Każdy głupi potrafi wykorzystać globalną hossę - oprzeć się tej pokusie, to jest sztuka
Każdy głupi potrafi wykorzystać globalną hossę - oprzeć się tej pokusie, to jest sztuka
Dlaczego posmarowana masłem kromka prawie zawsze spada na stronę z masłem? Najpopularniejsze tłumaczenie odwołuje się do prawa Murphy'ego. W powszechnie znanej wersji brzmi ono tak: "Jeśli coś może się nie udać, na pewno się nie uda". Obserwując to, co się w Polsce dzieje, można odnieść wrażenie, że prawo to występuje w naszym kraju w bardzo skondensowanej postaci - niczym anomalia grawitacyjna. To nie wina skorumpowanych i nieuczciwych polityków oraz niezbyt pracowitych i nie dość porządnych rodaków, że sporo spraw dzieje się w Polsce źle. To wina prawa Murphy'ego. Nie mogę już patrzeć na bolesne miny polityków, którzy bardzo chcą zwalczać korupcję, nepotyzm czy zwykłe złodziejstwo, ale im się nie udaje. Jak ma się udać, skoro wisi nad nimi prawo Murphy'ego?
Dlaczego akurat Polska stała się ofiarą prawa Murphy'ego?
Z powodu negatywnego mesjanizmu. My to brzemię dźwigamy dla dobra innych. Weźmy polską klasę polityczną: wiele jej się nie udaje, często się upadla, ale robi to po to, żeby społeczeństwo nie musiało się upadlać ("Normalna nienormalność"). Weźmy przeciwników lustracji. Nie chcą, aby ich paskudne sprawki z przeszłości (albo sprawki ich kolegów) brudziły innych, dlatego albo proponują zakopanie teczek bezpieki, albo sami chcą przejrzeć ich zawartość i opracować wnioski (oczywiście budujące) dla ogółu. Skoro piętno prawa Murphy'ego nie pozwoliło się nam uporać z teczkami tak jak Niemcom, Czechom czy Słowakom, pokazujemy innym, że potrafimy żyć z tym brzemieniem.
Niepotrzebnie radzi nam prof. N. Gregory Mankiw, szef zespołu doradców ekonomicznych prezydenta USA, żebyśmy się otrząsnęli z resztek gospodarki socjalistycznej, bo nie będziemy się szybko rozwijać ("Wzrost na piątkę"). Właśnie, że się nie otrząśniemy - żeby inni wiedzieli, ile kosztuje głupota. Niepotrzebnie piętnujemy choroby Unii Europejskiej mogące zabić Europę ("Euroborrellioza"). Sami powinniśmy mieć więcej socjalizmu, antyamerykanizmu, konstytucjomanii czy chłopomanii, bo wtedy nasi starsi bracia w demokracji i dobrobycie być może unikną katastrofy. Wprawdzie bardziej niż my starają się, by do katastrofy doszło, ale ta szczypta altruizmu nam nie zaszkodzi. Nie powinniśmy też w prymitywny sposób wykorzystywać szans, jakie nam stwarza perspektywa co najmniej dziesięcioletniej hossy (cover story tego numeru "Co nas czeka: 2005-2015"). Każdy głupi potrafi wykorzystać globalną hossę - oprzeć się tej pokusie, to jest sztuka. I rząd Marka Belki zdaje się bliższy tej nonkonformistycznej postawie niż bezmyślnemu owczemu pędowi do sukcesu. Notabene opiekun Belki, czyli prezydent Kwaśniewski, już nieraz się opierał różnym owczym pędom: od konformistycznego ukończenia studiów po równie konformistyczne odcięcie się od politycznego kapitalizmu ("Pałacowy Zakład Ubezpieczeń").
Prawo Murphy'ego w jakiś dziwny sposób uwzięło się na naszą lewicę. W wypadku SLD chyba nawet coś się zacięło (jak winylowa płyta) i prawo to doświadcza sojusz na zasadzie recydywy. Ta partia już kilka lat temu udowodniła wszystko, co było do udowodnienia (czytaj: spieprzyła wszystko, co było do spieprzenia) i dzielnie trwa na tej drodze. Szkoda więc tak przyzwoitego polityka jak Włodzimierz Cimoszewicz ("Murzyn lewicy"), żeby nim sobie sojusz wycierał gębę (czytaj: ratował wizerunek). Na szczęście wkrótce uda się odczynić fatum prześladujące sojusz, bo partia ta zniknie albo zamieni się w cień, ponieważ szykuje się kolejna przeprowadzka do SDPL Marka Borowskiego (skądinąd to zabawne uznawać Borowskiego za polityka nieeseldowskiego).
Puenta będzie optymistyczna: prawo Murphy'ego w najbardziej rozpowszechnionej wersji to tak naprawdę prawo Finagle'a. Właściwe prawo Murphy'ego brzmi: "Jeśli można coś zrobić co najmniej na dwa sposoby i jeden z tych sposobów wiedzie do katastrofy, to znajdzie się ktoś, kto wybierze ten właśnie sposób". Murphy'emu, z zawodu pilotowi myśliwców, chodziło o to, żeby istniał tylko jeden poprawny sposób zrobienia czegoś. Innymi słowy - żeby istniał jeden poprawny wybór. I tego powinniśmy sobie życzyć w tym roku przy urnach. A posmarowana kromka spada na stronę z masłem, bo stoły i blaty są na tyle niskie, że robi tylko pół obrotu - gdyby były o 30-40 cm wyższe, spadałaby na nie posmarowaną stronę.
