Badania naukowe coraz częściej są jedynie narzędziem marketingowym firm farmaceutycznych
Jan Stradowski
Kiedy okazało się, że środek przeciwbólowy vioxx (rofekoksyb), zwiększa ryzyko zawału serca i udaru mózgu, amerykański koncern MSD musiał wycofać go z aptek. Tyle że koncern dysponował wcześniej wynikami badań wskazującymi na zagrożenie, a mimo to sprzedał lek ponad 84 mln pacjentów na całym świecie. Od tego czasu nic się nie zmieniło. Koncerny farmaceutyczne wciąż ukrywają niekorzystne dla siebie dane, bojąc się, że w wyniku ich ujawnienia spadnie sprzedaż leku lub trzeba będzie wycofać go z użycia - alarmuje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). "Branża farmaceutyczna intensywnie reklamuje swe produkty, ale nie wspiera tego rzetelnymi badaniami. W rezultacie pacjenci i lekarze mają nierealne oczekiwania wobec leków i często ich nadużywają" - twierdzi prof. Peter Ubel z University of Michigan.
Próby uzdrowienia rynku farmaceutycznego są podejmowane na świecie od lat - bez większego powodzenia. Niektóre firmy zapowiedziały, że nie będą ujawniać wyników swoich badań, ponieważ w ten sposób zdradzałyby swe tajemnice handlowe konkurencji. Rok temu koncerny poszły na niewielkie ustępstwa w kwestii treści reklam, ale nie zmniejszyły wydatków na promocję, które - według firmy IMS Health - jedynie w Stanach Zjednoczonych sięgają 11 mld dolarów rocznie. Sytuację świetnie określiła dr Marcia Angell w książce "Prawda o firmach farmaceutycznych": "firmy kontrolujące rynek o wartości 500 mld dolarów zachowują się jak gigantyczny goryl - mogą robić wszystko, na co mają ochotę".
Skala oszustw
Fałszerstwa naukowe, takie jak sprawa prof. Woo Suk Hwanga z Narodowego Uniwersytetu w Seulu, są nagłaśniane, ale stanowią margines nadużyć, jakich dopuszczają się uczeni. Z badań ankietowych opublikowanych przez tygodnik "Nature" wynika, że aż 15 proc. badaczyulega presji finansowej ze strony sponsorów badań,a 6 proc. przyznało się do pomijania w pracy wyników, które nie pasują do założonej tezy. "Skala oszustw prawdopodobnie jest znacznie większa, ponieważ naukowcy niechętnie przyznają się do takiego postępowania nawet w anonimowych ankietach" - mówi Raymond de Vries z University of Minnesota, jeden z autorów raportu.
Nieuczciwe praktyki są nagminne w wypadku badań sponsorowanych przez firmy farmaceutyczne. Od ich wyników zależy dopuszczenie leku do sprzedaży, są też wykorzystywane w materiałach reklamowych kierowanych do lekarzy i pacjentów. Wiele danych nigdy jednak nie trafia do publicznej wiadomości. Z analiz amerykańskiej Food and Drug Administration (FDA) wynika, że firmy przeprowadzają tylko 30 proc. zaplanowanych badań klinicznych. Publikowane są niemal wyłącznie te wyniki, które są korzystne dla producenta. Gdy w 1994 r. dr Betty Dong z University of California w San Francisco chciała ogłosić, że wszystkie dostępne na rynku leki na niedoczynność tarczycy są równie skuteczne, sponsorująca jej badania firma Knoll blokowała publikację artykułu i straszyła uczoną sądem. Podobnie jest z wieloma innymi lekami. Z analiz przeprowadzonych przez naukowców amerykańskich i holenderskich wynika, że co piąty farmaceutyk wchodzący na rynek ma źle dobraną dawkę leczniczą, która musi być potem obniżana z powodu działań niepożądanych. Najgorzej pod tym względem wypadają leki kardiologiczne.
