Europa nie pozwala się bogacić - dlatego przegrywa z nowoczesnym światem, jak przed wiekami Chiny mandarynów Jeszcze niedawno wierzyliśmy, że główna walka na świecie odbywa się między pierwszym światem - rozwiniętych krajów kapitalistycznych, rozrzuconych głównie po obu stronach Atlantyku - oraz drugim światem - zdominowanym przez Związek Sowiecki blokiem krajów komunistycznych. Trzeci świat stanowiła grupa ambitnych krajów rozwijających się, które nie miały ochoty przyłączyć się ani do jednej, ani do drugiej strony. Dziś wiemy, że było to nieporozumienie. Od kilkuset lat, czyli od rozpoczęcia podróży morskich, które pozwoliły na nawiązanie bezpośrednich kontaktów między kontynentami, historia światowej gospodarki to historia walki między prawdziwymi trzema światami. Pierwszy to Stary Świat, czyli Europa. Drugi to Nowy Świat, czyli Ameryka. Wreszcie trzeci to świat Wschodu - Chiny, Japonia oraz inne kraje Azji Południowo-Wschodniej. Między tymi trzema światami przez ostatnie dwieście lat toczyła się nieustanna wojna o dominację w globalnej gospodarce. Toczy się ona nadal i będzie się toczyć w przyszłości.
Kiedy europejscy żeglarze dotarli na Daleki Wschód, zastali tam państwa znacznie potężniejsze od własnych, prawdziwe demograficzne i gospodarcze kolosy. Ich przemysł, wielokrotnie silniejszy od europejskiego, wytwarzał produkty o najwyższej jakości. Stary Świat nie miał towarów, które można by eksportować na wyrafinowane rynki Wschodu. Nie mając nic do sprzedania, europejscy kupcy musieli się zadowalać importem, za który płacili gotówką.
O ile w kontaktach z Azją Europejczycy mogli się nabawić kompleksu niższości, o tyle w Nowym Świecie natrafili na ludy znacznie gorzej od nich zorganizowane i łatwe do podboju. Do Europy popłynęła rzeka zrabowanego srebra. Jednocześnie do Ameryki zaczął płynąć cienki strumyczek europejskich emigrantów. Ubodzy, prostolinijni osadnicy pokłócili się w końcu z nadmiernie pazerną brytyjską administracją i po kilkuletniej wojnie zdołali się jej pozbyć. Tak właśnie powstały Stany Zjednoczone.
PIERWSZE STARCIE: lata 1800-1900
Przez kolejne trzysta lat sytuacja Europy powoli się poprawiała. Mimo to w 1800 r. świat Wschodu (Chiny, Japonia i Korea) wytwarzał nadal 37 proc. produkcji przemysłowej globu, Stary Świat (obszar dzisiejszej Unii Europejskiej) - około 23 proc., a Nowy Świat (Stany Zjednoczone) - niespełna 1 proc. Ludność Wschodu była trzykrotnie liczniejsza niż Starego Świata, a PKB na mieszkańca, choć o połowę mniejszy, dawał się porównać z uboższymi krajami Europy. W Nowym Świecie PKB per capita był wprawdzie wyższy, ale liczba ludności była śmiesznie mała - sto razy mniejsza niż w krajach Wschodu.
Mimo że Wschód nadal miał przewagę pod względem wielkości rynku, przemysł europejski zaczynał już dominować w zakresie wydajności i technologii. Maszyna parowa stała się cudowną bronią Europy w walce z konkurencją. Konkurencję zwalczano jednak i mniej uczciwymi narzędziami. Kiedy Chiny próbowały zakazać importu opium, handlujący narkotykiem brytyjscy kupcy wezwali na pomoc wojsko. W końcu zmusili rząd w Pekinie do zgody nie tylko na nieograniczony import opium, ale i ogromne koncesje dla swego eksportu przemysłowego. Aby zaś Chińczycy lepiej zapamiętali europejski styl prowadzenia biznesu, wojska anglo-francuskie spaliły cesarski Pałac Letni pod Pekinem. Podobny manewr zastosował w Japonii naśladujący Europejczyków amerykański komandor Matthew Galbraith Perry, grożąc zbombardowaniem Tokio i wymuszając ograniczenie do minimum ceł importowych.
