W sejmowym stawie nie brakuje karpi gotowych do głosowania za przyspieszeniem świąt Bożego Narodzenia
W ubiegłym roku Polska pod względem PKB na mieszkańca przekroczyła symboliczny próg 50 proc. średniego poziomu zamożności w Unii Europejskiej - wynika z prognozy Eurostatu. To dobry prezent III Rzeczypospolitej dla jej następczyni, która jednak sprawia wrażenie, że mało ją to obchodzi. Główni jej rzecznicy bawią się w chowanego w zakamarkach sejmowych, z osłupiałą opozycją w tle. Pałac Prezydencki jest otwarty lub zamknięty w zależności od tego, co powie Bronisław Komorowski. Liderzy PO ustalają w płaczliwym tonie, ile razy można ich oszukać. A Andrzej Lepper to wchodzi do rządu, to z niego wychodzi. Wszystkich zaś hipnotyzuje prezydent Lech Kaczyński, dając do zrozumienia, że zawsze może coś rozwiązać. W tej sytuacji odległość, jaka dzieli Polskę od najbogatszych krajów Zachodu, jest mniej ważna niż dystans od ucha i pióra braci Kaczyńskich.
Czeska lekcja
W przeciwieństwie do Polski nasi południowi sąsiedzi, Czesi - według tej samej prognozy Eurostatu - prześcignęli jedno z państw starej Unii Europejskiej. Osiągając prawie 75 proc. średniej unijnej, wyprzedzili Portugalię, choć jeszcze w 2004 r. różnica na korzyść tej ostatniej była dość znaczna. "To doskonała informacja" - mówią czescy politycy, dodając, że w minionym roku wzrost gospodarczy w ich kraju wyniósł prawie 5Ęproc. - przede wszystkim dzięki dużemu eksportowi i wysokiemu poziomowi zagranicznych inwestycji. Czeski minister przemysłu i handlu Milan Urban oczekuje, że jego kraj około 2013 r. osiągnie poziom porównywalny z najbardziej rozwiniętymi państwami Europy. Milos Zeman, były premier, który napisał w swojej nieco skandalizującej książce o pewnej pani minister, że "wyciupciała" sobie stanowisko, mawiał mi często, że jego rodacy hołdują wprawdzie Kunderowskiej "lekkości bytu", ale do gospodarki podchodzą nad wyraz poważnie i widać to także w kręgach polityków.
Prezent dla sojuszu
W Polsce widać natomiast nadciągającą elekcję i Mariusza Kamińskiego, który pogroził palcem znanym przedsiębiorcom oraz byłym ministrom i posłom pracującym w biznesie. Jeśli tańczący z wyborami naprawdę zmierzają do wielkiego finału, to zaskarbią sobie szczerą wdzięczność SLD. Nagły dar losu mógłby spowodować realizację starego postulatu sojuszu, że wybory powinny się odbywać zawsze na wiosnę. Udowodniono by także tezę, że prawica nie umie rządzić. Przywrócono by w Sejmie tradycyjny podział na lewicę i prawicę, zachwiany wynikami ostatnich wyborów. Żeby tak się stało, sojusz musi umieć spożytkować dokonania własnego rządzenia i dążyć do polaryzacji elektoratu, zwłaszcza w kwestiach wolności i praw obywatelskich, rozumienia sprawiedliwości społecznej, wolności sumienia, integracji europejskiej, historii PRL i oceny polskiej transformacji. Do referendum akcesyjnego spór w tych sprawach, zwłaszcza w odniesieniu do neutralności światopoglądowej państwa czy praw kobiet, był celowo wyciszany, aby nie tworzyć kolejnych konfliktów ujemnie rzutujących na wynik narodowego plebiscytu. Obecne kłopoty SLD byłyby przecież niczym, gdyby referendum zostało przegrane. Teraz, kiedy Polska jest już w Unii Europejskiej, nie ma żadnych ograniczeń. Pora więc na wyostrzenie linii podziału, które zostały w przeszłości taktycznie zamazane.
Polska czerezwyczajka
Mariusz Kamiński ogłosił odkrycie mrocznej patologii wynikającej ze świadczenia pracy byłych polityków u niewłaściwych ludzi. "Widzimy to zjawisko, dostrzegamy to zjawisko, monitorujemy i chcemy powiedzieć takim panom, jak pan Kulczyk, jak pan Gudzowaty, jak pan Krauze, że jeśli liczą na to, że dzięki temu będą oni odnosili z tego korzyści w biznesie, to są w wielkim błędzie". Kamiński, o którym prof. Jadwiga Staniszkis napisała, że ma "psychikę zadymiarza", pogłębił obawy wyrażane w związku z projektem utworzenia Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Wielu ekspertów wskazuje, że projekt CBA wynika z anachronicznego przekonania, iż mnożenie urzędów do walki z objawami korupcji jest lepsze niż walka z jej przyczynami. Nie dostrzega się, że najlepsza metoda to poszerzanie swobody ludzkiej aktywności, gdzie uznaniowa decyzja urzędnika jest ograniczona do minimum. W ocenie CBA podkreśla się też jego szerokie uprawnienia, niejasno opisane i powielające zadania innych służb, oraz koszty sięgające 70 mln zł, które zostaną w lwiej części skonsumowane przez kolegów Kamińskiego z Ligi Republikańskiej.
