Ksiądz Czajkowski przyznał, że był agentem dopiero wtedy, gdy okazało się, że nie można podważyć materiałów IPN
Moja wina jest bezsporna" - mimo początkowych zaprzeczeń ks. Michał Czajkowski, duchowy przewodnik środowiska katolicyzmu otwartego, przyznał się do wieloletniej współpracy z bezpieką. Niestety, nawet to sprawiło, że jego przyjaciele uznali tę konfesję za przyczynek, by zaatakować tych, którzy sprawę ujawnili. Czy zamknięcie sprawy ks. Czajkowskiego to impuls do lustracji w Kościele?
Determinacja świeckich
Z jednej strony, sprawa ks. Czajkowskiego jest ważnym precedensem. Były asystent "Więzi" jest, jak się zdaje, pierwszym kapłanem katolickim, który publicznie przyznał się do współpracy z komunistycznymi tajnymi służbami. Być może jego decyzja skłoni do podobnych rozliczeń z własnymi błędami innych kapłanów. Ale nie zamykajmy też oczu na specyfikę przypadku ks. Czajkowskiego. Po pierwsze, można podejrzewać, że wyznania win nie byłoby bez odwagi i determinacji dr. Tadeusza Witkowskiego, który ujawnił tę sprawę. Po drugie, w wypadku byłego asystenta "Więzi" silnym czynnikiem była determinacja części zespołu "Więzi", który zrozumiał, jak niszczące dla autorytetu tego zasłużonego pisma może być pozostawienie sprawy bez wyrazistego rozstrzygnięcia. Zwolennicy wyjaśnienia od końca sprawy TW Jankowskiego ścierali się jednak ponoć z przyjaciółmi kapłana, wyznającymi zasadę: "wierzę ks. Michałowi i już". Podobnie było w redakcji "Tygodnika Powszechnego", gdzie zawieszenie współpracy z ks. Mieczysławem Malińskim także było wynikiem determinacji grupy osób z zespołu. W obydwu wypadkach o zajęciu wyrazistego stanowiska zdecydowali świeccy rozumiejący zmianę atmosfery społecznej wokół lustracji w Kościele.
Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że w wypadku duchowieństwa determinacja do przeprowadzenia lustracji bywa o wiele słabsza niż niechęć do ujawniania słabości ludzi Kościoła. Często działa "korporacyjna", źle pojmowana solidarność kapłańska. Jeśli dodamy do tego rezerwę biskupów wobec wydawania werdyktów w sprawach, które - jak często się słyszy - "mogą skłócić diecezję", otrzymamy sumę czynników paraliżujących wolę lustracji w Kościele.
Ostatnie spotkanie episkopatu w Poznaniu pokazało, że biskupi wciąż są dalecy od podjęcia wspólnej decyzji co do trybu działania. Pozostawienie tej kwestii poszczególnym diecezjom skłania raczej do grania na zwłokę niż do chęci załatwienia narastającego problemu. Tam więc, gdzie kwestia ta otarła się o aktywność świeckich, impuls z tego środowiska zapobiegł udawaniu, że problemu nie ma. W wypadku diecezji determinacja do podobnych analiz musiałby być efektem wspólnej decyzji całego episkopatu i rygorystycznej procedury. Takiej determinacji w episkopacie na razie nie widać.
