Europejczycy nie pragną utrzymać Europy - to jest zasadnicza przyczyna imigracyjnego naporu
Co pchnęło do rozruchów mieszkańców przedmieść Paryża? Prof. Helne Carrre d`Encausse, "wieczna" sekretarz Akademii Francuskiej, nie ma wątpliwości - poligamia. Rodzice podpalaczy "przybywają prosto ze swych afrykańskich wiosek. A Paryż i inne miasta Europy to nie wioski afrykańskie. Wszyscy się dziwią, dlaczego afrykańskie dzieci zamiast w szkole są na ulicy. Zastanawiają się, dlaczego rodzice nie potrafią utrzymać ich w domu. A to przecież jasne dlaczego. Wielu z tych Afrykańczyków to poligamiści. W mieszkaniu są trzy, cztery kobiety i dwudziestkapiątka dzieci. Tak są zapchane, że to już nie mieszkania, ale Bóg wie co. Można zrozumieć, dlaczego te dzieci latają po ulicy"- stwierdziła pani profesor.
Sygnał "poligamia" podjął francuski minister do spraw zatrudnienia Gerard Larcher. Powiedział "Financial Times", że to z powodu poligamii dzieci Afrykańczyków mają trudności w znalezieniu pracy. A szef klubu parlamentarnego rządzącej UMP Bernard Accoyer stwierdził, że "poligamia oznacza niemożliwość takiego wychowania, jakie jest konieczne w zorganizowanym, unormowanym społeczeństwie". Cała cytowana trójka doszła do wniosku, że poligamia jest jedną z najważniejszych przyczyn rozruchów wywołanych przez osoby niemal wyłącznie ciemnoskóre i wyznania muzułmańskiego.
Dochód z dzieci
Helne Carrre d`Encausse natychmiast zarzucono, że zna tylko eleganckie dzielnice Paryża i historię Rosji, co nie upoważnia jej do zabierania głosu w sprawach przedmieść. I przypisano jej "rasistowskie akcenty", tak samo jak dwóm politykom, oskarżanym dodatkowo o "żeglowanie na mętnych wodach Frontu Narodowego", czyli skrajnej francuskiej prawicy. Kwestia poligamii we Francji wcale jednak przez to nie zniknęła. Prawnie zakazana, jest tolerowana wśród imigrantów, a rozporządzenia w sprawie łączenia rodzin wręcz ułatwiały sprowadzanie kolejnych żon. Liczbę poligamicznych rodzin szacuje się na 30 tys., co oznacza od 300 tys. do pół miliona osób.
Afrykańscy imigranci są poligamistami, bo posiadanie wielu żon to w ich środowiskach miara sukcesu. Ponadto dla nie pracujących w większości ojców rodzin dodatki rodzinne stanowią zasadniczą część budżetu. Dwa lata temu podczas wizyty w Paryżu malijski minister do spraw Malijczyków za granicą Oumar Dicko powiedział: "Kryzys gospodarczy w moim kraju powoduje, że niewielu mężczyzn może sobie pozwolić na utrzymanie kilku żon. We Francji jest inaczej, bo tu wszystkie dzieci to źródło dochodu".
Organizacje, w których czołową rolę odgrywają często kobiety pochodzenia afrykańskiego, od lat próbują walczyć z poligamią. Francuscy deputowani i senatorzy, a dokładniej deputowane i senatorki przedstawiały projekty ustaw dążących do wyeliminowania poligamii. Lądowały one w szufladach szacownych zgromadzeń, bo nikogo nie interesowały. Poligamii nie pokazywała telewizja, nie pisały o niej gazety. Bo media potrzebują wydarzeń, a politycy mediów.
Podpalacze z kwaterunku
Jeszcze przed buntem młodych Afrykańczyków Paryżem wstrząsnęła seria pożarów. Pierwszy zabił w kwietniu trzynaścioro mieszkańców hotelu, w którym służby socjalne umieściły afrykańskich imigrantów nielegalnie przebywających we Francji. Większość ofiar stanowiły dzieci. Tak samo jak w sierpniu, gdy w ciągu kilku dni pożary zniszczyły paryskie rudery (24 zabitych), w których tłoczyły się poligamiczne rodziny z Afryki. Mieszkały tam za wiedzą i zgodą odpowiednich rad dzielnicowych. Socjolog Jacques Barou z CNRS (francuski Państwowy Ośrodek Badań Naukowych) tłumaczy, że "samorządy >>prowizorycznie<< kwaterują w slumsach samotnych mężczyzn lub jednodzietne pary. Tymczasem kwatery zajmują rodziny, w których bywają trzy żony z trzydziestką potomstwa. Ponadto zaostrzenie warunków łączenia rodzin powoduje, że żony wraz z dziećmi są sprowadzane nielegalnie, co dodatkowo utrudnia znalezienie odpowiedniego mieszkania".