Helena Łuczywo ("Gazeta Wyborcza" z 11 stycznia 2006 r.) formułuje najgorsze obawy wobec tego nadzwyczajnego organu władzy. "Wszelkie komisje specjalne i specjalne organy prowadzą do nadużycia władzy. Od opryczniny Iwana Groźnego przez jakobiński Komitet Ocalenia Publicznego i bolszewicką czerezwyczajkę po komisję McCarthy`ego - wszystkie specjalne organa wcześniej czy później wyradzają się, a z czasem stają się tak silne, że zaczynają zagrażać władzy, która je ustanowiła". W obliczu tych powszechnie znanych doświadczeń zadziwia fakt, że tylko SLD zadeklarował sprzeciw wobec projektu ustawy. Jak widać, w sejmowym stawie nie brakuje karpi gotowych do głosowania za przyspieszeniem świąt Bożego Narodzenia.
Departament ds. kontaktów z rządem
Inicjatywa powołania CBA wynika z przekonania Prawa i Sprawiedliwości, że relacje między polityką a biznesem są z gruntu podejrzane. Kontakty te mają sprzyjać korupcji, należy je zatem ograniczyć, a najlepiej zlikwidować. Nie przyjmuje się do wiadomości, że w krajach o utrwalonej gospodarce rynkowej, gdzie związki między polityką a biznesem są bardziej rozwinięte, poziom korupcji jest niższy niż w Polsce. W Stanach Zjednoczonych, które - według Transparency International - pod względem odporności na korupcję zajmują 17. miejsce na świecie (Polska - 70.), poglądy aktywistów PiS mogłyby wywołać tylko uśmiech politowania. Jak napisał Bartosz Jałowiecki, do połowy 2005 r. związany z American Enterprise Institute w Waszyngtonie, w każdej dużej korporacji istnieją departamenty ds. kontaktów z rządem. Są w nich zatrudniani m.in. dawni urzędnicy lub byli współpracownicy kongresmanów. Na tych komórkach spoczywa ciężar kontaktów z osobami pracującymi w administracji. Zapraszają one urzędników na spotkania, organizują prezentacje, dostarczają informacji o produktach i usługach swoich przedsiębiorstw. Aktywnie promują własne interesy. W Polsce samo powołanie w jakiejś firmie działu ds. kontaktów z rządem byłoby sygnałem do interwencji prokuratora i powołania komisji śledczej.
To, co dla Mariusza Kamińskiego jest wysoce naganne, dla amerykańskiej demokracji jest chlebem powszednim. Do pracy z politykami i urzędnikami zatrudnia się byłych polityków i setki lobbystów. Jakiś czas temu na liście płac jednej z renomowanych waszyngtońskich kancelarii prawniczych było dwóch znanych senatorów: Bob Dole, były kandydat na prezydenta z Partii Republikańskiej, oraz George Mitchell, były lider Partii Demokratycznej w Senacie. Jeden pomagał w kontaktach z konserwatystami, a drugi z demokratami.
Bartosz Jałowiecki zwraca uwagę, że- podobnie jak w USA - w krajach Unii Europejskiej rotacja między światem polityki a biznesu też nie jest niczym szczególnym. Wcześniejsza decyzja Gerharda Schroedera o rozpoczęciu pracy w koncernie prasowym Michaela Ringiera została przyjęta bez zdziwienia. Były kanclerz Niemiec, jak twierdził Ringier, będzie "przygotowywał grunt, otwierał drzwi do gabinetów mężów stanu". Innym przykładem jest unijna komisarz Neelie Kroes, która wcześniej pracowała we władzach takich firm, jak Volvo, Thales i Lucent Technologies, a dziś w Komisji Europejskiej odpowiada za konkurencję.
Legalny lobbing
Powiązania świata polityki i gospodarki w Brukseli nikogo nie bulwersują. Zarówno władze unii, jak i sami lobbyści dbają o to, żeby ich współpraca była jak najbardziej przejrzysta. W parlamencie europejskim lobbyści muszą figurować w oficjalnym rejestrze osób upoważnionych do prowadzenia takiej działalności. Dokładna lista firm i organizacji zajmujących się lobbingiem, a także nazwiska ponad 3800 reprezentujących je osób są zamieszczone na stronach internetowych parlamentu.
Podobna idea przyświecała mojemu rządowi, który w październiku 2003 r. skierował do Sejmu projekt ustawy o działalności lobbingowej. Ustawa, która została przyjęta ogromną większością głosów, wejdzie w życie 7 marca 2006 r. Stanowi ona, że "zawodową działalnością lobbingową jest każde działanie prowadzone metodami prawnie dozwolonymi, zmierzające do wywarcia wpływu na organy władzy publicznej w procesie stanowienia prawa". Nowatorski - jak na polskie warunki - akt prawny zawiera m.in. wymogi utworzenia jawnego rejestru lobbystów oraz ujawniania i odnotowywania w Biuletynie Informacji Publicznej przejawów ich aktywności. Nakłada też na urzędników i polityków obowiązek informowania przełożonych o próbach lobbowania.
We współczesnym świecie nie da się uniknąć związków pomiędzy polityką a biznesem. Trzeba tylko zadbać o to, byĘwspółpraca ta odbywała się przy podniesionej kurtynie, a nie w szarej strefie, do której wpycha ją radosna twórczość rządzącej ekipy.
Fot. K. Mikuła
Więcej możesz przeczytać w 4/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.