Strategia obejmowania
O wychodzeniu naprzeciw Erice Steinbach myśli w Polsce formacja polityczna i umysłowa dbająca w osobliwy sposób o dobro naszego państwa i honor naszego narodu. Przedstawicielem tej formacji jest Wojciech Pięciak z "Tygodnika Powszechnego", który na łamach "Rzeczpospolitej" (22 lipca) zaproponował nową strategię wobec Eriki Steinbach. Ta nowa strategia to Umarmungstaktik, czyli taktyka obejmowania. Powinniśmy objąć i przytulić do serca panią Steinbach i wówczas ona - rozmiękczona - pójdzie na ustępstwa.
Ta formacja umysłowa, tracąca czas na jałowych dyskusjach w krakowskich (i nie tylko) kawiarniach, zafundowała nam już wiele podobnych pomysłów - także wówczas, kiedy prezydent Chirac kazał skorzystać Polakom z okazji, żeby milczeć. Nie zrażeni tym euroentuzjaści ostrzegali, że jeśli nie będziemy pokorni wobec Francji, zostaniemy surowo ukarani. Za cenę zaszczytnego miana Europejczyków, które zostało nam łaskawie dane, mieliśmy we wszystkim przytakiwać Brukseli, Berlinowi, Paryżowi, a nawet Luksemburgowi. Doświadczenie pokazało jednak, że wydarzenia polityczne są nieprzewidywalne: Schroeder odchodzi, Chirac skompromitował się francuskim "nie" dla eurokonstytucji, a na przywódcę Unii Europejskiej wyrósł Tony Blair, największy wróg Pałacu Elizejskiego.
Erika Steinbach nie stosuje - wbrew temu, co sugeruje Wojciech Pięciak - strategii obejmowania. Ona wykorzystuje szansę, jaką stworzyła jej tocząca się w ostatnich latach w Niemczech dyskusja nad przeszłością Niemiec oraz próby podważenia odpowiedzialności Niemców za drugą wojnę światową i jej skutki. Metodą na odwrócenie uwagi własnego społeczeństwa i społeczeństw Europy jest wyolbrzymianie cierpień tzw. wypędzonych z dawnych terenów niemieckich, a zwłaszcza z Polski. Działania Eriki Steinbach są cyniczne, choć bywają osładzane słowami współczucia dla polskich ofiar. W swym cynizmie Erika Steinbach posunęła się nawet do tego, że urządziła w Berlinie obchody 60. rocznicy powstania warszawskiego, o którym ponoć nic nie wiedziała, bo jej o tym nie uczyli w szkole.
Centrum przeciw pamięci
Centrum przeciw Wypędzeniom ma powstać w pobliżu pomnika Holocaustu. Jest to pomysł niebywale cyniczny: dla zwiedzających to sygnał, że ofiarami wojny byli Żydzi i niemieccy wypędzeni. Za dwadzieścia, a może pięćdziesiąt lat taki obraz utrwali się w wyobraźni następnych pokoleń. A Polacy będą w tym wszystkim grać rolę katów. Erika Steinbach o tym wie, dlatego wpadła na chytry pomysł, żeby w jej centrum było to i owo o innych wypędzonych, na przykład o Albańczykach z Kosowa. Pozwoli to zatrzeć złe wrażenie, a ekspozycja i tak będzie nastawiona na prezentację niemieckich ofiar wojny, z ofiarami alianckich bombardowań włącznie.
Jak bardzo daleka jest Erika Steinbach od taktyki obejmowania, dowodzą niedawne obchody 60. rocznicy konferencji poczdamskiej, zorganizowane przez niemieckich chadeków, w tym przez wypędzonych. Na poświęconych tej rocznicy spotkaniach podważono ważność decyzji Poczdamu, ponieważ w konferencji poczdamskiej nie uczestniczyli przedstawiciele pokonanych Niemiec. Oczywiście, gdyby w Poczdamie wśród przedstawicieli zwycięskich mocarstw siedzieli Herman Goering albo Hans Frank, dyskutowano by tam o prawach człowieka. A tak, według Eriki Steinbach (o czym doniosła "Rzeczpospolita"), prawa człowieka nie miały na konferencji poczdamskiej żadnego znaczenia. Była ona wyrazem czystej polityki siły. I to jest ta historyczna prawda, wyjaśniająca problem wypędzeń. Można tak w nieskończoność pisać nową historię Niemiec, w myśl zasady, że nie jest prawdą to, co jest prawdą, tylko to, co ktoś uważa za prawdę.