Przekupstwo naukowe
Wszystko jest trucizną, decyduje tylko dawka - stwierdził już w XVI wieku Paracelsus, znany lekarz, przyrodnik i alchemik. Tę prawidłowość widać dziś w świecie nauki, który zdecydowanie przedawkował komercjalizację. Finansowanie badań przez firmy doskonale wpływa na kondycję uczelni czy instytutów, ale fatalnie odbija się na rzetelności naukowców. Analizy prof. Joela Lexchina z kanadyjskiego York University wykazały, że jeśli testy kliniczne są sponsorowane przez producenta leku, cztery razy częściej wykazują jego skuteczność niż badania niezależne.
"Wiele uczelni przymyka oko na przedsiębiorczość kadr naukowych, gdyż woli się cieszyć dotacjami, które na ogół towarzyszą tego typu relacjom" - pisze prof. Sheldon Krimsky z Tufts University w książce "Nauka skorumpowana?". Firmy farmaceutyczne sponsorują także kongresy i szkolenia dla naukowców, wynajmują ich jako konsultantów i biegłych sądowych. Gdy rok temu amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia sprawdziły status swych pracowników podejrzanych o naruszenie zasad etycznych, okazało się, że na 103 aż 44 było na garnuszku koncernów, a dziewięciu popełniło poważne wykroczenia.
Psucie rynku
Korupcja dotyczy także czasopism naukowych, które miały stać na straży wiarygodności publikowanych w nich badań. Periodyki medyczne, takie jak "Journal of the American Medical Association" czy "New England Journal of Medicine", są praktycznie uzależnione od ogłoszeń firm farmaceutycznych. Badania na ten temat opublikował jedyny magazyn, który w ogóle nie przyjmuje takich reklam - "PLoS Medicine". Prace naukowe trafiające do renomowanych magazynów powinny być weryfikowane przez niezależnych recenzentów, ale i ten system jest mało skuteczny. Czasopisma medyczne publikują prace o wątpliwej wartości naukowej, zwłaszcza w sponsorowanych przez firmy dodatkach. Rzadko wycofują fałszywe badania ze swych archiwów, a jeszcze rzadziej podejmują śledztwa w takich sprawach, tłumacząc, że to zadanie wymiaru sprawiedliwości.
Etycy obawiają się, że badania naukowe coraz rzadziej są inspiracją dla firm farmaceutycznych, a coraz częściej jedynie narzędziem marketingowym, co fatalnie wpływa na innowacyjność. Przez ostatnie 20 lat liczba nowych leków wchodzących na rynek nieustannie spadała - rok temu amerykańska FDA dopuściła do sprzedaży zaledwie 20 farmaceutyków. Co gorsza, w większości są to jedynie warianty preparatów z jednej grupy, na przykład obniżających poziom cholesterolu statyn, czyli tzw. leki "me too". Firmy najczęściej zlecają jedynie porównanie działania takiego farmaceutyku z placebo, czyli pigułką pozbawioną działania leczniczego, a nie z konkurencyjnymi preparatami. Do dziś nie wiadomo na przykład, jaka jest faktyczna skuteczność poszczególnych niesteroidowych leków przeciwzapalnych (takich jak paracetamol, ibuprofen czy naproksen), stosowanych do łagodzenia bólu i w chorobach reumatycznych. Firmy obawiają się, że bezpośrednie porównania mogłyby "popsuć" rynek, w tym wypadku wart globalnie co najmniej 20 mld dolarów.
Marketing w klinice
Polski resort zdrowia planuje zmiany prawne, które m.in. zaostrzą kary za korumpowanie lekarzy przez przedstawicieli firm i ograniczą wydatki na reklamę. Firmy nie mogłyby wydawać na ten cel więcej niż 10 proc. rocznych przychodów ze sprzedaży leków, przy czym w grę wchodziłyby jedynie preparaty produkowane w Polsce. - Musieliśmy się wycofać z tego pomysłu, bo okazało się, że byłby niezgodny z polskim prawem. Nadal jednak widzimy potrzebę ograniczenia presji reklamowej, jaką producenci wywierają na lekarzy i pacjentów - mówi wiceminister zdrowia Bolesław Piecha. Takie ograniczenia są jednak mało skuteczne. Firmy farmaceutyczne od lat maskują reklamę jako działania edukacyjne lub badawcze. Częstą praktyką w Polsce jest prowadzenie badań klinicznych leków już zarejestrowanych, które są testowane na przykład w celu sprawdzenia, czy nie można nimi leczyć innych chorób. - Firma wydaje pieniądze na badania i dostarcza lek za darmo, ale dzięki temu może liczyć na to, że lekarz będzie potem przepisywał ten preparat swym pacjentom. Nikt nie sprawdza, czy takie badanie kliniczne ma sens z punktu widzenia nauki - mówi dr Paweł Grzesiowski z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.
