Kobiety harpie to "drapieżne, żarłoczne ptaszyska, demony wichury i burzy, budzące wstręt i przerażenie" Z buddyjskiego punktu widzenia to, co żeńskie, kojarzone jest z mądrością i przestrzenią (patrz intuicja), to, co męskie, łączy się z radością i ze współczuciem. Kiedy mądrość i radość idą w parze, powodują rozwój duchowy. Mężczyzny i kobiety. Gdy zaś ci nauczą się wykorzystywać wzajemne relacje, to wówczas kobieta osiągnie męskie przymioty, a mężczyzna rozwinie intuicyjną mądrość i zyska więcej przestrzeni. Intuicji. Tyle Budda. Zacieram z uciechy ręce i przyklaskuję takiemu osobowościowemu podziałowi świata, bo jakże on bliski mojej emancypacyjnej interpretacji świata. Wystarczy się rozejrzeć. Coraz więcej wokół nas mężczyzn, którzy nie gardzą kobiecą empatią, i kobiet, które do szóstego zmysłu z aktywnością godną Terminatora dodają radość z tego, że są kobietami. Lubię tę myśl i tradycyjnie powtarzam ją pod koniec każdego roku, że nadal każdego dnia mijamy na ulicach, spotykamy na biurowych korytarzach, przyjaźnimy się i kłócimy do upadłego z takimi właśnie kobietami. Feministycznymi Terminatorkami.
Nie ma znaczenia, czy czytamy o nich na stronach gazet, czy też w kontekście publicznym pozostaną na zawsze anonimowe. Najważniejsze, że są. Kobiety harpie, indywidua, które profesor Władysław Kopaliński zdefiniował jako "drapieżne, żarłoczne ptaszyska, demony wichury i burzy, budzące wstręt i przerażenie". Te nic sobie z tego nie robią. Nie muszą być lubiane. Najważniejsze, żeby je szanowano. Respekt, jakim się cieszą, daje im siłę i wiarę we własne wybory. Coraz rzadziej także boją się swoich "koleżanek" zwanych piraniami z podrzędu kąsaczy, o pysku krótkim i tępym, z zębami trójkątnymi, tnącymi jak brzytwa. Zwłaszcza że i te rzadziej i z mniejszą skutecznością napadają na nie stadami, co nie bez znaczenia, gdyż ich "ukąszenia mimo wszystko są bolesne i mocno krwawią" - jak podaje "Encyklopedia powszechna".
Ta metafora implikuje jednak pytanie natury zasadniczej: dlaczego piranie nie znoszą harpii? Dlaczego w awersji do nich tak chętnie wykorzystują niejednego mężczyznę i jego szowinistyczne lęki? Chcesz z nią być, jak możesz wytrzymać z taką harpią feministką? Weźmie cię pod pantofel, zniszczy ci życie. Należy więc podcinać im skrzydła, niech nie demoralizują innych kobiet przeświadczeniem, że te nie powinny bać się odpowiedzialności za własne życie.
Rok temu, o tym samym czasie pisałam, że być może już wkrótce solidarność między kobietami będziemy zauważali w jej powszechności, a nie w jej braku. Żeby jednak tak się stało, zwłaszcza u nas, nadal potrzebne są liderki. Mądre, intuicyjne, zaczepne i niestrachliwe. Aktywne, odzywające się, gdy potrzeba, i to na wybrany przez siebie temat. Po raz siódmy "Druga płeć" ma zaszczyt właśnie takim kobietom - i nic to, że symbolicznie i na odległość - wręczyć Harpie 2004. W tym roku tytuł ten przypada niezwykłej aktorce i niezwyczajnemu człowiekowi Krystynie Feldman. I to nie tylko za wspaniałą kreację, jaką stworzyła, wcielając się w postać Nikifora Krynickiego i inne wybitne role. Nie za swoją żywotność i sympatię, jaką się cieszy. Ale za swój imponujący stosunek do rzeczywistości. Za efektowne zrobienie użytku z czasów transformacji. Jej teoria braku sensu posiadania lodówki: dlaczego mam się jej podporządkować i dawać tyranizować, skoro nie żyję już w czasach, w których trzeba zamrażać całego cielaka. Wystarczy każdego dnia kupić pięć plasterków szynki. To się nazywa ekonomiczna wolność. To się nazywa być, a nie mieć. To także najlepsza recenzja dla profesora Balcerowicza. Nie ma wątpliwości co do tego, że ona sama jest na tym świecie po to, aby przekazać nam jego szlachetną, mądrą i - co najważniejsze - niezagraconą wizję.