Nowe idee rozprzestrzeniające się w zachodniej Europie doprowadziły do demontażu struktur społeczeństwa feudalnego. Powstały warunki do rozwoju rynku i przedsiębiorczości, do akumulacji przez prywatnych ludzi bogactwa, do badań naukowych i postępu technicznego. Cóż z tego, że sporą część z urządzeń wymyślonych w XVIII wieku przez Europejczyków chińscy uczeni i rzemieślnicy znali od kilkuset lat, skoro w feudalnych Chinach cuda te mogły co najwyżej służyć za zabawki dworskich dostojników? W Europie były one komercjalizowane i zaprzęgane do produkcji. Prawo dobrze chroniło prywatną własność, gwarantując możliwość bezpiecznego oszczędzania i inwestowania, oraz dawało obywatelom swobodę myśli, działalności i wypowiedzi, a państwo zapewniało skuteczny wymiar sprawiedliwości oraz stabilny pieniądz.
Podczas gdy Europa przeżywała błyskawiczny rozwój, dokładnie odwrotne rzeczy działy się na Dalekim Wschodzie. Jeszcze w 1800 r. Chiny wytwarzały około jednej trzeciej światowej produkcji przemysłowej, ale następne kilkadziesiąt lat było okresem ich upadku. Chińczycy, którzy wieleset lat przed Europejczykami odkryli i proch, i papier, i zegary, i wiele innych kluczowych wynalazków, żyli w kraju coraz bardziej technologicznie zacofanym i ubogim. Papierowy i miedziany pieniądz był pozbawiony wartości, a nad jego emisją nikt nie panował. Drogi i mosty były w katastrofalnym stanie, a w każdym mieście używano innego systemu wag i miar. Rządzone przez mandarynów państwo zajmowało się głównie tym, aby nie pozwolić nikomu się wzbogacić, ręcznie ingerowało w gospodarkę, miało w pogardzie przemysł i handel, a za jedyne godne zajęcie uznawało rolnictwo.
Zupełnie inaczej było w Stanach Zjednoczonych. Likwidacja wszelkich przeszkód dla przedsiębiorczości w połączeniu z ogromnymi zasobami kraju i masowym napływem europejskich imigrantów zaowocowała w drugiej połowie XIX wieku błyskawicznym rozwojem gospodarczym. Jego symbolem były transkontynentalne linie kolejowe, zbudowane wysiłkiem prywatnych inwestorów. W 1800 r. przemysł amerykański jeszcze właściwie nie istniał. Około roku 1890 Stany Zjednoczone zdystansowały dotychczasowego lidera - Wielką Brytanię - i stały się największym mocarstwem przemysłowym świata.
DRUGIE STARCIE: lata 1900-1950
W 1900 r. Europa dominowała nad światem. W poprzednim stuleciu zdeklasowała i podporządkowała sobie Azję, choć pod koniec wieku coraz silniej czuła na plecach oddech ścigającej ją Ameryki. W walce trzech światów role się odwróciły. Europa wytwarzała już 53 proc. globalnej produkcji przemysłowej, USA - 24 proc., a udział Dalekiego Wschodu spadł do 9 proc. Ludność Wschodu była nadal najliczniejsza, ale poziom jej życia stał się rozpaczliwie niski w porównaniu z Europą i Ameryką. PKB na mieszkańca Nowego Świata był już niemal dwukrotnie wyższy niż w Starym Świecie. Gdyby nie znacznie jeszcze mniejsza liczba ludności, USA mogłyby już wyprzedzić Europę jako największy rynek świata. Wszystko było tam imponujące i wspaniałe.
Stary Świat w 1900 r. ciągle był potęgą. Spośród 30 Nagród Nobla w dziedzinie nauk ścisłych, przyznanych w latach 1901-1910, aż 29 trafiło do uczonych z Europy, a tylko jedna do uczonego z USA. W dziedzinie wynalazczości Nowy Świat zaczynał wszak deptać po piętach staremu, a odkrywcy - Edison, Ford czy Bell - byli zapowiedzią zbliżającego się końca europejskiej dominacji.
