O potrzebie rozliczenia się z brunatną przeszłością zaczyna się mówić w Austrii dopiero teraz
Dominika Ćosić
z Brukseli
Austriacy są autorami największej manipulacji XX wieku - wmówili Europejczykom, że Hitler był Niemcem, a Mozart Austriakiem, podczas gdy było odwrotnie" - pisał Jerzy Stempowski. Austriacy, ogłaszając, że byli pierwszą ofiarą nazizmu, uniknęli rozliczenia z własną przeszłością. A byłoby z czym, bo tuż po wojnie byli naziści wraz z rodzinami stanowili jedną trzecią populacji kraju. Teraz prezydent Heinz Fischer i kanclerz Wolfgang Schüssel wzywają do rozrachunku z przeszłością i choć większość społeczeństwa nie uważa tego za konieczne, elity zaczynają dojrzewać do rachunku sumienia.
Kwiaty dla nazistów
Kiedy niemieccy żołnierze w 1938 r., nie oddając nawet jednego strzału, wkraczali do Austrii, witały ich wiwatujące tłumy i kobiety z kwiatami. Odsetek członków NSDAP był w Austrii wyższy niż w niemieckich częściach III Rzeszy. Choć ludność Austrii stanowiła zaledwie 8 proc. populacji Rzeszy, to aż 50 proc. członków najbardziej zbrodniczych formacji SS i komendantów obozów koncentracyjnych była pochodzenia austriackiego, podobnie jak m.in. cała grupa Eichmanna. Dane zgromadzone w 1946 r. mówiły o prawie 540 tys. austriackich członkach NSDAP. Razem z rodzinami stanowili oni jedną trzecią populacji kraju. Początkowo odebrano im prawa wyborcze i cywilne, ale już w 1948 r. przywileje zostały przywrócone. Austria wyszła z wojny obronną ręką, tylko na początku przez kilka lat stacjonowały w niej oddziały sowieckie. Przede wszystkim jednak Austria, uznając się za pierwszą ofiarę nazizmu, uniknęła rachunku sumienia.
"To państwo austriackie jako byt polityczny było ofiarą nazizmu, a nie naród austriacki. Austriacy jako naród w większości sympatyzowali z narodowym socjalizmem" - przypominał Szymon Wiesenthal. Przypieczętowaniem zamknięcia rozdziału wojennego było ogłoszenie przez Wiedeń w 1955 r. na wzór Szwajcarii deklaracji neutralności. Jerzy Stempowski, który jako młody dziennikarz opisywał Niemcy i Austrię walczące z traumą I wojny światowej, a po zakończeniu II wojny ponownie objechał te tereny, już w latach 60. widział potencjalne niebezpieczeństwo austriackiego umycia rąk i uspokojenia sumienia.
Potwierdzeniem jego obaw był skład gabinetu kanclerza Bruna Kreisky'ego z 1970 r. - aż czterech z jedenastu ministrów było w przeszłości wysoko postawionymi nazistami. Wiesenthal, który ujawnił informacje o przeszłości członków rządu, sam został uznany przez kanclerza za "kolaboranta" i "zdrajcę". Prawdziwy skandal wybuchł jednak dopiero 20 lat poźniej, kiedy okazało się, że ówczesny austriacki prezydent, a wcześniej sekretarz generalny ONZ, Kurt Waldheim zataił swoją wojenną przeszłość. Waldheim zapomniał wspomnieć, że w czasie wojny był nie tylko wcielony do Wehrmachtu, ale też działał w wyjątkowo bezwzględnych jednostkach na Bałkanach. Choć oficjalnie Austriacy wstydzili się za swojego przywódcę, po cichu wielu z nich usprawiedliwiało Waldheima.
Kłopoty z pamięcią
Problem wrócił jak bumerang, kiedy kilka lat później w rządzie znalazła się Partia Wolnościowa kontrowersyjnego karynckiego polityka Jörga Haidera. Unia Europejska ukarała wtedy Wiedeń sankcjami za dopuszczenie do władzy faszyzującego populisty. Sankcje nie odniosły żadnego skutku. Jak uważa publicysta Rudolf Mitlöhner, Haider przede wszystkim jest populistą, który swoim znakiem firmowym uczynił sprzeciw wobec "wszystkich, którzy są na górze", przy okazji buntując się też przeciw potrzebie rozliczenia.
