Drogi Przyjacielu! Znowu Boże Narodzenie i znowu w mediach te same, jak zawsze w grudniu, opowieści o karpiu, kutii i kluskach z makiem. Kolejne wersje tej samej opowieści, skąd się wzięła choinka i kim był Święty Mikołaj. Tymczasem wciąż pozostaje wiele kwestii nie wyjaśnionych. No i muszę Ci się pochwalić, że udało mi się wygrzebać coś bardzo ciekawego. Czy zastanawiałeś się kiedy, dlaczego tradycyjny post wigilijny ogranicza się jedynie do wstrzemięźliwości w jedzeniu mięsa? I dlaczego episkopat ogłosił, że z punktu widzenia Kościoła żadnego postu nie ma?
Odpowiedź znalazłem w eseju Iwony Święch z Muzeum Etnograficznego w Toruniu, poświęconym wigilijnemu kodowi kulinarnemu. Pisze ona tak: "Uczta ma pojednać wszystkich, także ludzi ze zwierzętami, dlatego z każdej potrawy część odkłada się dla zwierząt domowych, co więcej, na wieczerzę zaprasza się zwierzęta dzikie, na przykład wilki. Trudno w takiej sytuacji, gdy choćby tylko fikcyjnie, ucztują z ludźmi zwierzęta, oczekiwać mięsa na stole. Zrozumiała staje się pozornie nielogiczna jednoczesność postu i ogromnej ilości jedzenia, nazywanie postną kolacji nawet u biedniejszych, złożonej z siedmiu potraw. Post ze swoim brakiem jest dążeniem do śmierci, nie pasuje do uczty, która, jak mówi Michaił Bachtin, zawsze święci triumf życia nad śmiercią. Choć więc kolację wigilijną do dziś nazywamy postną, jest to post jakościowy, dotyczy tylko mięsa".
Z tą liczbą potraw to osobna kwestia. Tradycja szlachecka mówi o 12, motywując to liczbą apostołów albo miesięcy. Z kolei na wsi obowiązkową liczbą była siódemka, z tym że na Kujawach podawano 9 dań. Znam takich, co uważają, że ma być 13. Oczywiście, liczy się to różnie - w biedniejszych domach np. śledź i ziemniaki to były dwa różne dania, choć jedzone razem.
Ale najważniejszy jest spokój i zapach choinki. Żadnych swarów, żadnych stresów. Jeśli przygotowując świąteczne dania, ktoś miałby się męczyć i siać niepokój wśród innych, to już lepiej, by zamówił przez telefon dwanaście pizz, każdą inną, żadnej z mięsem, jedną koniecznie z tuńczykiem. Też może być fajnie, bo bezstresowo.
Jestem przedświątecznie wyluzowany, czego i Tobie serdecznie życzę. A więc Wesołych i Smakowitych Świąt.
Bikont
Choinkowy Wyluzowany
Piotrusiu Drogi!
Jak słusznie zauważyłeś, wigilijne niejedzenie mięsa a religijny post - to dwie różne sprawy. Boże Narodzenie to najradośniejsze z chrześcijańskich świąt, a radość nie jest okazją do powstrzymywania się od jedzenia i picia.
Post jest okazją do umartwiania się, ma przypominać o kruchości ziemskiej egzystencji, Boże Narodzenie zaś daje okazję do zupełnie innych refleksji. Radość z przyjścia na świat Jezusa to też radość z naszej na tym padole łez obecności.
Chrześcijaństwo nieraz zagospodarowywało pierwotne obyczaje i obrzędy. Tak też było z Bożym Narodzeniem, którego dokładnej daty przecież nie znamy. Nałożono je na pogańskie święto zimowego przesilenia, stąd też wiele do dziś kultywowanych bożonarodzeniowych zwyczajów ma swoje korzenie w czasach, gdy słowiańska ludność oddawała kult dębom i wężom. Czyż konieczna obecność na stole maku, grzybów i miodu to nie obyczaj prasłowiański? Nasze praszczury najwyraźniej bratały się wówczas ze zwierzętami, odmawiając sobie w ten wieczór pieczystego, a echo tego odnajdujemy w przekonaniu, że w wigilijną północ zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Zwyczaj jedzenia ryb musiał przyjść później. Sądzę, że zjedzenie w ten wieczór ryby miało udowadniać, że jedzący należy do chrześcijańskiej rodziny, bo przecież ryba to symbol Chrystusa.