Czynnikiem, który zakończył dominację Europy, było jednak coś znacznie prostszego: zbiorowe samobójstwo, które dwukrotnie popełniły narody Starego Świata, tocząc rujnujące kontynent wojny światowe. Około 1950 r., po zakończeniu orgii zniszczeń, PKB na mieszkańca Starego Świata spadł do 45 proc. poziomu amerykańskiego, a Stany Zjednoczone stały się największą potęgą finansową, gospodarczą, polityczną i militarną globu.
Losy krajów Dalekiego Wschodu potoczyły się równie źle. Chiny, Japonia i Korea po wieloletniej wojnie znalazły się na dnie nędzy, a w pierwszej połowie XX wieku miliony ludzi zmarło tam po prostu z głodu. PKB na mieszkańca w świecie Wschodu wyniósł w 1950 r. około 7 proc. tego co w USA. Szarpany wojnami domowymi region zdawał się skazany na wieczną poniewierkę.
TRZECIE STARCIE: lata 1950-1980
W 1950 r. Nowy Świat zyskał więc niemal absolutną dominację nad dwoma pozostałymi. Był najbogatszy, najbardziej produktywny, najsilniejszy i najwspanialszy. Przyciągał jak magnes wynalazców i uczonych z całego świata, szybko deklasując Europę w dziedzinie potencjału naukowego. Stany Zjednoczone przekształciły się w prawdziwą "fabrykę świata", wytwarzającą niemal połowę globalnej produkcji przemysłowej, a amerykański dolar stał się kręgosłupem globalnego systemu finansowego. Dominacji gospodarczej i politycznej towarzyszyła również kulturowa: wkrótce cały świat słuchał Elvisa i oglądał filmy z Johnem Wayne`em.
W latach 1950-1980 przewaga Nowego Świata zaczęła się jednak wyraźnie zmniejszać. Europa - a przynajmniej ta jej część, która nie znajdowała się pod władzą komunistów - po raz pierwszy od ponad tysiąca lat zjednoczyła się, tworząc wspólny rynek. Postęp nie był tak szybki, jak by się tego chciało, ale w ciągu kolejnych lat Staremu Światu udało się odnieść gospodarczy sukces. PKB na mieszkańca wzrósł niemal do 65 proc. poziomu amerykańskiego. Powstał nowoczesny, zdolny do konkurowania na światowych rynkach przemysł, niemieckie mercedesy stały się najbardziej pożądanymi przez Amerykanów samochodami, francusko-brytyjskie concordy pierwsze przewiozły pasażerów z prędkością dźwięku, a francuscy i włoscy styliści opanowali rynek towarów luksusowych.
W tym samym czasie w świecie Wschodu nastąpiło pęknięcie. Te kraje, w których można było rozwijać prywatną przedsiębiorczość, handel i eksport, zaczęły odnosić sukcesy. Japonia w ciągu jednej generacji awansowała do grona najlepiej rozwiniętych krajów globu, zalewając cały świat swoimi samochodami i elektroniką - początkowo tanią i lichą, z czasem symbolizującą najwyższą jakość - i wpędzając Stany Zjednoczone w stany lękowe. W ślad za nią podążyli i inni - Korea Południowa, Tajwan, Singapur. Z kolei te kraje, które znalazły się pod władzą komunistów - przede wszystkim Chiny - przeżywały okres gospodarczych kłopotów i stagnacji, czemu nie mogły zaradzić nawet dekretowane przez partię programy "wielkich skoków".
CZWARTE STARCIE: lata 1980-2004
Wreszcie nastąpiło starcie czwarte - i na razie ostatnie. Stany Zjednoczone pod przywództwem Ronalda Reagana otrząsnęły się z marazmu, odniosły ostateczne zwycięstwo nad komunizmem i ponownie weszły na ścieżkę szybkiego rozwoju gospodarczego. Wielkie koncerny z entuzjazmem rzuciły się w wir globalizacji. Bary McDonald`s rozpełzły się po wszystkich kontynentach, a w ślad za nimi ruszyły butelki coca-coli, oddziały Citibanku i bohaterowie filmów Disneya. Kiedy tylko na świecie doszło do rewolucji technologicznej, związanej głównie z rozwojem technologii informatycznych, amerykańskie przedsiębiorstwa natychmiast zasmakowały w nowej gospodarce. Znakomicie funkcjonujące, najbardziej konkurencyjne rynki usług stały się chyba największym sprzymierzeńcem Nowego Świata w ponownej walce o prymat w światowej lidze gospodarczej. W ciągu ostatnich kilkunastu lat Stany Zjednoczone całkowicie wyleczyły się z depresji.
