Rozwinęły się te cywilizacje Zachodu, w których religie nie przeszkadzały w zajmowaniu się ziemskimi sprawami W XVIII-XIX wieku w podbitej przez carską Rosję Jakucji mieszkańcy często domagali się od miejscowych "czynowników", aby ci interweniowali w lokalne stosunki ekonomiczne. W bardzo szczególny sposób zresztą, gdyż wnosili o... odbieranie części łąk i pól uprawnych tym swoim sąsiadom, którzy sprzedawali siano bądź inne produkty rolne. Najwidoczniej bowiem posiadali oni więcej, niż potrzebowali na własny użytek. Bez względu na to, do jakich bożków Jakuci zanosili swe modły, nie były to - jak choćby w starożytnej Grecji - bożki sprzyjające handlowi, o rozwoju gospodarczym już nie wspominając. I trudno się dziwić, że Jakuci nie stali się potęgą gospodarczą. Łatwo się natomiast domyślić dzięki temu przykładowi, że religie regulujące życie społeczne lub co najmniej oddziałujące na społeczne obyczaje mogą silnie wpływać na zdolność społeczeństw do tworzenia i powiększania bogactwa. Dotyczyć to będzie nie tylko religii ludów prymitywnych, funkcjonujących na poziomie wczesnych wspólnot rolniczych, ale też religii zaawansowanych cywilizacji.
Życie to marność nad marnościami
Pierwszym czynnikiem oddziaływania religii na rozwój gospodarczy jest stosunek do życia na ziemi, do tego, co człowiek robi tu i teraz. Im mniejsze znaczenie przypisują religie doczesnym działaniom człowieka, tym słabiej będą oddziaływać bodźce ekonomiczne. To nie znaczy, że nie będą oddziaływać w ogóle. Adam Smith miał rację, pisząc w końcu XVIII wieku, że skłonność do poprawy swego losu, tworzenia i wymiany dóbr jest cechą przyrodzoną człowieka. Niemniej warunki, w jakich starania o poprawę swego losu są podejmowane, mają niemałe znaczenie.
Bodaj najbardziej uderzającym przykładem negatywnego oddziaływania religii na tworzenie bogactwa jest buddyzm. W jego czystej postaci szczytem dążeń buddysty jest tylko nirwana, stan wiecznej, lecz biernej, a przez to spokojnej i bezgrzesznej szczęśliwości. Droga do doskonałości - do owej nirwany - to wyrzeczenie się jakichkolwiek ziemskich potrzeb i dążeń. Żebrak jest znacznie bliżej doskonałości niż przedsiębiorca, ponieważ do niczego nie dąży w swoim życiu na ziemi. Jest więc rzeczą oczywistą, że religia, według której jakiekolwiek starania tu i teraz oddalają nas od stanu wiecznej szczęśliwości, nie będzie sprzyjać nawet odtwarzaniu istniejącego poziomu bogactwa, że o pomnażaniu bogactwa w wyniku starań o poprawę własnego losu nie wspomnę...
Wyżej kasty nie podskoczysz
Hinduizm, dominująca religia Indii (obok konkurującego z nim buddyzmu i islamu), pozornie nie wydaje się być aż tak szkodliwy. Hinduizm ze swoim niezmiennym podziałem ról w społeczeństwie w postaci systemu kastowego doskonale nadaje się do odtwarzania istniejącego poziomu bogactwa. Ale przez swoją sztywność, przypisanie raz na zawsze ról i sposobów postępowania, jest silnie demotywujący. Królowie z kasty wojowników i ich doradcy z kasty braminów patrzyli na tych, którzy tworzą bogactwo - kupców i innych ludzi z kasty bania - z pogardą
i z wysoka. Setki reguł ograniczały możliwości prowadzenia działalności produkcyjnej. Nie było co marzyć o możliwości powstania samorządu kupców, rzemieślników i finansistów, nie mówiąc już o wpływie na sprawy państwowe. Samorząd miejski zachodnioeuropejskich miast średniowiecza czy stany generalne (reprezentacje szlachty, duchowieństwa i mieszczaństwa) decydujące o podatkach na rzecz króla, dworu i armii byłyby nie tylko czymś niesłychanym, ale zasługującym na potępienie i surową karę. Wykraczałyby bowiem poza niezmienny, kastowy podział ról narzucony przez hinduizm.