O potrzebie rozliczenia się z historią mówi się jednak właściwie dopiero teraz. Do apelu prezydenta Heinza Fischera dołączył kanclerz Wolfgang Schüssel. "Nigdy więcej" - powiedzieli o zbrodniach nazizmu i wezwali do rozrachunku z przeszłością. Czy Austriacy są na to gotowi? Sondaż przeprowadzony na zlecenie dziennika "Die Presse" jest przygnębiający: połowa Austriaków uważa, że II wojna światowa to zamknięty rozdział, 41 proc. respondentów nie jest pewnych, czy 8 maja obchodzony jako rocznica zakończenia wojny jest dniem wyzwolenia, czy raczej klęski, a jedna trzecia jest zdania, że cierpienia Żydów są zbyt mocno eksponowane.
Austriacy - podobnie jak Niemcy - mają dość bicia się w piersi. Bronisław Geremek opowiada, jak kilka lat temu znajomy Niemiec zapytał go, jak długo ma się jeszcze wstydzić niemieckiej historii. - Odpowiedziałem mu, że zawsze. Nie wolno zapomnieć o tym, czym była II wojna światowa, i nie wolno uciec od odpowiedzialności - mówi "Wprost" były szef MSZ. Problem jest jeszcze bardziej dotkliwy w wypadku Austrii, która troskliwie pielęgnując tradycję austro-węgierską i idee Mitteleuropy, a wymazuje późniejsze dzieje.
Dojrzewanie do zmian
Do niedawna samo stawianie pytań o austriacką historię było przejawem braku taktu. Przyznaje to Ursula Plassnik, szefowa austriackiej dyplomacji. - Przyzwyczailiśmy się do myśli o naszej neutralności i pokojowym nastawieniu. Chcąc zamknąć przeszłość, musimy ją jednak najpierw wyjaśnić - mówi "Wprost".
Austria kończy swoją drugą prezydencję w Unii Europejskiej (pierwsza była w 1998 r.). Choć Wiedeń, nawiązując właśnie do historii, priorytetem swojej kadencji chciał uczynić integrację Bałkanów, jak zwykle w wypadku planów prezydencji niewiele z tego wyszło. Znamienne, że Austria na wszelkie konflikty - m.in. spór dotyczący rurociągu niemiecko-rosyjskiego - reagowała ciszą. Dopiero kiedy Wiedeń uładzi się z własną historią, Austria będzie mogła w pełni aktywnie grać na scenie europejskiej.
Dominika Ćosić
z Brukseli
Austriacy są autorami największej manipulacji XX wieku - wmówili Europejczykom, że Hitler był Niemcem, a Mozart Austriakiem, podczas gdy było odwrotnie" - pisał Jerzy Stempowski. Austriacy, ogłaszając, że byli pierwszą ofiarą nazizmu, uniknęli rozliczenia z własną przeszłością. A byłoby z czym, bo tuż po wojnie byli naziści wraz z rodzinami stanowili jedną trzecią populacji kraju. Teraz prezydent Heinz Fischer i kanclerz Wolfgang Schüssel wzywają do rozrachunku z przeszłością i choć większość społeczeństwa nie uważa tego za konieczne, elity zaczynają dojrzewać do rachunku sumienia.
Kwiaty dla nazistów
Kiedy niemieccy żołnierze w 1938 r., nie oddając nawet jednego strzału, wkraczali do Austrii, witały ich wiwatujące tłumy i kobiety z kwiatami. Odsetek członków NSDAP był w Austrii wyższy niż w niemieckich częściach III Rzeszy. Choć ludność Austrii stanowiła zaledwie 8 proc. populacji Rzeszy, to aż 50 proc. członków najbardziej zbrodniczych formacji SS i komendantów obozów koncentracyjnych była pochodzenia austriackiego, podobnie jak m.in. cała grupa Eichmanna. Dane zgromadzone w 1946 r. mówiły o prawie 540 tys. austriackich członkach NSDAP. Razem z rodzinami stanowili oni jedną trzecią populacji kraju. Początkowo odebrano im prawa wyborcze i cywilne, ale już w 1948 r. przywileje zostały przywrócone. Austria wyszła z wojny obronną ręką, tylko na początku przez kilka lat stacjonowały w niej oddziały sowieckie. Przede wszystkim jednak Austria, uznając się za pierwszą ofiarę nazizmu, uniknęła rachunku sumienia.
