Żołnierze pełniący misję w Iraku służą sprawie polskiej nie gorzej niż ich poprzednicy na polach bitewnych
Wczasie wielkanocnych odwiedzin u polskich żołnierzy w Iraku prezydent Kaczyński zapowiedział wystąpienie z inicjatywą uchwalenia ustawy o Krzyżu Wojskowym Virtuti Militari. Miałby on honorować bohaterstwo żołnierzy uczestniczących w misjach stabilizacyjnych i pokojowych. Pomysł życzliwie przyjęli słuchający prezydenta wojskowi, najlepiej zorientowani, jak ciężka jest ich służba. Za to w kraju wywołał on falę krytyki.
Oburzenie kawalerów Virtuti Militari łatwo zrozumieć. W propozycji prezydenta dopatrzyli się oni pomniejszenia własnych zasług wojennych i niemalże zamachu na posiadany order. Od ponad dwustu lat był on bowiem przyznawany za czyny wojenne i nigdy nie honorowano nim zasług z czasów pokoju.
Frontowym bohaterom trudno mieć za złe, że wyżej cenią własne zasługi bitewne niż męstwo współczesnego żołnierza, demonstrowane na innym polu służby. Od historyków można jednak oczekiwać większego zrozumienia tej sytuacji. Oni powinni odróżnić Krzyż Wojskowy Virtuti Militari, o którym mówił prezydent, od wojennego Orderu Virtuti Militari. A ponadto znajomość dziejów winna przemówić za wspólną symboliką obu odznaczeń, honorujących różne aspekty, ale tej samej "cnoty wojskowej". Nikt nie wie lepiej od historyków, jak nieuzasadnionym posunięciem jest różnicowanie ofiarności żołnierzy służących ojczyźnie. A do tego sprowadza się lekceważący stosunek do misji irackiej, obecny także we wspomnianej debacie orderowej. To nie jest niepotrzebna Polsce awantura, jak chcieliby niektórzy uczestnicy tej dyskusji, lecz trudne do przecenienia potwierdzenie sojuszniczej wiarygodności Polski.
Przekleństwem polskiej historii ostatnich dwustu lat był brak poważnych sojuszników. Dlatego osamotniony kraj ponosił klęski i skazany był na utratę bądź ograniczenie suwerenności. Strategicznej pustki nie mogło zrekompensować bohaterstwo żołnierza bijącego się dzielnie, ale bez szansy na zwycięstwo. Morze krwi przelano nadaremnie, z tą tylko korzyścią, że pamięć o walce krzepiła morale społeczeństwa w noc niewoli. Przełomem w fatalnym pod względem strategicznym położeniu Polski było wyrwanie się spod wpływów Moskwy i wejście do euroatlantyckiej przestrzeni bezpieczeństwa. Nowa sytuacja geopolityczna oznacza jednak nie tylko zyski, ale i obowiązki. Dotychczas najistotniejszym jest udział w misji irackiej, kluczowy dla sprawdzenia naszej sojuszniczej wiarygodności.
W nowych warunkach międzynarodowych żołnierze pełniący misję w Iraku służą sprawie polskiej nie gorzej, niż czynili to ich poprzednicy na polach bitewnych. Na szczęście nie trzeba tej służby opłacać równą tamtej daniną krwi. Ale "cnocie wojskowej", niezbędnej do wykonania tego zadania, należy się szacunek. Nic tak dobrze nie będzie go wyrażało jak odznaczenie z symbolicznymi dla polskiego męstwa słowami "Virtuti Militari".
Fot: Z. Furman
Oburzenie kawalerów Virtuti Militari łatwo zrozumieć. W propozycji prezydenta dopatrzyli się oni pomniejszenia własnych zasług wojennych i niemalże zamachu na posiadany order. Od ponad dwustu lat był on bowiem przyznawany za czyny wojenne i nigdy nie honorowano nim zasług z czasów pokoju.
Frontowym bohaterom trudno mieć za złe, że wyżej cenią własne zasługi bitewne niż męstwo współczesnego żołnierza, demonstrowane na innym polu służby. Od historyków można jednak oczekiwać większego zrozumienia tej sytuacji. Oni powinni odróżnić Krzyż Wojskowy Virtuti Militari, o którym mówił prezydent, od wojennego Orderu Virtuti Militari. A ponadto znajomość dziejów winna przemówić za wspólną symboliką obu odznaczeń, honorujących różne aspekty, ale tej samej "cnoty wojskowej". Nikt nie wie lepiej od historyków, jak nieuzasadnionym posunięciem jest różnicowanie ofiarności żołnierzy służących ojczyźnie. A do tego sprowadza się lekceważący stosunek do misji irackiej, obecny także we wspomnianej debacie orderowej. To nie jest niepotrzebna Polsce awantura, jak chcieliby niektórzy uczestnicy tej dyskusji, lecz trudne do przecenienia potwierdzenie sojuszniczej wiarygodności Polski.
Przekleństwem polskiej historii ostatnich dwustu lat był brak poważnych sojuszników. Dlatego osamotniony kraj ponosił klęski i skazany był na utratę bądź ograniczenie suwerenności. Strategicznej pustki nie mogło zrekompensować bohaterstwo żołnierza bijącego się dzielnie, ale bez szansy na zwycięstwo. Morze krwi przelano nadaremnie, z tą tylko korzyścią, że pamięć o walce krzepiła morale społeczeństwa w noc niewoli. Przełomem w fatalnym pod względem strategicznym położeniu Polski było wyrwanie się spod wpływów Moskwy i wejście do euroatlantyckiej przestrzeni bezpieczeństwa. Nowa sytuacja geopolityczna oznacza jednak nie tylko zyski, ale i obowiązki. Dotychczas najistotniejszym jest udział w misji irackiej, kluczowy dla sprawdzenia naszej sojuszniczej wiarygodności.
W nowych warunkach międzynarodowych żołnierze pełniący misję w Iraku służą sprawie polskiej nie gorzej, niż czynili to ich poprzednicy na polach bitewnych. Na szczęście nie trzeba tej służby opłacać równą tamtej daniną krwi. Ale "cnocie wojskowej", niezbędnej do wykonania tego zadania, należy się szacunek. Nic tak dobrze nie będzie go wyrażało jak odznaczenie z symbolicznymi dla polskiego męstwa słowami "Virtuti Militari".
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 17/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.