A jeśli można osiągnąć tylko tyle, ile osiągnęli ojcowie, a starania nie przyniosą nagrody materialnej ani tym bardziej żadnej innej - na przykład wyższej pozycji społecznej - to po co się starać, pracować więcej, zabiegać o nowości? Prof. Deepak Lal, wybitny hinduski ekonomista liberalnej orientacji, zwraca uwagę, że pozytywny odbiór socjalizmu w Indiach (system gospodarki indyjskiej od lat 40. do 90. był bardzo zbliżony do centralnie kierowanej gospodarki socjalistycznej) brał się właśnie z podobieństwa tradycji hinduizmu i realnego socjalizmu. I tam, i tu namaszczona przez religię lub sama przez siebie warstwa mądrali decydowała o wszystkim w państwie i w gospodarce. Efekty nie były - jak można się spodziewać, patrząc na historię Indii - zbyt zachęcające. Tenże Deepak Lal w monumentalnym dziele "Hindu Equilibrium" (które można by nazwać "Równowaga po hindusku") zwraca uwagę na historycznie stagnacyjny charakter gospodarki. W rolnictwie, dominującej przez większą część historii gałęzi wytwórczości, wydajność w Indiach nie zmieniła się przez 4000 lat! Dopiero tzw. zielona rewolucja (nie mająca nic wspólnego z ekologami!) doprowadziła w latach 60. do znacznego zwiększenia zbiorów.
Nie tylko jednak w rolnictwie przez tysiąclecia panował zastój. U progu lat 50. Indie i Tajwan charakteryzowały się takim samym, bardzo niskim poziomem PKB na mieszkańca (około 200 ówczesnych dolarów). Indie poszły w kierunku zgodnym ze swoją religią i historią: sztywnego, regulowanego z góry systemu gospodarczego, podczas gdy na Tajwanie w końcu lat 50. przeprowadzono znaczną liberalizację gospodarki i radykalnie otwarto ją na świat. Po 30 latach PKB na mieszkańca był w Indiach piętnaście razy niższy!
Chińska religia, czyli władza
Tworzenie bogactwa w Chinach czy krajach należących do chińskiej cywilizacji było (i nadal jest!) bardziej zależne od historycznego (i aktualnego) sposobu sprawowania władzy niż od dominującej religii. Tym bardziej że poza kultem przodków w zasadzie dominowały tam raczej filozofie rządzenia niż religie. I to nieograniczona władza rządzących była głównym czynnikiem stojącym na drodze przekształcenia stagnacyjnej gospodarki w gospodarkę pozwalającą na stały wzrost bogactwa, czyli - według naszej współczesnej terminologii - na proces rozwoju gospodarczego. Chiny w swojej historii znajdowały się parokrotnie (zwłaszcza czasach dynastii Sung w IX-XII wieku) u progu tego procesu. Brak dostatecznych bodźców - włącznie z najważniejszymi: gwarancjami wolności i własności prywatnej - stanął temu na przeszkodzie.
Mahomet był kupcem...
O wpływie islamu na tworzenie bogactwa pisałem już na łamach "Wprost" parokrotnie. Zwrócę więc w wielkim skrócie uwagę na trzy kwestie. Islam w odróżnieniu na przykład od hinduizmu nie patrzy z góry na prowadzenie biznesu; w końcu Mahomet sam był kupcem. Kraje arabskie, rdzeń świata islamu, nie stały się jednak nawet obszarem stagnacji, to znaczy odtwarzania bogactwa na tym samym poziomie co poprzednio. Stały się po dość krótkim okresie rozkwitu obszarem regresu. Potwierdzają to liczne badania. Na przykład Charles Issawi stwierdził, że rolnictwo od XI do XVIII wieku, a więc przez siedem stuleci, miało się coraz gorzej i jego wydajność malała. Rzemiosło i handel bynajmniej nie miały się lepiej. Tak więc - wbrew propagandzie muzułmańskiego fanatyzmu doby obecnej - długotrwały upadek zaczął się długo przed kolonialnym podbojem Bliskiego Wschodu przez mocarstwa zachodnie.