Odwaga i tchórzostwo
Raport "Więzi" należy wysoko ocenić pod względem rzetelności badania materiału i moralnej gotowości do stawienia czoła zasmucającym wnioskom. Smuci jednak to, że jego autorzy - Andrzej Friszke, Anna Karoń-Ostrowska, Zbigniew Nosowski i Tomasz Wiścicki - nie potrafili się powstrzymać od umieszczenia w raporcie aroganckich opinii o tych, bez których poszukiwania prawdy o ks. Czajkowskim po prostu by nie było. Taki insynuacyjny charakter ma zdanie o tym, że po opublikowaniu przez "Życie Warszawy" raportu dr. Witkowskiego liczni wrogowie ks. Czajkowskiego nie posiadali się z satysfakcji, że oto dialogiem w Kościele mógł się zajmować tylko agent SB. W innym fragmencie raportu padają pogardliwe słowa o dziennikarzach, którzy "nawet na oczy nie widzieli dokumentów zgromadzonych w IPN", a mimo to z góry wiedzieli lepiej, jaka jest prawda. Nie obeszło się bez lekceważącego zdania o autorach komentarzy, którzy mieli się wykazać "bezkrytycznym, stuprocentowym zaufaniem do zapisków sporządzonych przez oficerów SB". Wreszcie, w tym samym numerze "Więzi" publicysta Jan Turnau wręcz insynuuje medialny spisek przeciw ks. Czajkowskiemu. "Cios był celny. Nie otrzymali go inni księża lustrowani przez kłusowników - ani ojciec Hejmo, ani ks. Drozdek. Uderzono w miłośnika katolickiego dialogu. Owszem był powód: dawniejszy, obrzydliwy dialog księdza z braćmi "podłączonymi". Ale mam prawo podejrzewać, że do tej lustracji wybrano Michała nie bez przypadku" - napisał Turnau.
Jako osoba, która skomentowała sprawę ks. Czajkowskiego po ogłoszeniu tekstu dr. Tadeusza Witkowskiego, ze smutkiem przyjmuję, że autorzy "Więzi", tak wyczuleni na "obrzucanie błotem ks. Michała" jak Halina Bortnowska, nie mają oporów przed publikowaniem insynuacji o spisku przeciw kapłanowi "Kościoła otwartego". Powracają nieuczciwe twierdzenia o publicystach wierzących w każde słowo napisane przez ubeków. Tak nie było. Nie pisano by o sprawie ks. Czajkowskiego, gdyby nie solidna praca historyczna dr. Witkowskiego, oparta na dokumentach, których autentyczność potwierdził IPN.
Mój tekst w "Dzienniku" podsumowujący fakty wyzierające z teczek Jankowskiego miał tytuł "Agent pełen pychy", wprawdzie nie pochodzący od mnie, ale trafny. W działalności agenturalnej ks. Czajkowskiego to pycha popychała go do tworzenia na potrzeby SB portretów charakterologicznych kolegów z seminarium, a potem ze studiów w Rzymie i w diecezji wrocławskiej. To pycha kazała mu się kreować na recenzenta prymasa i innych hierarchów, których rozliczał z tempa wprowadzania soborowych reform.
Jest jeszcze kwestia, do której wielokrotnie powracają obrońcy ks. Czajkowskiego: w jakim stopniu można go uznawać za osobę współwinną śmierci ks. Jerzego Popiełuszki? Niepokoić musi pewność siebie, z jaką niektórzy redaktorzy "Więzi" odrzucają taką opinię jako podłą niedorzeczność. Raport "Więzi" potwierdza jednak, że ks. Czajkowski - wbrew zaprzeczeniom - donosił na ks. Popiełuszkę. Każdy taki donos zacieśniał esbecką pętlę wokół kapelana "Solidarności". Decyzja o kaźni ks. Popiełuszki nie mogłaby zapaść bez całkowitej pewności bezpieki, że zna wszystkie szczegóły dotyczące ks. Jerzego. To powinno by memento dla każdego donosiciela: nie w twojej mocy jest orzekać, jaki pożytek zrobią z twojej zdrady mocodawcy.
Wybaczenie nie dla każdego
W raporcie "Więzi" zawarte jest podziękowanie za "szybką decyzję prezesa IPN i przychylność pracowników IPN", dzięki której autorzy raportu mogli wykonać swoje zadanie w krótkim czasie. Owa wdzięczność jednak nie skłania publicystów "Więzi" do zdystansowania się od wypowiedzi abp. Józefa Życińskiego z 23 czerwca 2006 r., w której oskarżał on oddziały IPN o prowadzenie stachanowskiego wyścigu w dziele tropicielstwa.
