Doniesienia o możliwości odkrycia życia na planetach poza Układem Słonecznym były mocno przesadzone. Nie znaleziono jego śladów na planecie GPCC odkrytej przez międzynarodową grupę astronomów w European Southern Observatory. Nie znaleziono go też na dwóch małych, skalistych planetach typu ziemskiego. Wątpliwe także, by wykrył je próbnik Huygens, który w połowie stycznia ma wylądować na Tytanie, księżycu Saturna.
Już pod koniec lat 70. XX wieku astrofizycy podejrzewali, że poza Układem Słonecznym istnieją planety, jedyne znane ciała niebieskie, na których może powstać życie. W połowie lat 80. wykonano pierwsze zdjęcie otaczającego gwiazdę Beta Pictoris dysku, z którego miały się one kiedyś wykluć. Pierwszy dowód na istnienie innych światów, jak zaczęto nazywać pozasłoneczne planety, znalazł prof. Aleksander Wolszczan. Polski astronom w 1991 r. odkrył dwie planety krążące około 1300 lat świetlnych od Ziemi dookoła pulsara PSR 1257+12. Od tego czasu, głównie dzięki obserwacjom pośrednim, znaleziono około 140 obcych planet, ale na żadnej z nich nie widać nawet śladów obecności życia.
Śmierć gwiazdy
Żadna ze znanych planet pozasłonecznych nie jest sprzyjającym miejscem do rozwoju życia: są zbyt duże (niedawno sfotografowana GPCC jest pięć razy cięższa od Jowisza), mają zbyt nieregularne orbity albo krążą zbyt blisko gwiazd lub w ogóle nie mają gwiazd. Około 70 proc. odkrytych planet obiega gwiazdy po torze w kształcie wydłużonej elipsy (podczas gdy planety słoneczne mają orbity w kształcie okręgu). W ciągu pełnego obiegu wokół gwiazdy temperatura i naświetlenie powierzchni mogą ulegać dużym zmianom, a to nie sprzyja rozwojowi życia.
Planety odkryte przez Wolszczana krążą dookoła obiektu, który w niczym nie przypomina Słońca. Pulsary (czyli gwiazdy neutronowe) to jedynie pozostałości dawnej świetności gwiazd, które już umarły. Ponieważ emitują silne promieniowanie, w ich sąsiedztwie wykluczone jest powstanie życia. Z kolei pierwsza sfotografowana planeta GPCC krąży wokół tzw. brązowego karła 2M1207 (odległego o 230 lat świetlnych od Ziemi). Tak określa się obiekty, które są za małe, by być gwiazdą, ale za duże, by być planetą. W ich wnętrzach nie zachodzą przemiany jądrowe "rozpalające" takie gwiazdy jak Słońce. Trudno zatem oczekiwać, że wokół nich zakwitnie życie.
Strefa życia
Astronomowie nie poszukują planet, by znaleźć na nich życie. Nawet gdyby ono tam było, nie jesteśmy się w stanie o tym przekonać i trudno sobie wyobrazić, by kiedykolwiek było to możliwe! W Układzie Słonecznym "strefa życia" obejmuje jedynie Ziemię i Marsa, częściowo atmosferę Wenus, a także niektóre księżyce Jowisza, ale do potwierdzenia tego jest jeszcze daleko. Dotychczasowe próby poszukiwania życia na Marsie pokazują, że nie wystarcza obserwacja przez teleskop (a nawet z tym w wypadku planet pozasłonecznych są ogromne trudności). Czerwoną Planetę bada się od prawie 30 lat - ostatnio nawet za pomocą poruszających się po jej gruncie robotów. Mimo to o istnieniu tam życia nie wiemy nic, a obecność wody została potwierdzona dopiero niedawno.
