Bezsensowna wojna oddala Palestyńczyków od własnego państwa
Henryk Szafir
z Jerozolimy
Premier Ehud Olmert podczas niedawnej wizyty w Europie nie musiał nikogo przekonywać, że Izrael prowadzi w Gazie wojnę obronną. Nawet prezydent Francji Jacques Chirac, który często nie zgadza się z polityką Jerozolimy, ostro upomniał Palestyńczyków, wzywając ich do porzucenia terroru. Gdy latem ubiegłego roku ostatni żołnierz izraelski gasił światła w żydowskich osiedlach w Strefie Gazy, Gusz Katif i na Zachodnim Brzegu, większość społeczeństwa chciała wierzyć, że jest to bolesna, ale konieczna cena za porozumienie i pokój. Dziś nastroje są inne. Prawie 70 proc. Izraelczyków opowiada się przeciw jednostronnym ustępstwom terytorialnym. Bezsensowna wojna narzucona Izraelowi przez radykalne organizacje islamskie oddala Palestyńczyków od własnego państwa.
Ludzka tarcza
Izraelczycy nie chcą się przyzwyczaić do życia w cieniu kassamów, rakiet i katiusz. Żadne państwo nie może nie bronić swoich obywateli, tym bardziej że zagrożenie terrorystyczne zbliża się do serca Izraela. Islamskie plutony śmierci dysponują już unowocześnioną rakietą typu Grad, która może ugodzić w ważne cele strategiczne w Aszkelonie (48 km od Tel Awiwu).
Trzeba przyznać, że w wojnie antyterrorystycznej Izrael popełnił dużo błędów. Decyzja o zbombardowaniu z powietrza sztabu operacyjnego Islamskiego Dżihadu była ryzykowna i problematyczna. Sztab z premedytacją usytuowano w centrum Gazy. Brodaci sztabowcy byli pewni, że ludzka tarcza powstrzyma Izraelczyków, stając się dla fundamentalistów polisą na życie. Z kolei generałowie w Tel Awiwie mieli pełne zaufanie do swoich precyzyjnych bomb. Niestety, podczas nalotu zginęło wielu cywilów. W kolektywnej pamięci Izraelczyków długo pozostanie obraz dziewczynki z brzegu morza, która w ułamku sekundy straciła siedmioosobową rodzinę. Mała dziewczynka z rozwianymi włosami, oszalałym wzrokiem i gestem wołającym o pomstę do nieba stała się tragicznym symbolem palestyńskiej ślepoty pożerającej własne dzieci.
Pocisk izraelski, który przez pomyłkę spadł na wybrzeżu Strefy Gazy, spowodował podwójną tragedię: ludzką i polityczną. Tylko zacietrzewieni wrogowie państwa żydowskiego mogą twierdzić, że było to morderstwo z premedytacją. Ale nie jest ważne, czy rzeczywiście pocisk z gwiazdą Dawida zabił rodzinę palestyńską, czy nie (strona izraelska twierdzi teraz, że chodzi o eksplozję materiałów wybuchowych przechowywanych przez Hamas).
Arytmetyka krwi
W każdej chwili palestyńska rakieta może wylądować w budynku szkoły podstawowej w Sderot lub w przedszkolu w kibucu Zikim i Aszkelonie. Czy masakra po stronie żydowskiej uzasadniłaby rozpoczęcie totalnej wojny z terrorem? A może należy ją rozpocząć już teraz, by zapobiec temu, co nieuchronnie się wydarzy? Gdyby istniała pewność, że surowe akcje przeciw Gazie zastopują terror, może łatwiej byłoby się obnosić z selektywnym sumieniem i łatwiej można by przeprowadzić porównawczą arytmetykę krwi, twierdząc, że krew Izraelczyków jest nie mniej czerwona od krwi Palestyńczyków. Niestety, prawie na pewno zabijanie nie zastopuje zabijania.
Amram Micna, były przewodniczący Partii Pracy i jeden z największych gołębi w polityce izraelskiej, zaskoczył wszystkich, gdy na łamach "Jedijot Achronot" wezwał do polityki "żelaznej pięści" wobec Palestyńczyków. "Nasi sąsiedzi pokazali swoją prawdziwą twarz - napisał. - Nie wolno się dłużej łudzić. Musimy ich walnąć prosto w miękkie podbrzusze". Wtóruje mu Avi Dichter, minister bezpieczeństwa i były szef służb specjalnych, żądając "powrotu do Gazy".
