Niemcy osiedlają się na wyspie Wolin i polskiej części Uznamu, Polacy prą na niemieckie wybrzeże Bałtyku Prezydent Szczecina Marian Jurczyk nie chce zagranicznych inwestorów. Zrobił wszystko, by omijali miasto z daleka. I omijają. Ale wbrew utrudnieniom polityków po obu stronach polsko-niemieckiej granicy, na północ od tej portowej aglomeracji, powstaje Polsko-Niemiecka Republika Federalna. Setki Niemców inwestują i osiedlają się na wyspie Wolin oraz polskiej części Uznamu. Polacy zaczynają natomiast kolonizować opustoszałe niemieckie wybrzeże Bałtyku. Powstają polsko-niemieckie przedsiębiorstwa i szkoły. Za kilka lat może powstać pierwsza polsko-niemiecka gmina.
Wolin pożądania
Marcin Bich jest prezesem zarządu Parku Fantasii. Głównym udziałowcem firmy jest Dom Maklerski AmerBroker, należący do niemieckiego giełdowego DZ-Banku. W Przybiernowie, położonym w połowie drogi między Szczecinem i Świnoujściem, Bich realizuje pomysł, który swego czasu chciał urzeczywistnić w Warszawie Michael Jackson: wielki lunapark, gdzie pracę znajdzie ponad 2200 osób. To największe przedsięwzięcie w Zachodniopomorskiem ma być sfinansowane z funduszy własnych oraz emisji akcji i obligacji. Lunapark, wraz z centrum handlowym, gastronomicznym, rekreacyjno-sportowym i hotelarskim, zajmie obszar 190 hektarów. Oprócz polskich urlopowiczów Bich spodziewa się gości z RFN, Szwecji i Danii: w pierwszym roku 1,8 mln osób, docelowo - 3,6 mln.
Jacek Radomski pochodzi z Olsztyna. Do Niemiec wyjechała prawie cała jego klasa. Wraz z Ludwigiem Ellermannem z Osnabruecku inwestują m.in. w Darzowicach, położonych kilka kilometrów od Wolina. Radomski ma pomysły i doświadczenie w budownictwie, zaś Ellermann - pieniądze i przekonanie, że warto je ulokować na polskim wybrzeżu. W Darzowicach osiedlili się też Michael Lueder i Teresa Sochacka-Lueder. Kupili tam zrujnowaną chałupę i kilkanaście hektarów ziemi. W Niemczech on był jednym z szefów w hucie szkła, ona - nauczycielką. Po przeprowadzce do Polski przygotowują się do otwarcia gospodarstwa agroturystycznego. Mieszkańcy wsi wybrali Teresę Sochacką-Lueder na sołtysa. Z jej inicjatywy powstało regionalne stowarzyszenie sołtysów, które zajęło się przygotowaniem kompleksowego programu rozwoju tego terenu. U Luederów niedawno były z wizytą dwie rodziny z RFN, którym tak się w Darzowicach spodobało, że również kupiły ziemię i wkrótce się tu przeniosą. W pobliskiej Wisełce powstała już cała kolonia niemieckich osiedleńców. Jeden z nich, Konrad Janson, który przez 23 lata mieszkał w Duesseldorfie, jest nawet radnym. W Wisełce napływowi stanowią już 30 proc. mieszkańców. Co prawda, obowiązuje zakaz sprzedaży domów i mieszkań cudzoziemcom przez 5 lat, a ziemi rolnej i lasów przez 12 lat, ale bariery te są łatwe do pokonania. Wystarczy deklaracja nabywcy, że nie posiadał nieruchomości w Polsce, że obiekt będzie jego stałym miejscem pobytu lub że będzie w nim prowadził działalność gospodarczą, by nie musiał występować o zgodę do MSWiA.
Świnoujście zamiast Majorki
Piotr Romanowicz, właściciel agencji Rent-Nieruchomości, sprzedał Niemcom kilkadziesiąt nieruchomości na całym Pomorzu Zachodnim. Mieszkał kiedyś w Niemczech, studiował germanistykę. Do kraju wrócił w 1995 r. Co trzeci jego klient pochodzi z RFN. - Po wstąpieniu Polski do unii zniknęła bariera psychologiczna. Bo na początku Niemcy myśleli, że zobaczą tu jakichś golasów w szałasach, ale szybko się przekonali, że oferowane domy mają często wyższy standard niż w Niemczech - opowiada Romanowicz. Właśnie finalizuje umowę małżeństwa z Hamburga: ona jest Niemką, on - japońskim przedsiębiorcą.
