Izolacja Białorusi, do której doprowadza Łukaszenka, jest wygodna dla Moskwy No i stało się. Do opisania sytuacji wokół Związku Polaków na Białorusi potrzeba nowych słów. Trzech działaczy ZPB wtrąca się do więzienia, przez co stają się "sutacznikami", czyli skazanymi. Do siedziby związku wkracza milicja oraz oficerowie KGB, dzięki którym "potrzebni ludzie" wracają na swoje stołki. Andżelikę Borys jak przestępcę wyprowadzają z budynku funkcjonariusze AMAP (odpowiednik ZOMO) i trzymają na posterunku. Czy to obsesja Łukaszenki czy przemyślana strategia?
Mamy do czynienia z obsesją, ale istnieje też plan. Dostrzegam dwie gry: wewnętrzną i "globalną". ZPB stał się ofiarą obydwu. Pierwsza z nich zakłada zduszenie społeczeństwa obywatelskiego. Najprostszym tego sposobem jest zamykanie niezależnych organizacji. ZPB ma jednak pecha - gdyby był zwykłą organizacją pozarządową, zostałby zdelegalizowany, przeszedłby do podziemia i po wszystkim. Ponieważ ma wsparcie sąsiedniego kraju, wymyślono bardziej finezyjny scenariusz. Telewizja Łukaszenki podpowiada: nawet w Polsce mówią, że pani Borys jest "zbyt radykalna".
W ślad za Konfucjuszem namawiam, by zacząć od zamiany pojęć: nie używajmy określenia "konflikt polsko-białoruski". Nie jest to konflikt Białorusi, ale Łukaszenki - ze Związkiem Polaków na Białorusi, z białoruskim społeczeństwem, z Polską, z całym demokratycznym światem. Psychika wiejskiego rozrabiacza każe obserwować reakcje napadniętych. Jeśli milczą, to znaczy, że są słabi. Niestety, od czasu kiedy Łukaszenka wyrzucił zagranicznych dyplomatów z ich rezydencji w mińskiej dzielnicy Drozdy, nieustannie otrzymywał dowody słabości napadniętych.
Nasz kołchoz spokojny
"Towarzysz prezydent" z ostatnimi wydarzeniami nie miał nic wspólnego. Zajmował się w tym dniu czymś innym - osobiście dobierał kolor szyb do okien Biblioteki Narodowej. O tym właśnie donosiła na pierwszym miejscu telewizja. Na koniec programu poinformowano o wydarzeniach wokół ZPB mniej więcej w ten sposób: to nic specjalnego, kolejna prowokacja Polski i USA, ale nasi ludzie, w tym "dobrzy" Polacy białoruscy, razem z Łukaszenką czuwają i nie dopuszczą wroga do granic Rosji (sic!).
Równolegle z zaostrzaniem stosunków Mińska z Warszawą swoją politykę prowadzi Moskwa. Nie ma wątpliwości, że Łukaszenka usłyszał od prezydenta Rosji żądanie wypełnienia dawnych zobowiązań, m.in. wprowadzenia rosyjskiego rubla. A podczas spotkania z "Naszymi" (nazwa Komsomołu putinowskiego) Władimir Władimirowicz ogłosił, że Rosjanie i Białorusini są... jednym narodem. Na takie rzeczy nawet Sowieci sobie nie pozwalali. Izolacja Białorusi, do której doprowadza Łukaszenka, jest wygodna dla Moskwy, bo nie pozostawia innej drogi oprócz powrotu na wschód.
Sekret Łukaszenki
Łukaszenka od dziesięciu lat skrycie marzy o prezydenturze Rosji. Dlatego niełatwo jest dziś Putinowi nakłonić go do posłuszeństwa. Zażarta walka z ZPB oraz wojna dyplomatyczna z Polską może być sygnałem dla "swoich" na wschodzie, dla których nawet Putin nie jest wystarczająco imperialny i antyzachodni. Łukaszenka, myślący nie o ratunku, ale o świetlanej przyszłości politycznej, widzi się w roli co najmniej Dawida walczącego z Goliatem - USA. Wierzy, że jest w stanie skłócić USA z Unią Europejską, a Polskę z resztą Europy.
Przez długi czas UE nie miała wizji działania wobec Łukaszenki. Nie sprawdziła się taktyka usprawiedliwiania kontaktów koniecznością zapobieżenia scenariuszowi moskiewskiemu. I Polska bywała łagodniejsza dla Łukaszenki niż inne kraje euroatlantyckie. Kiedy zaczęły się dyskusje o wznowieniu nadawania z Polski białoruskiego Radia Racyja, wielu polskich polityków dowodziło, że doprowadzi to do konfrontacji i może zaszkodzić Polakom na Białorusi.
