Nowi Ruscy już nie mieszają wódki z winami kosztującymi powyżej 1000 euro za butelkę
Niedaleko Tuły dwustu zbrojnych Mongołów otacza zagubioną wśród pól i lasów rosyjską wioskę. Skinienie dowódcy i z łuków wystrzeliwują w stronę drewnianych chat ogniste strzały. Ciszę przerywa dziki wrzask. Domostwa zajmują się błyskawicznie, jak pochodnie. Zerwani ze snu przerażeni chłopi biegną na oślep, byle dalej od płomieni. W zamówieniu były jeszcze gwałty: "Moglibyśmy wynająć 2-3 prostytutki, żaden problem, ale emocji jest tak dużo, że klient nawet nie myśli o seksie". "Klient" to jeden z setek tysięcy bogatych Rosjan. W ojczyźnie Iwana Groźnego zapanowała moda na takie zabawy ekstremalne. Dziesiątki kaskaderów przyjmą dowolne zamówienie, poprowadzą ekspedycję przez niedostępne jaskinie i stoczą bój z nazistami. Bo rosyjscy krezusi szukają nowych wrażeń. A stać ich na wszystko: na polach pod Tułą, w Londynie czy alpejskim kurorcie Courchevel. Przez ostatnie kilka lat stali się bardziej cywilizowani i europejscy. Ale wciąż jest to coś, co sprawia, że nigdzie nie pomylą ich z bogaczami innych nacji - żyją tak, jakby jutro nie istniało.
Dyskretna rosyjska dusza
Najdroższe hotele Courchevel, elitarnego kurortu narciarskiego w Górnej Sabaudii, zapełnią się Rosjanami. Każdego roku ponad 5 tys. przybyszów z państwa nazywanego tu "krainą chłodu" zajmuje najdroższe hotelowe pokoje - takie, których ceny zaczynają się od 500 euro, a kończą na 6,5 tys. euro. Władimir Potanin, jeden z najbogatszych Rosjan, którego majątek wart jest 5 mld dolarów, właściciel m.in. gigantycznego kombinatu niklowego w arktycznym Norylsku, zwykł obchodzić w Courchevel swoje urodziny: w towarzystwie co najmniej setki gości. Toastom nie ma końca, ale zabawa nie jest tak huczna jak jeszcze kilka lat temu, w niemowlęcym okresie rosyjskiego kapitalizmu. Rosjanie bardziej teraz dbają o dyskrecję, nie chcą być kojarzeni z mafią. Nie mieszają, jak kiedyś, wódki z kosztującymi powyżej 1000 euro za butelkę winami. To poważni biznesmeni i menedżerowie. Ale wciąż nie potrafią ukryć bizantyjskiej psychologii i rosyjskiej duszy. Wydają coraz więcej i otaczają się przepychem.
Boom w Londongradzie
Do życia Rosjanie najbardziej w Europie upodobali sobie Londyn, zwany nawet z tego powodu Londongradem. I nic dziwnego, w brytyjskiej stolicy mieszka już ponad 250 tys. rosyjskojęzycznych przybyszów - w tym 700 miliarderów i multimilionerów, z właścicielem klubu Chelsea Romanem Abramowiczem na czele. Dzięki niemu i jemu podobnym londyński rynek nieruchomości przeżywa niesłychany boom. Tylko agencja Knight Frank sprzedała Rosjanom w ciągu jednego roku ponad 30 rezydencji za ponad 100 mln dolarów. Zdarza się, że brytyjscy właściciele atrakcyjnych posiadłości w ciągu kilku godzin pakują do walizek to, co najcenniejsze, i wyprowadzają się do hotelu, zostawiając dom i wszystkie ruchomości nowym właścicielom. Trudno bowiem nie ulec pokusie zainkasowania za swój majątek sumy przekraczającej o setki tysięcy albo o miliony wszystkie wyceny.
Rosjanie pokochali Londyn, bo nikt ich tu nie pyta, skąd wzięli pieniądze, nikt nie każe płacić podatków od giełdowych operacji. Wielokulturowy Londyn akceptuje ich język i obyczaje. Co więcej, Rosjanom sprzyja historia. Anglicy pamiętają, że to właśnie oni pomogli pokonać Hitlera i Napoleona.