Pod koniec ubiegłego tygodnia Hamas wstrzymał ataki rakietowe na miejscowości izraelskie na pustyni Negew. W odpowiedzi Izraelczycy wstrzymali ataki przeciwko głównym terrorystom islamskim. Z dobrze poinformowanych źródeł wiadomo, że grupa likwidacyjna Mosadu pod nazwą Kidon (miecz) zamierzała zabić premiera Autonomii Ismaila Haniję i innych członków palestyńskiego rządu. Decyzję podjął podobno premier Olmert, ulegając namowom szefa Mosadu gen. Meira Dagana i nowego dyrektora służby bezpieczeństwa Yuvala Diskina. Sam Olmert pośrednio potwierdził istnienie takiego planu, mówiąc podczas konferencji prasowej w Londynie, że żaden przywódca Hamasu nie jest nietykalny.
Cisza przed burzą
Decyzja o tymczasowym wstrzymaniu ognia zapadła podczas burzliwego spotkania premiera Autonomii z szefem islamskich plutonów śmierci Ahmedem al-Gabrim. "Wprost" dowiedział się, że początkowo al-Gabri nie chciał o niczym słyszeć i zmienił zdanie dopiero po rozmowie telefonicznej z przebywającym w Damaszku szefem Hamasu Khaledem Mashalem. W kierownictwie Hamasu już kilka dni temu zaczęto mówić, że Izrael "zwariował" i zdecydował się na uruchomienie "niepoczytalnych działań" przeciw rządowi palestyńskiemu. Te wersję potwierdza izraelski dziennik "Haaretz", donosząc, że minister obrony, referując ostatnio sytuację na pograniczu ze Strefą Gazy, stwierdził, że Izrael podejmie akcje, o których "nie należy publicznie mówić". Czy obie strony zechcą wykorzystać krótkie intermezzo, by powrócić do względnie normalnego życia? Można w to wątpić. Na razie w Gazie umilkły kassamy, bomby i rakiety, ale najprawdopodobniej jest to cisza przed kolejną burzą. W tym miejscu obowiązuje tylko jedno prawo: śmierć za śmierć.
Henryk Szafir
z Jerozolimy
Premier Ehud Olmert podczas niedawnej wizyty w Europie nie musiał nikogo przekonywać, że Izrael prowadzi w Gazie wojnę obronną. Nawet prezydent Francji Jacques Chirac, który często nie zgadza się z polityką Jerozolimy, ostro upomniał Palestyńczyków, wzywając ich do porzucenia terroru. Gdy latem ubiegłego roku ostatni żołnierz izraelski gasił światła w żydowskich osiedlach w Strefie Gazy, Gusz Katif i na Zachodnim Brzegu, większość społeczeństwa chciała wierzyć, że jest to bolesna, ale konieczna cena za porozumienie i pokój. Dziś nastroje są inne. Prawie 70 proc. Izraelczyków opowiada się przeciw jednostronnym ustępstwom terytorialnym. Bezsensowna wojna narzucona Izraelowi przez radykalne organizacje islamskie oddala Palestyńczyków od własnego państwa.
Ludzka tarcza
Izraelczycy nie chcą się przyzwyczaić do życia w cieniu kassamów, rakiet i katiusz. Żadne państwo nie może nie bronić swoich obywateli, tym bardziej że zagrożenie terrorystyczne zbliża się do serca Izraela. Islamskie plutony śmierci dysponują już unowocześnioną rakietą typu Grad, która może ugodzić w ważne cele strategiczne w Aszkelonie (48 km od Tel Awiwu).