Harpią 2004 zostaje także Kazimiera Szczuka - nie za to, że jako pierwsza na taką skalę spopularyzowała w telewizji aparat na zęby, nie dlatego, że w ramach równouprawnienia pocałowała jednego z telewizyjnych dyrektorów w rękę, i nie dlatego, że wyskakując z "Pegaza", gdzie indziej przyłapuje innych na niewiedzy. Również nie za swoje, komentowane nawet na tych łamach, gafy, ale za to, że jest młodą kobietą, która swoją niepokorą, niezgodą na obyczajową głupotę i zaangażowaniem w to, o czym mówi i jak mówi, sprawia, że feminizm staje się u nas pojęciem publicznie dyskutowanym. Dodała więc do niego to, czego do tej pory bały się, jak diabeł święconej wody, feministki - komercję. Poza tym naprawdę zna się na literaturze. Kocha książki. Wystarczy. Harpia 2004 to także Nelly Rokita. Kobieta fascynująca swoim życiorysem i porywająca siłą argumentacji. Udało się jej z prawdziwie emocjonalnym rozmachem wcielić w życie to, co naprawdę trudne - dwukulturowość. W jakimś sensie nawet trójkulturowość. Być może dlatego tej Europejce z krwi i kości chce się jeździć po polskich prowincjonalnych miasteczkach i zachęcać tamtejsze kobiety do aktywności. Gdyby nosiła nad głową sztandar, to hasło na nim brzmiałoby: jeśli nie jesteś zadowolona z życia, to jej zmień. Taka Harpia. Nie przysłonił jej mężowski cień, a ona sama - jeśli tylko zechce - wyrośnie na rasowego polityka. Uważajcie, panowie. Wspierajmy i nie wyrywajmy skrzydeł Harpiom przynajmniej do czasu, gdy one same w swojej powszechności będą już niezauważalne.
Ta metafora implikuje jednak pytanie natury zasadniczej: dlaczego piranie nie znoszą harpii? Dlaczego w awersji do nich tak chętnie wykorzystują niejednego mężczyznę i jego szowinistyczne lęki? Chcesz z nią być, jak możesz wytrzymać z taką harpią feministką? Weźmie cię pod pantofel, zniszczy ci życie. Należy więc podcinać im skrzydła, niech nie demoralizują innych kobiet przeświadczeniem, że te nie powinny bać się odpowiedzialności za własne życie.
Rok temu, o tym samym czasie pisałam, że być może już wkrótce solidarność między kobietami będziemy zauważali w jej powszechności, a nie w jej braku. Żeby jednak tak się stało, zwłaszcza u nas, nadal potrzebne są liderki. Mądre, intuicyjne, zaczepne i niestrachliwe. Aktywne, odzywające się, gdy potrzeba, i to na wybrany przez siebie temat. Po raz siódmy "Druga płeć" ma zaszczyt właśnie takim kobietom - i nic to, że symbolicznie i na odległość - wręczyć Harpie 2004. W tym roku tytuł ten przypada niezwykłej aktorce i niezwyczajnemu człowiekowi Krystynie Feldman. I to nie tylko za wspaniałą kreację, jaką stworzyła, wcielając się w postać Nikifora Krynickiego i inne wybitne role. Nie za swoją żywotność i sympatię, jaką się cieszy. Ale za swój imponujący stosunek do rzeczywistości. Za efektowne zrobienie użytku z czasów transformacji. Jej teoria braku sensu posiadania lodówki: dlaczego mam się jej podporządkować i dawać tyranizować, skoro nie żyję już w czasach, w których trzeba zamrażać całego cielaka. Wystarczy każdego dnia kupić pięć plasterków szynki. To się nazywa ekonomiczna wolność. To się nazywa być, a nie mieć. To także najlepsza recenzja dla profesora Balcerowicza. Nie ma wątpliwości co do tego, że ona sama jest na tym świecie po to, aby przekazać nam jego szlachetną, mądrą i - co najważniejsze - niezagraconą wizję.
Harpią 2004 zostaje także Kazimiera Szczuka - nie za to, że jako pierwsza na taką skalę spopularyzowała w telewizji aparat na zęby, nie dlatego, że w ramach równouprawnienia pocałowała jednego z telewizyjnych dyrektorów w rękę, i nie dlatego, że wyskakując z "Pegaza", gdzie indziej przyłapuje innych na niewiedzy. Również nie za swoje, komentowane nawet na tych łamach, gafy, ale za to, że jest młodą kobietą, która swoją niepokorą, niezgodą na obyczajową głupotę i zaangażowaniem w to, o czym mówi i jak mówi, sprawia, że feminizm staje się u nas pojęciem publicznie dyskutowanym. Dodała więc do niego to, czego do tej pory bały się, jak diabeł święconej wody, feministki - komercję. Poza tym naprawdę zna się na literaturze. Kocha książki. Wystarczy. Harpia 2004 to także Nelly Rokita. Kobieta fascynująca swoim życiorysem i porywająca siłą argumentacji. Udało się jej z prawdziwie emocjonalnym rozmachem wcielić w życie to, co naprawdę trudne - dwukulturowość. W jakimś sensie nawet trójkulturowość. Być może dlatego tej Europejce z krwi i kości chce się jeździć po polskich prowincjonalnych miasteczkach i zachęcać tamtejsze kobiety do aktywności. Gdyby nosiła nad głową sztandar, to hasło na nim brzmiałoby: jeśli nie jesteś zadowolona z życia, to jej zmień. Taka Harpia. Nie przysłonił jej mężowski cień, a ona sama - jeśli tylko zechce - wyrośnie na rasowego polityka. Uważajcie, panowie. Wspierajmy i nie wyrywajmy skrzydeł Harpiom przynajmniej do czasu, gdy one same w swojej powszechności będą już niezauważalne.
Więcej możesz przeczytać w 52/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.