Główną przeszkodą w rozwoju gospodarczym jest tam religia. Wprowadzenie w XI wieku zakazu interpretacji oznaczało skostnienie islamu. Wszystko już było wiadomo i wszelkich odpowiedzi szukać należało tylko w Koranie. Tyle że historia uczy, iż tam, gdzie wszystko zostało ustalone raz na zawsze, gdzie nawet nie wolno mieć wątpliwości i poszukiwać nowych dróg rozwiązywania pojawiających się problemów, wszelki rozwój - w tym i gospodarczy - jest wykluczony.
O naszym świecie - kiedy indziej
Na zakończenie powinienem się zająć chrześcijaństwem, zwłaszcza zachodnim. A może nawet zająć się wcześniej antyczną Grecją i Rzymem, aby zwrócić uwagę Czytelników na powstanie wyjątkowej formacji politycznej, mianowicie społeczeństw obywatelskich - państw rządzonych przez obywateli - właścicieli ziemskich, państw opartych na wolności politycznej i własności prywatnej. Państw, których religie nie przeszkadzały w zajmowaniu się ziemskimi sprawami. Takie są bowiem korzenie cywilizacji zachodniej.
Dopiero potem należałoby przejść do chrześcijańskiej Europy. Wskazać pozytywny stosunek religii do pracy jako takiej. Podkreślić szczególne dokonania, wynikające na przykład ze zmiany reguł zakonnych przez cystersów, które przyspieszyły rewolucję w rolnictwie europejskim, czy też późniejszą rolę protestantyzmu w umacnianiu ducha kapitalizmu. Wreszcie opowiedzieć historię miast europejskich, w rosnącym stopniu samorządnych, budujących strzeliste kościoły, ale rządzonych przez mieszczan i dla mieszczan, tworzących swym wysiłkiem i pomysłowością podwaliny ekonomiczne cywilizacji zachodniej. Opowiedzieć historię poszerzania wolności i gwarancji dla własności prywatnej - czyli tego wszystkiego, czego tak bardzo brakowało innym religiom i cywilizacjom, o których była mowa powyżej. Tę historię fundamentów ekonomicznych naszej cywilizacji opowiem Czytelnikom "Wprost" przy innej okazji.
Pierwszym czynnikiem oddziaływania religii na rozwój gospodarczy jest stosunek do życia na ziemi, do tego, co człowiek robi tu i teraz. Im mniejsze znaczenie przypisują religie doczesnym działaniom człowieka, tym słabiej będą oddziaływać bodźce ekonomiczne. To nie znaczy, że nie będą oddziaływać w ogóle. Adam Smith miał rację, pisząc w końcu XVIII wieku, że skłonność do poprawy swego losu, tworzenia i wymiany dóbr jest cechą przyrodzoną człowieka. Niemniej warunki, w jakich starania o poprawę swego losu są podejmowane, mają niemałe znaczenie.
Bodaj najbardziej uderzającym przykładem negatywnego oddziaływania religii na tworzenie bogactwa jest buddyzm. W jego czystej postaci szczytem dążeń buddysty jest tylko nirwana, stan wiecznej, lecz biernej, a przez to spokojnej i bezgrzesznej szczęśliwości. Droga do doskonałości - do owej nirwany - to wyrzeczenie się jakichkolwiek ziemskich potrzeb i dążeń. Żebrak jest znacznie bliżej doskonałości niż przedsiębiorca, ponieważ do niczego nie dąży w swoim życiu na ziemi. Jest więc rzeczą oczywistą, że religia, według której jakiekolwiek starania tu i teraz oddalają nas od stanu wiecznej szczęśliwości, nie będzie sprzyjać nawet odtwarzaniu istniejącego poziomu bogactwa, że o pomnażaniu bogactwa w wyniku starań o poprawę własnego losu nie wspomnę...