Autorzy raportu stwierdzają: "Gdy postawiono mu [ks. Czajkowskiemu] tak poważne zarzuty, uznaliśmy, że aby mu pomóc, przede wszystkim musimy poznać prawdę". Autorzy tych słów nie wspominają, że pierwszy tę prawdę wydobył na światło dzienne dr Tadeusz Witkowski. W "Więzi" brak choćby słowa uznania dla jego pracy. A chodzi o autora lekceważąco określanego przez przyjaciół ks. Czajkowskiego mianem "polonista Witkowski" i pomówionego publicznie o antysemickie motywacje przy pisaniu tekstu o ks. Czajkowskim. Jeśli byłemu asystentowi "Więzi" prawda pomogła wyjść z upadku zakłamania, niech chociaż badaczowi z USA oszczędzone zostaną kolejne insynuacyjne aluzje. Tak się niestety nie stało.
Sprawa ks. Czajkowskiego wygląda na wyjaśnioną. Wbrew zgryźliwym uwagom Haliny Bortnowskiej o używaniu biblijnej maksymy "prawda was wyzwoli", prawda pomaga powracać do życia w godności. Dzięki pracy badaczy "Więzi" lepiej poznaliśmy także to, co w życiu ks. Czajkowskiego w latach 80. było oporem wobec komunistycznej władzy. Stopniowe uniezależnianie się do bezpieki - pomoc w kolportażu pism KOR czy szmuglowanie grypsów z miejsc internowania.
Czytelnicy mogą teraz z prac historyków wysnuwać własne wnioski. Modlić się za ks. Czajkowskiego lub przyjąć jego przejmujące przeprosiny. Słyszymy apele, ba, wręcz żądania, by wybaczyć ks. Michałowi. Są one okraszane sugestiami, że kto tego nie uczyni, postawi się poza wspólnotą chrześcijan. Prawo do wybaczania mają jednak głównie ofiary ks. Czajkowskiego. To do nich z prośbą o taki gest pokoju może się teraz zwracać wychodzący z labiryntu kłamstwa ksiądz.
Determinacja świeckich
Z jednej strony, sprawa ks. Czajkowskiego jest ważnym precedensem. Były asystent "Więzi" jest, jak się zdaje, pierwszym kapłanem katolickim, który publicznie przyznał się do współpracy z komunistycznymi tajnymi służbami. Być może jego decyzja skłoni do podobnych rozliczeń z własnymi błędami innych kapłanów. Ale nie zamykajmy też oczu na specyfikę przypadku ks. Czajkowskiego. Po pierwsze, można podejrzewać, że wyznania win nie byłoby bez odwagi i determinacji dr. Tadeusza Witkowskiego, który ujawnił tę sprawę. Po drugie, w wypadku byłego asystenta "Więzi" silnym czynnikiem była determinacja części zespołu "Więzi", który zrozumiał, jak niszczące dla autorytetu tego zasłużonego pisma może być pozostawienie sprawy bez wyrazistego rozstrzygnięcia. Zwolennicy wyjaśnienia od końca sprawy TW Jankowskiego ścierali się jednak ponoć z przyjaciółmi kapłana, wyznającymi zasadę: "wierzę ks. Michałowi i już". Podobnie było w redakcji "Tygodnika Powszechnego", gdzie zawieszenie współpracy z ks. Mieczysławem Malińskim także było wynikiem determinacji grupy osób z zespołu. W obydwu wypadkach o zajęciu wyrazistego stanowiska zdecydowali świeccy rozumiejący zmianę atmosfery społecznej wokół lustracji w Kościele.
Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że w wypadku duchowieństwa determinacja do przeprowadzenia lustracji bywa o wiele słabsza niż niechęć do ujawniania słabości ludzi Kościoła. Często działa "korporacyjna", źle pojmowana solidarność kapłańska. Jeśli dodamy do tego rezerwę biskupów wobec wydawania werdyktów w sprawach, które - jak często się słyszy - "mogą skłócić diecezję", otrzymamy sumę czynników paraliżujących wolę lustracji w Kościele.
Ostatnie spotkanie episkopatu w Poznaniu pokazało, że biskupi wciąż są dalecy od podjęcia wspólnej decyzji co do trybu działania. Pozostawienie tej kwestii poszczególnym diecezjom skłania raczej do grania na zwłokę niż do chęci załatwienia narastającego problemu. Tam więc, gdzie kwestia ta otarła się o aktywność świeckich, impuls z tego środowiska zapobiegł udawaniu, że problemu nie ma. W wypadku diecezji determinacja do podobnych analiz musiałby być efektem wspólnej decyzji całego episkopatu i rygorystycznej procedury. Takiej determinacji w episkopacie na razie nie widać.
Odwaga i tchórzostwo
Raport "Więzi" należy wysoko ocenić pod względem rzetelności badania materiału i moralnej gotowości do stawienia czoła zasmucającym wnioskom. Smuci jednak to, że jego autorzy - Andrzej Friszke, Anna Karoń-Ostrowska, Zbigniew Nosowski i Tomasz Wiścicki - nie potrafili się powstrzymać od umieszczenia w raporcie aroganckich opinii o tych, bez których poszukiwania prawdy o ks. Czajkowskim po prostu by nie było. Taki insynuacyjny charakter ma zdanie o tym, że po opublikowaniu przez "Życie Warszawy" raportu dr. Witkowskiego liczni wrogowie ks. Czajkowskiego nie posiadali się z satysfakcji, że oto dialogiem w Kościele mógł się zajmować tylko agent SB. W innym fragmencie raportu padają pogardliwe słowa o dziennikarzach, którzy "nawet na oczy nie widzieli dokumentów zgromadzonych w IPN", a mimo to z góry wiedzieli lepiej, jaka jest prawda. Nie obeszło się bez lekceważącego zdania o autorach komentarzy, którzy mieli się wykazać "bezkrytycznym, stuprocentowym zaufaniem do zapisków sporządzonych przez oficerów SB". Wreszcie, w tym samym numerze "Więzi" publicysta Jan Turnau wręcz insynuuje medialny spisek przeciw ks. Czajkowskiemu. "Cios był celny. Nie otrzymali go inni księża lustrowani przez kłusowników - ani ojciec Hejmo, ani ks. Drozdek. Uderzono w miłośnika katolickiego dialogu. Owszem był powód: dawniejszy, obrzydliwy dialog księdza z braćmi "podłączonymi". Ale mam prawo podejrzewać, że do tej lustracji wybrano Michała nie bez przypadku" - napisał Turnau.
Jako osoba, która skomentowała sprawę ks. Czajkowskiego po ogłoszeniu tekstu dr. Tadeusza Witkowskiego, ze smutkiem przyjmuję, że autorzy "Więzi", tak wyczuleni na "obrzucanie błotem ks. Michała" jak Halina Bortnowska, nie mają oporów przed publikowaniem insynuacji o spisku przeciw kapłanowi "Kościoła otwartego". Powracają nieuczciwe twierdzenia o publicystach wierzących w każde słowo napisane przez ubeków. Tak nie było. Nie pisano by o sprawie ks. Czajkowskiego, gdyby nie solidna praca historyczna dr. Witkowskiego, oparta na dokumentach, których autentyczność potwierdził IPN.