Strażakom i policji nie udało się ustalić przyczyn pożarów. Skrajnie lewicowe gazety nie wahały się pisać o "płomieniach rasistowskiej nienawiści". Pewien paryski radny nie wykluczał, że podpalaczem mógł być ktoś z mieszkańców. "Po to, by wymusić przydział mieszkania" - twierdził. Było to w początku października, wkrótce po tym jak kandydaci na imigrantów z Czarnej Afryki zaatakowali zasieki odgradzające hiszpańską enklawę Ceuta od Maroka. "Pięciu zabitych tam i trzydziestu tu, to niewielkie w końcu straty tej samej inwazji na Europę. Niegdyś wikingowie tonęli wraz ze swymi drakkarami. Nie przeszkodziło im to w zalaniu Anglii i Normandii" - tłumaczył mój rozmówca, zastrzegając, że to osobista opinia, której nie chciałby zobaczyć wraz ze swym nazwiskiem w gazecie.
Prawdą jest, że pogorzelcy zostali natychmiast przeniesieni do prawdziwych mieszkań w podmiejskich blokowiskach - tych samych, które kilka tygodni później nazywano już gettami.
Do czego służy łazienka?
W latach 60. XX wieku, kiedy powstały "getta", podstołeczne przedmieścia zarządzane przez komunistyczne samorządy stanowiły pas kwitnącego przemysłu. Francuskim i zagranicznym robotnikom przydzielano nowiutkie mieszkania. Mieszanina demograficzna okazała się dość szybko mieszanką wybuchową. "Kiedy 20 osób jest stłoczonych w trzech pokojach, trzeba dużej dozy naiwności, by nie wyobrażać sobie, co odczuwają sąsiedzi" - mówiła już 20 lat temu Damarys Maa, później założycielka stowarzyszenia Inicjatywa Kobiet Afrykańskich we Francji i Europie. Jej wypowiedzi nikt nie zauważył. Natomiast w 1991 r. o rasizm został oskarżony ówczesny mer Paryża Jacques Chirac - za tyradę o "francuskim pracowniku, który pracuje tak samo jak jego żona, razem z nią zarabia 15 tys. franków i widzi na tej samej klatce bloku kwaterunkowego rodzinę z ojcem, trzema albo czterema żonami i dwudziestką dzieci. Zarabiają 50 tys. w zasiłkach rodzinnych, naturalnie bez pracy... Jeśli dodacie hałasy i zapaszki, to francuski pracownik dostaje szału".
Napięcie, a przede wszystkim zamykanie firm, spowodowało, że podparyskie bloki opuszczali Francuzi i Arabowie, pozostawiając niemal wyłącznie Afrykańczyków. "Mimo dziesięcioleci spędzonych w tym kraju wiele rodzin wciąż próbuje żyć jak w Afryce, bo nikt nie wpadł na pomysł, by nauczyć ich, jak trzeba żyć we Francji" - zauważa N`diaye Sylla ze Stowarzyszenia Promocji Kultury i Języka Soninke we Francji. Nie jest to do końca prawda. Pracownicy magistraccy mają za zadanie uczyć lokatorów, do czego służy łazienka, wytłumaczyć, że podłogi nie myje się, wylewając na nią wodę wiadrami, oswoić z kuchenną wentylacją. Tych pracowników jest jednak za mało. I nawet gdyby było ich więcej, ich skuteczność byłaby ograniczona. Bo wszystkie pomieszczenia w tych mieszkaniach są zajęte. A często i tak nie ma miejsca. Dzieci sypiają na zmianę, a gdy nie śpią, są wyrzucane na ulicę.
Rozwalić białego!