Wyżej kasty nie podskoczysz
Hinduizm, dominująca religia Indii (obok konkurującego z nim buddyzmu i islamu), pozornie nie wydaje się być aż tak szkodliwy. Hinduizm ze swoim niezmiennym podziałem ról w społeczeństwie w postaci systemu kastowego doskonale nadaje się do odtwarzania istniejącego poziomu bogactwa. Ale przez swoją sztywność, przypisanie raz na zawsze ról i sposobów postępowania, jest silnie demotywujący. Królowie z kasty wojowników i ich doradcy z kasty braminów patrzyli na tych, którzy tworzą bogactwo - kupców i innych ludzi z kasty bania - z pogardą
i z wysoka. Setki reguł ograniczały możliwości prowadzenia działalności produkcyjnej. Nie było co marzyć o możliwości powstania samorządu kupców, rzemieślników i finansistów, nie mówiąc już o wpływie na sprawy państwowe. Samorząd miejski zachodnioeuropejskich miast średniowiecza czy stany generalne (reprezentacje szlachty, duchowieństwa i mieszczaństwa) decydujące o podatkach na rzecz króla, dworu i armii byłyby nie tylko czymś niesłychanym, ale zasługującym na potępienie i surową karę. Wykraczałyby bowiem poza niezmienny, kastowy podział ról narzucony przez hinduizm.
A jeśli można osiągnąć tylko tyle, ile osiągnęli ojcowie, a starania nie przyniosą nagrody materialnej ani tym bardziej żadnej innej - na przykład wyższej pozycji społecznej - to po co się starać, pracować więcej, zabiegać o nowości? Prof. Deepak Lal, wybitny hinduski ekonomista liberalnej orientacji, zwraca uwagę, że pozytywny odbiór socjalizmu w Indiach (system gospodarki indyjskiej od lat 40. do 90. był bardzo zbliżony do centralnie kierowanej gospodarki socjalistycznej) brał się właśnie z podobieństwa tradycji hinduizmu i realnego socjalizmu. I tam, i tu namaszczona przez religię lub sama przez siebie warstwa mądrali decydowała o wszystkim w państwie i w gospodarce. Efekty nie były - jak można się spodziewać, patrząc na historię Indii - zbyt zachęcające. Tenże Deepak Lal w monumentalnym dziele "Hindu Equilibrium" (które można by nazwać "Równowaga po hindusku") zwraca uwagę na historycznie stagnacyjny charakter gospodarki. W rolnictwie, dominującej przez większą część historii gałęzi wytwórczości, wydajność w Indiach nie zmieniła się przez 4000 lat! Dopiero tzw. zielona rewolucja (nie mająca nic wspólnego z ekologami!) doprowadziła w latach 60. do znacznego zwiększenia zbiorów.
Nie tylko jednak w rolnictwie przez tysiąclecia panował zastój. U progu lat 50. Indie i Tajwan charakteryzowały się takim samym, bardzo niskim poziomem PKB na mieszkańca (około 200 ówczesnych dolarów). Indie poszły w kierunku zgodnym ze swoją religią i historią: sztywnego, regulowanego z góry systemu gospodarczego, podczas gdy na Tajwanie w końcu lat 50. przeprowadzono znaczną liberalizację gospodarki i radykalnie otwarto ją na świat. Po 30 latach PKB na mieszkańca był w Indiach piętnaście razy niższy!