Mój tekst w "Dzienniku" podsumowujący fakty wyzierające z teczek Jankowskiego miał tytuł "Agent pełen pychy", wprawdzie nie pochodzący od mnie, ale trafny. W działalności agenturalnej ks. Czajkowskiego to pycha popychała go do tworzenia na potrzeby SB portretów charakterologicznych kolegów z seminarium, a potem ze studiów w Rzymie i w diecezji wrocławskiej. To pycha kazała mu się kreować na recenzenta prymasa i innych hierarchów, których rozliczał z tempa wprowadzania soborowych reform.
Jest jeszcze kwestia, do której wielokrotnie powracają obrońcy ks. Czajkowskiego: w jakim stopniu można go uznawać za osobę współwinną śmierci ks. Jerzego Popiełuszki? Niepokoić musi pewność siebie, z jaką niektórzy redaktorzy "Więzi" odrzucają taką opinię jako podłą niedorzeczność. Raport "Więzi" potwierdza jednak, że ks. Czajkowski - wbrew zaprzeczeniom - donosił na ks. Popiełuszkę. Każdy taki donos zacieśniał esbecką pętlę wokół kapelana "Solidarności". Decyzja o kaźni ks. Popiełuszki nie mogłaby zapaść bez całkowitej pewności bezpieki, że zna wszystkie szczegóły dotyczące ks. Jerzego. To powinno by memento dla każdego donosiciela: nie w twojej mocy jest orzekać, jaki pożytek zrobią z twojej zdrady mocodawcy.
Wybaczenie nie dla każdego
W raporcie "Więzi" zawarte jest podziękowanie za "szybką decyzję prezesa IPN i przychylność pracowników IPN", dzięki której autorzy raportu mogli wykonać swoje zadanie w krótkim czasie. Owa wdzięczność jednak nie skłania publicystów "Więzi" do zdystansowania się od wypowiedzi abp. Józefa Życińskiego z 23 czerwca 2006 r., w której oskarżał on oddziały IPN o prowadzenie stachanowskiego wyścigu w dziele tropicielstwa.
Autorzy raportu stwierdzają: "Gdy postawiono mu [ks. Czajkowskiemu] tak poważne zarzuty, uznaliśmy, że aby mu pomóc, przede wszystkim musimy poznać prawdę". Autorzy tych słów nie wspominają, że pierwszy tę prawdę wydobył na światło dzienne dr Tadeusz Witkowski. W "Więzi" brak choćby słowa uznania dla jego pracy. A chodzi o autora lekceważąco określanego przez przyjaciół ks. Czajkowskiego mianem "polonista Witkowski" i pomówionego publicznie o antysemickie motywacje przy pisaniu tekstu o ks. Czajkowskim. Jeśli byłemu asystentowi "Więzi" prawda pomogła wyjść z upadku zakłamania, niech chociaż badaczowi z USA oszczędzone zostaną kolejne insynuacyjne aluzje. Tak się niestety nie stało.
Sprawa ks. Czajkowskiego wygląda na wyjaśnioną. Wbrew zgryźliwym uwagom Haliny Bortnowskiej o używaniu biblijnej maksymy "prawda was wyzwoli", prawda pomaga powracać do życia w godności. Dzięki pracy badaczy "Więzi" lepiej poznaliśmy także to, co w życiu ks. Czajkowskiego w latach 80. było oporem wobec komunistycznej władzy. Stopniowe uniezależnianie się do bezpieki - pomoc w kolportażu pism KOR czy szmuglowanie grypsów z miejsc internowania.
Czytelnicy mogą teraz z prac historyków wysnuwać własne wnioski. Modlić się za ks. Czajkowskiego lub przyjąć jego przejmujące przeprosiny. Słyszymy apele, ba, wręcz żądania, by wybaczyć ks. Michałowi. Są one okraszane sugestiami, że kto tego nie uczyni, postawi się poza wspólnotą chrześcijan. Prawo do wybaczania mają jednak głównie ofiary ks. Czajkowskiego. To do nich z prośbą o taki gest pokoju może się teraz zwracać wychodzący z labiryntu kłamstwa ksiądz.
Więcej możesz przeczytać w 29/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.