Europolitycy w mdłych słowach dają dobre rady, na które sami już wpadliśmy Władza białoruska, która na co dzień łamie prawa człowieka i jest uwikłana w układy przestępcze, może utrzymać swoją pozycję tylko dzięki izolowaniu społeczeństwa od niezależnych źródeł informacji. Największym zagrożeniem dla reżimu Łukaszenki są więc organizacje i instytucje, które mają dostęp do niezależnych informacji. Jedną z takich organizacji jest Związek Polaków na Białorusi.
Dopóki na jego czele stał człowiek współdziałający z obozem rządzącym, wszystko było w porządku. Kiedy jednak Polacy wybrali ludzi niezależnych od władz w Mińsku, związek stał się instytucją non grata. Zaczęły się szykany, prowokacje i atak na Polaków, także tych z polskiej ambasady w Mińsku. Wydaleni polscy dyplomaci byli bardzo szanowani na Białorusi i to wystarczyło, by zostali uznani za wrogów reżimu. Teraz w zasadzie wszystko może być traktowane jako działalność antypaństwowa. Szerzenie polskiej kultury, które jest celem zarówno związku, jak i ambasady, też jest uznawane za działalność wywrotową. Cała ta sytuacja jest na rękę Rosji. Choć Putin publicznie lekceważy Łukaszenkę, to daje mu zielone światło na tego typu poczynania.
Obawiam się, że na tym nie koniec wojny dyplomatycznej. Kolejnym jej etapem mogą być próby ograniczania kontaktów polskich dyplomatów z kręgami myśli niezależnej na Białorusi, a im bliżej wyborów prezydenckich, tym więcej będzie prowokacji, z reguły szytych grubymi nićmi.
Wszelkie publikacje, choćby częściowo niezależne - bo u nas nie ma czegoś takiego jak wolna prasa - są pod byle pretekstem konfiskowane. Ludzie na co dzień karmieni są kłamstwami, utwierdza się ich w przekonaniu, że choć nie zarabiają wiele, mają przynajmniej regularnie wypłacane pobory. W efekcie mało kto zdaje sobie sprawę, że zarobki czy emerytury są skandalicznie niskie i skazują ludzi na życie w nędzy. Dlaczego nikt nie mówi o tym, że średnia długość życia na Białorusi (62 lata) jest najniższa w Europie? Język białoruski nadal nie jest do końca językiem państwowym, ustawy w parlamencie i wszelkie akty prawne są pisane tylko po rosyjsku. Większość obywateli nie ma jednak świadomości, czym jest system Łukaszenki, bo nie ma wolnych mediów.
W tej sytuacji pozostaje nam jedynie liczyć na pomoc zagraniczną. Pamiętam kwietniowe spotkanie w Warszawie z Wiktorem Juszczenką. Powiedział wtedy, że gdyby nie zdecydowane zaangażowanie się w sprawę ukraińską tak znanych polityków, jak Javier Solana, Valdas Adamkus czy Aleksander Kwaśniewski, na Ukrainie doszłoby do wojny domowej. Gdyby Białoruś mogła liczyć na tak silne poparcie, Łukaszenka musiałby iść na ustępstwa. A tak czuje się bezkarny, bo politycy z Unii Europejskiej w mdłych słowach dają nam mgliste zapewnienia, na które sami już wpadliśmy. W porównaniu z Brukselą bardziej zaangażowany jest Waszyngton.
Obawiam się, że na tym nie koniec wojny dyplomatycznej. Kolejnym jej etapem mogą być próby ograniczania kontaktów polskich dyplomatów z kręgami myśli niezależnej na Białorusi, a im bliżej wyborów prezydenckich, tym więcej będzie prowokacji, z reguły szytych grubymi nićmi.
Wszelkie publikacje, choćby częściowo niezależne - bo u nas nie ma czegoś takiego jak wolna prasa - są pod byle pretekstem konfiskowane. Ludzie na co dzień karmieni są kłamstwami, utwierdza się ich w przekonaniu, że choć nie zarabiają wiele, mają przynajmniej regularnie wypłacane pobory. W efekcie mało kto zdaje sobie sprawę, że zarobki czy emerytury są skandalicznie niskie i skazują ludzi na życie w nędzy. Dlaczego nikt nie mówi o tym, że średnia długość życia na Białorusi (62 lata) jest najniższa w Europie? Język białoruski nadal nie jest do końca językiem państwowym, ustawy w parlamencie i wszelkie akty prawne są pisane tylko po rosyjsku. Większość obywateli nie ma jednak świadomości, czym jest system Łukaszenki, bo nie ma wolnych mediów.
W tej sytuacji pozostaje nam jedynie liczyć na pomoc zagraniczną. Pamiętam kwietniowe spotkanie w Warszawie z Wiktorem Juszczenką. Powiedział wtedy, że gdyby nie zdecydowane zaangażowanie się w sprawę ukraińską tak znanych polityków, jak Javier Solana, Valdas Adamkus czy Aleksander Kwaśniewski, na Ukrainie doszłoby do wojny domowej. Gdyby Białoruś mogła liczyć na tak silne poparcie, Łukaszenka musiałby iść na ustępstwa. A tak czuje się bezkarny, bo politycy z Unii Europejskiej w mdłych słowach dają nam mgliste zapewnienia, na które sami już wpadliśmy. W porównaniu z Brukselą bardziej zaangażowany jest Waszyngton.
Więcej możesz przeczytać w 31/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.