Zagubieni w europejskiej rzeczywistości czarni imigranci nie żyją tak, jak u siebie. "W afrykańskich wioskach każda żona mieszka ze swymi dziećmi w osobnej chacie, we Francji to niemożliwe" mówi Claudette Bodin, wiceprezes stowarzyszenia pomocy afrykańskim imigrantom. I dodaje: "Najczęściej napięcie zmienia się w prawdziwą wojnę". "Stwarza to sytuacje nie do rozwiązania" - stwierdza z rezygnacją Sonia Imloul, przewodnicząca komitetu zapobiegania przestępczości nieletnich z departamentu Seine-Saint-Denis. I daje przykłady trzydziesto- lub czterdziestoosobowych rodzin, w których żony wyrażają zazdrość, pastwiąc się nad dziećmi konkurentek. - Ostatnio jedna z "cioć" oblała trzyletnią dziewczynkę wrzącą oliwą. Dzieci od małego są otoczone atmosferą przemocy. I noszą w sobie tę przemoc, która może w każdej chwili wybuchnąć - opowiada Sonia Imloul.
- Afrykańskie dzieci z francuskich przedmieść nie są w stanie panować nad swymi emocjami - twierdzi Sophie Ernst z Państwowego Instytutu Badań Pedagogicznych. - Nie nadają się do zatrudnienia, tak samo jak wcześniej nie nadawały się do skolaryzacji. Nie potrafią połączyć przyczyny i skutku, nie są w stanie zmienić punktu widzenia, postawić się na miejscu innego człowieka. Każda sytuacja jest dla nich zbudowana według binarnego stereotypu: terytorium - obcy na terytorium, oni - my, wygrany - przegrany, silny - słaby - analizuje Sophie Ernst. To na co dzień przekłada się na chęć "rozwalenia białego", a nawet - jak ostatnio - na "intifadę przedmieść".
Podwójna pułapka
Na młodych afrykańskich wyrzutków francuskiego eksperymentu społecznego czekają dwa rodzaje pułapek. Jedna to Kaira, czyli mafia organizująca na przedmieściach podziemną ekonomię, w której główną rolę odgrywa handel narkotykami. Przynależność do niej gwarantuje realizację zasadniczych marzeń, jakimi dla większości młodych są "kasa" i markowe ciuchy. Marzenia o "laskach" frustrująco spełniają w jeszcze jednej specyfice francuskich przedmieść - zbiorowych gwałtach, których nazwa - "les tournantes", czyli korowody, weszła do współczesnej francuszczyzny. Drugą pułapką jest islam. We Francji coraz więcej dzieci z niemuzułmańskich rodzin imigrantów przechodzi na tę religię. Bo pozwala im się odnaleźć. Francis Fukuyama, który zasłynął koncepcją "końca historii", napisał, że drugie i trzecie pokolenie dzieci imigrantów cierpi w Europie na szczególnie ostry problem tożsamości. "W tym kontekście pojawia się ktoś taki jak Osama bin Laden i oferuje młodym konwertytom wersję islamu oczyszczoną z lokalnych zwyczajów i tradycji. Radykalny islamizm mówi im dokładnie, kim są - szanowanymi członkami ummy (wspólnoty islamskiej), do której mogą przynależeć, choć żyją w państwach bez wiary" - pisał Fukuyama.
Choć wydaje się to sprzeczne, mafia daje się połączyć z islamizacją. Działalność islamskich ekstremistów od dawna jest finansowana m.in. z handlu narkotykami. W grudniu 2005 r. francuska policja odkryła sieć mafijną podejrzaną o przygotowywanie zamachów terrorystycznych i zbrojne napady w celu zdobycia funduszy dla "sprawy islamskiej".
Po zamieszkach Francja zaczęła zaostrzać przepisy regulujące przyjmowanie i pobyt cudzoziemców spoza UE. Według Roberta Toubona, dyrektora pozarządowego Stowarzyszenia Równowagi Ludnościowej, nie na wiele się to zda. - Nie próbuje się rozwiązywać prawdziwego problemu, a lekcja historii jest dosyć świeża - wszystkie linie Maginota zbudowane są tylko po to, by je obchodzić. Prawdziwy problem to nierówności w poziomie życia ludów na naszej planecie. Istnieje skrajna nędza Afryki na południe od Sahary, gdzie połowa ludności żyje za mniej niż dwa dolary dziennie. I to w pobliżu Europy, gdzie mimo nierówności i kryzysów poziom życia jest jednym z najwyższych na świecie - mówi Robert Toubon.
