Egzamin państwowy nie wystarczy, doktorat nie wystarczy - nie masz kuzyna w palestrze, won na pocztę!
Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego to ludzie oczytani i wykształceni. Przeczytali "Folwark zwierzęcy" George'a Orwella i od razu wpro-wadzili do naszej konstytucji zasadę: "Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre z nich są równiejsze". Niby nic nowego. Przez cały okres PRL wbijano nam tę zasadę do głowy, a po pożegnaniu z systemem komunistycznym prawnym odpowiednikiem "równiejszości" stały się rozbudowane do granic absurdu immunitety: poselskie, sędziowskie, prokuratorskie i Bóg wie jakie jeszcze. Legitymacja parlamentarna wśród policjantów była nazywana "pijanym prawem jazdy". Znakomicie w tę wersję "równiejszości" wpisuje się niedawny pomysł warszawskich sądów, by do tak zwanych VIP-ów wysyłać specjalne, bardziej uprzejme wezwania.
Nawet towarzysz Bierut nie wpadł jednak na pomysł, by z "równiejszości" uczynić zasadę konstytucyjną. Zrobił to dopiero Trybunał Konstytucyjny III RP. Aby obronić interesy korporacji adwokackiej, trybunał "uciekł się do takiej interpretacji ustawy zasadniczej, przy której blednie fantazja pewnego bezrobotnego z Dąbrowy Górniczej, który zażądał odszkodowania z powodu niemożności znalezienia pracy" (vide: "Prawnicza samoobrona"). Trybunał uznał, że adwokatem można zostać tylko z nadania innych adwokatów. Egzamin państwowy nie wystarczy, studia nie wystarczą, ba, doktorat nie wystarczy - nie masz kuzyna w palestrze, won na pocztę!
Nie chodzi rzecz jasna o godność togi czy o fachowość, ale po prostu o pieniądze. Skoro korporacja adwokacka czy radcowska będzie zamknięta, to ceny usług można windować w nieskończoność. A że większość obywateli staje przed sądem bez adwokata, bo ich nie stać na prawnika? To ich problem, że nie dostali się do kasty równiejszych. Bo równiejszych znajdziemy nie tylko wśród adwokatów czy radców prawnych. Równi na programie powszechnej prywatyzacji zarobili po sto złotych, równiejsi, którzy mieli szczęście znać ministrów Lewandowskiego czy Kaczmarka, po kilka milionów (vide: "Narodowe Fundusze Interesików"). Na tym zresztą zasadza się owa wpisana teraz do konstytucji zasada "równiejszości" - jeśli jesteś nasz, możesz dołączyć do równiejszych.
Niektórzy chcą dołączyć do grupy uprzywilejowanych nie drogą protekcji, ale odmienności. Homoseksualiści masowo przenoszą się do Berlina (vide: "Gejrlin"). Ostatnio reaktywowali nawet Układ Warszawski, bo tak nazywa się polsko-niemieckie stowarzyszenie homoseksualistów, którego lider zapowiada, że przygotowuje się do wojny z polskim prezydentem o "prawa gejów i lesbijek". Pytanie zresztą, czy Układ Warszawski trzeba było reaktywować? Autorzy artykułu "Korupcja w marynarce" dowodzą, że działa on całkiem nieźle, tyle że kwatera główna z Moskwy przeniosła się do półmafijnych firm i fundacji, w których wykuwa się nowe polsko-rosyjskie braterstwo w handlu bronią.
Zasada "równiejszości" nie jest wyłącznie polską przywarą. Brytyjski premier Tony Blair, zwany do niedawna teflonowym Tonym, bo żadne oskarżenia i ataki się go nie imały, musi czytać na pierwszej stronie poważnego "Timesa" o 7 tys. funtów wydanych przez jego żonę na fryzjera z podatkowych pieniędzy, a jego pozycja polityczna staje się coraz bardziej zagrożona (vide: "Drapanie teflonu"). Kompleksy, jakie żywimy wobec zagranicy, o czym pisze prof. Zdzisław Krasnodębski (vide: "Polski kompleks zagraniczny"), są więc całkowicie nieuzasadnione. Współczesna polityka jest po prostu polem nieustannej walki zwolenników równości i "równiejszości". "Wprost" zdecydowanie opowiada się za klubem równych, aczkolwiek po wyroku Trybunału Konstytucyjnego mocno się zastanawiamy, czy nie łamiemy w ten sposób konstytucji.