Dowód na to, że chrześcijaństwo zagospodarowywało zastane obyczaje, odnajdujemy choćby w tym, że w wielu katolickich krajach zwyczaj wigilijnego niejedzenia mięsa nie istniał. Najwyraźniej pogańscy przodkowie Francuzów czy Hiszpanów nie chodzili w najdłuższą noc w roku do stodółki, by się bratać z krową i wołem. Tam zima nie była dotkliwa, więc radość z faktu, że od jutra każdy dzień będzie dłuższy, mogła być mniejsza.
Jakkolwiek by było, tradycję należy szanować. Dlatego też nie będę w Wigilię piekł indyków ani wołów. Radosną ucztę ograniczę do słodkowodnych ryb, maku, grzybów, miodu i ciast, jedynie w południe posiliwszy się śledziem w śmietanie. Drugim, oprócz ryby, symbolem chrześcijaństwa jest wino, więc i jego na wigilijnym stole zbraknąć nie może. Pamiętam, że właśnie w Wigilię pierwszy raz w życiu go próbowałem. Był u nas taki zwyczaj, że dzieci dostawały odrobinę do kieliszka. Nigdy nie zapomnę tego podniecenia, dzwonka aniołka zwiastującego podłożenie prezentów pod choinką, pierwszego łyka rieslinga, przeciągającej się uczty i poczucia bezpieczeństwa, jakie już chyba nigdy nie wróci.
Dziś sam decyduję, co na stole w tę noc ma się znaleźć. Zmian prawie nie ma. W tym roku zrobię dodatkowo panierowane czapki prawdziwków, takie, jakie kiedyś u Was jadłem. Kapitalny to i rzeczywiście bardzo stary przepis. Przypomniała mi o nim Anna Szałapak, w jej domu to żelazne wigilijne danie. Idę zatem kupić godne prawdziwkowe czapeczkii świątecznie się kłaniam!
Wesołych!
RM
Z tą liczbą potraw to osobna kwestia. Tradycja szlachecka mówi o 12, motywując to liczbą apostołów albo miesięcy. Z kolei na wsi obowiązkową liczbą była siódemka, z tym że na Kujawach podawano 9 dań. Znam takich, co uważają, że ma być 13. Oczywiście, liczy się to różnie - w biedniejszych domach np. śledź i ziemniaki to były dwa różne dania, choć jedzone razem.
Ale najważniejszy jest spokój i zapach choinki. Żadnych swarów, żadnych stresów. Jeśli przygotowując świąteczne dania, ktoś miałby się męczyć i siać niepokój wśród innych, to już lepiej, by zamówił przez telefon dwanaście pizz, każdą inną, żadnej z mięsem, jedną koniecznie z tuńczykiem. Też może być fajnie, bo bezstresowo.
Jestem przedświątecznie wyluzowany, czego i Tobie serdecznie życzę. A więc Wesołych i Smakowitych Świąt.
Bikont
Choinkowy Wyluzowany
Piotrusiu Drogi!
Jak słusznie zauważyłeś, wigilijne niejedzenie mięsa a religijny post - to dwie różne sprawy. Boże Narodzenie to najradośniejsze z chrześcijańskich świąt, a radość nie jest okazją do powstrzymywania się od jedzenia i picia.
Post jest okazją do umartwiania się, ma przypominać o kruchości ziemskiej egzystencji, Boże Narodzenie zaś daje okazję do zupełnie innych refleksji. Radość z przyjścia na świat Jezusa to też radość z naszej na tym padole łez obecności.
Chrześcijaństwo nieraz zagospodarowywało pierwotne obyczaje i obrzędy. Tak też było z Bożym Narodzeniem, którego dokładnej daty przecież nie znamy. Nałożono je na pogańskie święto zimowego przesilenia, stąd też wiele do dziś kultywowanych bożonarodzeniowych zwyczajów ma swoje korzenie w czasach, gdy słowiańska ludność oddawała kult dębom i wężom. Czyż konieczna obecność na stole maku, grzybów i miodu to nie obyczaj prasłowiański? Nasze praszczury najwyraźniej bratały się wówczas ze zwierzętami, odmawiając sobie w ten wieczór pieczystego, a echo tego odnajdujemy w przekonaniu, że w wigilijną północ zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Zwyczaj jedzenia ryb musiał przyjść później. Sądzę, że zjedzenie w ten wieczór ryby miało udowadniać, że jedzący należy do chrześcijańskiej rodziny, bo przecież ryba to symbol Chrystusa.