Zasadnicza przyczyna imigracyjnego naporu jest inna. Natura nie znosi próżni, a Francja, podobnie jak cała Europa, opróżnia się ze swej rdzennej ludności. Wraz ze starzeniem się społeczeństwa i spadkiem przyrostu naturalnego, spada wszelka motywacja do działania w obronie własnych wartości i ideałów. Chińczycy na zarzuty o inwazję na Syberię odpowiadają, że Syberia stanie się chińska nie dlatego, że oni jej potrzebują, tylko dlatego, że Rosjanie już nie pragną jej utrzymać. A Europejczycy nie pragną utrzymać Europy.
Sygnał "poligamia" podjął francuski minister do spraw zatrudnienia Gerard Larcher. Powiedział "Financial Times", że to z powodu poligamii dzieci Afrykańczyków mają trudności w znalezieniu pracy. A szef klubu parlamentarnego rządzącej UMP Bernard Accoyer stwierdził, że "poligamia oznacza niemożliwość takiego wychowania, jakie jest konieczne w zorganizowanym, unormowanym społeczeństwie". Cała cytowana trójka doszła do wniosku, że poligamia jest jedną z najważniejszych przyczyn rozruchów wywołanych przez osoby niemal wyłącznie ciemnoskóre i wyznania muzułmańskiego.
Dochód z dzieci
Helne Carrre d`Encausse natychmiast zarzucono, że zna tylko eleganckie dzielnice Paryża i historię Rosji, co nie upoważnia jej do zabierania głosu w sprawach przedmieść. I przypisano jej "rasistowskie akcenty", tak samo jak dwóm politykom, oskarżanym dodatkowo o "żeglowanie na mętnych wodach Frontu Narodowego", czyli skrajnej francuskiej prawicy. Kwestia poligamii we Francji wcale jednak przez to nie zniknęła. Prawnie zakazana, jest tolerowana wśród imigrantów, a rozporządzenia w sprawie łączenia rodzin wręcz ułatwiały sprowadzanie kolejnych żon. Liczbę poligamicznych rodzin szacuje się na 30 tys., co oznacza od 300 tys. do pół miliona osób.
Afrykańscy imigranci są poligamistami, bo posiadanie wielu żon to w ich środowiskach miara sukcesu. Ponadto dla nie pracujących w większości ojców rodzin dodatki rodzinne stanowią zasadniczą część budżetu. Dwa lata temu podczas wizyty w Paryżu malijski minister do spraw Malijczyków za granicą Oumar Dicko powiedział: "Kryzys gospodarczy w moim kraju powoduje, że niewielu mężczyzn może sobie pozwolić na utrzymanie kilku żon. We Francji jest inaczej, bo tu wszystkie dzieci to źródło dochodu".
Organizacje, w których czołową rolę odgrywają często kobiety pochodzenia afrykańskiego, od lat próbują walczyć z poligamią. Francuscy deputowani i senatorzy, a dokładniej deputowane i senatorki przedstawiały projekty ustaw dążących do wyeliminowania poligamii. Lądowały one w szufladach szacownych zgromadzeń, bo nikogo nie interesowały. Poligamii nie pokazywała telewizja, nie pisały o niej gazety. Bo media potrzebują wydarzeń, a politycy mediów.
Podpalacze z kwaterunku
Jeszcze przed buntem młodych Afrykańczyków Paryżem wstrząsnęła seria pożarów. Pierwszy zabił w kwietniu trzynaścioro mieszkańców hotelu, w którym służby socjalne umieściły afrykańskich imigrantów nielegalnie przebywających we Francji. Większość ofiar stanowiły dzieci. Tak samo jak w sierpniu, gdy w ciągu kilku dni pożary zniszczyły paryskie rudery (24 zabitych), w których tłoczyły się poligamiczne rodziny z Afryki. Mieszkały tam za wiedzą i zgodą odpowiednich rad dzielnicowych. Socjolog Jacques Barou z CNRS (francuski Państwowy Ośrodek Badań Naukowych) tłumaczy, że "samorządy >>prowizorycznie<< kwaterują w slumsach samotnych mężczyzn lub jednodzietne pary. Tymczasem kwatery zajmują rodziny, w których bywają trzy żony z trzydziestką potomstwa. Ponadto zaostrzenie warunków łączenia rodzin powoduje, że żony wraz z dziećmi są sprowadzane nielegalnie, co dodatkowo utrudnia znalezienie odpowiedniego mieszkania".