Na Lazurowym Wybrzeżu nie jest już tak łatwo. Francuskie służby specjalne i celne uważnie przyglądają się nowym przybyszom i ich kapitałom. Zdarza się, że za pośrednictwem firm inwestycyjnych obywatele byłego ZSRR kupują nadmorskie wille i pałace, a potem nigdy się w nich nie pojawiają w obawie przed francuskim wymiarem sprawiedliwości. Książę Monako Albert nie zgodził się na sprzedaż klubu piłkarskiego AS Monaco rosyjskiemu inwestorowi Aleksiejowi Fiedoriczewowi. "Klub jest wartością narodową i tak ma pozostać" - orzekł władca, a na tym skalistym i przebogatym skrawku ziemi nikt nie zwykł kwestionować jego woli. Piłkarze AS Monaco grają jednak z marką rosyjskiej firmy na koszulkach. Oczywiście za grube miliony.
Czas patriotów
Okres stuprocentowego eksportu rosyjskiego kapitału odchodzi w przeszłość. W Moskwie i okolicach ceny nieruchomości szybko zbliżają się do pułapu z okolic Nicei czy brytyjskiego Sussex. W słynnej wiosce Żukowka, niedaleko posiadłości byłych prezydentów Gorbaczowa i Jelcyna, a także obecnej podmiejskiej rezydencji Władimira Putina, dochodziło już do transakcji, w których płacono po 5 mln dolarów za działki, na których wyrastały potem domy kosztujące dwukrotnie więcej.
Rosyjska rozrzutność miewa wymiar patriotyczny. Przybysze ze Wschodu ożywili pogrążony w letargu zachodnioeuropejski rynek sztuki, wykupując za ogromne kwoty wywiezione po rewolucji dzieła rosyjskich mistrzów. Właściciel Tiumeńskiej Kompanii Naftowej Wiktor Wekselberg wydał 90 mln dolarów na znajdujące się w zagranicznych kolekcjach słynne jaja Faberge i triumfalnie pokazywał je potem na wystawach w Rosji. Zdarza się, że na rosyjskich krezusach próbują zarobić fałszerze dzieł sztuki, podrabiając rosyjskich mistrzów lub nie dotrzymując finansowych zobowiązań. Ale ten sposób na interesy z rosyjskimi bogaczami to kiepski pomysł. Przekonał się o tym zamożny marszand Władimir Klem. Pancerne drzwi jego apartamentu w Sankt Petersburgu wysadzono przy pomocy bazuki. Ludzie w maskach, którzy wpadli potem do środka, zabili jego matkę, siostrę i ochroniarzy, a jemu samemu otworzyli brzuch, oblali benzyną i podpalili wnętrzności.
Żona do wymiany
W Rosji nie ma jeszcze fortun dziedziczonych. Dzisiejsi bogacze pamiętają niekończące się kolejki i szare fasady: "Byłam pionierką - mówi słynna skandalistka Ksenia Sobczak. - Pamiętam pieśni o Leninie i zielone banany, które kładliśmy pod łóżko, żeby dojrzały". Zamożni Rosjanie żyją tak, jakby wygrali los na loterii, rekompensują sobie lata biedy, kupując wszystko, co tylko zobaczą, jak dzieci w sklepie z zabawkami.
Wszystko jest towarem, który nie ma długiego okresu trwałości. Bestsellerem stała się w Rosji książka Oksany Robski "Casual", opisująca życie żon krezusów zamieszkujących rezydencje rozsiane wzdłuż słynnej drogi Rublowskiej. Te kobiety wstają nad ranem: najpierw gimnastyka, kąpiel, potem salon kosmetyczny, gdzie idą obwieszone precjozami jak choinki. Mówią tylko o jednym - dokąd polecą na najbliższe zakupy, w co się ubiorą i co noszą ich znajome. Wiele z nich decyduje się na operacje plastyczne - modne stały się zabiegi u chirurga, który odmienił Michaela Jacksona. Ale wszystkie te beztroskie, wydawałoby się, czynności i rozmowy podszyte są strachem. Kobiety boją się, że ich mężowie wymienią je na młodsze i ładniejsze, co jest zjawiskiem nagminnym wśród rosyjskich bogaczy.