Tego rodzaju wątpliwości potwierdza trwająca właśnie misja sondy Cassini. Jednym z jej głównych celów jest przebadanie największego księżyca w Układzie Słonecznym - Tytana. Krążący wokół Saturna księżyc właściwie przypomina planetę - ma atmosferę i jest większy od Merkurego. Mógłby służyć jako poligon doświadczalny dla poszukiwaczy życia we wszechświecie. Mógłby, gdyby nie to, że jest dla nas za daleko (1,5 mld km od Ziemi). Być może dzięki misji lądującego na Tytanie próbnika Huygens naukowcom przynajmniej w części uda się odpowiedzieć na pytania dotyczące powierzchni tego księżyca, ale trudno oczekiwać, że lądownik odkryje choćby ślady życia. O badaniu innych planet w naszym własnym Układzie Słonecznym możemy jedynie marzyć. Wątpliwe jest, czy kiedykolwiek dolecimy nawet do naszej najbliższej gwiazdy - Proximy Centauri. Pokonanie dzielącej nas odległości 4,3 roku świetlnego - niewielkiej w skali kosmicznej - jest całkowicie poza zasięgiem ludzkich umiejętności (nie ma nawet pewności, kiedy ludzie będą w stanie polecieć na Marsa).
Kwadratura wszechświata
W poszukiwaniu planet chodzi jedynie o dokładne sklasyfikowanie i zbadanie ewolucji tego nowego kosmicznego "gatunku". We wszechświecie mogą ich być nawet setki miliardów. Nasza wiedza o nich jest wciąż tak mała, że dotychczasowe obserwacje obcych układów planetarnych zupełnie nie pasują do naszych wyobrażeń. Planety pojawiają się w miejscach, gdzie - jak do niedawna sądzono - w ogóle nie powinny istnieć. Giganty gazowe krążą dookoła swoich gwiazd w odległości mniejszej niż Merkury wokół Słońca (a tak jest w wypadku połowy znanych planet). Orbity obcych planet są elipsami, a odkrywane układy to najczęściej gwiazdy z jedną tylko krążącą dookoła nich planetą (w Układzie Słonecznym znajduje się ich aż dziewięć).
Niemal każda zaobserwowana planeta zaskakuje astronomów. Najbardziej zastanawia to, że dotychczas nie znaleźli oni systemu planetarnego podobnego do Układu Słonecznego. Czy to znaczy, że takich systemów nie ma, czy raczej nasze techniki obserwacji są jeszcze zbyt mało zaawansowane? Jedno nie ulega wątpliwości - teoria ewolucji planet, która w dużej mierze powstała przez obserwację "naszego podwórka", musi zostać zmieniona. Do tego potrzeba jednak wielu kolejnych obserwacji.
I to jest prawdziwy powód poszukiwania planet pozasłonecznych. Ostatecznie może się okazać, że to Układ Słoneczny jest najbardziej oryginalnym kawałkiem nieba i zupełnie nie pasuje do reszty.
Śmierć gwiazdy
Żadna ze znanych planet pozasłonecznych nie jest sprzyjającym miejscem do rozwoju życia: są zbyt duże (niedawno sfotografowana GPCC jest pięć razy cięższa od Jowisza), mają zbyt nieregularne orbity albo krążą zbyt blisko gwiazd lub w ogóle nie mają gwiazd. Około 70 proc. odkrytych planet obiega gwiazdy po torze w kształcie wydłużonej elipsy (podczas gdy planety słoneczne mają orbity w kształcie okręgu). W ciągu pełnego obiegu wokół gwiazdy temperatura i naświetlenie powierzchni mogą ulegać dużym zmianom, a to nie sprzyja rozwojowi życia.
Planety odkryte przez Wolszczana krążą dookoła obiektu, który w niczym nie przypomina Słońca. Pulsary (czyli gwiazdy neutronowe) to jedynie pozostałości dawnej świetności gwiazd, które już umarły. Ponieważ emitują silne promieniowanie, w ich sąsiedztwie wykluczone jest powstanie życia. Z kolei pierwsza sfotografowana planeta GPCC krąży wokół tzw. brązowego karła 2M1207 (odległego o 230 lat świetlnych od Ziemi). Tak określa się obiekty, które są za małe, by być gwiazdą, ale za duże, by być planetą. W ich wnętrzach nie zachodzą przemiany jądrowe "rozpalające" takie gwiazdy jak Słońce. Trudno zatem oczekiwać, że wokół nich zakwitnie życie.
Strefa życia
Astronomowie nie poszukują planet, by znaleźć na nich życie. Nawet gdyby ono tam było, nie jesteśmy się w stanie o tym przekonać i trudno sobie wyobrazić, by kiedykolwiek było to możliwe! W Układzie Słonecznym "strefa życia" obejmuje jedynie Ziemię i Marsa, częściowo atmosferę Wenus, a także niektóre księżyce Jowisza, ale do potwierdzenia tego jest jeszcze daleko. Dotychczasowe próby poszukiwania życia na Marsie pokazują, że nie wystarcza obserwacja przez teleskop (a nawet z tym w wypadku planet pozasłonecznych są ogromne trudności). Czerwoną Planetę bada się od prawie 30 lat - ostatnio nawet za pomocą poruszających się po jej gruncie robotów. Mimo to o istnieniu tam życia nie wiemy nic, a obecność wody została potwierdzona dopiero niedawno.