Madrość Kohla
Wojciech Pięciak występuje z propozycjami osłabienia napięć między Polską a Niemcami, zaistniałych z powodu Centrum przeciw Wypędzeniom. Wszystkie propozycje są naiwne i antypolskie. Największą troską autora jest poprawa stosunków między obu państwami, jakby od Eriki Steinbach zależała wymiana handlowa, turystyczna i kulturalna. O tym, czy centrum będzie tylko prywatną inicjatywą szefowej Związku Wypędzonych, czy też stanie się przedsięwzięciem publicznym pod szyldem niemieckiego państwa, zadecydują przywódcy polityczni, rząd i parlament. Wybory do Bundestagu i do Sejmu już za dwa miesiące: jeśli w Niemczech wygra chadecja, która podobnie jak część polityków lewicy sprzyja idei Steinbach, a w Polsce - prawica, może dojść do zaostrzenia napięć na linii Warszawa - Berlin, ale może też stać się inaczej.
Helmut Kohl przed wyborami do Bundestagu dopuszczał wypędzonych do głosu, zdając sobie sprawę ze znaczenia ich poparcia dla CDU/CSU. Wtedy uchwalane były deklaracje i oświadczenia nieprzyjazne Polsce. Po wyborach Kohl hamował jednak zapędy ziomków, odsyłając ich tam, gdzie ich miejsce. Nie pozwalał dyktować sobie polityki. Helmut Kohl był charyzmatycznym wizjonerem, zaś obecna przywódczyni CDU Angela Merkel jest reprezentantką pokolenia urodzonego po wojnie. Pochodzi z NRD, gdzie antyfaszyzm był aplikowany odgórnie. Jak się zachowa po wygranych wyborach, nie sposób przewidzieć, nie należy jednak niczego przesądzać.
Jedną z propozycji Wojciecha Pięciaka jest włączenie się strony polskiej w budowę Centrum przeciw Wypędzeniom. Pomysł to karkołomny i chyba nieprzemyślany. Czyżby Pięciak chciał, żebyśmy sami na siebie ukręcili bat? Może Polacy powinni to centrum współfinansować, wspierać i ochraniać przed krytyką? To już byłaby perwersja. Pięciak wydaje się zatroskany, że negowane przez Polaków centrum na lata zatruje wzajemne stosunki. Być może, ale to przecież jest niemiecka inicjatywa. Niech się Niemcy martwią zatruwaniem. Niech ich, a nie nas Pięciak przed tym przestrzega.
Ofensywa Steinbach
Erika Steinbach zyskała licznych i ważnych zwolenników budowy centrum. Jej fundację na rzecz centrum wspierają m.in. wybitny historyk prof. Arnulf Baring, przewodniczący rady nadzorczej Deutsche Banku Rolf Breuer, były szef urzędu ds. akt Stasi Joachim Gauck, znany pisarz żydowskiego pochodzenia Ralph Giordano, Otto von Habsburg, publicystka Helga Hirsch, przewodniczący Światowej Unii Postępowego Żydostwa rabin Walter Homolka, wybitny dokumentalista i historyk Guido Knopp, były przewodniczący FDP Otto hrabia Lambsdorff, trener piłkarski Udo Lattek czy lewicowy dziennikarz Peter Scholl-Latour. Przewodniczącym fundacji jest znany polityk SPD Peter Glotz. Zwolennikiem powstania centrum jest też socjaldemokratyczny minister spraw wewnętrznych Otto Schily.
Tylko miasto Berlin odmawia Erice Steinbach przyznania terenu pod budowę centrum. Pieniądze są, ponieważ zbiórka w 450 miastach i gminach przyniosła aż siedmiocyfrową sumę. Przeczy to rozpowszechnianej oficjalnie tezie, że inicjatywą Eriki Steinbach interesują się tylko nieliczni.
Fundacja Centrum przeciw Wypędzeniom ma swoją radę naukową, w której skład wchodzi kilku cudzoziemców, m.in. Rudolf Kucera z uniwersytetu w Pradze, prof. Christoph Pan, dyrektor Grupy Ludowej Południowego Tyrolu z Włoch, Krisztian Ungvary, historyk z Budapesztu, czy Zoran Ziletic, germanista z Serbii i Czarnogóry. Stanowią oni alibi dla poczynań Eriki Steinbach, są poprawną politycznie girlandą. Ostrzegam jednak autorytety naukowe z Polski przed włączaniem się do tej afery. Oznaczałoby to wzięcie na siebie odpowiedzialności za jawnie antypolskie przedsięwzięcie.
Nie wiem, co należy zrobić, żeby uniemożliwić powstanie centrum Eriki Steinbach. Wiem jednak, że naszą sprawą - polskich polityków, intelektualistów i publicystów - jest obrona historycznej prawdy, obrona polskiej racji stanu. Jeśli nie ma innego wyjścia i centrum powstanie, proponuję budowę w Warszawie Europejskiego Centrum Pamięci Zbrodni Niemieckich.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.