Dowód na to, że chrześcijaństwo zagospodarowywało zastane obyczaje, odnajdujemy choćby w tym, że w wielu katolickich krajach zwyczaj wigilijnego niejedzenia mięsa nie istniał. Najwyraźniej pogańscy przodkowie Francuzów czy Hiszpanów nie chodzili w najdłuższą noc w roku do stodółki, by się bratać z krową i wołem. Tam zima nie była dotkliwa, więc radość z faktu, że od jutra każdy dzień będzie dłuższy, mogła być mniejsza.
Jakkolwiek by było, tradycję należy szanować. Dlatego też nie będę w Wigilię piekł indyków ani wołów. Radosną ucztę ograniczę do słodkowodnych ryb, maku, grzybów, miodu i ciast, jedynie w południe posiliwszy się śledziem w śmietanie. Drugim, oprócz ryby, symbolem chrześcijaństwa jest wino, więc i jego na wigilijnym stole zbraknąć nie może. Pamiętam, że właśnie w Wigilię pierwszy raz w życiu go próbowałem. Był u nas taki zwyczaj, że dzieci dostawały odrobinę do kieliszka. Nigdy nie zapomnę tego podniecenia, dzwonka aniołka zwiastującego podłożenie prezentów pod choinką, pierwszego łyka rieslinga, przeciągającej się uczty i poczucia bezpieczeństwa, jakie już chyba nigdy nie wróci.
Dziś sam decyduję, co na stole w tę noc ma się znaleźć. Zmian prawie nie ma. W tym roku zrobię dodatkowo panierowane czapki prawdziwków, takie, jakie kiedyś u Was jadłem. Kapitalny to i rzeczywiście bardzo stary przepis. Przypomniała mi o nim Anna Szałapak, w jej domu to żelazne wigilijne danie. Idę zatem kupić godne prawdziwkowe czapeczkii świątecznie się kłaniam!
Wesołych!
RM
Paluchy rybne (podaje Piotr Bikont) |
---|
mrożone ciasto francuskie (ze sklepu), kapusta kiszona, jakieś dobre filety rybne, jajko, trochę oleju (kminek) Kapustę długo dusić (ze trzy kwadranse) na niewielkiej ilości oleju (samo ciasto jest już tłuste, więc lepiej nie przesadzać), aż będzie miękka i zbrązowieje. Można dosypać mielonego kminku, a jeśli kto nie lubi, można w ogóle nie przyprawiać. Rybę rozdrobnić i zmieszać z kapustą. Ciasto rozmrozić i rozwałkować ze dwa razy cieniej. Pokroić w prostokąty. Dłuższy bok niech ma do 20 cm, a krótszy 8-10 cm. Wzdłuż środka ułożyć wałek z farszu. Założyć ciasto na farsz z jednej strony i zwinąć do końca z małą zakładką. Końce zlepić albo założyć do środka - ma powstać długi i możliwie cienki paluch. Jeszcze lepiej, jeśli mamy cienkie paluszki z łososia. Wtedy ich nie rozdrabniamy, tylko przed zwinięciem układamy na kapuście. Ułożyć na blasze, posmarować rozkłóconym jajkiem (można posypać kminkiem) i piec 15-20 min w temperaturze 180 stopni. |
Suszone prawdziwki panierowane (podaje Robert Makłowicz) |
---|
500 g suszonych kapeluszy z dorodnych prawdziwków, pęczek jarzyny - jak do rosołu (z kawałkiem włoskiej kapusty), szklanka mąki, 2 szklanki drobniutkiej bułki tartej, 3 jajka, odrobina wody lub mleka, masło do smażenia, sól, pieprz Grzyby zalać wrzątkiem i moczyć minimum dwie godziny. Dodać obrane jarzyny, posolić, wsypać kilka ziaren pieprzu i gotować na małym ogniu do miękkości (1 godz.). Ugotowane odcedzić (wywar zachować, można go użyć do zupy grzybowej lub barszczu), osączyć, panierować w mące, jajkach rozkłóconych z wodą lub mlekiem, bułce tartej i smażyć z obu stron na maśle. |
Więcej możesz przeczytać w 52/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.