Powiedz, kiedy mam przestać
W Courchevel, które oswoiło się już z meandrami rosyjskiej duszy, co bardziej przewidujący hotelarze i restauratorzy myślą o nowych przybyszach z jeszcze bardziej odległego kraju niż Rosja. Z kraju o jeszcze większym potencjale, gdzie gigantyczne fortuny powstają jak grzyby po deszczu . W Courchevel czekają na Chińczyków. Znajomy nowy Ruski po powrocie ze Szwajcarii opowiedział mi, że był w salonie z biżuterią, kiedy wszedł Chińczyk w szarym prostym ubraniu, z torbą z materiału w ręku. Podszedł do lady, rozejrzał się po gablotach i rzekł do sprzedawcy, pokazując palcem na kilka przedmiotów: "To i to, i to kupić, tamto i tamto popatrzeć". Kiedy już dokonał wyboru, nie pytając o ceny, sięgnął do torby, zaczerpnął plik banknotów o najwyższych nominałach i zaczął je pojedynczo kłaść przed sprzedawcą, mówiąc: "You say when I stop" (Powiedz, kiedy mam przestać).
Dyskretna rosyjska dusza
Najdroższe hotele Courchevel, elitarnego kurortu narciarskiego w Górnej Sabaudii, zapełnią się Rosjanami. Każdego roku ponad 5 tys. przybyszów z państwa nazywanego tu "krainą chłodu" zajmuje najdroższe hotelowe pokoje - takie, których ceny zaczynają się od 500 euro, a kończą na 6,5 tys. euro. Władimir Potanin, jeden z najbogatszych Rosjan, którego majątek wart jest 5 mld dolarów, właściciel m.in. gigantycznego kombinatu niklowego w arktycznym Norylsku, zwykł obchodzić w Courchevel swoje urodziny: w towarzystwie co najmniej setki gości. Toastom nie ma końca, ale zabawa nie jest tak huczna jak jeszcze kilka lat temu, w niemowlęcym okresie rosyjskiego kapitalizmu. Rosjanie bardziej teraz dbają o dyskrecję, nie chcą być kojarzeni z mafią. Nie mieszają, jak kiedyś, wódki z kosztującymi powyżej 1000 euro za butelkę winami. To poważni biznesmeni i menedżerowie. Ale wciąż nie potrafią ukryć bizantyjskiej psychologii i rosyjskiej duszy. Wydają coraz więcej i otaczają się przepychem.
Boom w Londongradzie
Do życia Rosjanie najbardziej w Europie upodobali sobie Londyn, zwany nawet z tego powodu Londongradem. I nic dziwnego, w brytyjskiej stolicy mieszka już ponad 250 tys. rosyjskojęzycznych przybyszów - w tym 700 miliarderów i multimilionerów, z właścicielem klubu Chelsea Romanem Abramowiczem na czele. Dzięki niemu i jemu podobnym londyński rynek nieruchomości przeżywa niesłychany boom. Tylko agencja Knight Frank sprzedała Rosjanom w ciągu jednego roku ponad 30 rezydencji za ponad 100 mln dolarów. Zdarza się, że brytyjscy właściciele atrakcyjnych posiadłości w ciągu kilku godzin pakują do walizek to, co najcenniejsze, i wyprowadzają się do hotelu, zostawiając dom i wszystkie ruchomości nowym właścicielom. Trudno bowiem nie ulec pokusie zainkasowania za swój majątek sumy przekraczającej o setki tysięcy albo o miliony wszystkie wyceny.
Rosjanie pokochali Londyn, bo nikt ich tu nie pyta, skąd wzięli pieniądze, nikt nie każe płacić podatków od giełdowych operacji. Wielokulturowy Londyn akceptuje ich język i obyczaje. Co więcej, Rosjanom sprzyja historia. Anglicy pamiętają, że to właśnie oni pomogli pokonać Hitlera i Napoleona.
Na Lazurowym Wybrzeżu nie jest już tak łatwo. Francuskie służby specjalne i celne uważnie przyglądają się nowym przybyszom i ich kapitałom. Zdarza się, że za pośrednictwem firm inwestycyjnych obywatele byłego ZSRR kupują nadmorskie wille i pałace, a potem nigdy się w nich nie pojawiają w obawie przed francuskim wymiarem sprawiedliwości. Książę Monako Albert nie zgodził się na sprzedaż klubu piłkarskiego AS Monaco rosyjskiemu inwestorowi Aleksiejowi Fiedoriczewowi. "Klub jest wartością narodową i tak ma pozostać" - orzekł władca, a na tym skalistym i przebogatym skrawku ziemi nikt nie zwykł kwestionować jego woli. Piłkarze AS Monaco grają jednak z marką rosyjskiej firmy na koszulkach. Oczywiście za grube miliony.