Fot: Z. Furman
Nawet towarzysz Bierut nie wpadł jednak na pomysł, by z "równiejszości" uczynić zasadę konstytucyjną. Zrobił to dopiero Trybunał Konstytucyjny III RP. Aby obronić interesy korporacji adwokackiej, trybunał "uciekł się do takiej interpretacji ustawy zasadniczej, przy której blednie fantazja pewnego bezrobotnego z Dąbrowy Górniczej, który zażądał odszkodowania z powodu niemożności znalezienia pracy" (vide: "Prawnicza samoobrona"). Trybunał uznał, że adwokatem można zostać tylko z nadania innych adwokatów. Egzamin państwowy nie wystarczy, studia nie wystarczą, ba, doktorat nie wystarczy - nie masz kuzyna w palestrze, won na pocztę!
Nie chodzi rzecz jasna o godność togi czy o fachowość, ale po prostu o pieniądze. Skoro korporacja adwokacka czy radcowska będzie zamknięta, to ceny usług można windować w nieskończoność. A że większość obywateli staje przed sądem bez adwokata, bo ich nie stać na prawnika? To ich problem, że nie dostali się do kasty równiejszych. Bo równiejszych znajdziemy nie tylko wśród adwokatów czy radców prawnych. Równi na programie powszechnej prywatyzacji zarobili po sto złotych, równiejsi, którzy mieli szczęście znać ministrów Lewandowskiego czy Kaczmarka, po kilka milionów (vide: "Narodowe Fundusze Interesików"). Na tym zresztą zasadza się owa wpisana teraz do konstytucji zasada "równiejszości" - jeśli jesteś nasz, możesz dołączyć do równiejszych.
Niektórzy chcą dołączyć do grupy uprzywilejowanych nie drogą protekcji, ale odmienności. Homoseksualiści masowo przenoszą się do Berlina (vide: "Gejrlin"). Ostatnio reaktywowali nawet Układ Warszawski, bo tak nazywa się polsko-niemieckie stowarzyszenie homoseksualistów, którego lider zapowiada, że przygotowuje się do wojny z polskim prezydentem o "prawa gejów i lesbijek". Pytanie zresztą, czy Układ Warszawski trzeba było reaktywować? Autorzy artykułu "Korupcja w marynarce" dowodzą, że działa on całkiem nieźle, tyle że kwatera główna z Moskwy przeniosła się do półmafijnych firm i fundacji, w których wykuwa się nowe polsko-rosyjskie braterstwo w handlu bronią.
Zasada "równiejszości" nie jest wyłącznie polską przywarą. Brytyjski premier Tony Blair, zwany do niedawna teflonowym Tonym, bo żadne oskarżenia i ataki się go nie imały, musi czytać na pierwszej stronie poważnego "Timesa" o 7 tys. funtów wydanych przez jego żonę na fryzjera z podatkowych pieniędzy, a jego pozycja polityczna staje się coraz bardziej zagrożona (vide: "Drapanie teflonu"). Kompleksy, jakie żywimy wobec zagranicy, o czym pisze prof. Zdzisław Krasnodębski (vide: "Polski kompleks zagraniczny"), są więc całkowicie nieuzasadnione. Współczesna polityka jest po prostu polem nieustannej walki zwolenników równości i "równiejszości". "Wprost" zdecydowanie opowiada się za klubem równych, aczkolwiek po wyroku Trybunału Konstytucyjnego mocno się zastanawiamy, czy nie łamiemy w ten sposób konstytucji.
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 17/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.