Stary Świat po okresie rozwoju i entuzjazmu zaczął podupadać pod względem gospodarczym. W latach 90. XX wieku PKB na mieszkańca w Europie ustabilizował się na poziomie nieco ponad 60 proc. notowanego w USA. Europa nagle odkryła swoją słabość w dziedzinie technologii, rosnące problemy demograficzne, spadającą przedsiębiorczość i niesprawnie działające rynki usług.
Inną ofiarą lat 90. była Japonia, która przeżywała w tym okresie permanentną recesję. To jednak nie Japonia dyktuje w ostatnich kilkunastu latach obraz świata Wschodu. Do światowej ligi gospodarczej ponownie wrócił wielki nieobecny - Chiny, które - mimo formalnego zachowania komunistycznego systemu politycznego - dzięki liberalnym reformom zaczęły coraz bardziej przypominać gospodarkę rynkową. Błyskawiczne tempo wzrostu PKB (około 9 proc. od 1990 r., jeśli wierzyć chińskim statystykom) uczyniło z Chin prawdziwego smoka światowej gospodarki, przyciągającego jak magnes amerykańskie i europejskie inwestycje i zalewającego świat swoimi towarami.
Role gospodarcze trzech światów ponownie zaczęły się zmieniać. Świat Wschodu jest nadal najuboższy, ale za to rozwija się najszybciej. Z kolei Stary Świat nie bardzo sobie radzi w starciu z Ameryką. Około 2000 r. udziały trzech światów w globalnej produkcji przemysłowej i globalnym PKB zbliżyły się do siebie.
XXI wiek - więdnąca Europa
Trudno prognozować, co się stanie w przyszłości. Prosta ekstrapolacja trendów wskazywałaby na to, że Daleki Wschód szybko zajmie pierwsze miejsce w globalnym wyścigu, a Stary Świat ulegnie dalszej degradacji. Tyle że trendy się zmieniają, a ekstrapolacja zazwyczaj jest drogą donikąd.
Jakie są mocne i słabe strony trzech światów w nadchodzącym piątym starciu? Świat Wschodu dysponuje oczywiście ogromnymi zasobami taniej siły roboczej (zwłaszcza w Chinach). Wykształcenie społeczeństwa jest oczywiście niższe niż w dwóch pozostałych światach, ale za to koszt pracy (5-7 proc. kosztów w Europie i USA) rekompensuje wszelkie niedostatki. Jeśli wydajność pracy będzie rosła w dotychczasowym tempie, Wschód stanie się wkrótce również największym rynkiem świata. Nie wszystko jest jednak na Wschodzie idealne: sytuacja polityczna i społeczna może jeszcze sprawić wiele niespodzianek, a relatywnie niski potencjał naukowo-techniczny oraz obciążenie gospodarki chińskiej nieefektywnymi państwowymi przedsiębiorstwami może wyhamować jej dynamikę.
Nowy Świat dysponuje przede wszystkim fantastycznym potencjałem naukowym i technologicznym (dwie trzecie Nagród Nobla w dziedzinie nauk ścisłych trafiło w ostatnim dziesięcioleciu do uczonych z USA, niespełna jedna trzecia do Europy, a zaledwie jedna nagroda na Daleki Wschód). Siłą gospodarki amerykańskiej są też jej przedsiębiorcy: rzutcy, elastyczni, znakomicie dostosowujący się do wyzwań współczesnego świata. Niskie podatki, sprawny rząd i znakomicie funkcjonujące rynki usług to kolejne atuty Nowego Świata. Są jednak i zagrożenia. Głównym jest to, że zadowoleni z życia Amerykanie po prostu zapomnieli, co to znaczy oszczędzanie, i w praktyce od ćwierć wieku żyją na koszt innych, coraz bardziej się zapożyczając.