Strażakom i policji nie udało się ustalić przyczyn pożarów. Skrajnie lewicowe gazety nie wahały się pisać o "płomieniach rasistowskiej nienawiści". Pewien paryski radny nie wykluczał, że podpalaczem mógł być ktoś z mieszkańców. "Po to, by wymusić przydział mieszkania" - twierdził. Było to w początku października, wkrótce po tym jak kandydaci na imigrantów z Czarnej Afryki zaatakowali zasieki odgradzające hiszpańską enklawę Ceuta od Maroka. "Pięciu zabitych tam i trzydziestu tu, to niewielkie w końcu straty tej samej inwazji na Europę. Niegdyś wikingowie tonęli wraz ze swymi drakkarami. Nie przeszkodziło im to w zalaniu Anglii i Normandii" - tłumaczył mój rozmówca, zastrzegając, że to osobista opinia, której nie chciałby zobaczyć wraz ze swym nazwiskiem w gazecie.
Prawdą jest, że pogorzelcy zostali natychmiast przeniesieni do prawdziwych mieszkań w podmiejskich blokowiskach - tych samych, które kilka tygodni później nazywano już gettami.
Do czego służy łazienka?
W latach 60. XX wieku, kiedy powstały "getta", podstołeczne przedmieścia zarządzane przez komunistyczne samorządy stanowiły pas kwitnącego przemysłu. Francuskim i zagranicznym robotnikom przydzielano nowiutkie mieszkania. Mieszanina demograficzna okazała się dość szybko mieszanką wybuchową. "Kiedy 20 osób jest stłoczonych w trzech pokojach, trzeba dużej dozy naiwności, by nie wyobrażać sobie, co odczuwają sąsiedzi" - mówiła już 20 lat temu Damarys Maa, później założycielka stowarzyszenia Inicjatywa Kobiet Afrykańskich we Francji i Europie. Jej wypowiedzi nikt nie zauważył. Natomiast w 1991 r. o rasizm został oskarżony ówczesny mer Paryża Jacques Chirac - za tyradę o "francuskim pracowniku, który pracuje tak samo jak jego żona, razem z nią zarabia 15 tys. franków i widzi na tej samej klatce bloku kwaterunkowego rodzinę z ojcem, trzema albo czterema żonami i dwudziestką dzieci. Zarabiają 50 tys. w zasiłkach rodzinnych, naturalnie bez pracy... Jeśli dodacie hałasy i zapaszki, to francuski pracownik dostaje szału".
Napięcie, a przede wszystkim zamykanie firm, spowodowało, że podparyskie bloki opuszczali Francuzi i Arabowie, pozostawiając niemal wyłącznie Afrykańczyków. "Mimo dziesięcioleci spędzonych w tym kraju wiele rodzin wciąż próbuje żyć jak w Afryce, bo nikt nie wpadł na pomysł, by nauczyć ich, jak trzeba żyć we Francji" - zauważa N`diaye Sylla ze Stowarzyszenia Promocji Kultury i Języka Soninke we Francji. Nie jest to do końca prawda. Pracownicy magistraccy mają za zadanie uczyć lokatorów, do czego służy łazienka, wytłumaczyć, że podłogi nie myje się, wylewając na nią wodę wiadrami, oswoić z kuchenną wentylacją. Tych pracowników jest jednak za mało. I nawet gdyby było ich więcej, ich skuteczność byłaby ograniczona. Bo wszystkie pomieszczenia w tych mieszkaniach są zajęte. A często i tak nie ma miejsca. Dzieci sypiają na zmianę, a gdy nie śpią, są wyrzucane na ulicę.
Rozwalić białego!
Zagubieni w europejskiej rzeczywistości czarni imigranci nie żyją tak, jak u siebie. "W afrykańskich wioskach każda żona mieszka ze swymi dziećmi w osobnej chacie, we Francji to niemożliwe" mówi Claudette Bodin, wiceprezes stowarzyszenia pomocy afrykańskim imigrantom. I dodaje: "Najczęściej napięcie zmienia się w prawdziwą wojnę". "Stwarza to sytuacje nie do rozwiązania" - stwierdza z rezygnacją Sonia Imloul, przewodnicząca komitetu zapobiegania przestępczości nieletnich z departamentu Seine-Saint-Denis. I daje przykłady trzydziesto- lub czterdziestoosobowych rodzin, w których żony wyrażają zazdrość, pastwiąc się nad dziećmi konkurentek. - Ostatnio jedna z "cioć" oblała trzyletnią dziewczynkę wrzącą oliwą. Dzieci od małego są otoczone atmosferą przemocy. I noszą w sobie tę przemoc, która może w każdej chwili wybuchnąć - opowiada Sonia Imloul.