W Świnoujściu najlepsze lokale kosztują 6-7 tys. zł za m2. Rudi Metzlaff z wykształcenia jest inżynierem elektrykiem. Ma dom w Berlinie i mieszkanie w starej części Świnoujścia. Uczy się polskiego. Zapewnia, że Świnoujścia nie zamieniłby nawet na Majorkę.
Polski Heringsdorf
Katarzyna Ogonowska ma 18 lat, pochodzi ze Słupska, ale mieszka i uczy się w Heringsdorfie. - Jeśli były kanclerz Helmut Kohl chce pokazać kwitnące krajobrazy w byłej NRD, niech wozi wycieczki do nas - mówi Ogonowska. To nadmorskie miasteczko po liftingu wygląda jak najlepsze kurorty nad Mozelą: odrestaurowane zabytkowe wille, pasaże handlowe, deptaki wyłożone mozaikami, hotele tonące w zieleni, nowe molo z restauracjami i tarasami widokowymi. Ogonowska przygotowuje się do matury w Europa-Gymnasium, jednej z dwóch szkół w niemiecko-polskiej republice, gdzie młodzież uczy się w obu językach. - Nasze gimnazjum skazane było na likwidację z powodu małej liczby uczniów. Ratunkiem było otwarcie na Polskę - mówi dyrektor Juergen Raesch. Obecnie gimnazjalisci z VIII, IX i X klas uczą się na przemian po cztery tygodnie w Świnoujściu i w Heringsdorfie. W szkole dyrektora Rscha już 60 młodych Niemców mówi po polsku. Coraz więcej mieszkańców Świnoujścia odpoczywa po tej stronie granicy. Na ulicach Heringsdorfu pojawiły się szyldy z polskimi nazwami.
Jak potwierdzają agencje nieruchomości, Polacy coraz częściej interesują się domami w Niemczech. Ich ceny są często niższe od tych w Polsce (dom można kupić za 150 tys. zł). Barierą są wyższe koszty utrzymania w Niemczech i wysokie bezrobocie. Jednak patrzące perspektywicznie władze spółdzielni mieszkaniowych w powiatach Uecker-Randow i w Loecknitz próbują przyciągnąć lokatorów z Polski.
Blisko, czyli daleko
Gerd Schulz, 57-letni inżynier chemik, podkreśla, że Polacy i Niemcy na pograniczu są wręcz skazani na współpracę. Schulz jest właścicielem Strandhotel-Seerose w wiosce Koelpinsee. Wybrano go na przewodniczącego Związku Turystycznego skupiającego przedsiębiorców z dwudziestu gmin na wyspie Uznam. Schulz wspomina trudne początki. Jego żona Brigitte, która prowadzi sklep w sąsiednim Heringsdorfie, nieraz słyszała: "Czy pani mąż chce zostać polskim księciem? Chce, byśmy się udusili w tym polskim smrodzie?". Obecnie na wyspie liczba przeciwników silniejszych związków ze wschodnim sąsiadem jest minimalna. Schulz ma w tym swój udział. Z okazji wstąpienia Polski do UE zorganizował 150 imprez integracyjnych. Wzięło w nich udział 85 tys. Niemców i Polaków.
Schulz chciałby doprowadzić do scalenia polsko-niemieckiego pogranicza. - Wy macie przemysł, międzynarodowy port morski, więc będą powstawać miejsca pracy. U nas jest lotnisko w Zirchow-Garz, piękne kurorty z historyczną zabudową i dziewicze plaże. Niestety, nie wypracowaliśmy jeszcze wspólnej koncepcji na przyszłość - ubolewa Schulz.
Przed kilkoma dniami NATO podjęło decyzję o pogłębieniu toru wodnego w Świnoujściu dla okrętów o większej wyporności i o rozbudowie obiektów wojskowych. To kolejna szansa dla regionu. Tymczasem władze lokalne i rządy nie potrafią się dogadać w sprawie zorganizowania komunikacji. Obecnie, żeby się znaleźć po drugiej stronie szlabanu przecinającego ulicę między Ahlbeck i Świnoujściem, trzeba przejechać 250 km, gdyż najbliższe przejście drogowe jest dopiero pod Szczecinem. Zgodę na przejazd autem przez przejście Ahlbeck-Świnoujście może wydać wyłącznie komendant Straży Granicznej w Warszawie. Podobne zezwolenie trzeba zdobyć u Niemców.
