Pod pióro ciśnie się epopeja, gdy chcemy opisać, czego Watykan nauczył się na udrach z filmem

Wydrze o nazwisku Bardot Kościół dał się podpuścić głupio. Aktoreczka, szczuta przez małżonka Rogera Vadima, wdała się w autentyczne pożycie płciowe z Jean-Louisem Trintignantem na planie filmu "I Bóg stworzył kobietę". Dziś erotyczny Biskupin, ale w sezonie 1956 - "manifest nowej moralności" i podobne pitu-pitu. Manifest trzeba było tylko korzystnie zaadresować. I cwany Vadim wyrąbał roznegliżowany portret swej ślubnej do wysokości trzeciego piętra naprzeciw Watykanu. Z podpisem, że na taki widok mężczyznom krew uderza do głowy. Choć akurat uderzała grubo poniżej. "Osservatore Romano", zamiast zmilczeć, zaatakował z górnego C i niezręcznie: że to "propagowanie pornografii w najgorszym znaczeniu tego słowa". Jakby tę "lepszą" pornografię tolerował. Na całkowite nieszczęście podsunął jeszcze hierarchii propagandową perwersyjkę. Tak samo wypindrzona Bardotka z dykty stanęła trzy lata później na stoisku Watykanu(!) na Wystawie Światowej w Brukseli. A jak się pobożny widz nasłodził widokiem cycków, które rozpoczęły już zresztą podróż na południe, to ewentualnie drobnym drukiem przeczytał, że ma przed sobą symbol zła i dlaczego. Rezultat? Banki francuskie zatkały się od dolarów, które napłynęły z całego świata za licencję na pokaz filmu. Jeden miesiąc tylko USA dał tyle zielonych, ile eksport trzech tysięcy renaultów.
Filmy polskie też miały swoje koleje, ale na noże poszło dwukrotnie. Dwukrotnie o zakonnice. Za pierwszym razem episkopat nie poznał się na cienkościach. Jerzy Kawalerowicz przebrał swą piękną żonę Lucynę Winnicką za siostrę klauzurową, oddał we władzę demona i kazał jej rozgrywać subtelny romans z jezuickim egzorcystą o ascetycznym profilu Mieczysława Voita. Wyszła z tego "Matka Joanna od Aniołów" (1961). Parabola, z tych ogólniejszych. Ale episkopat zobaczył tylko to, co chciał: Gomułka manipuluje przy Kościele brudnymi paluchami. I episkopat się odwinął w oficjalnym komunikacie. Subtelne dziełko podpadło pod kategorię: "Niedozwolony. Występuje przeciwko chrześcijańskim zasadom wiary i obyczajów". Ale jak to "wystąpienie" wróciło z Cannes czy innego Oberhausen z półką statuetek, to episkopat spuścił z tonu.
Tam arcydzieło, tu agitka. Drugorzędne reżyserostwo E&C Petelscy miało w kręgach zbliżonych do KC ugruntowaną opinię takich, co nie podskoczą. Zfazowali się z drugorzędną pisarką Natalią Rolleczek, która miała ostre parcie na ekran. Co przyznała po 30Ęlatach (na łamach "Tygodnika Powszechnego") ze skruchą. Ten tercet w sam raz na obchody 1000-lecia chrztu Polski dał masom pracującym "Drewniany różaniec" - paszkwil na zakonny sierociniec. Zresztą w wersji light - w druku matka przełożona chwytała za włosy sierotkę wracającą z randki i tłukła jej głową o furtę klasztorną. A rutynowe lanie bywało na gołe plecy i ciężkim drewnianym różańcem. Więc proboszczowie wieszali w gablotach otrzymane z centrali na Miodowej powiadomienie, że "Różaniec" godzi i że oglądać go nie należy. Rezultat? Czytelnik "Rycerza Niepokalanej" wyrzekał na łamach, że "książczyna niejakiej pani Rolleczek" w jego parafii tak długo krążyła z rąk do rąk, aż egzemplarz całkowicie "zaczytano". A przecież - rozumował trzeźwo i ponadczasowo - bez apelacji episkopatu "Różaniec" porastałby kurzem w biblioteczce agitatora, gdzie jego miejsce. Teraz i zawsze.
Więcej możesz przeczytać w 4/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.