Tymczasem potrzebnych badań, na przykład dotyczących skutków ubocznych stosowania leków, w Polsce praktycznie się nie prowadzi. - Ten problem był od lat lekceważony przez resort zdrowia. Dlatego tak naprawdę nie wiemy, jak stosowane w Polsce leki działają na organizmy Polaków - ostrzega dr Józef Meszaros z Akademii Medycznej w Warszawie. Według optymistycznych szacunków, na świecie jest zgłaszanych 10 proc. przypadków wystąpienia skutków ubocznych leków. U nas ten wskaźnik to ułamek procenta - spośród wszystkich cywilizowanych krajów Polska zgłasza do WHO najmniej takich przypadków. W rezultacie wielu pacjentów wymaga podwójnego leczenia - najpierw z powodu choroby, potem z powodu powikłań po terapii. Ale to jedynie może cieszyć firmy farmaceutyczne.
Fot: K. Pacuła
Jan Stradowski
Kiedy okazało się, że środek przeciwbólowy vioxx (rofekoksyb), zwiększa ryzyko zawału serca i udaru mózgu, amerykański koncern MSD musiał wycofać go z aptek. Tyle że koncern dysponował wcześniej wynikami badań wskazującymi na zagrożenie, a mimo to sprzedał lek ponad 84 mln pacjentów na całym świecie. Od tego czasu nic się nie zmieniło. Koncerny farmaceutyczne wciąż ukrywają niekorzystne dla siebie dane, bojąc się, że w wyniku ich ujawnienia spadnie sprzedaż leku lub trzeba będzie wycofać go z użycia - alarmuje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). "Branża farmaceutyczna intensywnie reklamuje swe produkty, ale nie wspiera tego rzetelnymi badaniami. W rezultacie pacjenci i lekarze mają nierealne oczekiwania wobec leków i często ich nadużywają" - twierdzi prof. Peter Ubel z University of Michigan.
Próby uzdrowienia rynku farmaceutycznego są podejmowane na świecie od lat - bez większego powodzenia. Niektóre firmy zapowiedziały, że nie będą ujawniać wyników swoich badań, ponieważ w ten sposób zdradzałyby swe tajemnice handlowe konkurencji. Rok temu koncerny poszły na niewielkie ustępstwa w kwestii treści reklam, ale nie zmniejszyły wydatków na promocję, które - według firmy IMS Health - jedynie w Stanach Zjednoczonych sięgają 11 mld dolarów rocznie. Sytuację świetnie określiła dr Marcia Angell w książce "Prawda o firmach farmaceutycznych": "firmy kontrolujące rynek o wartości 500 mld dolarów zachowują się jak gigantyczny goryl - mogą robić wszystko, na co mają ochotę".