W najgorszej sytuacji wydaje się znajdować Stary Świat (do którego należymy również my). Europa nie jest ani tak wydajna, nowoczesna i przedsiębiorcza jak Ameryka, ani tak tania i pracowita jak Chiny. Ma ogromne problemy strukturalne i musi stawić czoło niekorzystnym trendom demograficznym. Stary Świat po prostu się starzeje, a jednocześnie nie potrafi absorbować imigrantów tak łatwo jak USA. Europejskie państwo zabija przedsiębiorczość nadmiernymi podatkami, ale nie bardzo umie je zmniejszyć, bo wtedy nie potrafiłoby spełnić oczekiwań socjalnych swoich obywateli. Słowem, Europa musi odnaleźć swój sposób na rozwój, jeśli nie chce ponieść klęski w wojnie światów. Ma także swoje atuty, w tym zwłaszcza różnorodność i bogactwo kulturowe, które - dobrze wykorzystane - powinno promować innowacyjność i otwartość na procesy globalizacji.
Wojna toczy się nadal, a wynik jest nieznany.
O ile w kontaktach z Azją Europejczycy mogli się nabawić kompleksu niższości, o tyle w Nowym Świecie natrafili na ludy znacznie gorzej od nich zorganizowane i łatwe do podboju. Do Europy popłynęła rzeka zrabowanego srebra. Jednocześnie do Ameryki zaczął płynąć cienki strumyczek europejskich emigrantów. Ubodzy, prostolinijni osadnicy pokłócili się w końcu z nadmiernie pazerną brytyjską administracją i po kilkuletniej wojnie zdołali się jej pozbyć. Tak właśnie powstały Stany Zjednoczone.
PIERWSZE STARCIE: lata 1800-1900
Przez kolejne trzysta lat sytuacja Europy powoli się poprawiała. Mimo to w 1800 r. świat Wschodu (Chiny, Japonia i Korea) wytwarzał nadal 37 proc. produkcji przemysłowej globu, Stary Świat (obszar dzisiejszej Unii Europejskiej) - około 23 proc., a Nowy Świat (Stany Zjednoczone) - niespełna 1 proc. Ludność Wschodu była trzykrotnie liczniejsza niż Starego Świata, a PKB na mieszkańca, choć o połowę mniejszy, dawał się porównać z uboższymi krajami Europy. W Nowym Świecie PKB per capita był wprawdzie wyższy, ale liczba ludności była śmiesznie mała - sto razy mniejsza niż w krajach Wschodu.
Mimo że Wschód nadal miał przewagę pod względem wielkości rynku, przemysł europejski zaczynał już dominować w zakresie wydajności i technologii. Maszyna parowa stała się cudowną bronią Europy w walce z konkurencją. Konkurencję zwalczano jednak i mniej uczciwymi narzędziami. Kiedy Chiny próbowały zakazać importu opium, handlujący narkotykiem brytyjscy kupcy wezwali na pomoc wojsko. W końcu zmusili rząd w Pekinie do zgody nie tylko na nieograniczony import opium, ale i ogromne koncesje dla swego eksportu przemysłowego. Aby zaś Chińczycy lepiej zapamiętali europejski styl prowadzenia biznesu, wojska anglo-francuskie spaliły cesarski Pałac Letni pod Pekinem. Podobny manewr zastosował w Japonii naśladujący Europejczyków amerykański komandor Matthew Galbraith Perry, grożąc zbombardowaniem Tokio i wymuszając ograniczenie do minimum ceł importowych.
Nowe idee rozprzestrzeniające się w zachodniej Europie doprowadziły do demontażu struktur społeczeństwa feudalnego. Powstały warunki do rozwoju rynku i przedsiębiorczości, do akumulacji przez prywatnych ludzi bogactwa, do badań naukowych i postępu technicznego. Cóż z tego, że sporą część z urządzeń wymyślonych w XVIII wieku przez Europejczyków chińscy uczeni i rzemieślnicy znali od kilkuset lat, skoro w feudalnych Chinach cuda te mogły co najwyżej służyć za zabawki dworskich dostojników? W Europie były one komercjalizowane i zaprzęgane do produkcji. Prawo dobrze chroniło prywatną własność, gwarantując możliwość bezpiecznego oszczędzania i inwestowania, oraz dawało obywatelom swobodę myśli, działalności i wypowiedzi, a państwo zapewniało skuteczny wymiar sprawiedliwości oraz stabilny pieniądz.