- Afrykańskie dzieci z francuskich przedmieść nie są w stanie panować nad swymi emocjami - twierdzi Sophie Ernst z Państwowego Instytutu Badań Pedagogicznych. - Nie nadają się do zatrudnienia, tak samo jak wcześniej nie nadawały się do skolaryzacji. Nie potrafią połączyć przyczyny i skutku, nie są w stanie zmienić punktu widzenia, postawić się na miejscu innego człowieka. Każda sytuacja jest dla nich zbudowana według binarnego stereotypu: terytorium - obcy na terytorium, oni - my, wygrany - przegrany, silny - słaby - analizuje Sophie Ernst. To na co dzień przekłada się na chęć "rozwalenia białego", a nawet - jak ostatnio - na "intifadę przedmieść".
Podwójna pułapka
Na młodych afrykańskich wyrzutków francuskiego eksperymentu społecznego czekają dwa rodzaje pułapek. Jedna to Kaira, czyli mafia organizująca na przedmieściach podziemną ekonomię, w której główną rolę odgrywa handel narkotykami. Przynależność do niej gwarantuje realizację zasadniczych marzeń, jakimi dla większości młodych są "kasa" i markowe ciuchy. Marzenia o "laskach" frustrująco spełniają w jeszcze jednej specyfice francuskich przedmieść - zbiorowych gwałtach, których nazwa - "les tournantes", czyli korowody, weszła do współczesnej francuszczyzny. Drugą pułapką jest islam. We Francji coraz więcej dzieci z niemuzułmańskich rodzin imigrantów przechodzi na tę religię. Bo pozwala im się odnaleźć. Francis Fukuyama, który zasłynął koncepcją "końca historii", napisał, że drugie i trzecie pokolenie dzieci imigrantów cierpi w Europie na szczególnie ostry problem tożsamości. "W tym kontekście pojawia się ktoś taki jak Osama bin Laden i oferuje młodym konwertytom wersję islamu oczyszczoną z lokalnych zwyczajów i tradycji. Radykalny islamizm mówi im dokładnie, kim są - szanowanymi członkami ummy (wspólnoty islamskiej), do której mogą przynależeć, choć żyją w państwach bez wiary" - pisał Fukuyama.
Choć wydaje się to sprzeczne, mafia daje się połączyć z islamizacją. Działalność islamskich ekstremistów od dawna jest finansowana m.in. z handlu narkotykami. W grudniu 2005 r. francuska policja odkryła sieć mafijną podejrzaną o przygotowywanie zamachów terrorystycznych i zbrojne napady w celu zdobycia funduszy dla "sprawy islamskiej".
Po zamieszkach Francja zaczęła zaostrzać przepisy regulujące przyjmowanie i pobyt cudzoziemców spoza UE. Według Roberta Toubona, dyrektora pozarządowego Stowarzyszenia Równowagi Ludnościowej, nie na wiele się to zda. - Nie próbuje się rozwiązywać prawdziwego problemu, a lekcja historii jest dosyć świeża - wszystkie linie Maginota zbudowane są tylko po to, by je obchodzić. Prawdziwy problem to nierówności w poziomie życia ludów na naszej planecie. Istnieje skrajna nędza Afryki na południe od Sahary, gdzie połowa ludności żyje za mniej niż dwa dolary dziennie. I to w pobliżu Europy, gdzie mimo nierówności i kryzysów poziom życia jest jednym z najwyższych na świecie - mówi Robert Toubon.
Zasadnicza przyczyna imigracyjnego naporu jest inna. Natura nie znosi próżni, a Francja, podobnie jak cała Europa, opróżnia się ze swej rdzennej ludności. Wraz ze starzeniem się społeczeństwa i spadkiem przyrostu naturalnego, spada wszelka motywacja do działania w obronie własnych wartości i ideałów. Chińczycy na zarzuty o inwazję na Syberię odpowiadają, że Syberia stanie się chińska nie dlatego, że oni jej potrzebują, tylko dlatego, że Rosjanie już nie pragną jej utrzymać. A Europejczycy nie pragną utrzymać Europy.
Więcej możesz przeczytać w 4/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.