Condoleezza Rice jest o krok od spełnienia swej najwyższej ambicji - zostania prezydentem USA
O piątej rano Wojowniczą Księżniczkę budzą pierwsze takty symfonii Mozarta. Kolejne dwie godziny zajmują jej ćwiczenia pod okiem prywatnego trenera. Podnoszenie ciężarów i ćwiczenia na maszynie wioślarskiej to główne elementy treningu, któremu zawdzięcza figurę modelki i wytrzymałość atlety.
Dwie godziny później, z dokładnością co do minuty, dzwoni do Potusa - najpotężniejszego w świecie mężczyzny, któremu doradza w sprawach polityki międzynarodowej. Wojownicza Księżniczka to Condoleezza Rice. Potusowi jest przypisany w telefonie główny przycisk, automatycznie łączący ją z prezydentem USA. Poza trenerem jest on pierwszą osobą, z którą Rice rozmawia każdego ranka, a potem wielokrotnie w ciągu dnia. Potus odwdzięczył się, mianując ją sekretarzem stanu na miejsce Colina Powella. Wojownicza Księżniczka wie, że jest o krok od spełnienia swojej najwyższej ambicji - wprowadzenia się do Białego Domu jako pierwsza kobieta prezydent. Jeśli udałoby się jej pokonać Hillary Clinton, byłaby też pierwszą Afroamerykanką na tym stanowisku.
Sport i religia
"Perspektywa rywalizacji dwóch potężnych kobiet w wyścigu do Białego Domu już podnieca Waszyngton" - powiedział mi David Jensen, doświadczony analityk. Obie odznaczają się żelazną determinacją. Jeśli Condi Rice ma słabość, to jest nią zamiłowanie do modnych butów i fryzur. Jako studentka wyprostowała loki i od tego czasu układa włosy w stylu przełożonej pensji dla dziewcząt.
Była przełożoną Uniwersytetu Stanforda, najmłodszym rektorem (38 lat) i pierwszą Afroamerykanką na tym stanowisku. George Shultz, były sekretarz stanu, nominował ją do zarządu Chevronu. Gdy przyjęła nominację, ochrzczono jej nazwiskiem tankowiec o nośności miliona ton. "Condoleezza Rice" żegluje po morzach i oceanach, nawet w najgorszą pogodę. Burzliwa jest również kariera Condi Rice. Kiedy George W. Bush poprosił ją o pomoc w kampanii prezydenckiej 2000 r., wielu republikanów miało mu to za złe. Przeciwstawiła się im z uśmiechem. Oboje z Bushem podzielają fascynację sportem i są praktykującymi chrześcijanami. Przyszły prezydent nie krył, że Condi go uczy: "Condi jest ze mną, by tłumaczyć mi subtelności polityki zagranicznej tak, abym je pojął. Mówi, gdzie leży Kosowo i przestrzega, bym jego mieszkańców nie nazywał Kosowianami, jak mi się raz zdarzyło".
W styczniu 2001 r. Bush mianował Rice doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. Dick Cheney próbował zablokować tę decyzję. Odprawiła wiceprezydenta na spotkaniu w cztery oczy. Jeden ze świadków powiedział, że Cheney wyszedł "roztrzęsiony i trochę mądrzejszy". Od tego czasu Wojownicza Księżniczka - przezwisko nadał jej Donald Rumsfeld - przekłada spontaniczne reakcje prezydenta na spójną politykę zagraniczną. To ona popchnęła Busha do Iraku i namówiła go do udzielenia Szaronowi silnego wsparcia. To ona jest u boku prezydenta, gdy przyjeżdża Tony Blair. Condi nigdy nie wyszła za mąż. Relaksuje ją gra na fortepianie i oglądanie amerykańskiego futbolu. W biurze ma dwa lustra, by móc oglądać fryzurę z tyłu. "Kiedy ma dzień złej fryzury, lepiej zejść jej z drogi" - powiedział mi informator.
Miała taki dzień, gdy Borys Jelcyn, wówczas przywódca opozycji w ZSRR, przybył do Białego Domu, mając nadzieję na spotkanie z prezydentem Bushem (seniorem). "Byłem zszokowany, gdy przywitała mnie młoda Afroamerykanka i po rosyjsku oznajmiła, że właśnie z nią wyznaczono mi spotkanie. Powiedziałem, że nie wyjdę, nim nie zagwarantuje mi rozmowy z Bushem. Odpowiedziała, że mogę wrócić do hotelu" - przypomina sobie Jelcyn. To nie pierwszy przykład umiejętności zachowania przez nią zimnej krwi. Takich chwil było więcej. Groźby Saddama uważała za przechwałki. Doradziła Bushowi obranie twardego kursu wobec Niemiec i Francji w sprawie wojny z Irakiem. Podtrzymała Hiszpanów, kiedy wydawało się, że ich kraj słabnie. Telefonowała do Blaira, kiedy spotykał się z wrogością w parlamencie.
Córka pastora
Condi Rice urodziła się w 1954 r. na południu, gdzie panowała segregacja rasowa. Jej matka Angelina, nauczycielka, nadała jej imię Condoleezza, od włoskiego terminu muzycznego oznaczającego grę "ze słodyczą". Rice brała lekcje gry na fortepianie od trzeciego roku życia. Kiedy miała osiem lat, jej rodzinne miasto - Birmingham - rozdarły walki o prawa obywatelskie. Ojciec Condi, pastor John Rice, patrolował ulice z karabinem, by odstraszać rasistów. Potem przeprowadził się z rodziną do Kolorado, gdzie Condi zapisała się do integracyjnej szkoły katolickiej. Później nauczyła się rosyjskiego i napisała pracę magisterską na temat czechosłowackiej armii. Zdobyła stypendium, by pracować w Pentagonie dla Colina Powella, szefa Kolegium Połączonych Sztabów. Tego samego, którego teraz zastąpiła na stanowisku.
Tłumaczył David M. Dastych
Copyright Gordon Thomas 2004
Więcej możesz przeczytać w 2/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.