Dlaczego posmarowana masłem kromka prawie zawsze spada na stronę z masłem? Najpopularniejsze tłumaczenie odwołuje się do prawa Murphy'ego. W powszechnie znanej wersji brzmi ono tak: "Jeśli coś może się nie udać, na pewno się nie uda". Obserwując to, co się w Polsce dzieje, można odnieść wrażenie, że prawo to występuje w naszym kraju w bardzo skondensowanej postaci - niczym anomalia grawitacyjna. To nie wina skorumpowanych i nieuczciwych polityków oraz niezbyt pracowitych i nie dość porządnych rodaków, że sporo spraw dzieje się w Polsce źle. To wina prawa Murphy'ego. Nie mogę już patrzeć na bolesne miny polityków, którzy bardzo chcą zwalczać korupcję, nepotyzm czy zwykłe złodziejstwo, ale im się nie udaje. Jak ma się udać, skoro wisi nad nimi prawo Murphy'ego?
Dlaczego akurat Polska stała się ofiarą prawa Murphy'ego?
Z powodu negatywnego mesjanizmu. My to brzemię dźwigamy dla dobra innych. Weźmy polską klasę polityczną: wiele jej się nie udaje, często się upadla, ale robi to po to, żeby społeczeństwo nie musiało się upadlać ("Normalna nienormalność"). Weźmy przeciwników lustracji. Nie chcą, aby ich paskudne sprawki z przeszłości (albo sprawki ich kolegów) brudziły innych, dlatego albo proponują zakopanie teczek bezpieki, albo sami chcą przejrzeć ich zawartość i opracować wnioski (oczywiście budujące) dla ogółu. Skoro piętno prawa Murphy'ego nie pozwoliło się nam uporać z teczkami tak jak Niemcom, Czechom czy Słowakom, pokazujemy innym, że potrafimy żyć z tym brzemieniem.
Niepotrzebnie radzi nam prof. N. Gregory Mankiw, szef zespołu doradców ekonomicznych prezydenta USA, żebyśmy się otrząsnęli z resztek gospodarki socjalistycznej, bo nie będziemy się szybko rozwijać ("Wzrost na piątkę"). Właśnie, że się nie otrząśniemy - żeby inni wiedzieli, ile kosztuje głupota. Niepotrzebnie piętnujemy choroby Unii Europejskiej mogące zabić Europę ("Euroborrellioza"). Sami powinniśmy mieć więcej socjalizmu, antyamerykanizmu, konstytucjomanii czy chłopomanii, bo wtedy nasi starsi bracia w demokracji i dobrobycie być może unikną katastrofy. Wprawdzie bardziej niż my starają się, by do katastrofy doszło, ale ta szczypta altruizmu nam nie zaszkodzi. Nie powinniśmy też w prymitywny sposób wykorzystywać szans, jakie nam stwarza perspektywa co najmniej dziesięcioletniej hossy (cover story tego numeru "Co nas czeka: 2005-2015"). Każdy głupi potrafi wykorzystać globalną hossę - oprzeć się tej pokusie, to jest sztuka. I rząd Marka Belki zdaje się bliższy tej nonkonformistycznej postawie niż bezmyślnemu owczemu pędowi do sukcesu. Notabene opiekun Belki, czyli prezydent Kwaśniewski, już nieraz się opierał różnym owczym pędom: od konformistycznego ukończenia studiów po równie konformistyczne odcięcie się od politycznego kapitalizmu ("Pałacowy Zakład Ubezpieczeń").
Prawo Murphy'ego w jakiś dziwny sposób uwzięło się na naszą lewicę. W wypadku SLD chyba nawet coś się zacięło (jak winylowa płyta) i prawo to doświadcza sojusz na zasadzie recydywy. Ta partia już kilka lat temu udowodniła wszystko, co było do udowodnienia (czytaj: spieprzyła wszystko, co było do spieprzenia) i dzielnie trwa na tej drodze. Szkoda więc tak przyzwoitego polityka jak Włodzimierz Cimoszewicz ("Murzyn lewicy"), żeby nim sobie sojusz wycierał gębę (czytaj: ratował wizerunek). Na szczęście wkrótce uda się odczynić fatum prześladujące sojusz, bo partia ta zniknie albo zamieni się w cień, ponieważ szykuje się kolejna przeprowadzka do SDPL Marka Borowskiego (skądinąd to zabawne uznawać Borowskiego za polityka nieeseldowskiego).
Puenta będzie optymistyczna: prawo Murphy'ego w najbardziej rozpowszechnionej wersji to tak naprawdę prawo Finagle'a. Właściwe prawo Murphy'ego brzmi: "Jeśli można coś zrobić co najmniej na dwa sposoby i jeden z tych sposobów wiedzie do katastrofy, to znajdzie się ktoś, kto wybierze ten właśnie sposób". Murphy'emu, z zawodu pilotowi myśliwców, chodziło o to, żeby istniał tylko jeden poprawny sposób zrobienia czegoś. Innymi słowy - żeby istniał jeden poprawny wybór. I tego powinniśmy sobie życzyć w tym roku przy urnach. A posmarowana kromka spada na stronę z masłem, bo stoły i blaty są na tyle niskie, że robi tylko pół obrotu - gdyby były o 30-40 cm wyższe, spadałaby na nie posmarowaną stronę.
Więcej możesz przeczytać w 2/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.