Czas patriotów
Okres stuprocentowego eksportu rosyjskiego kapitału odchodzi w przeszłość. W Moskwie i okolicach ceny nieruchomości szybko zbliżają się do pułapu z okolic Nicei czy brytyjskiego Sussex. W słynnej wiosce Żukowka, niedaleko posiadłości byłych prezydentów Gorbaczowa i Jelcyna, a także obecnej podmiejskiej rezydencji Władimira Putina, dochodziło już do transakcji, w których płacono po 5 mln dolarów za działki, na których wyrastały potem domy kosztujące dwukrotnie więcej.
Rosyjska rozrzutność miewa wymiar patriotyczny. Przybysze ze Wschodu ożywili pogrążony w letargu zachodnioeuropejski rynek sztuki, wykupując za ogromne kwoty wywiezione po rewolucji dzieła rosyjskich mistrzów. Właściciel Tiumeńskiej Kompanii Naftowej Wiktor Wekselberg wydał 90 mln dolarów na znajdujące się w zagranicznych kolekcjach słynne jaja Faberge i triumfalnie pokazywał je potem na wystawach w Rosji. Zdarza się, że na rosyjskich krezusach próbują zarobić fałszerze dzieł sztuki, podrabiając rosyjskich mistrzów lub nie dotrzymując finansowych zobowiązań. Ale ten sposób na interesy z rosyjskimi bogaczami to kiepski pomysł. Przekonał się o tym zamożny marszand Władimir Klem. Pancerne drzwi jego apartamentu w Sankt Petersburgu wysadzono przy pomocy bazuki. Ludzie w maskach, którzy wpadli potem do środka, zabili jego matkę, siostrę i ochroniarzy, a jemu samemu otworzyli brzuch, oblali benzyną i podpalili wnętrzności.
Żona do wymiany
W Rosji nie ma jeszcze fortun dziedziczonych. Dzisiejsi bogacze pamiętają niekończące się kolejki i szare fasady: "Byłam pionierką - mówi słynna skandalistka Ksenia Sobczak. - Pamiętam pieśni o Leninie i zielone banany, które kładliśmy pod łóżko, żeby dojrzały". Zamożni Rosjanie żyją tak, jakby wygrali los na loterii, rekompensują sobie lata biedy, kupując wszystko, co tylko zobaczą, jak dzieci w sklepie z zabawkami.
Wszystko jest towarem, który nie ma długiego okresu trwałości. Bestsellerem stała się w Rosji książka Oksany Robski "Casual", opisująca życie żon krezusów zamieszkujących rezydencje rozsiane wzdłuż słynnej drogi Rublowskiej. Te kobiety wstają nad ranem: najpierw gimnastyka, kąpiel, potem salon kosmetyczny, gdzie idą obwieszone precjozami jak choinki. Mówią tylko o jednym - dokąd polecą na najbliższe zakupy, w co się ubiorą i co noszą ich znajome. Wiele z nich decyduje się na operacje plastyczne - modne stały się zabiegi u chirurga, który odmienił Michaela Jacksona. Ale wszystkie te beztroskie, wydawałoby się, czynności i rozmowy podszyte są strachem. Kobiety boją się, że ich mężowie wymienią je na młodsze i ładniejsze, co jest zjawiskiem nagminnym wśród rosyjskich bogaczy.
Powiedz, kiedy mam przestać
W Courchevel, które oswoiło się już z meandrami rosyjskiej duszy, co bardziej przewidujący hotelarze i restauratorzy myślą o nowych przybyszach z jeszcze bardziej odległego kraju niż Rosja. Z kraju o jeszcze większym potencjale, gdzie gigantyczne fortuny powstają jak grzyby po deszczu . W Courchevel czekają na Chińczyków. Znajomy nowy Ruski po powrocie ze Szwajcarii opowiedział mi, że był w salonie z biżuterią, kiedy wszedł Chińczyk w szarym prostym ubraniu, z torbą z materiału w ręku. Podszedł do lady, rozejrzał się po gablotach i rzekł do sprzedawcy, pokazując palcem na kilka przedmiotów: "To i to, i to kupić, tamto i tamto popatrzeć". Kiedy już dokonał wyboru, nie pytając o ceny, sięgnął do torby, zaczerpnął plik banknotów o najwyższych nominałach i zaczął je pojedynczo kłaść przed sprzedawcą, mówiąc: "You say when I stop" (Powiedz, kiedy mam przestać).
Więcej możesz przeczytać w 4/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.