KARUZELA Z LEKAMI |
---|
Środki przeciwbólowe niesteroidowe środki przeciwbólowe, takie jak ibuprofen i naproksen, stosowane szczególnie często u chorych na reumatyzm, u osób starszych o 30 proc. zwiększają ryzyko hospitalizacji z powodu niewydolności serca (Źródło: "Heart").Doustne środki antykoncepcyjne U niektórych kobiet mogą powodować bóle głowy i migreny.Antybiotyki Środek o nazwie Tequin (gatifloksacin) u osób starszych może niebezpiecznie obniżać poziom cukru we krwi (Źródło: "the new england journal of medicine").Antydepresanty Nie ma pewności, czy tzw. środki przeciwdepresyjne wychwytu zwrotnego serotoniny zwiększają ryzyko myśli samobójczych, jak podejrzewano. Najnowsze badania sugerują, że raczej chronią przed samobójstwem, popełnianym najczęściej przez osoby cierpiące na depresję. Amerykańska Agencja Leków uznała, że tego typu preparaty mogą stosować nawet dzieci od ósmego roku życia. |
Fałszerstwa naukowe, takie jak sprawa prof. Woo Suk Hwanga z Narodowego Uniwersytetu w Seulu, są nagłaśniane, ale stanowią margines nadużyć, jakich dopuszczają się uczeni. Z badań ankietowych opublikowanych przez tygodnik "Nature" wynika, że aż 15 proc. badaczyulega presji finansowej ze strony sponsorów badań,a 6 proc. przyznało się do pomijania w pracy wyników, które nie pasują do założonej tezy. "Skala oszustw prawdopodobnie jest znacznie większa, ponieważ naukowcy niechętnie przyznają się do takiego postępowania nawet w anonimowych ankietach" - mówi Raymond de Vries z University of Minnesota, jeden z autorów raportu.
Nieuczciwe praktyki są nagminne w wypadku badań sponsorowanych przez firmy farmaceutyczne. Od ich wyników zależy dopuszczenie leku do sprzedaży, są też wykorzystywane w materiałach reklamowych kierowanych do lekarzy i pacjentów. Wiele danych nigdy jednak nie trafia do publicznej wiadomości. Z analiz amerykańskiej Food and Drug Administration (FDA) wynika, że firmy przeprowadzają tylko 30 proc. zaplanowanych badań klinicznych. Publikowane są niemal wyłącznie te wyniki, które są korzystne dla producenta. Gdy w 1994 r. dr Betty Dong z University of California w San Francisco chciała ogłosić, że wszystkie dostępne na rynku leki na niedoczynność tarczycy są równie skuteczne, sponsorująca jej badania firma Knoll blokowała publikację artykułu i straszyła uczoną sądem. Podobnie jest z wieloma innymi lekami. Z analiz przeprowadzonych przez naukowców amerykańskich i holenderskich wynika, że co piąty farmaceutyk wchodzący na rynek ma źle dobraną dawkę leczniczą, która musi być potem obniżana z powodu działań niepożądanych. Najgorzej pod tym względem wypadają leki kardiologiczne.
Przekupstwo naukowe
Wszystko jest trucizną, decyduje tylko dawka - stwierdził już w XVI wieku Paracelsus, znany lekarz, przyrodnik i alchemik. Tę prawidłowość widać dziś w świecie nauki, który zdecydowanie przedawkował komercjalizację. Finansowanie badań przez firmy doskonale wpływa na kondycję uczelni czy instytutów, ale fatalnie odbija się na rzetelności naukowców. Analizy prof. Joela Lexchina z kanadyjskiego York University wykazały, że jeśli testy kliniczne są sponsorowane przez producenta leku, cztery razy częściej wykazują jego skuteczność niż badania niezależne.
"Wiele uczelni przymyka oko na przedsiębiorczość kadr naukowych, gdyż woli się cieszyć dotacjami, które na ogół towarzyszą tego typu relacjom" - pisze prof. Sheldon Krimsky z Tufts University w książce "Nauka skorumpowana?". Firmy farmaceutyczne sponsorują także kongresy i szkolenia dla naukowców, wynajmują ich jako konsultantów i biegłych sądowych. Gdy rok temu amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia sprawdziły status swych pracowników podejrzanych o naruszenie zasad etycznych, okazało się, że na 103 aż 44 było na garnuszku koncernów, a dziewięciu popełniło poważne wykroczenia.
Bolesław Piecha, wiceminister zdrowia: "Trzeba ograniczyć presję reklamową, jaką producenci leków wywierają na lekarzy i pacjentów" |
Korupcja dotyczy także czasopism naukowych, które miały stać na straży wiarygodności publikowanych w nich badań. Periodyki medyczne, takie jak "Journal of the American Medical Association" czy "New England Journal of Medicine", są praktycznie uzależnione od ogłoszeń firm farmaceutycznych. Badania na ten temat opublikował jedyny magazyn, który w ogóle nie przyjmuje takich reklam - "PLoS Medicine". Prace naukowe trafiające do renomowanych magazynów powinny być weryfikowane przez niezależnych recenzentów, ale i ten system jest mało skuteczny. Czasopisma medyczne publikują prace o wątpliwej wartości naukowej, zwłaszcza w sponsorowanych przez firmy dodatkach. Rzadko wycofują fałszywe badania ze swych archiwów, a jeszcze rzadziej podejmują śledztwa w takich sprawach, tłumacząc, że to zadanie wymiaru sprawiedliwości.
