Chcę w Polsce dobrze funkcjonującego prawa, chcę więc kolejnych komisji śledczych Sejmowe komisje w Polsce mają dziwną moc stymulowania prokuratury. Dopiero po zakończeniu prac komisji w sprawie Rywina prokuratura postawiła pierwsze zarzuty uwikłanym w nią postaciom. Zaczęła od płotek, poślednich ludzi Czarzastego. Z czasem do grupy dołączyła minister Aleksandra Jakubowska, ale dopiero wtedy, gdy całe jej otoczenie zostało już wyaresztowane, a ją samą zesłano w partyjny niebyt.
Teraz, kiedy prace orlenowskiej komisji dobiegają końca, zarzuty postawiono płk. Ryszardowi Bieszyńskiemu, byłemu już zastępcy szefa pionu śledczego UOP i ABW. Fakt, że przekroczył on swoje uprawnienia służbowe i zrobił wszystko, aby aresztować ówczesnego prezesa Orlenu, może nie być oczywisty wyłącznie dla posłów Różańskiego i Bujaka (no, może jeszcze dla kilkorga publicystów). Trudno uwierzyć przy tym, aby Bieszyński działał wyłącznie we własnym imieniu, powodowany nagłą antypatią do Andrzeja Modrzejewskiego. Czy prokuratura nabierze wystarczająco dużo odwagi, aby od Bieszyńskiego przejść do jego mocodawców: Siemiątkowskiego i Millera? Członkowie komisji odwagę mają, co spowodowało, że stali się już celem bezprecedensowej nagonki, jaką rozpętano przeciw nim i instytucji komisji jako takiej.
- Chcemy sprawnego aparatu sprawiedliwości, a nie kolejnych komisji - grzmią autorzy kolejnego listu otwartego. Ciekawe, że w krajach, których system sprawiedliwości mógłby być dla nas wzorem, parlamentarne komisje śledcze istniały i istnieją, nie wywołując protestów. Jest oczywiste, że nawet sprawnemu wymiarowi sprawiedliwości trudno się dobrać do afer dziejących się na szczytach władzy. W Polsce sprawny aparat sprawiedliwości nieprędko powstanie, dlatego jeśli zablokujemy komisje, nikt już nie będzie przeszkadzał interesom "towarzystwa".
Chcę w Polsce dobrze funkcjonującego prawa, chcę więc kolejnych komisji. Ot, choćby w sprawie gazowej. W Parlamencie Europejskim nieoceniony Bogusław Sonik walczy przeciw gazociągowi, który na dnie Bałtyku chcą położyć Rosjanie, aby ominąć niegrzecznych: kraje bałtyckie i Polskę. Rosja porozumiała się już w tej sprawie z Niemcami. Jedyną szansą na zablokowanie tego katastrofalnego dla nas przedsięwzięcia jest interwencja na forum UE, ale jakoś nie widać w tej kwestii szczególnego zaangażowania polskiego rządu.
Koszt bałtyckiej rury jest czterokrotnie większy niż koszt budowy drugiej nitki biegnącego przez Polskę gazociągu jamalskiego, jej wydajność jest mniejsza, nie mówiąc o problemach ekologicznych, które spowoduje ten projekt. Rosjanie decydują się na nią wyłącznie ze względów politycznych. Jako kraj tranzytowy Polska nie byłaby bez reszty uzależniona od Rosji. A budowa rurociągu Rosja - Niemcy definitywnie uniemożliwia nam korzystanie z gazu norweskiego. Prawo morskie wyklucza bowiem budowanie krzyżujących się gazociągów.
Po negocjacjach rząd Jerzego Buzka porozumiał się z Norwegami w sprawie budowy gazociągu pozwalającego Polsce korzystać ze złóż Morza Północnego. Po dojściu do władzy rząd Leszka Millera zerwał ten kontrakt. Jednym z uzasadnień miał być koszt przedsięwzięcia. Chodzi o to, że gazociąg nie kosztowałby nas nic. Norwegowie z zasady takie przedsięwzięcia realizują samodzielnie. Trudno przyjąć, by autorytatywne wypowiedzi członków rządu Millera były powodowane wyłącznie ignorancją.
Z założenia gazociąg miałby zaopatrywać także naszych południowych sąsiadów, co dawało dodatkowe korzyści ekonomiczne, a gaz nim transportowany nie musiał być wcale droższy od rosyjskiego. Jego zbudowanie, ze względu na wspomniane prawo, uniemożliwiłoby budowę rurociągu bałtyckiego łączącego bezpośrednio Rosję z Niemcami. Co więc spowodowało ową fatalną dla Polski decyzję rządu Millera? Trudno uwierzyć, by była to tylko chęć dezawuowania poprzedników. Zamiast tego w 2003 r. Marek Pol podpisał kolejną umowę z Rosjanami. Przez NIK została ona uznana za niezgodną z interesem Polski. W ferworze dyskusji wicepremierowi wymknęło się, że jest ona haniebna. Prawdopodobnie zapomniał, że jest jej autorem. Czy przyczyną zawarcia tej umowy był wyłącznie legendarny wymiar wicepremiera Pola mierzącego więcej niż budowane przez niego autostrady?