Przejściowe trudności - wspaniałe perspektywy
Dlaczego od lat nie udaje się rozwiązać problemu ułatwienia komunikacji między Ahlbeck a Świnoujściem? Po pierwsze, lobby niemieckich hotelarzy boi się ucieczki turystów do Polski. Tak było w Szlezwiku-Holsztynie, gdy w Meklemburgii-Przedpomorzu powstały nowe obiekty, które złożyły tańszą ofertę. Liczba gości w Szlezwiku spadła wtedy o jedną trzecią. Po drugie, Niemcy boją się nasilenia ruchu kołowego między Gdańskiem, Bremą i Hamburgiem. Woleliby podciągnąć do Świnoujścia sieć kolejową. Na to znów nie godzą się Polacy. Do Świnoujścia można się więc dostać tylko promami. Miasto chce wybudować stałą przeprawę przez Świnę. Mogłoby dostać na to pieniądze z Brukseli, ale niemieckie Federalne Ministerstwo Komunikacji blokuje otwarcie drogi do Ahlbeck. W październiku odrzuciło nawet polską propozycję uruchomienia ruchu samochodowego tylko dla mieszkańców obu miast.
Polacy i Niemcy wierzą, że obecne trudności są tylko przejściowe, a perspektywy wspaniałe. Choćby dlatego, że aż 73 proc. Niemców nigdy nie było nad Bałtykiem. Aby ich przyciągnąć, nie wystarczy tylko dobry marketing. Większość obecnych problemów może rozwiązać utworzenie jednej gminy na wyspie po niemieckiej stronie oraz - jak proponuje Gerd Schulz - powołanie niemiecko-polskiej Projektgruppe Usedom-Wollin, czyli zrębów małej Niemiecko-Polskiej Republiki Federalnej.
Marcin Bich jest prezesem zarządu Parku Fantasii. Głównym udziałowcem firmy jest Dom Maklerski AmerBroker, należący do niemieckiego giełdowego DZ-Banku. W Przybiernowie, położonym w połowie drogi między Szczecinem i Świnoujściem, Bich realizuje pomysł, który swego czasu chciał urzeczywistnić w Warszawie Michael Jackson: wielki lunapark, gdzie pracę znajdzie ponad 2200 osób. To największe przedsięwzięcie w Zachodniopomorskiem ma być sfinansowane z funduszy własnych oraz emisji akcji i obligacji. Lunapark, wraz z centrum handlowym, gastronomicznym, rekreacyjno-sportowym i hotelarskim, zajmie obszar 190 hektarów. Oprócz polskich urlopowiczów Bich spodziewa się gości z RFN, Szwecji i Danii: w pierwszym roku 1,8 mln osób, docelowo - 3,6 mln.
Jacek Radomski pochodzi z Olsztyna. Do Niemiec wyjechała prawie cała jego klasa. Wraz z Ludwigiem Ellermannem z Osnabruecku inwestują m.in. w Darzowicach, położonych kilka kilometrów od Wolina. Radomski ma pomysły i doświadczenie w budownictwie, zaś Ellermann - pieniądze i przekonanie, że warto je ulokować na polskim wybrzeżu. W Darzowicach osiedlili się też Michael Lueder i Teresa Sochacka-Lueder. Kupili tam zrujnowaną chałupę i kilkanaście hektarów ziemi. W Niemczech on był jednym z szefów w hucie szkła, ona - nauczycielką. Po przeprowadzce do Polski przygotowują się do otwarcia gospodarstwa agroturystycznego. Mieszkańcy wsi wybrali Teresę Sochacką-Lueder na sołtysa. Z jej inicjatywy powstało regionalne stowarzyszenie sołtysów, które zajęło się przygotowaniem kompleksowego programu rozwoju tego terenu. U Luederów niedawno były z wizytą dwie rodziny z RFN, którym tak się w Darzowicach spodobało, że również kupiły ziemię i wkrótce się tu przeniosą. W pobliskiej Wisełce powstała już cała kolonia niemieckich osiedleńców. Jeden z nich, Konrad Janson, który przez 23 lata mieszkał w Duesseldorfie, jest nawet radnym. W Wisełce napływowi stanowią już 30 proc. mieszkańców. Co prawda, obowiązuje zakaz sprzedaży domów i mieszkań cudzoziemcom przez 5 lat, a ziemi rolnej i lasów przez 12 lat, ale bariery te są łatwe do pokonania. Wystarczy deklaracja nabywcy, że nie posiadał nieruchomości w Polsce, że obiekt będzie jego stałym miejscem pobytu lub że będzie w nim prowadził działalność gospodarczą, by nie musiał występować o zgodę do MSWiA.
