też, wraz z rodziną Herbstów, budowę kościoła św. Stanisława Kostki, czyli dzisiejszej archikatedry w Łodzi.
Jedna z najwspanialszych świątyń Łodzi, tzw. synagoga postępowa, stanęła przy ówczesnej Promenadzie (dziś nie ma po niej śladu, bo zniszczyli ją na początku wojny hitlerowcy). Niektórzy członkowie zarządu synagogi żądali, by rabin wygłaszał kazania po polsku. Nie był to jednak kurtuazyjny ukłon wobec większości mieszkańców miasta, ale efekt postępującej asymilacji. Ten proces najlepiej widać na przykładzie rodziny Poznańskich, w której już w drugim pokoleniu zaczęły się pojawiać typowo polskie imiona: Mieczysław, Stanisław, Kazimierz.
Łódź bez ksenofobii
Łódź sprzed lat była miastem praktycznie wolnym od ksenofobii. Zgodne współistnienie różnych grup narodowościowych nie wypływało z idealizmu. Mieszkańcy Łodzi jechali po prostu na tym samym wózku. Jednym chodziło o zyski, innym o pracę i obie te sprawy mogły mieć trwałe podstawy tylko wtedy, gdy panował spokój.
Nic dziwnego, że w Łodzi, mogącej się poszczycić wielkimi osiągnięciami we współpracy narodów i kultur, powstała idea organizowania Festiwalu Dialogu Czterech Kultur (tegoroczny jest trzecim z kolei). Przy okazji pojawia się pytanie: dlaczego jest to impreza czterech, a nie trzech kultur? Jakie miejsce w tym dialogu ma zajmować rosyjski zaborca? Jeśli jednak rozejrzeć się po Łodzi, napotkamy niejeden pozytywny ślad rosyjskiej obecności. To nie tylko cerkwie, ale także szpitale, o które zabiegał Rosyjski Czerwony Krzyż, oraz banki, jak ten przy alei Kościuszki, wybudowany w latach 1905-1907 (dziś mieści się tu siedziba NBP). W istocie w Łodzi mieliśmy dialog czterech kultur. Przypomnienie tego czwartego składnika ma o tyle sens, że dzięki temu organizatorzy nie mają problemów z zapraszaniem wielkich gwiazd rosyjskiej kultury, na przykład Teatru Bolszoj z Moskwy (w ubiegłym roku). Dialog czterech kultur był siłą Łodzi i jest szansa na to, że nadal będzie.
- Najważniejsze imprezy festiwalu 2004
- "Wszystko zaczyna się i kończy z kobietą", wystawa malarstwa Kathariny Mann (Niemcy) - Galeria Bałucka (do 25 września)
- "Adam Zmartwychwstały", Gesher Theatre (Izrael) - Stary Rynek (6 września)
- "Zamki znad Loary i pałace Łodzi", wystawa malarstwa Marii Elsner-Michalskiej - Galeria Festiwalowa (do 11 września)
- "Dybuk", warszawski Teatr Rozmaitości - Wytwórnia Filmów (7 września)
- Cykl filmowy "Czterech wielkich czterech kultur" - Wojciech Has - PWSFTViT im. L. Schillera (9 września)
- "Razem z braćmi", recital Sławy Przybylskiej - Łódzki Dom Kultury (9 września)
- "Światło i cień", recital Orny Porat (Izrael) - Teatr 77 (9 września)
- Koncert muzyki filmowej - Jan A.P. Kaczmarek - Wytwórnia Filmów (9 września)
- "Wojna matka" - Teatr im. S. Jaracza (11 września)
- "Muzyczny Dialog Czterech Kultur według Krzesimira Dębskiego", koncert finałowy festiwalu - plac Dąbrowskiego (11 września)
Więcej możesz przeczytać w 37/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.