Ostatnie wydarzenia wskazują, że nie wolno się bać "upolitycznienia" kwestii obywatelskich: upolitycznia je sam reżim. Nie rozumiem Komisji Europejskiej, która w tym wypadku mówi o "problemach dwustronnych". Znaczenie, rozwój i konsekwencje obecnego konfliktu wykraczają poza nasz region. Łukaszenka musi usłyszeć solidarną, europejską oraz euroatlantycką ocenę tego, co robi. Musi wiedzieć, co go za to czeka. Co do celu posunięć odwetowych - powtórzę: to nie jest konflikt sprowokowany przez Białoruś czy Białorusinów, ale przez rządzącą klikę.
W ślad za Konfucjuszem namawiam, by zacząć od zamiany pojęć: nie używajmy określenia "konflikt polsko-białoruski". Nie jest to konflikt Białorusi, ale Łukaszenki - ze Związkiem Polaków na Białorusi, z białoruskim społeczeństwem, z Polską, z całym demokratycznym światem. Psychika wiejskiego rozrabiacza każe obserwować reakcje napadniętych. Jeśli milczą, to znaczy, że są słabi. Niestety, od czasu kiedy Łukaszenka wyrzucił zagranicznych dyplomatów z ich rezydencji w mińskiej dzielnicy Drozdy, nieustannie otrzymywał dowody słabości napadniętych.
Nasz kołchoz spokojny
"Towarzysz prezydent" z ostatnimi wydarzeniami nie miał nic wspólnego. Zajmował się w tym dniu czymś innym - osobiście dobierał kolor szyb do okien Biblioteki Narodowej. O tym właśnie donosiła na pierwszym miejscu telewizja. Na koniec programu poinformowano o wydarzeniach wokół ZPB mniej więcej w ten sposób: to nic specjalnego, kolejna prowokacja Polski i USA, ale nasi ludzie, w tym "dobrzy" Polacy białoruscy, razem z Łukaszenką czuwają i nie dopuszczą wroga do granic Rosji (sic!).
Równolegle z zaostrzaniem stosunków Mińska z Warszawą swoją politykę prowadzi Moskwa. Nie ma wątpliwości, że Łukaszenka usłyszał od prezydenta Rosji żądanie wypełnienia dawnych zobowiązań, m.in. wprowadzenia rosyjskiego rubla. A podczas spotkania z "Naszymi" (nazwa Komsomołu putinowskiego) Władimir Władimirowicz ogłosił, że Rosjanie i Białorusini są... jednym narodem. Na takie rzeczy nawet Sowieci sobie nie pozwalali. Izolacja Białorusi, do której doprowadza Łukaszenka, jest wygodna dla Moskwy, bo nie pozostawia innej drogi oprócz powrotu na wschód.
Sekret Łukaszenki
Łukaszenka od dziesięciu lat skrycie marzy o prezydenturze Rosji. Dlatego niełatwo jest dziś Putinowi nakłonić go do posłuszeństwa. Zażarta walka z ZPB oraz wojna dyplomatyczna z Polską może być sygnałem dla "swoich" na wschodzie, dla których nawet Putin nie jest wystarczająco imperialny i antyzachodni. Łukaszenka, myślący nie o ratunku, ale o świetlanej przyszłości politycznej, widzi się w roli co najmniej Dawida walczącego z Goliatem - USA. Wierzy, że jest w stanie skłócić USA z Unią Europejską, a Polskę z resztą Europy.
Przez długi czas UE nie miała wizji działania wobec Łukaszenki. Nie sprawdziła się taktyka usprawiedliwiania kontaktów koniecznością zapobieżenia scenariuszowi moskiewskiemu. I Polska bywała łagodniejsza dla Łukaszenki niż inne kraje euroatlantyckie. Kiedy zaczęły się dyskusje o wznowieniu nadawania z Polski białoruskiego Radia Racyja, wielu polskich polityków dowodziło, że doprowadzi to do konfrontacji i może zaszkodzić Polakom na Białorusi.
Ostatnie wydarzenia wskazują, że nie wolno się bać "upolitycznienia" kwestii obywatelskich: upolitycznia je sam reżim. Nie rozumiem Komisji Europejskiej, która w tym wypadku mówi o "problemach dwustronnych". Znaczenie, rozwój i konsekwencje obecnego konfliktu wykraczają poza nasz region. Łukaszenka musi usłyszeć solidarną, europejską oraz euroatlantycką ocenę tego, co robi. Musi wiedzieć, co go za to czeka. Co do celu posunięć odwetowych - powtórzę: to nie jest konflikt sprowokowany przez Białoruś czy Białorusinów, ale przez rządzącą klikę.
Więcej możesz przeczytać w 31/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.