Świnoujście zamiast Majorki
Piotr Romanowicz, właściciel agencji Rent-Nieruchomości, sprzedał Niemcom kilkadziesiąt nieruchomości na całym Pomorzu Zachodnim. Mieszkał kiedyś w Niemczech, studiował germanistykę. Do kraju wrócił w 1995 r. Co trzeci jego klient pochodzi z RFN. - Po wstąpieniu Polski do unii zniknęła bariera psychologiczna. Bo na początku Niemcy myśleli, że zobaczą tu jakichś golasów w szałasach, ale szybko się przekonali, że oferowane domy mają często wyższy standard niż w Niemczech - opowiada Romanowicz. Właśnie finalizuje umowę małżeństwa z Hamburga: ona jest Niemką, on - japońskim przedsiębiorcą.
W Świnoujściu najlepsze lokale kosztują 6-7 tys. zł za m2. Rudi Metzlaff z wykształcenia jest inżynierem elektrykiem. Ma dom w Berlinie i mieszkanie w starej części Świnoujścia. Uczy się polskiego. Zapewnia, że Świnoujścia nie zamieniłby nawet na Majorkę.
Polski Heringsdorf
Katarzyna Ogonowska ma 18 lat, pochodzi ze Słupska, ale mieszka i uczy się w Heringsdorfie. - Jeśli były kanclerz Helmut Kohl chce pokazać kwitnące krajobrazy w byłej NRD, niech wozi wycieczki do nas - mówi Ogonowska. To nadmorskie miasteczko po liftingu wygląda jak najlepsze kurorty nad Mozelą: odrestaurowane zabytkowe wille, pasaże handlowe, deptaki wyłożone mozaikami, hotele tonące w zieleni, nowe molo z restauracjami i tarasami widokowymi. Ogonowska przygotowuje się do matury w Europa-Gymnasium, jednej z dwóch szkół w niemiecko-polskiej republice, gdzie młodzież uczy się w obu językach. - Nasze gimnazjum skazane było na likwidację z powodu małej liczby uczniów. Ratunkiem było otwarcie na Polskę - mówi dyrektor Juergen Raesch. Obecnie gimnazjalisci z VIII, IX i X klas uczą się na przemian po cztery tygodnie w Świnoujściu i w Heringsdorfie. W szkole dyrektora Rscha już 60 młodych Niemców mówi po polsku. Coraz więcej mieszkańców Świnoujścia odpoczywa po tej stronie granicy. Na ulicach Heringsdorfu pojawiły się szyldy z polskimi nazwami.
Jak potwierdzają agencje nieruchomości, Polacy coraz częściej interesują się domami w Niemczech. Ich ceny są często niższe od tych w Polsce (dom można kupić za 150 tys. zł). Barierą są wyższe koszty utrzymania w Niemczech i wysokie bezrobocie. Jednak patrzące perspektywicznie władze spółdzielni mieszkaniowych w powiatach Uecker-Randow i w Loecknitz próbują przyciągnąć lokatorów z Polski.
Blisko, czyli daleko
Gerd Schulz, 57-letni inżynier chemik, podkreśla, że Polacy i Niemcy na pograniczu są wręcz skazani na współpracę. Schulz jest właścicielem Strandhotel-Seerose w wiosce Koelpinsee. Wybrano go na przewodniczącego Związku Turystycznego skupiającego przedsiębiorców z dwudziestu gmin na wyspie Uznam. Schulz wspomina trudne początki. Jego żona Brigitte, która prowadzi sklep w sąsiednim Heringsdorfie, nieraz słyszała: "Czy pani mąż chce zostać polskim księciem? Chce, byśmy się udusili w tym polskim smrodzie?". Obecnie na wyspie liczba przeciwników silniejszych związków ze wschodnim sąsiadem jest minimalna. Schulz ma w tym swój udział. Z okazji wstąpienia Polski do UE zorganizował 150 imprez integracyjnych. Wzięło w nich udział 85 tys. Niemców i Polaków.