Podczas gdy Europa przeżywała błyskawiczny rozwój, dokładnie odwrotne rzeczy działy się na Dalekim Wschodzie. Jeszcze w 1800 r. Chiny wytwarzały około jednej trzeciej światowej produkcji przemysłowej, ale następne kilkadziesiąt lat było okresem ich upadku. Chińczycy, którzy wieleset lat przed Europejczykami odkryli i proch, i papier, i zegary, i wiele innych kluczowych wynalazków, żyli w kraju coraz bardziej technologicznie zacofanym i ubogim. Papierowy i miedziany pieniądz był pozbawiony wartości, a nad jego emisją nikt nie panował. Drogi i mosty były w katastrofalnym stanie, a w każdym mieście używano innego systemu wag i miar. Rządzone przez mandarynów państwo zajmowało się głównie tym, aby nie pozwolić nikomu się wzbogacić, ręcznie ingerowało w gospodarkę, miało w pogardzie przemysł i handel, a za jedyne godne zajęcie uznawało rolnictwo.
Zupełnie inaczej było w Stanach Zjednoczonych. Likwidacja wszelkich przeszkód dla przedsiębiorczości w połączeniu z ogromnymi zasobami kraju i masowym napływem europejskich imigrantów zaowocowała w drugiej połowie XIX wieku błyskawicznym rozwojem gospodarczym. Jego symbolem były transkontynentalne linie kolejowe, zbudowane wysiłkiem prywatnych inwestorów. W 1800 r. przemysł amerykański jeszcze właściwie nie istniał. Około roku 1890 Stany Zjednoczone zdystansowały dotychczasowego lidera - Wielką Brytanię - i stały się największym mocarstwem przemysłowym świata.
DRUGIE STARCIE: lata 1900-1950
W 1900 r. Europa dominowała nad światem. W poprzednim stuleciu zdeklasowała i podporządkowała sobie Azję, choć pod koniec wieku coraz silniej czuła na plecach oddech ścigającej ją Ameryki. W walce trzech światów role się odwróciły. Europa wytwarzała już 53 proc. globalnej produkcji przemysłowej, USA - 24 proc., a udział Dalekiego Wschodu spadł do 9 proc. Ludność Wschodu była nadal najliczniejsza, ale poziom jej życia stał się rozpaczliwie niski w porównaniu z Europą i Ameryką. PKB na mieszkańca Nowego Świata był już niemal dwukrotnie wyższy niż w Starym Świecie. Gdyby nie znacznie jeszcze mniejsza liczba ludności, USA mogłyby już wyprzedzić Europę jako największy rynek świata. Wszystko było tam imponujące i wspaniałe.
Stary Świat w 1900 r. ciągle był potęgą. Spośród 30 Nagród Nobla w dziedzinie nauk ścisłych, przyznanych w latach 1901-1910, aż 29 trafiło do uczonych z Europy, a tylko jedna do uczonego z USA. W dziedzinie wynalazczości Nowy Świat zaczynał wszak deptać po piętach staremu, a odkrywcy - Edison, Ford czy Bell - byli zapowiedzią zbliżającego się końca europejskiej dominacji.
Czynnikiem, który zakończył dominację Europy, było jednak coś znacznie prostszego: zbiorowe samobójstwo, które dwukrotnie popełniły narody Starego Świata, tocząc rujnujące kontynent wojny światowe. Około 1950 r., po zakończeniu orgii zniszczeń, PKB na mieszkańca Starego Świata spadł do 45 proc. poziomu amerykańskiego, a Stany Zjednoczone stały się największą potęgą finansową, gospodarczą, polityczną i militarną globu.
Losy krajów Dalekiego Wschodu potoczyły się równie źle. Chiny, Japonia i Korea po wieloletniej wojnie znalazły się na dnie nędzy, a w pierwszej połowie XX wieku miliony ludzi zmarło tam po prostu z głodu. PKB na mieszkańca w świecie Wschodu wyniósł w 1950 r. około 7 proc. tego co w USA. Szarpany wojnami domowymi region zdawał się skazany na wieczną poniewierkę.