"To państwo austriackie jako byt polityczny było ofiarą nazizmu, a nie naród austriacki. Austriacy jako naród w większości sympatyzowali z narodowym socjalizmem" - przypominał Szymon Wiesenthal. Przypieczętowaniem zamknięcia rozdziału wojennego było ogłoszenie przez Wiedeń w 1955 r. na wzór Szwajcarii deklaracji neutralności. Jerzy Stempowski, który jako młody dziennikarz opisywał Niemcy i Austrię walczące z traumą I wojny światowej, a po zakończeniu II wojny ponownie objechał te tereny, już w latach 60. widział potencjalne niebezpieczeństwo austriackiego umycia rąk i uspokojenia sumienia.
Potwierdzeniem jego obaw był skład gabinetu kanclerza Bruna Kreisky'ego z 1970 r. - aż czterech z jedenastu ministrów było w przeszłości wysoko postawionymi nazistami. Wiesenthal, który ujawnił informacje o przeszłości członków rządu, sam został uznany przez kanclerza za "kolaboranta" i "zdrajcę". Prawdziwy skandal wybuchł jednak dopiero 20 lat poźniej, kiedy okazało się, że ówczesny austriacki prezydent, a wcześniej sekretarz generalny ONZ, Kurt Waldheim zataił swoją wojenną przeszłość. Waldheim zapomniał wspomnieć, że w czasie wojny był nie tylko wcielony do Wehrmachtu, ale też działał w wyjątkowo bezwzględnych jednostkach na Bałkanach. Choć oficjalnie Austriacy wstydzili się za swojego przywódcę, po cichu wielu z nich usprawiedliwiało Waldheima.
Kłopoty z pamięcią
Problem wrócił jak bumerang, kiedy kilka lat później w rządzie znalazła się Partia Wolnościowa kontrowersyjnego karynckiego polityka Jörga Haidera. Unia Europejska ukarała wtedy Wiedeń sankcjami za dopuszczenie do władzy faszyzującego populisty. Sankcje nie odniosły żadnego skutku. Jak uważa publicysta Rudolf Mitlöhner, Haider przede wszystkim jest populistą, który swoim znakiem firmowym uczynił sprzeciw wobec "wszystkich, którzy są na górze", przy okazji buntując się też przeciw potrzebie rozliczenia.
O potrzebie rozliczenia się z historią mówi się jednak właściwie dopiero teraz. Do apelu prezydenta Heinza Fischera dołączył kanclerz Wolfgang Schüssel. "Nigdy więcej" - powiedzieli o zbrodniach nazizmu i wezwali do rozrachunku z przeszłością. Czy Austriacy są na to gotowi? Sondaż przeprowadzony na zlecenie dziennika "Die Presse" jest przygnębiający: połowa Austriaków uważa, że II wojna światowa to zamknięty rozdział, 41 proc. respondentów nie jest pewnych, czy 8 maja obchodzony jako rocznica zakończenia wojny jest dniem wyzwolenia, czy raczej klęski, a jedna trzecia jest zdania, że cierpienia Żydów są zbyt mocno eksponowane.
Austriacy - podobnie jak Niemcy - mają dość bicia się w piersi. Bronisław Geremek opowiada, jak kilka lat temu znajomy Niemiec zapytał go, jak długo ma się jeszcze wstydzić niemieckiej historii. - Odpowiedziałem mu, że zawsze. Nie wolno zapomnieć o tym, czym była II wojna światowa, i nie wolno uciec od odpowiedzialności - mówi "Wprost" były szef MSZ. Problem jest jeszcze bardziej dotkliwy w wypadku Austrii, która troskliwie pielęgnując tradycję austro-węgierską i idee Mitteleuropy, a wymazuje późniejsze dzieje.
Dojrzewanie do zmian
Do niedawna samo stawianie pytań o austriacką historię było przejawem braku taktu. Przyznaje to Ursula Plassnik, szefowa austriackiej dyplomacji. - Przyzwyczailiśmy się do myśli o naszej neutralności i pokojowym nastawieniu. Chcąc zamknąć przeszłość, musimy ją jednak najpierw wyjaśnić - mówi "Wprost".
Austria kończy swoją drugą prezydencję w Unii Europejskiej (pierwsza była w 1998 r.). Choć Wiedeń, nawiązując właśnie do historii, priorytetem swojej kadencji chciał uczynić integrację Bałkanów, jak zwykle w wypadku planów prezydencji niewiele z tego wyszło. Znamienne, że Austria na wszelkie konflikty - m.in. spór dotyczący rurociągu niemiecko-rosyjskiego - reagowała ciszą. Dopiero kiedy Wiedeń uładzi się z własną historią, Austria będzie mogła w pełni aktywnie grać na scenie europejskiej.
Więcej możesz przeczytać w 25/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.