Schulz chciałby doprowadzić do scalenia polsko-niemieckiego pogranicza. - Wy macie przemysł, międzynarodowy port morski, więc będą powstawać miejsca pracy. U nas jest lotnisko w Zirchow-Garz, piękne kurorty z historyczną zabudową i dziewicze plaże. Niestety, nie wypracowaliśmy jeszcze wspólnej koncepcji na przyszłość - ubolewa Schulz.
Przed kilkoma dniami NATO podjęło decyzję o pogłębieniu toru wodnego w Świnoujściu dla okrętów o większej wyporności i o rozbudowie obiektów wojskowych. To kolejna szansa dla regionu. Tymczasem władze lokalne i rządy nie potrafią się dogadać w sprawie zorganizowania komunikacji. Obecnie, żeby się znaleźć po drugiej stronie szlabanu przecinającego ulicę między Ahlbeck i Świnoujściem, trzeba przejechać 250 km, gdyż najbliższe przejście drogowe jest dopiero pod Szczecinem. Zgodę na przejazd autem przez przejście Ahlbeck-Świnoujście może wydać wyłącznie komendant Straży Granicznej w Warszawie. Podobne zezwolenie trzeba zdobyć u Niemców.
Przejściowe trudności - wspaniałe perspektywy
Dlaczego od lat nie udaje się rozwiązać problemu ułatwienia komunikacji między Ahlbeck a Świnoujściem? Po pierwsze, lobby niemieckich hotelarzy boi się ucieczki turystów do Polski. Tak było w Szlezwiku-Holsztynie, gdy w Meklemburgii-Przedpomorzu powstały nowe obiekty, które złożyły tańszą ofertę. Liczba gości w Szlezwiku spadła wtedy o jedną trzecią. Po drugie, Niemcy boją się nasilenia ruchu kołowego między Gdańskiem, Bremą i Hamburgiem. Woleliby podciągnąć do Świnoujścia sieć kolejową. Na to znów nie godzą się Polacy. Do Świnoujścia można się więc dostać tylko promami. Miasto chce wybudować stałą przeprawę przez Świnę. Mogłoby dostać na to pieniądze z Brukseli, ale niemieckie Federalne Ministerstwo Komunikacji blokuje otwarcie drogi do Ahlbeck. W październiku odrzuciło nawet polską propozycję uruchomienia ruchu samochodowego tylko dla mieszkańców obu miast.
Polacy i Niemcy wierzą, że obecne trudności są tylko przejściowe, a perspektywy wspaniałe. Choćby dlatego, że aż 73 proc. Niemców nigdy nie było nad Bałtykiem. Aby ich przyciągnąć, nie wystarczy tylko dobry marketing. Większość obecnych problemów może rozwiązać utworzenie jednej gminy na wyspie po niemieckiej stronie oraz - jak proponuje Gerd Schulz - powołanie niemiecko-polskiej Projektgruppe Usedom-Wollin, czyli zrębów małej Niemiecko-Polskiej Republiki Federalnej.
EUROUNIFIKACJA |
---|
Mieszkańcy miast, niegdyś rozdzielonych granicznymi szlabanami, tworzą dziś zjednoczone społeczności.Trudno określić, gdzie przebiega niemiecko-holenderska granica rozdzielająca niemiecki Akwizgran od holenderskiego Vaals. Jedną społeczność tworzą Hiszpanie i Francuzi na wschodnich Pirenejach czy Francuzi i Niemcy w duopolis Strasburg-Kehl. Podobnie jest m.in. z niemieckim Neuhausem i austriackim Schaerdingiem, francuskim Lauterbourgiem i niemieckim Neulauterburgiem, belgijskim Mouscronem i francuskim Tourcoingiem, szwedzką Haparandą i fińskim Tornio, luksemburskim Echternachem i niemieckim Echternaucherbrueckiem. |
Więcej możesz przeczytać w 52/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.