TRZECIE STARCIE: lata 1950-1980
W 1950 r. Nowy Świat zyskał więc niemal absolutną dominację nad dwoma pozostałymi. Był najbogatszy, najbardziej produktywny, najsilniejszy i najwspanialszy. Przyciągał jak magnes wynalazców i uczonych z całego świata, szybko deklasując Europę w dziedzinie potencjału naukowego. Stany Zjednoczone przekształciły się w prawdziwą "fabrykę świata", wytwarzającą niemal połowę globalnej produkcji przemysłowej, a amerykański dolar stał się kręgosłupem globalnego systemu finansowego. Dominacji gospodarczej i politycznej towarzyszyła również kulturowa: wkrótce cały świat słuchał Elvisa i oglądał filmy z Johnem Wayne`em.
W latach 1950-1980 przewaga Nowego Świata zaczęła się jednak wyraźnie zmniejszać. Europa - a przynajmniej ta jej część, która nie znajdowała się pod władzą komunistów - po raz pierwszy od ponad tysiąca lat zjednoczyła się, tworząc wspólny rynek. Postęp nie był tak szybki, jak by się tego chciało, ale w ciągu kolejnych lat Staremu Światu udało się odnieść gospodarczy sukces. PKB na mieszkańca wzrósł niemal do 65 proc. poziomu amerykańskiego. Powstał nowoczesny, zdolny do konkurowania na światowych rynkach przemysł, niemieckie mercedesy stały się najbardziej pożądanymi przez Amerykanów samochodami, francusko-brytyjskie concordy pierwsze przewiozły pasażerów z prędkością dźwięku, a francuscy i włoscy styliści opanowali rynek towarów luksusowych.
W tym samym czasie w świecie Wschodu nastąpiło pęknięcie. Te kraje, w których można było rozwijać prywatną przedsiębiorczość, handel i eksport, zaczęły odnosić sukcesy. Japonia w ciągu jednej generacji awansowała do grona najlepiej rozwiniętych krajów globu, zalewając cały świat swoimi samochodami i elektroniką - początkowo tanią i lichą, z czasem symbolizującą najwyższą jakość - i wpędzając Stany Zjednoczone w stany lękowe. W ślad za nią podążyli i inni - Korea Południowa, Tajwan, Singapur. Z kolei te kraje, które znalazły się pod władzą komunistów - przede wszystkim Chiny - przeżywały okres gospodarczych kłopotów i stagnacji, czemu nie mogły zaradzić nawet dekretowane przez partię programy "wielkich skoków".
CZWARTE STARCIE: lata 1980-2004
Wreszcie nastąpiło starcie czwarte - i na razie ostatnie. Stany Zjednoczone pod przywództwem Ronalda Reagana otrząsnęły się z marazmu, odniosły ostateczne zwycięstwo nad komunizmem i ponownie weszły na ścieżkę szybkiego rozwoju gospodarczego. Wielkie koncerny z entuzjazmem rzuciły się w wir globalizacji. Bary McDonald`s rozpełzły się po wszystkich kontynentach, a w ślad za nimi ruszyły butelki coca-coli, oddziały Citibanku i bohaterowie filmów Disneya. Kiedy tylko na świecie doszło do rewolucji technologicznej, związanej głównie z rozwojem technologii informatycznych, amerykańskie przedsiębiorstwa natychmiast zasmakowały w nowej gospodarce. Znakomicie funkcjonujące, najbardziej konkurencyjne rynki usług stały się chyba największym sprzymierzeńcem Nowego Świata w ponownej walce o prymat w światowej lidze gospodarczej. W ciągu ostatnich kilkunastu lat Stany Zjednoczone całkowicie wyleczyły się z depresji.
Stary Świat po okresie rozwoju i entuzjazmu zaczął podupadać pod względem gospodarczym. W latach 90. XX wieku PKB na mieszkańca w Europie ustabilizował się na poziomie nieco ponad 60 proc. notowanego w USA. Europa nagle odkryła swoją słabość w dziedzinie technologii, rosnące problemy demograficzne, spadającą przedsiębiorczość i niesprawnie działające rynki usług.