Trzeba przyznać, że w wojnie antyterrorystycznej Izrael popełnił dużo błędów. Decyzja o zbombardowaniu z powietrza sztabu operacyjnego Islamskiego Dżihadu była ryzykowna i problematyczna. Sztab z premedytacją usytuowano w centrum Gazy. Brodaci sztabowcy byli pewni, że ludzka tarcza powstrzyma Izraelczyków, stając się dla fundamentalistów polisą na życie. Z kolei generałowie w Tel Awiwie mieli pełne zaufanie do swoich precyzyjnych bomb. Niestety, podczas nalotu zginęło wielu cywilów. W kolektywnej pamięci Izraelczyków długo pozostanie obraz dziewczynki z brzegu morza, która w ułamku sekundy straciła siedmioosobową rodzinę. Mała dziewczynka z rozwianymi włosami, oszalałym wzrokiem i gestem wołającym o pomstę do nieba stała się tragicznym symbolem palestyńskiej ślepoty pożerającej własne dzieci.
Pocisk izraelski, który przez pomyłkę spadł na wybrzeżu Strefy Gazy, spowodował podwójną tragedię: ludzką i polityczną. Tylko zacietrzewieni wrogowie państwa żydowskiego mogą twierdzić, że było to morderstwo z premedytacją. Ale nie jest ważne, czy rzeczywiście pocisk z gwiazdą Dawida zabił rodzinę palestyńską, czy nie (strona izraelska twierdzi teraz, że chodzi o eksplozję materiałów wybuchowych przechowywanych przez Hamas).
Arytmetyka krwi
W każdej chwili palestyńska rakieta może wylądować w budynku szkoły podstawowej w Sderot lub w przedszkolu w kibucu Zikim i Aszkelonie. Czy masakra po stronie żydowskiej uzasadniłaby rozpoczęcie totalnej wojny z terrorem? A może należy ją rozpocząć już teraz, by zapobiec temu, co nieuchronnie się wydarzy? Gdyby istniała pewność, że surowe akcje przeciw Gazie zastopują terror, może łatwiej byłoby się obnosić z selektywnym sumieniem i łatwiej można by przeprowadzić porównawczą arytmetykę krwi, twierdząc, że krew Izraelczyków jest nie mniej czerwona od krwi Palestyńczyków. Niestety, prawie na pewno zabijanie nie zastopuje zabijania.
Amram Micna, były przewodniczący Partii Pracy i jeden z największych gołębi w polityce izraelskiej, zaskoczył wszystkich, gdy na łamach "Jedijot Achronot" wezwał do polityki "żelaznej pięści" wobec Palestyńczyków. "Nasi sąsiedzi pokazali swoją prawdziwą twarz - napisał. - Nie wolno się dłużej łudzić. Musimy ich walnąć prosto w miękkie podbrzusze". Wtóruje mu Avi Dichter, minister bezpieczeństwa i były szef służb specjalnych, żądając "powrotu do Gazy".
Pod koniec ubiegłego tygodnia Hamas wstrzymał ataki rakietowe na miejscowości izraelskie na pustyni Negew. W odpowiedzi Izraelczycy wstrzymali ataki przeciwko głównym terrorystom islamskim. Z dobrze poinformowanych źródeł wiadomo, że grupa likwidacyjna Mosadu pod nazwą Kidon (miecz) zamierzała zabić premiera Autonomii Ismaila Haniję i innych członków palestyńskiego rządu. Decyzję podjął podobno premier Olmert, ulegając namowom szefa Mosadu gen. Meira Dagana i nowego dyrektora służby bezpieczeństwa Yuvala Diskina. Sam Olmert pośrednio potwierdził istnienie takiego planu, mówiąc podczas konferencji prasowej w Londynie, że żaden przywódca Hamasu nie jest nietykalny.
Cisza przed burzą
Decyzja o tymczasowym wstrzymaniu ognia zapadła podczas burzliwego spotkania premiera Autonomii z szefem islamskich plutonów śmierci Ahmedem al-Gabrim. "Wprost" dowiedział się, że początkowo al-Gabri nie chciał o niczym słyszeć i zmienił zdanie dopiero po rozmowie telefonicznej z przebywającym w Damaszku szefem Hamasu Khaledem Mashalem. W kierownictwie Hamasu już kilka dni temu zaczęto mówić, że Izrael "zwariował" i zdecydował się na uruchomienie "niepoczytalnych działań" przeciw rządowi palestyńskiemu. Te wersję potwierdza izraelski dziennik "Haaretz", donosząc, że minister obrony, referując ostatnio sytuację na pograniczu ze Strefą Gazy, stwierdził, że Izrael podejmie akcje, o których "nie należy publicznie mówić". Czy obie strony zechcą wykorzystać krótkie intermezzo, by powrócić do względnie normalnego życia? Można w to wątpić. Na razie w Gazie umilkły kassamy, bomby i rakiety, ale najprawdopodobniej jest to cisza przed kolejną burzą. W tym miejscu obowiązuje tylko jedno prawo: śmierć za śmierć.