Tego rodzaju wątpliwości potwierdza trwająca właśnie misja sondy Cassini. Jednym z jej głównych celów jest przebadanie największego księżyca w Układzie Słonecznym - Tytana. Krążący wokół Saturna księżyc właściwie przypomina planetę - ma atmosferę i jest większy od Merkurego. Mógłby służyć jako poligon doświadczalny dla poszukiwaczy życia we wszechświecie. Mógłby, gdyby nie to, że jest dla nas za daleko (1,5 mld km od Ziemi). Być może dzięki misji lądującego na Tytanie próbnika Huygens naukowcom przynajmniej w części uda się odpowiedzieć na pytania dotyczące powierzchni tego księżyca, ale trudno oczekiwać, że lądownik odkryje choćby ślady życia. O badaniu innych planet w naszym własnym Układzie Słonecznym możemy jedynie marzyć. Wątpliwe jest, czy kiedykolwiek dolecimy nawet do naszej najbliższej gwiazdy - Proximy Centauri. Pokonanie dzielącej nas odległości 4,3 roku świetlnego - niewielkiej w skali kosmicznej - jest całkowicie poza zasięgiem ludzkich umiejętności (nie ma nawet pewności, kiedy ludzie będą w stanie polecieć na Marsa).
Kwadratura wszechświata
W poszukiwaniu planet chodzi jedynie o dokładne sklasyfikowanie i zbadanie ewolucji tego nowego kosmicznego "gatunku". We wszechświecie mogą ich być nawet setki miliardów. Nasza wiedza o nich jest wciąż tak mała, że dotychczasowe obserwacje obcych układów planetarnych zupełnie nie pasują do naszych wyobrażeń. Planety pojawiają się w miejscach, gdzie - jak do niedawna sądzono - w ogóle nie powinny istnieć. Giganty gazowe krążą dookoła swoich gwiazd w odległości mniejszej niż Merkury wokół Słońca (a tak jest w wypadku połowy znanych planet). Orbity obcych planet są elipsami, a odkrywane układy to najczęściej gwiazdy z jedną tylko krążącą dookoła nich planetą (w Układzie Słonecznym znajduje się ich aż dziewięć).
Niemal każda zaobserwowana planeta zaskakuje astronomów. Najbardziej zastanawia to, że dotychczas nie znaleźli oni systemu planetarnego podobnego do Układu Słonecznego. Czy to znaczy, że takich systemów nie ma, czy raczej nasze techniki obserwacji są jeszcze zbyt mało zaawansowane? Jedno nie ulega wątpliwości - teoria ewolucji planet, która w dużej mierze powstała przez obserwację "naszego podwórka", musi zostać zmieniona. Do tego potrzeba jednak wielu kolejnych obserwacji.
I to jest prawdziwy powód poszukiwania planet pozasłonecznych. Ostatecznie może się okazać, że to Układ Słoneczny jest najbardziej oryginalnym kawałkiem nieba i zupełnie nie pasuje do reszty.
Polskie planety |
---|
Zespół OGLE, którym kieruje polski astronom Andrzej Udalski, udokumentował pierwszy wypadek tzw. mikrosoczewkowania grawitacyjnego, w którym soczewką jest planeta. Polski uczony zastosował opracowaną przez prof. Bohdana Paczyńskiego metodę "hurtowego" wykrywania małych planet pozasłonecznych. "Polski sposób na planety" zakłada, że światło zmienia kierunek nie tylko wtedy, gdy na swojej drodze napotka soczewkę, ale także gdy przechodzi w pobliżu obiektu materialnego. Im bliżej takiej "grawitacyjnej soczewki" biegnie promień światła i im większą ma ona masę, tym większe jest jego ugięcie. Pierwsza znaleziona w ten sposób planeta jest półtora raza cięższa od Jowisza i obiega swoje słońce po orbicie o promieniu trzykrotnie większym od promienia orbity Ziemi. |
Więcej możesz przeczytać w 2/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.