Chińska religia, czyli władza
Tworzenie bogactwa w Chinach czy krajach należących do chińskiej cywilizacji było (i nadal jest!) bardziej zależne od historycznego (i aktualnego) sposobu sprawowania władzy niż od dominującej religii. Tym bardziej że poza kultem przodków w zasadzie dominowały tam raczej filozofie rządzenia niż religie. I to nieograniczona władza rządzących była głównym czynnikiem stojącym na drodze przekształcenia stagnacyjnej gospodarki w gospodarkę pozwalającą na stały wzrost bogactwa, czyli - według naszej współczesnej terminologii - na proces rozwoju gospodarczego. Chiny w swojej historii znajdowały się parokrotnie (zwłaszcza czasach dynastii Sung w IX-XII wieku) u progu tego procesu. Brak dostatecznych bodźców - włącznie z najważniejszymi: gwarancjami wolności i własności prywatnej - stanął temu na przeszkodzie.
Mahomet był kupcem...
O wpływie islamu na tworzenie bogactwa pisałem już na łamach "Wprost" parokrotnie. Zwrócę więc w wielkim skrócie uwagę na trzy kwestie. Islam w odróżnieniu na przykład od hinduizmu nie patrzy z góry na prowadzenie biznesu; w końcu Mahomet sam był kupcem. Kraje arabskie, rdzeń świata islamu, nie stały się jednak nawet obszarem stagnacji, to znaczy odtwarzania bogactwa na tym samym poziomie co poprzednio. Stały się po dość krótkim okresie rozkwitu obszarem regresu. Potwierdzają to liczne badania. Na przykład Charles Issawi stwierdził, że rolnictwo od XI do XVIII wieku, a więc przez siedem stuleci, miało się coraz gorzej i jego wydajność malała. Rzemiosło i handel bynajmniej nie miały się lepiej. Tak więc - wbrew propagandzie muzułmańskiego fanatyzmu doby obecnej - długotrwały upadek zaczął się długo przed kolonialnym podbojem Bliskiego Wschodu przez mocarstwa zachodnie.
Główną przeszkodą w rozwoju gospodarczym jest tam religia. Wprowadzenie w XI wieku zakazu interpretacji oznaczało skostnienie islamu. Wszystko już było wiadomo i wszelkich odpowiedzi szukać należało tylko w Koranie. Tyle że historia uczy, iż tam, gdzie wszystko zostało ustalone raz na zawsze, gdzie nawet nie wolno mieć wątpliwości i poszukiwać nowych dróg rozwiązywania pojawiających się problemów, wszelki rozwój - w tym i gospodarczy - jest wykluczony.
O naszym świecie - kiedy indziej
Na zakończenie powinienem się zająć chrześcijaństwem, zwłaszcza zachodnim. A może nawet zająć się wcześniej antyczną Grecją i Rzymem, aby zwrócić uwagę Czytelników na powstanie wyjątkowej formacji politycznej, mianowicie społeczeństw obywatelskich - państw rządzonych przez obywateli - właścicieli ziemskich, państw opartych na wolności politycznej i własności prywatnej. Państw, których religie nie przeszkadzały w zajmowaniu się ziemskimi sprawami. Takie są bowiem korzenie cywilizacji zachodniej.
Dopiero potem należałoby przejść do chrześcijańskiej Europy. Wskazać pozytywny stosunek religii do pracy jako takiej. Podkreślić szczególne dokonania, wynikające na przykład ze zmiany reguł zakonnych przez cystersów, które przyspieszyły rewolucję w rolnictwie europejskim, czy też późniejszą rolę protestantyzmu w umacnianiu ducha kapitalizmu. Wreszcie opowiedzieć historię miast europejskich, w rosnącym stopniu samorządnych, budujących strzeliste kościoły, ale rządzonych przez mieszczan i dla mieszczan, tworzących swym wysiłkiem i pomysłowością podwaliny ekonomiczne cywilizacji zachodniej. Opowiedzieć historię poszerzania wolności i gwarancji dla własności prywatnej - czyli tego wszystkiego, czego tak bardzo brakowało innym religiom i cywilizacjom, o których była mowa powyżej. Tę historię fundamentów ekonomicznych naszej cywilizacji opowiem Czytelnikom "Wprost" przy innej okazji.
Więcej możesz przeczytać w 52/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.