Inną ofiarą lat 90. była Japonia, która przeżywała w tym okresie permanentną recesję. To jednak nie Japonia dyktuje w ostatnich kilkunastu latach obraz świata Wschodu. Do światowej ligi gospodarczej ponownie wrócił wielki nieobecny - Chiny, które - mimo formalnego zachowania komunistycznego systemu politycznego - dzięki liberalnym reformom zaczęły coraz bardziej przypominać gospodarkę rynkową. Błyskawiczne tempo wzrostu PKB (około 9 proc. od 1990 r., jeśli wierzyć chińskim statystykom) uczyniło z Chin prawdziwego smoka światowej gospodarki, przyciągającego jak magnes amerykańskie i europejskie inwestycje i zalewającego świat swoimi towarami.
Role gospodarcze trzech światów ponownie zaczęły się zmieniać. Świat Wschodu jest nadal najuboższy, ale za to rozwija się najszybciej. Z kolei Stary Świat nie bardzo sobie radzi w starciu z Ameryką. Około 2000 r. udziały trzech światów w globalnej produkcji przemysłowej i globalnym PKB zbliżyły się do siebie.
XXI wiek - więdnąca Europa
Trudno prognozować, co się stanie w przyszłości. Prosta ekstrapolacja trendów wskazywałaby na to, że Daleki Wschód szybko zajmie pierwsze miejsce w globalnym wyścigu, a Stary Świat ulegnie dalszej degradacji. Tyle że trendy się zmieniają, a ekstrapolacja zazwyczaj jest drogą donikąd.
Jakie są mocne i słabe strony trzech światów w nadchodzącym piątym starciu? Świat Wschodu dysponuje oczywiście ogromnymi zasobami taniej siły roboczej (zwłaszcza w Chinach). Wykształcenie społeczeństwa jest oczywiście niższe niż w dwóch pozostałych światach, ale za to koszt pracy (5-7 proc. kosztów w Europie i USA) rekompensuje wszelkie niedostatki. Jeśli wydajność pracy będzie rosła w dotychczasowym tempie, Wschód stanie się wkrótce również największym rynkiem świata. Nie wszystko jest jednak na Wschodzie idealne: sytuacja polityczna i społeczna może jeszcze sprawić wiele niespodzianek, a relatywnie niski potencjał naukowo-techniczny oraz obciążenie gospodarki chińskiej nieefektywnymi państwowymi przedsiębiorstwami może wyhamować jej dynamikę.
Nowy Świat dysponuje przede wszystkim fantastycznym potencjałem naukowym i technologicznym (dwie trzecie Nagród Nobla w dziedzinie nauk ścisłych trafiło w ostatnim dziesięcioleciu do uczonych z USA, niespełna jedna trzecia do Europy, a zaledwie jedna nagroda na Daleki Wschód). Siłą gospodarki amerykańskiej są też jej przedsiębiorcy: rzutcy, elastyczni, znakomicie dostosowujący się do wyzwań współczesnego świata. Niskie podatki, sprawny rząd i znakomicie funkcjonujące rynki usług to kolejne atuty Nowego Świata. Są jednak i zagrożenia. Głównym jest to, że zadowoleni z życia Amerykanie po prostu zapomnieli, co to znaczy oszczędzanie, i w praktyce od ćwierć wieku żyją na koszt innych, coraz bardziej się zapożyczając.
W najgorszej sytuacji wydaje się znajdować Stary Świat (do którego należymy również my). Europa nie jest ani tak wydajna, nowoczesna i przedsiębiorcza jak Ameryka, ani tak tania i pracowita jak Chiny. Ma ogromne problemy strukturalne i musi stawić czoło niekorzystnym trendom demograficznym. Stary Świat po prostu się starzeje, a jednocześnie nie potrafi absorbować imigrantów tak łatwo jak USA. Europejskie państwo zabija przedsiębiorczość nadmiernymi podatkami, ale nie bardzo umie je zmniejszyć, bo wtedy nie potrafiłoby spełnić oczekiwań socjalnych swoich obywateli. Słowem, Europa musi odnaleźć swój sposób na rozwój, jeśli nie chce ponieść klęski w wojnie światów. Ma także swoje atuty, w tym zwłaszcza różnorodność i bogactwo kulturowe, które - dobrze wykorzystane - powinno promować innowacyjność i otwartość na procesy globalizacji.
Wojna toczy się nadal, a wynik jest nieznany.
Więcej możesz przeczytać w 52/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.