Etycy obawiają się, że badania naukowe coraz rzadziej są inspiracją dla firm farmaceutycznych, a coraz częściej jedynie narzędziem marketingowym, co fatalnie wpływa na innowacyjność. Przez ostatnie 20 lat liczba nowych leków wchodzących na rynek nieustannie spadała - rok temu amerykańska FDA dopuściła do sprzedaży zaledwie 20 farmaceutyków. Co gorsza, w większości są to jedynie warianty preparatów z jednej grupy, na przykład obniżających poziom cholesterolu statyn, czyli tzw. leki "me too". Firmy najczęściej zlecają jedynie porównanie działania takiego farmaceutyku z placebo, czyli pigułką pozbawioną działania leczniczego, a nie z konkurencyjnymi preparatami. Do dziś nie wiadomo na przykład, jaka jest faktyczna skuteczność poszczególnych niesteroidowych leków przeciwzapalnych (takich jak paracetamol, ibuprofen czy naproksen), stosowanych do łagodzenia bólu i w chorobach reumatycznych. Firmy obawiają się, że bezpośrednie porównania mogłyby "popsuć" rynek, w tym wypadku wart globalnie co najmniej 20 mld dolarów.
Marketing w klinice
Polski resort zdrowia planuje zmiany prawne, które m.in. zaostrzą kary za korumpowanie lekarzy przez przedstawicieli firm i ograniczą wydatki na reklamę. Firmy nie mogłyby wydawać na ten cel więcej niż 10 proc. rocznych przychodów ze sprzedaży leków, przy czym w grę wchodziłyby jedynie preparaty produkowane w Polsce. - Musieliśmy się wycofać z tego pomysłu, bo okazało się, że byłby niezgodny z polskim prawem. Nadal jednak widzimy potrzebę ograniczenia presji reklamowej, jaką producenci wywierają na lekarzy i pacjentów - mówi wiceminister zdrowia Bolesław Piecha. Takie ograniczenia są jednak mało skuteczne. Firmy farmaceutyczne od lat maskują reklamę jako działania edukacyjne lub badawcze. Częstą praktyką w Polsce jest prowadzenie badań klinicznych leków już zarejestrowanych, które są testowane na przykład w celu sprawdzenia, czy nie można nimi leczyć innych chorób. - Firma wydaje pieniądze na badania i dostarcza lek za darmo, ale dzięki temu może liczyć na to, że lekarz będzie potem przepisywał ten preparat swym pacjentom. Nikt nie sprawdza, czy takie badanie kliniczne ma sens z punktu widzenia nauki - mówi dr Paweł Grzesiowski z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.
Tymczasem potrzebnych badań, na przykład dotyczących skutków ubocznych stosowania leków, w Polsce praktycznie się nie prowadzi. - Ten problem był od lat lekceważony przez resort zdrowia. Dlatego tak naprawdę nie wiemy, jak stosowane w Polsce leki działają na organizmy Polaków - ostrzega dr Józef Meszaros z Akademii Medycznej w Warszawie. Według optymistycznych szacunków, na świecie jest zgłaszanych 10 proc. przypadków wystąpienia skutków ubocznych leków. U nas ten wskaźnik to ułamek procenta - spośród wszystkich cywilizowanych krajów Polska zgłasza do WHO najmniej takich przypadków. W rezultacie wielu pacjentów wymaga podwójnego leczenia - najpierw z powodu choroby, potem z powodu powikłań po terapii. Ale to jedynie może cieszyć firmy farmaceutyczne.
Fot: K. Pacuła
Więcej możesz przeczytać w 25/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.