TANIEC NA OSTRZU MIECZA Trzeba przerwać błędne koło terroru i odwetu w Ziemi Świętej |
---|
![]() Były ambasador Izraela w Polsce, profesor na Uniwersytecie Warszawskim i w Instytucie Izraelsko-Polskim na uniwersytecie w Tel Awiwie Nawet najlepiej wyszkolone wojsko nie uniknie błędów. Dowodem tego miała być tragedia rodziny Raliów zabitej przez izraelski pocisk na plaży w Gazie. Ocalała tylko jedna córka, Chuda. Kilka dni późniejizraelski minister obrony Amir Perec poinformował, że palestyńska rodzina zginęła w wyniku wybuchu miny podłożonej przez Hamas. Wskazywał na to m.in. fakt, że natychmiast po tej tragedii na miejscu zjawili się hamasowcy, zebrali resztki materiału wybuchowego i zniknęli. Innymi słowy, Raliowie mogli paść ofiarą rodzimych terrorystów. Wojna, zwłaszcza z wyraźnymi elementami terroru, pochłania życie wielu niewinnych ludzi. Tak się zdarza, kiedy samobójca palestyński wysadza się w powietrze w autobusie, w kafejce, na stacji autobusowej albo na ulicy. W taki barbarzyński sposób zamordowano ponad 1,5 tys. Izraelczyków, a także obcokrajowców. Terror palestyński i odwet izraelski, jak swego rodzaju nierozerwalne koło, zdają się nie mieć końca. Najważniejszy problem izraelski to pytanie, jak położyć kres wojnie między nami a Palestyńczykami? Wycofanie się ze Strefy Gazy nie przyniosło spodziewanych rezultatów, bo terroryści z Dżihadu i Hamasu odpalają własnej produkcji rakiety Kassam w stronę Izraela, a mieszkańcy południowego miasta Sderot i okolicznych osiedli codziennie spędzają czas w schronach. Minister obrony Amir Perec mieszka w Sderot i kilka dni temu pocisk spadł niedaleko jego domu. Nowy gabinet Ehuda Olmerta jest rządem pokoju i porozumienia. Olmert krystalizuje politykę "wyznaczenia granic", która jest wersją Szaronowskiego "rozgraniczenia". Zamierza on jednostronnie zlikwidować małe osiedla w Judei i Samarii. Olmert nie odrzuca procesu dwustronnego, uzgodnionego z Mahmudem Abbasem, pod warunkiem że prezydent Autonomii zdoła opanować anarchię w Palestynie rządzonej przez Hamas. Ideologia Hamasu i jego bieżąca polityka nie pozwalają na żadną umowę. Izrael musi wykazywać powściągliwość ze względu na moralną wyższość demokratycznego społeczeństwa. Po katastrofie na wybrzeżu Strefy Gazy w pobliżu domu dowódcy sztabu generalnego odbyła się spontaniczna demonstracja, w której uczestniczyła również córka premiera Dana Olmert. W rodzinie Olmertów jest czworo dzieci. Żona premiera, Aliza Olmert, pochodząca z Łodzi polskojęzyczna artystka, jest znana z pokojowych poglądów, które demonstrowała nawet wtedy, gdy jej mąż był jednym z przywódców prawicowego Likudu. Córka jest aktywistką ruchu pokojowego i jej udział w proteście był demonstracją przeciw ministrowi obrony i własnemu ojcu. Inaczej mówiąc, gdyby Ehud Olmert zszedł z drogi pokoju, miałby do czynienia z walczącą opozycją w domu. Jeżeli nie zejdzie z tej drogi również Mahmud Abbas, to nie umrze nadzieja na pokój. Lament ocalałej dziewczyny na piaskach Gazy nie przestaje brzmieć w moich uszach. Dodaję moją łzę do morza jej łez. Współpraca: Ewa Szmal Fot: Z. Furman |
Więcej możesz przeczytać w 25/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.