Liczę, że pojawi się komisja, która wytłumaczy nam przyczyny tych wszystkich działań, nie przejmując się, że Celiński albo inny członek rządu Millera określi ją jako związek przestępczy. I że prokuratura albo Trybunał Stanu będą miały dosyć odwagi, aby z tych rewelacji wyciągnąć wnioski. Wtedy mamy szansę, aby Polska stała się państwem prawa.
- Chcemy sprawnego aparatu sprawiedliwości, a nie kolejnych komisji - grzmią autorzy kolejnego listu otwartego. Ciekawe, że w krajach, których system sprawiedliwości mógłby być dla nas wzorem, parlamentarne komisje śledcze istniały i istnieją, nie wywołując protestów. Jest oczywiste, że nawet sprawnemu wymiarowi sprawiedliwości trudno się dobrać do afer dziejących się na szczytach władzy. W Polsce sprawny aparat sprawiedliwości nieprędko powstanie, dlatego jeśli zablokujemy komisje, nikt już nie będzie przeszkadzał interesom "towarzystwa".
Chcę w Polsce dobrze funkcjonującego prawa, chcę więc kolejnych komisji. Ot, choćby w sprawie gazowej. W Parlamencie Europejskim nieoceniony Bogusław Sonik walczy przeciw gazociągowi, który na dnie Bałtyku chcą położyć Rosjanie, aby ominąć niegrzecznych: kraje bałtyckie i Polskę. Rosja porozumiała się już w tej sprawie z Niemcami. Jedyną szansą na zablokowanie tego katastrofalnego dla nas przedsięwzięcia jest interwencja na forum UE, ale jakoś nie widać w tej kwestii szczególnego zaangażowania polskiego rządu.
Koszt bałtyckiej rury jest czterokrotnie większy niż koszt budowy drugiej nitki biegnącego przez Polskę gazociągu jamalskiego, jej wydajność jest mniejsza, nie mówiąc o problemach ekologicznych, które spowoduje ten projekt. Rosjanie decydują się na nią wyłącznie ze względów politycznych. Jako kraj tranzytowy Polska nie byłaby bez reszty uzależniona od Rosji. A budowa rurociągu Rosja - Niemcy definitywnie uniemożliwia nam korzystanie z gazu norweskiego. Prawo morskie wyklucza bowiem budowanie krzyżujących się gazociągów.
Po negocjacjach rząd Jerzego Buzka porozumiał się z Norwegami w sprawie budowy gazociągu pozwalającego Polsce korzystać ze złóż Morza Północnego. Po dojściu do władzy rząd Leszka Millera zerwał ten kontrakt. Jednym z uzasadnień miał być koszt przedsięwzięcia. Chodzi o to, że gazociąg nie kosztowałby nas nic. Norwegowie z zasady takie przedsięwzięcia realizują samodzielnie. Trudno przyjąć, by autorytatywne wypowiedzi członków rządu Millera były powodowane wyłącznie ignorancją.
Z założenia gazociąg miałby zaopatrywać także naszych południowych sąsiadów, co dawało dodatkowe korzyści ekonomiczne, a gaz nim transportowany nie musiał być wcale droższy od rosyjskiego. Jego zbudowanie, ze względu na wspomniane prawo, uniemożliwiłoby budowę rurociągu bałtyckiego łączącego bezpośrednio Rosję z Niemcami. Co więc spowodowało ową fatalną dla Polski decyzję rządu Millera? Trudno uwierzyć, by była to tylko chęć dezawuowania poprzedników. Zamiast tego w 2003 r. Marek Pol podpisał kolejną umowę z Rosjanami. Przez NIK została ona uznana za niezgodną z interesem Polski. W ferworze dyskusji wicepremierowi wymknęło się, że jest ona haniebna. Prawdopodobnie zapomniał, że jest jej autorem. Czy przyczyną zawarcia tej umowy był wyłącznie legendarny wymiar wicepremiera Pola mierzącego więcej niż budowane przez niego autostrady?
Liczę, że pojawi się komisja, która wytłumaczy nam przyczyny tych wszystkich działań, nie przejmując się, że Celiński albo inny członek rządu Millera określi ją jako związek przestępczy. I że prokuratura albo Trybunał Stanu będą miały dosyć odwagi, aby z tych rewelacji wyciągnąć wnioski. Wtedy mamy szansę, aby Polska stała się państwem prawa.
Więcej możesz przeczytać w 31/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.